Rozmowy

Jan Paweł II kontra „barbarzyńcy w garniturach”, czyli starcie cywilizacji

Wszystkie państwa, w których wprowadzono ustawodawstwo aborcyjne i eutanastyczne powinny zostać wyłączone z zachodniej cywilizacji (także z Unii Europejskiej, gdyby była ona rzeczywiście oparta na zasadach praworządności i praw człowieka) jako państwa gwałcące podstawowe prawo człowieka, czyli prawo do życia – przekonuje prof. Zbigniew Stawrowski, filozof polityki z UKSW w Warszawie.

TYGODNIK TVP: Jan Paweł II nazywany jest papieżem praw człowieka. W swoim nauczaniu bardzo dużą wagę przykładał do ich ochrony. Tymczasem pan pisał, że naszą cywilizację zdominowali „eleganccy Hunowie”, „barbarzyńcy w garniturach”, którzy – również powołując się na prawa człowieka – podkopują jej fundamenty. Czy w obecnej rzeczywistości jest zatem jeszcze miejsce na prawa człowieka? 

ZBIGNIEW STAWROWSKI:
Zanim weźmiemy się za owych „Hunów”, wypada zacząć od Jana Pawła i nakreślenia szerszego kontekstu jego myśli. Otóż Jan Paweł II nie prezentował jakiejś własnej, wymyślonej przez siebie koncepcji praw człowieka. Kiedy został papieżem, przejął odpowiedzialność za wspólnotę Kościoła, która ma swoją historię i swoją pamięć, zapisaną w księgach nie tylko Starego i Nowego Testamentu, ale dziełach ojców Kościoła, wielkich myślicieli chrześcijańskich, a także tych ludzi, którzy nie działali z mandatu Kościoła, lecz tworzyli w ramach szeroko rozumianej kultury Zachodu. 

Każda wspólnota ma w sobie rdzeń określający jej tożsamość. W przypadku Kościoła jest to treść, która kształtowała się i rozwijała od początku chrześcijaństwa. Zawiera ona zapisane świadectwo Chrystusowego przesłania, a także oparte o nie coraz głębsze rozumienie tego, kim jest człowiek, jak wyglądają relacje międzyludzkie, społeczne, polityczne. 

Kościół jest nośnikiem zbiorowej mądrości. Nie tylko zbiorowej mądrości samego siebie – Kościoła, ale też zbiorowej mądrości całej naszej cywilizacji, która niestety coraz bardziej o tym zapomina. Cywilizacja Zachodu, w której żyjemy, wyrosła w przestrzeni chrześcijańskiej. 

Trzeba też pamiętać o innych korzeniach – greckim i rzymskim.  Oczywiście, to także jest nasze dziedzictwo. Starożytnej filozofii greckiej zawdzięczamy przede wszystkim racjonalne postrzeganie świata: świat jest kosmosem, a nie chaosem – jest pewnym porządkiem, ładem rządzonym rozumnymi prawami. My jako ludzie mamy na ten świat patrzeć rozumnie, czyli poznawać jego prawa i następnie się nimi kierować. Mówili o tym wielcy filozofowie: Sokrates Platon, Arystoteles, potem stoicy.  

Właśnie wtedy, jeszcze przed chrześcijaństwem, narodziła się fundamentalna idea, która dzisiaj znana jest pod nazwą praw człowieka – idea prawa naturalnego.

Nie jest ona wymysłem ani własnością Kościoła, nie jest też wnioskiem opartym na teologicznych czy religijnych przesłankach. Jest koncepcją filozoficzną, której wyraźne ślady znajdziemy już u Sokratesa i Platona, zaś stoicy już wprost używali terminu „prawo naturalne”. Rzymskim przedstawicielem tej koncepcji był między innymi Cyceron. 
Cywilizacja Zachodu wyrosła w przestrzeni chrześcijańskiej, choć nie można zapominać o jej grecko-rzymskich korzeniach - zwraca uwagę prof. Stawrowski. Tu fresk z rzymskiego Palazzo Madama „Cyceron demaskujący Katylinę” pędzla Cesare Maccari (1840-1919). Fot. DeAgostini/Getty Images
Tego, że ludzka natura jest częścią całego porządku wszechświata. Światem rządzą prawa natury. Ale my, ludzie też jesteśmy rządzeni przez prawa natury.

Gdy wyskoczę przez okno, to spotka mnie to samo, co wyrzucony przeze mnie kamień. Spadnę, bo wszystkie materialne rzeczy podlegają temu samemu prawu ciążenia. 

Ponadto jestem istotą żywą, ssakiem, więc działają we mnie pewne naturalne biologiczne dynamizmy właściwe zwierzętom. Sprawiają, że muszę się odżywiać, oddychać, spać itp. To są właśnie prawa naszej natury. 

Ale jest w naszej naturze coś jeszcze. Człowiek jako istota obdarzona rozumem – co znakomicie uchwycił św. Tomasz z Akwinu – odnosi się do praw naszej natury w sposób szczególny, pozostaje do niego w dwojakiej relacji. Z jednej strony prawa natury działają w nim bezpośrednio – na przykład mój organizm domaga się, żebym się czegoś napił… 

Prorok na polskiej ambonie. Jan Paweł II z Bogiem się nie wadził, chociaż – jak wszyscy – nie potrafił Go pojąć i wyrazić

Karol Wojtyła „dzielił się tym, co odkrył, co przeżył, czym się zachwycił, czego się przestraszył”.

zobacz więcej
A z drugiej strony?

Mam do swych naturalnych pragnień i skłonności stosunek rozumny. Wiem, że chcę się napić i w związku z tym mogę robić to na różne sposoby. Mogę się od tego również z jakiś względów, na jakiś czas powstrzymać, mimo że moja biologiczna natura tego się domaga.

