Pięć lat później, w chwili śmierci papieża, był ksiądz profesor na pielgrzymce do Ziemi Świętej. Z jakimi nastrojami ksiądz się tam spotkał?
Bardzo emocjonalnym i życzliwym nastawieniem względem naszej polskiej grupy. Byłem wtedy z pielgrzymką 45 polskich księży studiujących w Rzymie. Wyjechaliśmy z Rzymu we wtorek, po uroczystości Zmartwychwstania Pańskiego. Najpierw udaliśmy się do Kairu, gdzie spędziliśmy trzy dni, a stamtąd pojechaliśmy na Synaj.
W sobotę, 2 kwietnia byliśmy na Synaju – i gdy wieczorem Jan Paweł II zmarł, my o tym nie wiedzieliśmy, bo nie było zasięgu telefonicznego. Dopiero nazajutrz, gdy dotarliśmy nad Morze Czerwone, rozdzwoniły się telefony i dowiedzieliśmy się, że papież nie żyje.
Kiedy przyjechaliśmy na granicę z Izraelem, żołnierka sprawdzająca paszporty, zorientowawszy się, że jesteśmy grupą polską, przekazała nam wyrazy współczucia, po czym wstała i przyniosła z kiosku gazetę. A w niej – wielkimi literami, po hebrajsku: AFIFIOR MET, czyli „Papież zmarł”. Mam tę gazetę i przekażę ją do warszawskiego Muzeum Jana Pawła II i Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
Wracaliśmy do Rzymu dopiero w następną sobotę, a pogrzeb papieża zaplanowano na piątek. Całe nasze pielgrzymowanie odbywało się w cieniu tej śmierci i żałoby. Codziennie słyszeliśmy bardzo życzliwe i szczere wyrazy współczucia ze strony wielu spotykanych Izraelczyków i Palestyńczyków oraz pielgrzymów innych narodowości.
W dniu pogrzebu przebywaliśmy w hotelu Eden w Tyberiadzie. Gospodarz – Żyd pochodzący z południa Polski – wypożyczył specjalnie dla nas wielki ekran, umożliwiając nam uczestnictwo w żałobnej Mszy świętej sprawowanej na placu św. Piotra. Zaraz po niej, gdy Jan Paweł II był w Watykanie składany do grobu, udaliśmy się nad Jezioro Galilejskie, do kościoła Prymatu św. Piotra.
Obdarzano nas ogromną życzliwością i współczuciem – ale nie dlatego, że jesteśmy katolikami, lecz dlatego że jesteśmy Polakami. Bo Jana Pawła II postrzegano tam przede wszystkim jako Polaka.
A jak ten dialog wygląda po śmierci Jana Pawła II? Nadal jesteśmy braćmi?
Braćmi jesteśmy, byliśmy i będziemy – ale jest to trudne braterstwo, naznaczone obolałością i licznymi uprzedzeniami. Jeżeli chodzi o sytuację dialogu w Polsce – to osobny i bardzo trudny temat.
W moim przekonaniu obustronne kontakty zostały po stronie katolickiej zmonopolizowane przez środowisko tzw. Kościoła otwartego. Obrało sobie ono za patrona jednego czy drugiego biskupa, którego rozeznanie teologiczne powinno być głębsze, wskutek czego okazjonalne spotkania odbywają się pod ich skrzydłami…
Natomiast, czy rzeczywiście jest to prawdziwy, rzetelny, sumienny, poprawny teologicznie i duszpastersko owocny dialog, jak zamierzył Kościół? Śmiem w to wątpić.
– rozmawiał Łukasz Lubański
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy