Rozmowy

Hedonista, mizantrop, pieniacz, lowelas, snob. Zasłużony dla polskości

Kupił wyspę na Adriatyku i zainwestował w nią gigantyczne pieniądze. Użyźnił ów skalisty skrawek lądu, pobudował przystanie, plaże, promenady, wzbogacił świat flory, postawił wspaniały pałac, w którym zamieszkał i gdzie w końcu znalazła azyl jego kolekcja obrazów – opowiada Wacław Holewiński, autor powieści o życiu hrabiego Ignacego Karola Korwin-Milewskiego. Wspomina postać niezwykle ważną dla polskiej kultury, lecz całkowicie zapomnianą.

TYGODNIK.TVP.PL: Do czego nawiązuje tytuł pana powieści „Oraz wygnani zostali”: do wyrugowania z pamięci Ignacego Korwin-Milewskiego, czy też losu obrazów z jego kolekcji?

WACŁAW HOLEWIŃSKI:
Nie tylko do tego, także do zapomnienia naszej przeszłości na Kresach Wschodnich. Zamieszkujące te ziemie ziemiaństwo krzewiło polskość w czasach zaborów. Wydatnie przyczyniło się także do cywilizacyjnego i gospodarczego rozwoju tych obszarów. Ignacy Korwin-Milewski, pochodzący z Litwy, wywodził się właśnie z takiej rodziny.

Odebrawszy gruntowne wykształcenie, znacznie powiększył rodzinny majątek – po prostu miał głowę do interesów, czy używając współczesnej terminologii: okazał się przewidującym inwestorem. Zakładane przez niego cukrownie, gorzelnie, młyny czy tartaki przyniosły mu krocie. Stać go było na zaspokojenie najwymyślniejszych fanaberii. Dość przypomnieć, że onegdaj paradował po Wilnie w karocy zaprzęgniętej w dromadery. Zgromadził unikatową kolekcją obrazów, niejeden z nich należał do kanonu polskiego malarstwa. Szkoda, że los wielu tych malowideł pozostaje dziś, nie z winy Milewskiego, nieznany.

Dlaczego w Polsce nie było miejsca dla zbioru hrabiego?

Jeszcze za czasach Austro-Węgier usiłował podarować kolekcję gratis najpierw mieszkańcom Krakowa, a potem Lwowa. Stawiał jeden warunek: włodarze miast mieli oddać mu na własność kawałek gruntu – fakt, że w reprezentacyjnych dzielnicach – gdzie na własny koszt wybudowałby gmach muzeum dla swojego zbioru. Nie dali.

Pewnie z obawy, że taka inwestycja stanie się dla jej założyciela prawdziwym pomnikiem. A był on człowiekiem niezwykle dumnym i pysznym, przywykłym do wcielania w życie swych nawet najbardziej fantastycznych pomysłów. W jego przypadku o jakimkolwiek kompromisie nie mogło więc być mowy.
Ignacy Karol Korwin-Milewski, herbu Korwin (1846-1926) – hrabia z powiatu oszmiańskiego w guberni wileńskiej, leżącej w Kraju Północno-Zachodnim Imperium Rosyjskiego. Portret autorstwa Leona Wyczółkowskiego z 1901. Fot. https://www.ipsb.nina.gov.pl/a/foto/portret-ignacego-hr-korwin-milewskiego-leona-wyczolkowskiego, Domena publiczna
Natomiast po odzyskaniu przez Polską niepodległości Korwin-Milewski usiłował sprzedać swoje zbiory państwu. Był już wówczas człowiekiem schorowanym i wydatnie zubożałym, bowiem jego latyfundia oraz przedsiębiorstwa na Kresach Wschodnich padły łupem bolszewików – nie mógł zatem złożyć obrazów w podarunku. Z kolei II Rzeczypospolitej nie było stać na ich odkupienie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, być może dobrze się stało, gdyż zapewne zostałyby zrabowane podczas II wojny światowej przez któregoś z naszych okupantów. Ostatecznie właściciel sukcesywnie je wyprzedawał. Kilkanaście płócien odkupił ceniony antykwariusz Abe Gutnajer…

Zamordowany w niejasnych okolicznościach w warszawskim getcie.

Owszem. Inne obrazy trafiły na rozmaite aukcje. W rezultacie eksponaty ze zbiorów Korwin-Milewskiego wiszą w muzeach, salonach marszandów i Bóg wie gdzie jeszcze. Znamy adresy mniej niż połowy ze zgromadzonych przez niego dzieł. A były tam prace najwybitniejszych polskich artystów drugiej połowy XIX i początku XX stulecia.

Kolekcjonerstwo było efektem jego artystycznego niespełnienia?

Z wykształcenia był prawnikiem, lecz ukończył też pełne studia malarskie i to w najlepszej uczelni tamtej epoki, czyli monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zawsze dążył do perfekcji, więc zorientowawszy się, że nigdy nie będzie władać pędzlem tak doskonale, jak jego koledzy ze studiów, postanowił związać się z ukochanym malarstwem inaczej.

