Kultura

Islam straszy i uwodzi Zachód

Paryskie elegantki paradowały w turbanach i z torebkami z perskiego jedwabiu, z którego szyto też szaty biskupie.

Hidżab na Krupówkach, burkini w aquaparku i jagnię hallal na grillu. Islam pod Giewontem

– Gdzie nie spojrzeć przyjezdni z Bliskiego Wschodu – mówią mieszkańcy Podhala.

zobacz więcej
Im większą Zachód zdobywał przewagę nad światem islamu, tym bardziej się nim fascynował. Owo zauroczenie poddał miażdżącej krytyce Edward Said w głośniej książce „Orientalizm” z 1978 roku. Poniekąd słusznie. Jak to często w miłości bywa, obiekt uczuć został bowiem uwznioślony i upoetyczniony tak bardzo, że przestał przypominać oryginał. Wizja Bliskiego Wschodu i Maghrebu, stworzona przez XIX-wiecznych luminarzy z całą pewnością była naiwna, powierzchowna, arbitralna i odruchowo paternalistyczna.

Said poszedł jednak znacznie dalej, uznając że orientalizm (rozumiany jako zbiór wyobrażeń, rzecz jasna fałszywych) „umożliwia polityczną, gospodarczą, kulturalną i społeczną dominację Zachodu, nie tylko w czasach kolonialnych, ale także w teraźniejszości”.

Kusicielka z Sahary

Naciąganą tezę amerykańskiego uczonego od razu podchwycili arabscy i tureccy intelektualiści oraz komentatorzy, którzy zbudowali swój autorytet na piętnowaniu prawdziwych i domniemanych grzechów cywilizacji europejskiej. Formuła walki z hydrą neokolonializmu jest zaskakująca pojemna: mieszczą się w niej antychrześcijańskie fobie, ślepota na występki innowierców oraz odziedziczona po komunistach wiara, że każdy twórca służy określonej ideologii, czy tego chce czy nie.
Rudolf Valentino z Agnes Ayres w filmie "Szejk" w reżyserii George'a Melforda z 1921 roku. Fot. John Kobal Foundation/Getty Images
Z różnych stron słychać mantrę o kulturowej agresji Zachodu, który chce ukraść muzułmanom ich dusze. Tymczasem islamska estetyka kolonizowała wyobraźnię Europejczyków już w średniowieczu. Weźmy na przykład muzykę. Moda na orient sprawiła, że Mozart skomponował „Uprowadzenie z seraju” i „Marsz turecki”, Rymski-Korsakow „Szeherezadę”, zaś grupa Led Zeppelin „Kashmir”.

Sto lat temu londyńska śmietanka towarzyska zaczytywała się w wierszach przypisywanych średniowiecznemu mędrcowi z Persji. „Rubajjaty” miały od 1859 do 1929 roku miały w Wielkiej Brytanii ponad 300 wydań! Gdy nad Tamizą urządzano wieczorki na cześć Omara Chajjama, w amerykańskich kinach rekordy powodzenia bił „Szejk” z Rudolfem Valentino. Theda Bara – pierwsza hollywoodzka femme fatale, twierdziła zaś, że jest arabską księżniczką urodzoną na Saharze (w rzeczywistości jej ojciec był żydowskim krawcem, który wyemigrował z Polski).

Powrót wyklętych

Najnowszy konflikt USA z Iranem, interwencje w Iraku i Afganistanie, wojny domowe w Libii i Syrii, niepokoje w Turcji, Libanie, Egipcie i Palestynie, krwawe zamachy terrorystyczne w po obu stronach Atlantyku… Pretekstów do przypominania, jak cywilizację islamu postrzegali nasi przodkowie pojawiło się w ostatnich latach aż nadto. Byłoby jednak nadużyciem tłumaczyć pełzającą rehabilitację malarzy-orientalistów wyłącznie względami pozaartystycznymi. Publiczności i kolekcjonerom ich obrazy podobały się zawsze. Gorzej z krytykami, potępiającymi w czambuł wszystko, co wydawało się im zbyt dekoracyjne, banalne i „nienowoczesne”.