Filozoficzna koncepcja prawa naturalnego, która narodziła się w czasach starożytnych, została wchłonięta przez myśl chrześcijańską – najpierw w dziełach św. Augustyna, a potem rozwinięta przez św. Tomasza z Akwinu. Stanowi ona po dziś dzień fundament myślenia chrześcijańskiego o człowieku i o relacjach międzyludzkich, a także podstawową perspektywę, z której Kościół spogląda na rozmaite nowoczesne projekty praw człowieka.

Mówiąc o naszych starożytnych, przedchrześcijańskich jeszcze korzeniach, warto wspomnieć o jeszcze jednym elemencie. Otóż, u Rzymian – którzy podbijając Greków, przejęli całą ich tradycję – wytworzyła się i rozwinęła kultura prawna. Podstawową kategorią stała się kategoria osoby jako podmiotu własności. Osoba to ktoś, kto może posiadać własność. A prawo własności do dziś jest elementarnym prawem człowieka; od jego poszanowania zależy bowiem nasza wolność i bezpieczeństwo osobiste.

Własność oznacza to wszystko, co do mnie należy. Nie tylko rzeczy, ale także moje życie, moje ciało, których absolutnie nikomu nie wolno naruszać. A jeżeli ktoś spróbuje je naruszyć, wtedy podstawowym obowiązkiem państwa jest stanąć w mojej obronie.

Wróćmy jednak do myśli Jana Pawła II.

Papież nieustanie podkreślał znaczenie pamięci. Mówi o tym pięknie w ostatniej swojej książce „Pamięć i tożsamość”. Być może Kościół jest jednym z ostatnich strażników pamięci naszej cywilizacji; tej pamięci, która sięga do samych korzeni: greckich, rzymskich, żydowskich i przede wszystkim specyficznie chrześcijańskich.

Wielu przedstawicieli współczesnej cywilizacji żyje dniem dzisiejszym, liczy się dla nich tylko tu i teraz. Ale bez pamięci, nie wiedzą ani kim są, ani dokąd zmierzają.

Jan Paweł II przejął też pamięć Kościoła o tym, co ujawniło się mocno w czasach oświecenia, a czego zwieńczeniem okazała się rewolucja we Francji. Pojawiła się wtedy idea praw człowieka przeciwstawianych prawom pochodzącym od Boga, tak jakby te drugie w jakiś sposób zniewalały człowieka. W imię tak rozumianej idei praw człowieka Kościół został w czasie tej rewolucji brutalnie zaatakowany.
Rycina przedstawiająca profanację grobów w bazylice st. Denis w czasie Rewolucji Francuskiej. Fot. Corbis via Getty Images
W sierpniu 1789 roku przyjęto dokument programowy rewolucji – Deklarację praw człowieka i obywatela. Wkrótce okazało się, co się kryło za werbalnie deklarowanymi wartościami. Na przykład hasło, że „prawo własności jest prawem świętym i nietykalnym” w niczym nie przeszkodziło tym, którzy doszli wówczas we Francji do władzy, żeby natychmiast pozbawić tego prawa Kościół i przejąć jego własność.

Księża byli prześladowani, zabijani, zmuszani do przysięgi wierności wobec państwa. Trudno, aby Kościół nie pamiętał, że pod pięknym hasłem praw człowieka i obywatela rozpoczął się gwałtowny atak nie tylko na Kościół, ale także na naturalne prawa wszystkich ludzi.

Jak Kościół reagował na te ataki?

Wiek XIX i początek XX to czas, kiedy Kościół bronił się, jak potrafił przed taką uzasadniającą rewolucyjne zmiany narracją. Aż do II wojny światowej pozostawał zdystansowany wobec idei praw człowieka, ponieważ miał świadomość, że ich znaczenie może być dowolnie interpretowane i wykręcane.

Zmieniło się to po II wojnie w wyniku doświadczenia zderzenia z totalitaryzmami. Przełomowym momentem było uchwalenie w 1948 roku przez ONZ Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Prawa człowieka zostały w niej przedstawione jako fundament każdej wspólnoty ludzkiej zasługującej w pełni na to miano, a ich przestrzeganie jako uniwersalny wzorzec i kryterium oceny istniejących organizmów politycznych.
I takie ujęcie praw człowieka Kościół zaakceptował?

Tak, zwłaszcza w czasie Soboru Watykańskiego II, w którym Karol Wojtyła odegrał już ważną rolę. Kościół dostrzegł i wydobył z idei praw człowieka to, co sam głosił o człowieku od samego początku – prawa człowieka wyrosły przecież z wnętrza cywilizacji chrześcijańskiej, choć potem się usamodzielniły w wypowiedziach różnych przedstawicieli oświecenia i zostały użyte przeciwko Kościołowi i przeciw ludziom. Można powiedzieć, że w jakimś sensie ponownie je sobie przyswoił; nie tyle je ochrzcił, bo od samego początku były już ochrzczone, ile potwierdził, konfirmował.

Czyli twierdzi pan, że po okresie oświeceniowego rozdarcia, po II wojnie światowej Kościół wrócił do myślenia w kategoriach praw człowieka.

Kiedy Karol Wojtyła został papieżem, przyjął język mówienia o prawach człowieka nie jako o tych, które są wrogie Kościołowi, lecz jako o takich, które pochodzą z jego wnętrza. Jest to język – poprzez swoje zakorzenienie w prawie naturalnym – w gruncie rzeczy filozoficzny. Skierowany nie tylko do wspólnoty Kościoła, lecz do wszystkich ludzi dobrej woli – wierzących i niewierzących, do tych, którzy kierują się sumieniem i posługują rozumem.

Na tym też polega charakter apostolski i misjonarski tego nauczania – nie mówimy tylko do tych, którzy czytają Pismo Święte i chodzą co tydzień do kościoła. Chodzi o język, który będzie zrozumiały dla wszystkich. Pokazują to wystąpienia Jana Pawła II: listy na Światowy Dzień Pokoju, a zwłaszcza przepiękny list z okazji 50. rocznicy uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka.

Nie wszyscy nauczanie papieża jednak rozumieli. Choćby zwolennicy teologii wyzwolenia z Ameryki Łacińskiej, którzy chcieli przeprowadzić rewolucję społeczną właśnie pod hasłami praw człowieka. Jan Paweł II stanowczo im się sprzeciwiał. Właściwie dlaczego?

To był przede wszystkim spór teologiczny. Pojawili się teologowie, którzy chcieli przeforsować zupełnie inną wizję chrześcijaństwa. Obraz Chrystusa nie miłosiernego czy ukrzyżowanego, tylko z karabinem.

Teologowie wyzwolenia chętnie mówili też o prawach człowieka. Prawo ubogich do godnego życia uważali za podstawowe prawo człowieka. Tyle że było to zarażone ideologią marksistowską.

Jan Paweł II znakomicie rozumiał znaczenie idei praw człowieka, jak i dostrzegał z głęboką empatią realną obecność biedy czy różnych zapalnych kwestii społecznych. Starał się jednak odcedzać ziarno od plew. To, że ludzie chcą żyć w lepszych warunkach, że panuje wyzysk i niesprawiedliwość – to należy dostrzegać i opisywać, trzeba rzetelnie diagnozować chorobę. Ale jednocześnie trzeba pokazywać, że rzekome lekarstwa, które są podawane przez niektóre wersje teologii wyzwolenia w rzeczywistości nimi nie są. Że to jeszcze gorsza trucizna.
W marcu 1983 roku Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Nikaragui odprawił mszę w stolicy kraju Managui. Ołtarz zdobiły portrety sandinistowskich rewolucjonistów. Fot. Gianni Giansanti/Gamma-Rapho via Getty Images
Czy znaczenie mogło mieć pochodzenie papieża? To, że Karol Wojtyła urodził się w Europie Środkowo-Wschodniej, z bliska doświadczył dwóch totalitaryzmów… 

Okupację niemiecką Karol Wojtyła przeżył, pracując jako robotnik  w fabryce Solvay i studiując konspiracyjnie teologię. Do tego doszło później kilkadziesiąt lat życia w komunizmie. Tak, to stąd jego mądrość życiowa, bezpośrednio przeżyta, doświadczona. Tego nie da się wyczytać w księgach. 

A ponadto dysponował odpowiednimi narzędziami filozoficznymi – przecież był filozofem – i teologicznymi, za których pomocą mógł lepiej rozumieć te swoje doświadczenia, a także ich kontekst i głębszy sens. 

Powiedział pan wcześniej, że Jan Paweł II nie wymyślił praw człowieka na nowo, lecz kultywował wielowiekową tradycję myślenia o człowieku. Ale czy naprawdę nic od siebie nie dodał?  

Pewne rzeczy dodał. Ale cała nasza wielowiekowa refleksja nad człowiekiem to wielka budowla. Powiedziałbym, że papież dobudował na niej wieżyczkę. Skorygował mianowicie rozważania nad prawem naturalnym przeprowadzone przez św. Tomasza z Akwinu dotyczące naturalnego prawa do życia. Trudno je uzasadnić, odwołując się jedynie – jak chciał Tomasz – do zakorzenionych w naszej naturze skłonności. W ten sposób da się wyjaśnić troskę o nasze życie i przetrwanie, ale nie to, że mamy szanować również życie innych.  

Liberalne salony dorabiają gębę św. Janowi Pawłowi II

Dziennikarka katolickiego „Tygodnika Powszechnego” (!) przywołuje dziś zasadę „rozdziału państwa i Kościoła”, przyjętą w Konstytucji PRL w roku 1952, czyli w czasach stalinowskich.

zobacz więcej
Jakie zmiany w tej kwestii wprowadził Jan Paweł II? 

Św. Tomasz stworzył wprawdzie przejrzystą, racjonalną konstrukcję, ale nie widać, jak w oparciu o nią wyprowadzić bezwzględny zakaz zabijania niewinnych osób. Dlatego Jan Paweł II sprzeciwił się św. Tomaszowi. Zrobił to delikatnie, ale stanowczo, pisząc w encyklice „Veritatis splendor”, że tak naprawdę u podstaw prawa naturalnego musi być postawiona godność człowieka, a nie jego instynkt samozachowawczy. 

Jan Paweł II nazwał to podejście normą personalistyczną. Polega ona na dostrzeżeniu, że człowiek obdarzony jest nieskończoną wartością, czyli właśnie godnością, i w związku z tym musi być zawsze odpowiednio traktowany. 

Zresztą podstawowe intuicje papieża i św. Tomasza nie różnią się aż tak bardzo. Jan Paweł II wprowadził nieco inny język, który zawdzięcza Immanuelowi Kantowi i jego formule imperatywu kategorycznego: postępuj tak, żebyś swoje człowieczeństwo, zarówno jeśli chodzi o ciebie samego, jak i o innego, traktował zawsze jako cel, nigdy tylko jako środek. 

Kant to wielka filozofia wolności, autonomii. Jan Paweł II nie bał się przejąć od niego języka wolnościowego i zastosować go w myśleniu w kategoriach prawa naturalnego i praw człowieka. Przeciwnie, mając świadomość, że we współczesnym świecie ludzi nic tak nie porusza, jak kwestia wolności, chciał mówić do nich właśnie wolnościowym językiem. Bo człowiek jest przecież wolny i nie można temu zaprzeczyć! 

Papież wiedział doskonale, że trzeba chronić ludzi przed fałszywymi sposobami rozumienia wolności, ale jednocześnie mówić do nich językiem wolnościowym. Wtedy jest szansa, że to do nich trafi. 
„Triumf św. Tomasza z Akwinu” pędzla Benozzo Gozzoliego, który można oglądać w Luwrze. Fot. Wikimedia
Ojciec Święty przywiązywał szczególną wagę do ochrony życia. Sprzeciwiał się „cywilizacji śmierci”, której przedmiotem są m.in. aborcja i eutanazja. Czy jej podmiotem są „eleganccy Hunowie” niszczący fundamenty cywilizacji Zachodu, o których pan pisał?

Sam Jan Paweł II mocno wskazywał na istnienie dwóch cywilizacji – życia i śmierci. Papierkiem lakmusowym, który pozwala odróżnić jedną od drugiej jest fundamentalne prawo człowieka: prawo do życia, stosunek do życia drugiej osoby. Cywilizacja życia, czyli znów – ta zachodnia, chrześcijańska, uznaje godność każdego człowieka. To człowiek jest najwyższą wartością. I dlatego nigdy – to już jest język Kanta, którym Jan Paweł II posługuje się w swoich tekstach – drugi człowiek nie może być traktowany jako środek do celu, tylko zawsze jako cel. Nie może być instrumentalizowany.

W związku z tym jego życie jest nienaruszalne; w żywym ciele człowieka – także pozbawionego świadomości –kryje się bowiem absolutna wartość, jaką jest jego godność. Dotyczy to wszystkich ludzi bez wyjątku, od momentu poczęcia – do naturalnej śmierci.

A ci inni, „eleganccy Hunowie” zaczynając instrumentalnie traktować życie innych, jak w przypadku aborcji czy eutanazji, wkraczają na ścieżkę, która oznacza radykalne zerwanie z naszą zachodnią chrześcijańską cywilizacją.

Proszę rozwinąć.

Uznają się za tych, którym wolno rozstrzygać, kto jest człowiekiem, a kto nie. Arbitralnie przypisują sobie takie uprawnienie. To jest dokładnie taki sam sposób myślenia, który prezentowali naziści i komuniści: „ty Żydzie, nie jesteś człowiekiem, w związku z tym nie chronią cię żadne prawa – do Auschwitz z nim!”. Albo: „kułak to nie człowiek. Jazda do łagru”. Na tym polega barbarzyństwo owych współczesnych „Hunów”, kolejnych reprezentantów totalitarnych tęsknot i aspiracji. To „cywilizacja śmierci ” – zupełnie inna niż nasza.
W oparciu o co przypisują sobie takie uprawnienie?

O swoje widzimisię, swoje poczucie wyższości i siły. Wytwory ich wyobraźni zasłaniają im realny świat, nie pozwalają popatrzeć na rzeczywistość i opisać ją taką, jaka ona jest. Człowiek to przecież istota dynamiczna, zawsze jest w drodze, zawsze znajduje się w jakimś momencie swojego rozwoju – od poczęcia do naturalnej śmierci. Jeśli ktoś twierdzi, że można wyznaczać punkt, od którego człowiek dopiero staje się człowiekiem, to znaczy, że ten punkt można wyznaczyć w dowolnie wybranym miejscu.

Zarówno punkt początkowy, jak i końcowy, jak rozumiem. Ale obrońcy eutanazji powiedzą, że zależy im przecież tylko na „dobrej, łagodnej śmierci”.

To kolejny przykład manipulacji za pomocą pojęć, stale stosowanej przez cywilizację Hunów. Eutanazja – czyli „dobra śmierć”. „Dobra śmierć”? – zapytajmy raczej, dla kogo dobra. Czy dla tych, których się zabija? A może bardziej dla tych, których zmęczyła opieka nad starym, schorowanym człowiekiem? A może dla polityków, którzy liczą koszty opieki zdrowotnej w starzejących się społeczeństwach Zachodu? A może dla lekarzy – lekarzy? – którzy uzyskali nowe i łatwe źródło dochodów?

Wszystkie państwa, w których wprowadzono ustawodawstwo aborcyjne i eutanastyczne (i ono obowiązuje)powinny zostać wyłączone z zachodniej cywilizacji – także z Unii Europejskiej, gdyby była ona rzeczywiście oparta na zasadach praworządności i praw człowieka – jako państwa gwałcące – i to oficjalnie, w formie zalegalizowanego porządku prawnego – podstawowe prawo człowieka, czyli prawo do życia.

Jak widać, współczesna debata jest głęboko zafałszowana. Jakiegokolwiek pojęcia byśmy dotknęli, to okazuje się,że zostało jakoś wykręcone, że nabiera znaczenia przeciwnego niż jego pierwotny sens. Nic dziwnego że ludziom miesza się w głowach.

Trzeba jednak dodać, że wielu z tych, którzy posługują się tymi zafałszowanymi pojęciami, ma jak najlepsze intencje. Chcą robić coś dobrego, wprowadzać sprawiedliwość, walczyć o wolność, protestować przeciwko zniewoleniu czy wykluczeniu. Cóż, kategoria pożytecznych towarzyszy podróży wydaje się ponadczasowa.

Niezwykle ważne jest więc porządkowanie pojęć. Gdyby wziąć jakikolwiek podręcznik praw człowieka, to wymienione są tam różne generacje tych praw. Ale tak naprawdę podstawowymi prawami człowieka są tylko te z pierwszej generacji. To takie prawa, które muszą obowiązywać w społeczeństwie, jeżeli ma nie dojść – mówiąc językiem Hobbesa – do stanu wojny wszystkich ze wszystkimi.
Rok 2003. Audiencja ogólna w Watykanie. Jan Paweł II z dziewczynką z Polski. Fot. FILIPPO MONTEFORTE/PAP/EPA
Czyli?

