Hedonista, mizantrop, pieniacz, lowelas, snob. Zasłużony dla polskości
piątek,
10 kwietnia 2020
Kupił wyspę na Adriatyku i zainwestował w nią gigantyczne pieniądze. Użyźnił ów skalisty skrawek lądu, pobudował przystanie, plaże, promenady, wzbogacił świat flory, postawił wspaniały pałac, w którym zamieszkał i gdzie w końcu znalazła azyl jego kolekcja obrazów – opowiada Wacław Holewiński, autor powieści o życiu hrabiego Ignacego Karola Korwin-Milewskiego. Wspomina postać niezwykle ważną dla polskiej kultury, lecz całkowicie zapomnianą.
Natomiast po odzyskaniu przez Polską niepodległości Korwin-Milewski usiłował sprzedać swoje zbiory państwu. Był już wówczas człowiekiem schorowanym i wydatnie zubożałym, bowiem jego latyfundia oraz przedsiębiorstwa na Kresach Wschodnich padły łupem bolszewików – nie mógł zatem złożyć obrazów w podarunku. Z kolei II Rzeczypospolitej nie było stać na ich odkupienie. Patrząc z dzisiejszej perspektywy, być może dobrze się stało, gdyż zapewne zostałyby zrabowane podczas II wojny światowej przez któregoś z naszych okupantów. Ostatecznie właściciel sukcesywnie je wyprzedawał. Kilkanaście płócien odkupił ceniony antykwariusz Abe Gutnajer…
Zamordowany w niejasnych okolicznościach w warszawskim getcie.
Owszem. Inne obrazy trafiły na rozmaite aukcje. W rezultacie eksponaty ze zbiorów Korwin-Milewskiego wiszą w muzeach, salonach marszandów i Bóg wie gdzie jeszcze. Znamy adresy mniej niż połowy ze zgromadzonych przez niego dzieł. A były tam prace najwybitniejszych polskich artystów drugiej połowy XIX i początku XX stulecia.
Kolekcjonerstwo było efektem jego artystycznego niespełnienia?
Z wykształcenia był prawnikiem, lecz ukończył też pełne studia malarskie i to w najlepszej uczelni tamtej epoki, czyli monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zawsze dążył do perfekcji, więc zorientowawszy się, że nigdy nie będzie władać pędzlem tak doskonale, jak jego koledzy ze studiów, postanowił związać się z ukochanym malarstwem inaczej.
Jej babka od romansów nie stroniła. Poczęła siedmioro dzieci, a każde z innym ojcem. Wnuczka nie interesowała się mężczyznami, w końcu wyszła za mąż, ale małżeństwo nigdy nie zostało skonsumowane.
zobacz więcej
Parał się kolekcjonerstwem w sposób szczególny. Obrazy już gotowe kupował z rzadka. Zdecydowaną większość jego zbioru stanowiły dzieła wykonane na życzenie zamawiającego. A składał nader intratne oferty twórcom tej miary, co: bracia Aleksander i Maksymilian Gierymscy, Józef Chełmoński, Jacek Malczewski, Leon Wyczółkowski, Wincenty Wodzinowski, Władysław Czachórski, Tadeusz Ajdukiewicz, Franciszek Żmurko, Teodor Axentowicz...
Dyktował im, co go interesuje, toteż tworzyli niejako użytkowo. Ale bardzo im się to kalkulowało. Z reguły nie należeli do ludzi majętnych, zaś Korwin-Milewski nie tylko im płacił za dzieła, ale fundował również stypendia malarskie. I to lukratywne!
Kupował tylko płótna malarzy współczesnych?
Wyłącznie i ów wybór ciekawie uzasadniał. Twierdził, że tak jak przez lata synonimem polskości byli żołnierze czy powstańcy walczący o odzyskanie niepodległości ojczyzny, tak w wieku XX staną się nimi malarze, ponieważ ten czas obrodził w wyjątkowo niepospolite talenty. Uważał, że polskość może przetrwać w dziełach artystycznych. Właśnie dlatego kolekcjonował tylko prace Polaków, choć przecież miał możliwość zbierania płócien impresjonistów. Poznał ich nawet, regularnie bywając we Francji, ale nie przepadał za tego typu malarstwem. Chciałbym to bardzo mocno podkreślić: wszyscy, dosłownie wszyscy Polacy znają, przynajmniej niektóre, obrazy z kolekcji Ignacego Korwin-Milewskiego. Prawie nikt jednak nie wie, że takowa istniała.