Dziewica spod Pleszewa

Jej babka od romansów nie stroniła. Poczęła siedmioro dzieci, a każde z innym ojcem. Wnuczka nie interesowała się mężczyznami, w końcu wyszła za mąż, ale małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane.

zobacz więcej
Parał się kolekcjonerstwem w sposób szczególny. Obrazy już gotowe kupował z rzadka. Zdecydowaną większość jego zbioru stanowiły dzieła wykonane na życzenie zamawiającego. A składał nader intratne oferty twórcom tej miary, co: bracia Aleksander i Maksymilian Gierymscy, Józef Chełmoński, Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, Wincenty Wodzinowski, Władysław Czachórski, Tadeusz Ajdukiewicz, Franciszek Żmurko, Teodor Axentowicz...

Dyktował im, co go interesuje, toteż tworzyli niejako użytkowo. Ale bardzo im się to kalkulowało. Z reguły nie należeli do ludzi majętnych, zaś Korwin-Milewski nie tylko im płacił za dzieła, ale fundował również stypendia malarskie. I to lukratywne!

Kupował tylko płótna malarzy współczesnych?

Wyłącznie i ów wybór ciekawie uzasadniał. Twierdził, że tak jak przez lata synonimem polskości byli żołnierze czy powstańcy walczący o odzyskanie niepodległości ojczyzny, tak w wieku XX staną się nimi malarze, ponieważ ten czas obrodził w wyjątkowo niepospolite talenty. Uważał, że polskość może przetrwać w dziełach artystycznych. Właśnie dlatego kolekcjonował tylko prace Polaków, choć przecież miał możliwość zbierania płócien impresjonistów. Poznał ich nawet, regularnie bywając we Francji, ale nie przepadał za tego typu malarstwem. Chciałbym to bardzo mocno podkreślić: wszyscy, dosłownie wszyscy Polacy znają, przynajmniej niektóre, obrazy z kolekcji Ignacego Korwin-Milewskiego. Prawie nikt jednak nie wie, że takowa istniała.

Nakłonił też malarzy do stworzenia autoportretów.

Namówił ich do tego przy pomocy swojego portfela i stawiał warunki. Otóż portrety miały prezentować autorów w pozycji stojącej, obowiązkowo z pędzlem i paletą w dłoniach. Postąpili tak m.in: Teodor Axentowicz, Tadeusz Ajdukiewicz, Wincenty Wodzinowski, Franciszek Żmurko. Z szablonu wyłamał się jedynie Jan Matejko. Namalował siebie w fotelu i bez przyborów plastycznych. Nawiasem mówiąc, w kolekcji Korwin-Milewskiego znajdował się też jeden z najbardziej rozpoznawalnych prac tego wirtuoza batalistyki historycznej, mianowicie „Stańczyk”.
Kolekcjoner chciał stworzyć poczet najważniejszych twórców epoki, czyli galerię autoportretów polskich malarzy, na wzór kolekcji Uffizich we Florencji. Wszystkie wizerunki artystów miały być w tym samym formacie: na wprost, do kolan z paletą w dłoni. Około 20 twórców przyjęło zamówienie i surową konwencję, nie podporządkował się im jedynie Jan Matejko – sportretował siebie siedzącego w fotelu. Na zdjęciu: autoportrety Matejki, Jana Malczewskiego i Teodora Axentowicza. Fot. http://cyfrowe.mnw.art.pl
Tytuł arystokratyczny Korwin-Milewski też sobie kupił?

Tak, w Watykanie. Tego typu transakcji dokonywano dwutorowo. Kupowano tytuł dla jednej osoby albo całej rodziny. Naturalnie w drugim przypadku cena była znacznie wyższa. Ale ponieważ Korwin-Milewski pieniędzy miał pod dostatkiem, zdecydował się uczynić hrabiami swego ojca i brata Hipolita (wbrew ich woli!), z którymi nota bene nie był w najlepszych relacjach.

Mówił pan, że zamożny był już z domu.

Zwłaszcza jego rodzina po kądzieli była bogata, niemniej wiedział, jak postępować z pieniędzmi, aby się pomnażały. Wzbogacił się także na małżeństwie. Janina z hrabiów Ostroróg-Sadowskich, zamożna wdowa po ziemianinie hrabim Władysławie Umiastowskim, wniosła mu w posagu fortunę, chociaż niemało z tego stracił, kiedy po rozwodzie długo procesował się z nią o majątek. I wojna światowa, o rewolucji bolszewickiej nie wspominając, też nieźle okroiły jego zasoby. Pozostał właścicielem mieszkań w Warszawie i Wilnie…

Oraz wyspy Santa Catarina.

To był bodaj najbardziej szalony koncept bohatera mojej powieści. Kupił wyspę na Adriatyku, nieopodal wybrzeża Chorwacji. Nie poprzestał na tym. Zainwestował w swoje terytorium gigantyczne pieniądze. Holowniki przewiozły tam tony ziemi, żeby użyźnić ów skalisty skrawek lądu. Pobudował przystanie, plaże, promenady, wzbogacił świat flory, postawił wspaniały pałac, w którym zamieszkał i gdzie w końcu znalazła azyl jego kolekcja obrazów. Tam też spędził ostatnie dni. Nie było go już stać na takie życie, jak wcześniej, i we własnej opinii stał się biedakiem.
Janina Umiastowska, portret pędzla Heleny Eydziatowiczowej, 1902 rok. Fot. Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38149820
Swój luksusowy jacht nazwał „Litwa”, co może sugerować, iż czuł się Litwinem.

Mylnie. Urodził się jako Polak na Litwie, lecz do narodowości wielkiej wagi nie przykładał.

Przecież przywiązywał wagę do polskości, chciał ją umacniać poprzez sztukę, finansował wielkich polskich malarzy…

Potępiał powstania narodowe. Uważał, że do niczego dobrego nie doprowadzą, zważywszy na dysproporcję sił między Polakami i zaborcami. Akcentował, iż kolosalna danina krwi kolejnych generacji wyłącznie pogarsza sytuację Polaków. Przesiąknięty pozytywizmem, podtrzymywanie polskości postrzegał w kultywowaniu oświaty, gospodarki i kultury. Z drugiej strony potrafił poskarżyć się gubernatorowi rosyjskiemu w Wilnie, że jego podwładny – mimo wręczenia sowitej łapówki – nie wywiązał się z zobowiązania wobec Korwin-Milewskiego. Myślał raczej ponadnarodowo.

Słynny był też z romansów. Kobiety traktował przedmiotowo?

Jeden najpierw był Polakiem, potem Ukraińcem. Drugiego Piłsudski najpierw chwalił, potem ganił

Spośród pięciu wnuków Aleksandra Fredry, dwóch uważało się za Ukraińców, trzech za Polaków. Metropolita Andrzej (Andrej), zwierzchnik kościoła greckokatolickiego i Stanisław, generał Wojska Polskiego zapisali się trwale na kartach historii.

zobacz więcej
O jego podbojach erotycznych szeroko rozpisywała się ówczesna prasa europejska. Wplątały go one w szereg skandali obyczajowych, nierzadko finalizowanych na ubitym polu. Wdawał się w liczne miłostki, miał niejedną kochankę, żonę zaraz po ślubie zdradzał na prawo i lewo. Chyba nie szukał w paniach towarzystwa do dysput intelektualnych... Pomimo obcowania z wieloma niewiastami, potomków nie pozostawił.

Zatem był hedonistą, mizantropem, ekscentrykiem, pieniaczem, lowelasem, nawet kosmopolitą. Kim jeszcze?

Pewnie snobem i utracjuszem. Wszystkie te określenie brzmią pejoratywnie, chociaż przede wszystkim starałem się spoglądać na niego jak na postać nietuzinkową. Pełnokrwistego bohatera ,wiernego wyznawanym wartościom. I gotowego do poświęceń, by urzeczywistnić szalone ideały. Przy wszystkich swych wadach, człowieka absolutnie zasłużonego dla polskiej kultury.

Człowieka, którego nie tylko warto przywrócić pamięci, trzeba stale podkreślać, że bez niego bylibyśmy, jako naród, ubożsi o dzieła, z których jesteśmy dumni. Sądzę, że jego postać to także świetny materiał na scenariusz filmowy. Uczyniłem już nawet pewne starania, by zainteresować naszą kinematografię życiorysem Ignacego Korwin-Milewskiego. Mam nadzieję, że przyniosą one efekt. Że nie tylko będzie można o nim czytać, ale także zobaczyć jego „wyczyny” na ekranie.

– rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy



Wacław Holewiński – prawnik z wyksztalcenia, działacz opozycyjny w PRL, w stanie wojennym internowany, wydawca w tzw. drugim obiegu (nielegalnym wtedy, poza cenzurą), pisarz, laureat Nagrody Literackiej im. Jozefa Mackiewicza. Autor powieści: „Lament nad Babilonem”, „Za późno na modlitwę”, „Przeżyłem wszystkich poetów”, „Choćbym mówił językiem ludzi i aniołów”, „Droga do Putte”, „Opowiem ci o wolności”, „Szwy”, „Honor mi nie pozwala”, „Pogrom 1905”, „Pogrom 1906” oraz opowiadania „Nie tknął mnie nikt”. Jego najnowsza powieść historyczna „Oraz wygnani zostali” (wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy) opowiada o życiu hrabiego Ignacego Karola Korwin-Milewskiego.
Zdjęcie główne: „Na początku XIX wieku Polska wydała bohaterów, rycerzy, poetów o zabarwieniu narodowym, a w ostatnich 30 latach – malarzy, którzy zapewne nie będą mieli swych następców. Żeby te dzieła nie rozproszyły się, ale zostały zachowane dla Ojczyzny i świadczyły o kulturze Polski – gromadzę je” – oświadczył Ignacy Korwin-Milewski podczas wystawy swych zbiorów w Wiedniu. Za najlepsze w swej kolekcji uznawał dzieła Jana Matejko, a posiadał dwa: „Stańczyka” (na zdjęciu) i „Autorportret”. Fot. http://cyfrowe.mnw.art.pl
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.