Założenie, że prawdziwa sztuka musi być awangardowa nie mogło się jednak na dłuższą metę utrzymać. Orientaliści, podobnie jak cały artystyczny mainstream XIX stulecia, wrócili do łask kuratorów. Wystawa „Inspired by the east” („Natchnieni wschodem”) zorganizowana przez British Museum we współpracy z malezyjskim Muzeum Sztuki Islamu dowartościowuje zapomnianych mistrzów pędzla, takich jak Amerykanin Frederic Arthur Bridgman. W czasach belle époque żartowano, że jego pracownia jest największą atrakcją Paryża, zaraz po wieży Eiffla. Dziwnym trafem, w zeszłym roku w stolicy Francji triumfy święciła ekspozycja „L’Orient des peintres, du rêve à la lumière” („Orient malarzy, od marzeń do światła”). Byłby to kolejny objaw cichej rywalizacji, ciągnącej się co najmniej od chwili gdy Napoleon podbił Egipt, by wkrótce go stracić na rzecz Brytyjczyków?
Frederick Arthur Bridgman, "An Interesting Game", ok. 1881. Fot. Wikimedia/Google Art Project
Said oparł swoją tezę na wybranych tekstach literackich. Sztuką szczęśliwie się nie zajął, ale bez wątpienia i tu znalazłby pole do popisu. Dzieła artystów zauroczonych światem islamu mają bowiem nieusuwalne piętno czasów, w których powstały. Wyprawy Eugène’a Delacroix, ojca chrzestnego orientalizmu, do Maroka i Algierii miały ścisły związek z zakusami Francuzów na Afrykę północną. Dla Paryża Maghreb do dziś jest „bliską zagranicą”, naturalną strefą wpływów.

Jak za Chrystusa

Romantyk Delacroix otworzył malarzom wrota sezamu. Hasło „ex oriente lux” nabrało nowego znaczenia, intensywne światło i kolory Maghrebu tchnęło nowe życie w impresjonizm, abstrakcjonistów urzekły arabskie ornamenty. Pejzażyści odkryli majestatyczną i napawającą metafizycznym lękiem pustynię. Ale to klasycysta Jean-Léon Gérôme stworzył kanon gatunku. Był pracowity jak mrówka i dobrze wyczuwał gust klienteli. Również dzisiejszej – w ubiegłym roku jego dwa obrazy sprzedano na aukcji za prawie sześć milionów funtów brytyjskich. Dzieła Francuza mają też potencjał propagandowy: „Targ niewolników” znalazł się na antymuzułmańskim plakacie Alternatywy dla Niemiec.

W XIX wieku Zachód pasjonował się archeologią i dawnymi cywilizacjami. Szkot David Roberts, który z narażeniem życia i zdrowia dokumentował zabytki Egiptu, Libanu i Ziemi Świętej, bez problemu znalazł chętnych na albumy z grafikami, wykonanymi in situ. Listę subskrybentów otwierała królowa Wiktoria. Popyt na takie wydawnictwa nakręcał rozwój turystyki.

Wojaże artystów wpływały też na sztukę religijną. Pod palącym, bliskowschodnim słońcem Gérôme i jego uczniowie (miał ich tysiące) odkryli „żywą starożytność”. Przekonani, że od czasów biblijnych moda mało się zmieniła, ubierali świętych i proroków w stroje arabskie. Malarzom, którzy nie postawili stopy w Palestynie, wystarczały fotografie i rekwizyty wypożyczane ze sklepów kolonialnych.

Mniej niż zwierzę

Orient zawładnął wyobraźnią artystów również dlatego, że dobrze się sprzedawał. Ludzie łaknęli egzotyki: twarzy, krajobrazów i scen, których na Zachodzie się nie widywało. Salony obwieszano malowidłami i grafikami, opiewającymi życie muzułmanów. Jakże intrygujący byli ci ogorzali mężczyźni palący nargile, dosiadający wielbłądów, wymachujący zakrzywionymi mieczami, modlący się w meczetach lub zdążający do Mekki!
Jean-Léon Gérôme, "Targ niewolników”, ok. 1866. Fot. Wikimedia/Clark Art Institute.
Stereotypowość tych obrazów każe powątpiewać w ich realizm. No cóż, orientaliści byli dziećmi swojej epoki, więc poprawiali naturę, przy okazji oszczędzając europejskiej publice widoku chorych, wynędzniałych i szpetnych tubylców. Lakiernictwo było rodzajem autocenzury. Kto o niej zapominał, uchodził za prostaka i skandalistę. Prawdę o życiu wieśniaków z doliny Nilu można zaś odnaleźć w słowach tureckiego urzędnika: „fellach jest trochę mniej niż zwierzęciem i trochę więcej niż rośliną”.

Kolekcjonerzy wschodniej broni i ceramiki, którzy na podłogach kładli perskie dywany, zaś na ścianach wieszali berberyjskie kobierce, chyba nie chcieli o tym wiedzieć. Podobnie jak inwestorzy i architekci, wznoszący od Moskwy po Chicago i Sidney gmachy urzędowe, teatry, fabryki, hotele, łaźnie, kościoły, synagogi i loże masońskie w stylu mauretańskim lub osmańskim.

Paryski pałac Trocadero, wyglądający jak weselny tort sułtana Maroka, w XX wieku uznano za pomnik złego gustu i bez litości zburzono. Dziejowe burze przetrwał natomiast londyński Leighton House. Pseudoislamskie wnętrza owej rezydencji często występowały w filmach i teledyskach, ostatnio goszczą też wystawy wiktoriańskich artystów.

Dusiciel ze Lwowa

Do arabskich i tureckich kobiet orientaliści jako niewierni dostęp mieli utrudniony. Delacroix, którego w Algierze zaproszono do haremu, mógł się uważać za szczęściarza. Inni uciekali się do oszustwa (Charles Laudelle namówił wieśniaczkę z Normandii, by pozowała mu do obrazu „Żydówka z Tangeru”) albo polegali na własnej wyobraźni. Ta zaś była wyjątkowo bujna.

Ingres, autor „Wielkiej odaliski” i „Łaźni tureckiej” o hammanie wiedział tyle, co przeczytał we wspomnieniach damy, która wraz z mężem – dyplomatą mieszkała w Konstantynopolu. Kąpiąc się i poddając zabiegom pielęgnacyjnym w gronie dwustu nagich pań nie zauważyła „żadnych nieprzyzwoitych gestów ani też wyuzdanych pozycji”. 80-letni Ingres wyczuł, że publiczność oczekuje czegoś wręcz przeciwnego – mikstu egzotyki i erotyki, więc spełnił jej pragnienia.

Wyuzdane sceny haremowe stały się odtąd wizytówką orientalizmu. Byli tacy, którym nie wystarczała golizna i bez skrupułów szli w tematy porno-brutalne. Lwowianin Franciszek Żmurko popełnił malowidło „Z rozkazu padyszacha” przedstawiające uduszoną nagą niewolnicę (dziś w zbiorach warszawskiego Muzeum Narodowego).
Franciszek Żmurko, "Z rozkazu padyszacha", 1881. Fot. Wikimedia/www.pinakoteka.zascianek.pl
W Londynie polskie barwy reprezentuje jednak bardziej znany na Zachodzie Stanisław Chlebowski, uczeń Gérôme’a. Przez 12 lat mieszkał w Konstantynopolu i dochrapał się tytułu nadwornego malarza sułtana Abdülaziza. Na obrazie prezentowanym w British Museum, wąsaty strażnik modli się w Hagii Sofii. Zdjął buty, ale nie pas, za którym ma utknięte pistolety.

Nasi orientaliści tym różnili się od kolegów znad Tamizy i Sekwany, że wschodnią egzotykę mieli na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło się wyprawić na ukraińskie stepy, by poczuć się jak pan Wołodyjowski. Krajowy rynek dzieł sztuki był ubożuchny, lecz europejscy marszandzi płacili hojnie za płótna z watahą srogich Tatarów, Kozaków albo Czerkiesów gnających z kopyta nie wiadomo skąd i po co.

Żona, czyli mumia

Jest na wystawie jeszcze jedno polonicum: paradny hełm otomański zdobyty przez Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Przechowywany na zamku w Podhorcach, jakimś cudem znalazł się w Malezji. W Londynie ilustruje tezę, że korzenie orientalizmu sięgają co najmniej czasów, gdy Europa zetknęła się z ekspansywną Turcją.