Podstawowym prawem, jak pisał już John Locke, jest szeroko rozumiane prawo własności. Obejmuje ono życie, nienaruszalność cielesną, własność i wolność. I to jest tak naprawdę kanon elementarnych praw człowieka. Jeśli są one podważane, nie ma możliwości pokojowego życia w społeczności. 

Nasza własność jest przestrzenią, która nas chroni. To, co należy do nas jest jakby przedłużeniem nas samych. Kiedy ktoś narusza moją własność, znaczy, że mnie atakuje, jest agresorem. I równie dobrze może mnie potem zranić czy zabić. 

Do rzeczywistych praw, które też przysługują ludziom – ale już na innym poziomie, nie tak fundamentalnym jak prawa człowieka – można dodać jeszcze prawa obywatelskie, czyli polityczne. Mają one już inną rangę – przysługują tylko obywatelom danego państwa.

Prawa człowieka przysługują wszystkim, także obcokrajowcom – ich życie czy własność podlega ochronie państwa, w którym aktualnie przebywają. Ale praw politycznych cudzoziemcy nie posiadają – żeby móc wziąć udział np. w wyborach prezydenckich, trzeba być członkiem tej, a nie innej wspólnoty politycznej. 
A co z prawami człowieka innych generacji? 

To tak naprawdę nie są żadne prawa, tylko przywileje dla pewnych grup – obiecanki, nadzieje, ideologiczne projekty społeczne… Tworząc je i mnożąc, sprawia się przy tym wrażenie, że kolejno wymyślane generacje oznaczają znaczący postęp w rozwijaniu praw człowieka.

Jest jednak dokładnie odwrotnie – inflacja nowych „praw” i „generacji” powoduje, że to, co naprawdę jest prawem człowieka, spychane jest na margines i w powodzi rzekomych praw traci rzeczywiste znaczenie.  


Jan Paweł II zamiast posługiwać się owym mętnym „generacyjnym” językiem, wybrał inną drogę. Nieustannie podkreślał, że spośród różnych praw człowieka dwa są bezwzględnie najważniejsze. Pierwsze to prawo do życia – „fundament praw człowieka”. A drugie to prawo do wolności religijnej, które Papież nazwał sercem praw człowieka, czyli czymś, co nadaje życiu sens.

Warto uświadomić sobie dobrze wagę i znaczenie wolności religijnej. Dziś wszyscy zgodnie twierdzą, że wolność jest wielką wartością. Jednocześnie we współczesnych debatach często słyszymy, że wolność religijna dotyczy tylko ludzi wierzących. Nonsens!

Wolność religijna dotyczy wszystkich bez wyjątku, bo w pewnym głębszym sensie wszyscy są religijni, również najbardziej zajadli ateiści.

Na czym zatem polega szeroko rozumiana religijność?

Każdy człowiek kieruje się pewnymi wartościami, które z własnej perspektywy uważa za najwyższe. Ateista na przykład uważa, że zasadą jego postępowania jest przekonanie, iż Boga nie ma i to od człowieka wszystko zależy. To też jest światopogląd religijny. Jego struktura jest religijna. Co więcej, wszystkie ideologie totalitarne otwarcie walczące z religią i chrześcijaństwem też miały w sobie taką religijna strukturę.

Na przykład?

U nazistów – idea niemieckiego narodu jako wybranego jest karykaturą religii żydowskiej. Nic więc dziwnego, że głównie przeciwko Żydom skierowali swój atak…
Totalitaryzmy miały swoich kapłanów, swoje ceremonie liturgiczne, swoje święta i świętych – mówi prof. Stawrowski. Na zdjęciu: dzień urodzin Lenina na placu Czerwonym w Moskwie, 22 kwietnia 2015 rok. Fot. Sefa Karacan/Anadolu Agency/Getty Images
Komuniści też małpowali?

Tak, chrześcijaństwo. Wystarczy porównać nazwy: komunizm i komunia – za podobnymi słowami, kryje się radykalnie przeciwstawiana wizja wspólnoty. Komunizm, podobnie jak chrześcijaństwo, miał aspiracje uniwersalne; wizja katolickości, powszechności zastąpiona została internacjonalizmem. Totalitaryzmy miały też swoich kapłanów, swoje ceremonie liturgiczne, swoje święta i świętych – to jest właśnie karykaturalnie wyrażona struktura religijna.

Jak Jan Paweł II postrzegał wolność religijną?

Jako kwintesencję wolności. Wolność nie polega bowiem tylko na banalnych wyborach, jak np. między kawą czy herbatą. Dotyczy tego co, patrząc z perspektywy każdego człowieka, najważniejsze – sensu życia. „Co zrobić, żeby moje życie było sensowne?” – pytanie to jest jak najbardziej religijne. Wyrażone wprawdzie językiem filozoficznym, ale każdy człowiek musi sobie na nie jakoś odpowiedzieć. W tym sensie człowiek jest religijny.

W wolności religijnej traktowanej jako prawo człowieka – każdego bez wyjątku człowieka – właśnie o to chodzi, żeby ludzie mogli swobodnie głosić i realizować publicznie to, co ze swojej perspektywy uważają za najważniejsze i najbardziej wartościowe. A jeżeli dokonują tego w sposób pokojowy, bez agresji fizycznej, słownej czy symbolicznej, to w ramach tych dwóch fundamentalnych praw – do życia i do wolności religijnej – mogą wspólnie zorganizować wspólnotę wspólnot, a przynajmniej pomyśleć o jej zorganizowaniu. Chodzi o wspólnotę polityczną, w której zgodnie mogłyby przebywać różne wspólnoty religijne, łącząc ze sobą ludzi dobrej woli.

Tak wygląda – oczywiście w wielkim zarysie – wizja praw człowieka Jana Pawła II.

