Teraz są w drewutni. Drzewo do rozpałki przywiezione z Nowej Wsi, ułożone równiutko pod ścianami, znać tu gospodarską rękę, czasem syn z synową biorą sobie parę sągów do kominka, ale rzadko.
– Patrzaj, i tonę węgla kupiłem, bo nie wiem, czy mi ten gazowy na zimę ruszy.
I jeszcze jedna piwniczna izba. Tu w workach leżakują kartofle, cebula, buraki, wszystko od chłopów z Nowej Wsi. Stoją tu też stare meble z pokoju Luizy, już dawno kupiła sobie nowe, a że te jeszcze całkiem, całkiem, biurko, stół, cztery krzesła. Może kiedyś się przydadzą albo się komuś da. Od przybytku głowa nie boli.
Jest już garaż, Poldek zapala światło. Ostra woń ropy, którą niedawno malował sztachety do płotu i kątowniki. Zostało mu trochę towaru w dużej puszce. Koło samochodu, pod okienkiem, stoi stare biurko z przykręconym imadłem, leżą tu narzędzia, są gwoździe w słoikach i blaszanych pudełkach, śrubki, nakrętki w pudełeczkach po cukierkach.
Blat jest czarny od smaru, ponacinany, połupany. Obok ze ściany zwieszają się zakurzone przewody elektryczne z rozmaitymi końcówkami, torby plastykowe, w których Poldek przechowuje części do samochodu.
Teraz bierze jeden ze sznurów i wtyka w gniazdko. Na biurku zaczyna migotać niewielka choineczka.
– Ładna?
– Niczego sobie. A skąd ją masz?
– Dzieciaki Jacka chciały wyrzucić, a mi się przyda.
Nieopodal drewnianej skrzyneczki bez wieka, w której leżą pilniki i śrubokręty, stoją dwie czyste szklane lufki. Poldek sięga za biurko, chwilę tam gmera, i wyjmuje słoik marynowanych śliwek w occie, jego ulubione.
– Czesia nie będzie brzęczała? – dla porządku tylko pyta Hipek i wyjmuje z wewnętrznej kieszeni butelkę wódki „1906”, powszechnie zwaną rocznikiem.
– Pobrzęczy i przestanie, święta są.
Światełka migają, obaj mężczyźni siadają na stołkach, a Poldek polewa. Walą. Słoiczek trudno się odkręca, ale wieczko odskakuje wreszcie z cichym klaśnięciem. Gospodarz widelcem podaje Hipkowi śliwkę.
Ten bierze ją z widelca paluchami i wpycha do ust. Przeżuwa. Chwilkę milczą. Poldek polewa na drugą nogę. Trach! Teraz tempo będzie wolniejsze, to już nie te lata, kiedy zdarzały się flaszki pięciominutówki. Młodość i animusz. I może dlatego Hipek mówi:
– Na Wschodniej był kiedyś kiosk z piwem. Po robocie tam chodziliśmy, to się zawsze do kufli ćwiartkę rozlewało. Ależ to waliło!
– Piwo chcesz?
Poldek otwiera szafkę w biurku i wyjmuje puszkę harnasia. Stawia na blacie obok flaszki. Potem mówi:
– Patrzaj, Hipciu, jak to z tymi Żydami, Kazimierz Wielki w Żydówce się zakochał, a u nas Żydówka z dziećmi w oborze siedziała.
– Za Niemca?
Poldek milczy i udaje, że pilnie ogląda maskę swego dwudziestoletniego forda fiesty w kolorze kremowym. Po tylu latach na karoserii ani śladu rdzy.