Tych Brytyjczyków, którzy bawiąc cztery lata temu w Krakowie zamiast szwendać się po knajpach, zwiedzili wystawę „Ottomania” w Muzeum Narodowym, to odkrycie nie zaskoczy. Ale ilu z podziwiających „Ambasadorów” Hansa Holbeina Młodszego dostrzega, że stoją oni na tureckim dywanie? Podziwowi dla potęgi padyszachów towarzyszył lęk przed muzułmańskim fanatyzmem. Europa nie potrafiła się jednak zjednoczyć nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia.

Z antyislamskiego frontu pierwszy wyłamał się Paryż. Miało to swoje kulturowe konsekwencje. W dobie renesansu połowa francuskiej literatury podróżniczej poświęcona była imperium Osmanów. Światowa kariera „Opowieści z 1001 nocy” zaczęła się po ich przetłumaczeniu na język Moliera. Elegantki paradowały w turbanach i z torebkami z perskiego jedwabiu, z którego szyto też szaty biskupie. Jedynie w modzie na picie kawy Francuzi dali się wyprzedzić Anglikom.
Hans Holbein Młodszy, "Ambasadorowie" czyli "Jean de Dinteville i Georges de Selve", 1533. Fot. Wikimedia/Google Cultural Institute
Wschód wabił kupców, awanturników i nieszczęśliwych kochanków. Niektórzy przechodzili na islam i wysługiwali się sułtanom. Na początku XVII wieku Rzymianin Pietro della Valle odreagowując zawód miłosny wyprawił się w podróż życia. Przez Wenecję, Konstantynopol, Aleksandrię, Jerozolimę i Damaszek dotarł do Bagdadu, gdzie wziął ślub z miejscową chrześcijanką. Zamieszkali razem w Persji. Niestety, Maani zmarła przy porodzie, więc Pietro wrócił do ojczyzny (okrężną drogą przez Indie), zabierając ze sobą mumię małżonki. Jego relacja stała się bestsellerem i zachętą dla kolejnych śmiałków.

Zdezorientowane buntowniczki

Zauroczenie orientem miało swoje lustrzane odbicie po stronie muzułmańskiej. Już Mehmed II, zdobywca Konstantynopola, sprowadził z Wenecji Gentile Belliniego, by go sportretował, co było jawnym lekceważeniem koranicznego zakazu przedstawiania postaci ludzkich. Elity tureckiego imperium coraz bardziej oglądały się na zachód, by w końcu dojść do wniosku, że w imię nowoczesności trzeba porzucić zwyczaje przodków. Kuratorki Julia Tugwell i Olivia Threlkeld też próbują iść z duchem czasów. Cytują Saida, zaś ostatnią, współczesną część wystawy, zatytułowaną „Disorient” oddały w pacht artystkom z Turcji, Iranu, Maroka i Palestyny. Panie polemizują ze stereotypem biernej muzułmańskiej kobiety. Z mizernym efektem. Raeeda Sadeh sfotografowała się w pozie odaliski Ingresa, owiniętej gazetami, komentującymi konflikt izraelsko-arabski. İnci Eviner przekonuje, że harem wcale nie był miejscem intryg i sekscesów. Shirin Neshat wdziała czador i złożyła ręce do modlitwy, lecz karabin leżący u jej stóp bardziej niż z ideą girl power kojarzy się z terroryzmem.

Zainteresowanie życiem i obyczajami sąsiadów jest naturalne jak oddychanie. Definiujesz siebie, porównując się z innymi. Zachód w ciągu czternastu wieków, jakie minęły od wystąpienia Mahometa odrobił tę lekcję. Wschód nadal się uczy.

– Wiesław Chełminiak

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Wystawa „Inspired by the east: how the Islamic world influenced western art” w londyńskim British Museum jest czynna do 26 stycznia 2019. Od 1 lipca do 30 listopada będzie ją można oglądać w Islamic Arts Museum Malaysia w Kuala Lumpur.
Zdjęcie główne: Stanisław Chlebowski, "Sułtan Bajazyt w niewoli u Tamerlana", 1878. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.