A jakie wartości stoją u podstaw tych praw? I szerzej: u podstaw cywilizacji Zachodniej, w której są one zakorzenione.

Po pierwsze i najważniejsze – kategoria prawdy. Prawda to wartość najbardziej fundamentalna. Jest ona dobrem szczególnym, ponieważ w pewnym sensie jest warunkiem wszystkich innych dóbr. Jeżeli chcemy dbać o człowieka, to musimy najpierw wiedzieć, kim człowiek tak naprawdę jest. Jeżeli chcemy budować sprawiedliwe społeczeństwa, musimy wiedzieć, czym naprawdę jest sprawiedliwość.

Wiemy, co się ludziom podoba. Charyzmę można stworzyć

Francuski filozof Jean-Claude Monod: Mówi się, że wizerunek Macrona był w dużym stopniu medialnym wytworem agencji PR-owych.

zobacz więcej
A jeżeli zabraknie tego „naprawdę”? 

Jeżeli nie będziemy zainteresowani przede wszystkim wartością prawdy, to będziemy skazani na obcowanie z iluzjami. Albo jeszcze gorzej: z kłamstwami. I możemy stworzyć jakiś iluzoryczny albo zakłamany świat. Nie bez powodu powiedziano nam: „Szukajcie prawdy, a prawda was wyzwoli”. 

Czy pojęcie prawdy nie zostało jednak zdewaluowane? Mówi się zresztą,  że żyjemy obecnie w świecie postprawdy.  

To kolejne pojęcie mieszające w głowach. Mówi się o epoce postprawdy, że nie ma jednej prawdy, że każdy ma swoją prawdę – można by wymieniać wiele takich rozpowszechnianych dziś rzekomych mądrości. Nic nas jednak nie zwalnia od posługiwania się pojęciem prawdy w jej klasycznym rozumieniu: prawda to zgodność naszych myśli, naszych sądów z rzeczywistością. 

Cokolwiek byśmy robili, najpierw musimy rozpoznać sytuację i ją nazwać, abyśmy wiedzieli, w jakim świecie faktycznie żyjemy. Jeżeli z tego zrezygnujemy, będziemy poruszali się w świecie jak ślepcy, rozbijając głowy sobie, a przy okazji także innym. 

Prawda to wartość uniwersalna – nie tylko chrześcijańska. To fundament całej naszej cywilizacji. Już filozofia grecka narodziła się na tym fundamencie. Filozofia to przecież miłość mądrości, czyli pragnienie rozumienia, poznania świata takiego, jakim naprawdę jest, a nie jakim nam się wydaje. 
Szacunek jest podstawowym sposobem odniesienia do tych, którzy mają absolutną wartość, czyli godność – mówi prof. Stawrowski. Na zdjęciu: Spotkanie Ojca Świętego z chorymi i ich opiekunami oraz pracownikami służby zdrowia w kościele Mariackim w Gdańsku. Trzecia wizyta papieża Jana Pawła II w Polsce. Fot. PAP/ Jan Morek
Co ciekawe, równocześnie do starożytnych filozofów greckich pojawili się ich konkurenci – sofiści, prekursorzy dzisiejszych zwolenników postprawdy. Najsłynniejszy z nich, Protagoras twierdził, że to człowiek jest miarą wszystkiego – rzeczy istniejących, że istnieją, a nieistniejących, że nie istnieją. To my sami, a nie rzeczywisty świat ma być miarą dla naszego poznania, naszych myśli i sądów. Inny z sofistów, Gorgiasz głosił: „Niczego nie ma. A jakby coś było, to i tak by się tego nie dało poznać. A jakby się dało poznać, to by się tego nie dało wyrazić słowami”.

Takich Gorgiaszów i Protagorasów krąży obecnie wśród nas wielu. Niczego nowego nie wymyślają – pewnie nawet nie wiedzą, że mają takich zacnych poprzedników.

Tak więc prawda. Jakie jeszcze wartości?

Drugą wartością fundamentalną, również uniwersalną i przedchrześcijańską, jest sprawiedliwość. To podstawowe dobro, które dotyczy relacji międzyludzkich. Sprawiedliwość –zdefiniowana przez Platońskiego Sokratesa, a później zgrabnie wyrażona przez rzymskiego prawnika Ulpiana – to „oddawanie każdemu tego, co mu się słusznie należy”. Rzymska sentencja suum cuique tribuere trafia w istotę: jesteśmy między sobą po to, by oddawać sobie to, co nam się należy – przede wszystkim wzajemny szacunek.

Nieco później chrześcijaństwo przyniesie przekonanie o szczególnej wartości człowieka. Pojawi się słowo „godność”. Zresztą już w tradycji żydowskiej w procesie stworzenia człowiek znalazł się na samym jego szczycie – jako najdoskonalsze dzieło został stworzony przez Pana Boga na końcu, szóstego dnia.

W perspektywie chrześcijańskiej mamy jednak coś więcej: jesteśmy dziećmi Bożymi. Jezus mówi nam: nie lękajcie się, jesteście wiele warci; a potem potwierdza to na krzyżu.

I to przynosi światu chrześcijaństwo. Zaś nauka Jana Pawła II stanowiła kontynuację i zwieńczenie tej refleksji. Jego pierwsza encyklika „Redemptor Hominis" nie traktowała (jak niektórzy twierdzą) o prawach człowieka, lecz przede wszystkim o Zbawcy człowieka. I o tym, jak wielką wartość musi w oczach Boga posiadać człowiek, skoro Bóg swojego Syna ofiarował za nas. Za pana, za mnie, za wszystkich ludzi.
Wymienił pan wartości przedchrześcijańskie. 

Tak. Choć jeśli chodzi o prawdę i sprawiedliwość jako wartości uniwersalne, odnajdziemy je oczywiście nie tylko u starożytnych filozofów, ale również np. w Starym Testamencie. 