Nakłonił też malarzy do stworzenia autoportretów.
Namówił ich do tego przy pomocy swojego portfela i stawiał warunki. Otóż portrety miały prezentować autorów w pozycji stojącej, obowiązkowo z pędzlem i paletą w dłoniach. Postąpili tak m.in: Teodor Axentowicz, Tadeusz Ajdukiewicz, Wincenty Wodzinowski, Franciszek Żmurko. Z szablonu wyłamał się jedynie Jan Matejko. Namalował siebie w fotelu i bez przyborów plastycznych. Nawiasem mówiąc, w kolekcji Korwin-Milewskiego znajdował się też jeden z najbardziej rozpoznawalnych prac tego wirtuoza batalistyki historycznej, mianowicie „Stańczyk”.
Tytuł arystokratyczny Korwin-Milewski też sobie kupił?
Tak, w Watykanie. Tego typu transakcji dokonywano dwutorowo. Kupowano tytuł dla jednej osoby albo całej rodziny. Naturalnie w drugim przypadku cena była znacznie wyższa. Ale ponieważ Korwin-Milewski pieniędzy miał pod dostatkiem, zdecydował się uczynić hrabiami swego ojca i brata Hipolita (wbrew ich woli!), z którymi nota bene nie był w najlepszych relacjach.
Mówił pan, że zamożny był już z domu.
Zwłaszcza jego rodzina po kądzieli była bogata, niemniej wiedział, jak postępować z pieniędzmi, aby się pomnażały. Wzbogacił się także na małżeństwie. Janina z hrabiów Ostroróg-Sadowskich, zamożna wdowa po ziemianinie hrabim Władysławie Umiastowskim, wniosła mu w posagu fortunę, chociaż niemało z tego stracił, kiedy po rozwodzie długo procesował się z nią o majątek. I wojna światowa, o rewolucji bolszewickiej nie wspominając, też nieźle okroiły jego zasoby. Pozostał właścicielem mieszkań w Warszawie i Wilnie…
Oraz wyspy Santa Catarina.
To był bodaj najbardziej szalony koncept bohatera mojej powieści. Kupił wyspę na Adriatyku, nieopodal wybrzeża Chorwacji. Nie poprzestał na tym. Zainwestował w swoje terytorium gigantyczne pieniądze. Holowniki przewiozły tam tony ziemi, żeby użyźnić ów skalisty skrawek lądu. Pobudował przystanie, plaże, promenady, wzbogacił świat flory, postawił wspaniały pałac, w którym zamieszkał i gdzie w końcu znalazła azyl jego kolekcja obrazów. Tam też spędził ostatnie dni. Nie było go już stać na takie życie, jak wcześniej, i we własnej opinii stał się biedakiem.
Swój luksusowy jacht nazwał „Litwa”, co może sugerować, iż czuł się Litwinem.
Mylnie. Urodził się jako Polak na Litwie, lecz do narodowości wielkiej wagi nie przykładał.
Przecież przywiązywał wagę do polskości, chciał ją umacniać poprzez sztukę, finansował wielkich polskich malarzy…
Potępiał powstania narodowe. Uważał, że do niczego dobrego nie doprowadzą, zważywszy na dysproporcję sił między Polakami i zaborcami. Akcentował, iż kolosalna danina krwi kolejnych generacji wyłącznie pogarsza sytuację Polaków. Przesiąknięty pozytywizmem, podtrzymywanie polskości postrzegał w kultywowaniu oświaty, gospodarki i kultury. Z drugiej strony potrafił poskarżyć się gubernatorowi rosyjskiemu w Wilnie, że jego podwładny – mimo wręczenia sowitej łapówki – nie wywiązał się z zobowiązania wobec Korwin-Milewskiego. Myślał raczej ponadnarodowo.
Słynny był też z romansów. Kobiety traktował przedmiotowo?