A wartości, które wywodzą się z chrześcijaństwa?  

Właśnie godność, o której przed chwilą wspomniałem. W perspektywie chrześcijańskiej najwyższą wartością jest człowiek. To człowiek jest drogą Kościoła – pisał w swej pierwszej encyklice Jan Paweł II. Z tego wynikają określone konsekwencje. Bo jeżeli pan stanowi dla mnie najwyższą wartość, to ja muszę się do pana odpowiednio odnosić, odpowiednio szanować.

Słowo „szacunek”, które pojawi dużo później – użyje go Kant – jest podstawowym sposobem odniesienia do tych, którzy mają absolutną wartość, czyli godność.

Ale wskazałbym jeszcze jedną wartość, którą też zawdzięczamy przede wszystkim chrześcijaństwu, choć wielu tego nie potrafi dostrzec. 

Mianowicie? 

Kategoria wolności – człowiek jest istotą wolną, decyduje o sobie. Nie jest pacynką na sznurku sterowaną przez Boga czy bogów, lecz ma wolną wolę. „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus” – mówił św. Paweł. 

Przesłanie chrześcijańskie od samego początku zawierało potężny ładunek wolnościowy. Stał się on z czasem częścią naszej cywilizacji. Tyle że z wolnością jest zawsze pewien problem. Wolność polega na tym, że możemy wybierać; nie jesteśmy do niczego przymuszeni, i nawet to, co najmądrzejsze, najbardziej racjonalne czy najlepsze może być przez nas dobrowolnie odrzucone.

Jan Paweł II pisał, że „człowiek jest wolny i może powiedzieć Bogu «nie». Tylko pytanie: w imię czego? W imię jakich racji człowiek może powiedzieć Bogu nie?”. To piękne i prawdziwe zdanie.

W jednym z tekstów przytoczył pan w tym kontekście słowa Giovanniego Pico della Mirandoli.  

„Człowiek może się wznosić, osiągając poziom istot boskich, może się jednak sam degradować do poziomu zwierząt”.

Pico tworzył u schyłku XV wieku, był myślicielem chrześcijańskim, który, tak jak my dzisiaj, zmagał się z problemem wolności. Pokazywał, jakie możliwości stoją przed nami otwarte, zarówno gdy chodzi o nasz los indywidualny, jak i zbiorowy. 

To właściwe nawiązanie do tego, co dzieje się współcześnie – w ramach cywilizacji zachodniej, ugruntowanej na chrześcijaństwie i chrześcijańskim dowartościowaniu wolności pojawiły się nowe, odmienne interpretacje ludzkiej wolności, które obiecują wiele, ale grożą nam regresem. 
20 lutego 2020 roku portugalski parlament zalegalizował eutanazję. Obradom poprzedzającym głosowanie przyglądali się przeciwnicy nowego prawa. Fot. Horacio Villalobos#Corbis/Corbis via Getty Images
Na czym te interpretacje dokładnie polegają? 

Przede wszystkim na negacji, na odrzuceniu. Po pierwsze –Boga. Po drugie – rozumu,racjonalności, prawdy. O ile odrzucenie Boga dokonuje się w sposób jednoznaczny, o tyle odrzucenie pozostałych – nie wprost, tylko właśnie za pomocą przekręcania pojęć. 

Prawa naturalne są odrzucane, bo kojarzone są (po części słusznie) z Kościołem i jako takie prezentowane jako zagrożenie dla wolności. Natomiast prawa człowieka są hołubione, a jednocześnie ich sens jest zniekształcany. To, co w tej chwili przedstawia się jako prawa człowieka, ma już z nimi niewiele wspólnego.

Weźmy przykład szczególnie ważny dla Jana Pawła II – prawo do wolności religijnej. Mówi się: „prawo do wolności religijnej polega na tym, że człowiek ma być wolny od religii”, a w związku z tym „wszelkie przejawy religijności w życiu publicznym powinny być zakazane”. 

Tymczasem prawo do wolności religijnej oznacza możliwość prezentowania publicznie swojej wiary czy przekonań, niezależnie od tego, kto jaką religię wyznaje (albo nie wyznaje). Oczywiście pod warunkiem, że czyni to w sposób spokojny, nikogo nie atakując ani nie obrażając. Na tym polega zasada wolności religijnej. 
Pisał pan, że mamy do czynienia nie z kryzysem naszej cywilizacji, ale ze ścieraniem się dwóch cywilizacji.

Ta nowa cywilizacja – uciekająca się właśnie m.in. do wykręcania pojęć – nie przyszła do nas z zewnątrz, lecz wyrosła z wnętrza cywilizacji Zachodu. Z tej chrześcijańskiej, ale też z tej wcześniejszej – racjonalistycznej, starożytnej, którą chrześcijaństwo przejęło, przyswoiło i poniosło w sobie.

Cywilizacja kojarzy się jednak z czymś wzniosłym, wartościowym – duchowo, intelektualnie. A nie z manipulacjami…

Używam tego słowa w sensie neutralnym jako opisu pewnej struktury społecznej. Czy komunizm nie był cywilizacją? Jakąś był. Co prawda antyludzką, niszczącą, ale miał swoją wewnętrzna strukturę, swoje ustalone zasady funkcjonowania, można go więc także traktować jako oddzielny typ cywilizacyjny.

Feliks Koneczny w swoim dziele „O wielości cywilizacji” podkreślał, że podstawą każdej cywilizacji jest zawsze jakaś religia. U podstaw cywilizacji zachodniej odnajdziemy katolicyzm – do momentu reformacji, kiedy nastąpiło pęknięcie – ale u podstaw np. Związku Sowieckiego też znajdowała się religia. Tylko, że była to – można powiedzieć – antyreligia, albo ujmując to ściślej – wzorowana na religii ideologia.

„Barbarzyńcy w garniturach” też mają swoją religię?

Oczywiście, jednak jej zidentyfikowanie jest niełatwym, choć fascynującym zadaniem. Opiera się ona bowiem na antywartościach. Prawda? Nie ma żadnej prawdy. Dlaczego? Bo prawda nas zniewala. Prawda to przymus, prawda nas zmusza, żebyśmy powiedzieli jak jest, a przecież ja chcę być od wszystkiego wolny.

U podstaw tej nowej cywilizacji znajdziemy tak ważne dla nas to samo słowo – wolność. Ale rozumiane jest ono tutaj całkowicie opacznie.

Ta antyreligia czy ideologia głosi również, że rzeczywistość nas zniewala, bo jest po prostu czymś danym i niepodlegającym naszym decyzjom. W tym sensie, pan i ja, jesteśmy na przykład zniewoleni swoim ciałem – tym, że jesteśmy mężczyznami. Przecież nie wybieraliśmy sobie płci. Zaś brak możliwości wyboru, oznacza tutaj zniewolenie. Ja jednak chcę być wolny, więc odrzucam to, co jest, i wybieram, że będę kobietą.

Cywilizacje nie są sobie równe. Polskę już raz zabiła wielokulturowość

Władcy Europy – perorujący o prawach człowieka i społeczeństwie obywatelskim – co jakiś czas dają do zrozumienia, że nie jest ona własnością wszystkich Europejczyków.

zobacz więcej
Ale dlaczego mam być skazany jedynie na wybór, żeby być kobietą? Czy dlatego, że w rzeczywistości istnieją tylko dwie płcie? To przecież również ograniczenie dla mojej wolności, a więc zniewolenie. Chcąc być w pełni wolny wybiorę sobie raczej płeć, jakiej w rzeczywistości nie ma, jedną z pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu, które już wymyślono albo wymyślę sobie jeszcze inną, nową, całkowicie swoją własną.

Można tylko głęboko współczuć ludziom, którzy uwierzą, że na tym polega ich wolność. Uciekając od rzeczywistości, od samych siebie, nigdy nie zdołają uciec od poczucia zniewolenia. Taka jest właśnie podstawowa wartość nowej barbarzyńskiej quasi religii czy ideologii oraz budowanej przez nią cywilizacji: wolność rozumiana jako nieustanny proces wyzwalania – odrzucania, negowania tego, co jest, w imię tego, co sobie wyobrażam i chciałbym, żeby było.
Czy nie brakuje obecnie głębszej refleksji nad nauczaniem Jana Pawła II – właśnie w sferze praw człowieka – które było odpowiedzią na tak rozumianą cywilizację?

W ogóle nie ma pogłębionej refleksji. Nie tylko nad nauczaniem Jana Pawła II, będącego jedną z szeregu wybitnych postaci, które współtworzyły ogromny dorobek naszej cywilizacji. Ojciec Święty z pewnością dołożył do tej budowli swoją cenną cegiełkę. Trzeba na koniec choćby tylko wspomnieć o jego zaangażowaniu w krzewienie dwóch innych ważnych idei czy wartości, i to Polakom szczególnie bliskich, o których tu nie mówiliśmy – mianowicie o miłosierdziu i solidarności.

Doceniając wielkość Jana Pawła II warto jednak pamiętać, że on sam rozumiał siebie jako sługę Kościoła i ucznia Jezusa Chrystusa. Dlatego też naszym zadaniem nie jest dziś naśladować Jana Pawła II, lecz raczej Tego, którego on sam naśladował. Albo ujmując to nieco inaczej, chodzi o to, aby każdy z nas – na swoim miejscu i na swojej własnej drodze – czynił w świecie tyle dobra, ile tylko może.

Czy to jednak możliwe w epoce fałszowania rzeczywistości, wykręcania pojęć?

Są ludzie, którzy zawsze będą na „nie”, którzy będą powtarzać, że człowiek jest bezradny, niezdolny do niczego dobrego. Kiedy Jezus chodził wśród ludzi, byli tacy, którzy najpierw z nim jedli, pili i rozmawiali, a następnie go zdradzili. Nic na to nie poradzimy. Ale jest także wielu innych ludzi, którzy mają dobre serca, dobre intencje i naprawdę chcą robić dobre rzeczy. Niestety chore ideologie mieszają im w głowach.

Dlatego jest dziś ogromnym zadaniem i wyzwaniem, żeby próbować robić z tym porządek, pokazując, na czym polega ideologiczne deformowanie i wykręcanie pojęć. To pierwszy krok, aby ludzie zaczęli myśleć samodzielnie i potrafili sami w sobie odnaleźć podstawowe intuicje tego, czym jest prawda, wolność, sprawiedliwość. I nie wpadali w sidła tych kusicieli, którzy obiecują absolutną wolność, a tak naprawdę przygotowują nam absolutne zniewolenie.

– rozmawiał Łukasz Lubański  

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Fot. Print screen TVP3
Zbigniew Stawrowski  jest filozofem polityki, profesorem w Instytucie Politologii UKSW. Ukończył studia ekonomiczne w Szkole Głównej Planowania i Statystyki w Warszawie (dziś Szkoła Główna Handlowa), gdzie w 1980 r. był współzałożycielem NZS. Następnie studiował filozofię w Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Tam w 1993 r. obronił doktorat pod kierunkiem ks. Józefa Tischnera. Habilitację uzyskał w 2006 r. na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. W 2016 uzyskał tytuł profesora nauk społecznych. W latach 1994-2000 zastępca dyrektora Instytutu Studiów Politycznych PAN. Jest współzałożycielem Collegium Civitas oraz Instytutu Myśli Józefa Tischnera w Krakowie.
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.