Te same wątki wróciły obecnie – w kontekście pandemii koronawirusa. Za Putina rosyjski wywiad sięga po dezinformację w obszarze „epidemiologicznym”.
zobacz więcej
A gdy pojawił się COVID-19…
Zgrabnie ujął to na swoim profilu na Facebooku Jacek Staniszewski, pochodzący że świata kultury uczestnik polskiej debaty o epidemii: „Nie sądzę, by w sytuacji powstałej po niedawnym ogłoszeniu przed administrację amerykańską decyzji o odcięciu WHO od największego finansowego respiratora naprawdę należy się oburzać tym, że Amerykanie «zagłodzą» liczący sobie 8500 osób personel organizacji nominalnie zajmującej się
zdrowostanem całego świata, a w chwili poważnej i zapowiadanej przez epidemiologów od dekad próby, zawodzącej na całej linii, w dodatku promującej - najprawdopodobniej całkowicie fantazmatyczne - chińskie statystyki i opowieści o chińskim zwycięstwie nad wirusem” - napisał. Jedyny możliwy do tych słów komentarz to: „w punkt”.
Amerykanie od dawna domagali się reform w WHO, co zgrabnie podsumowuje artykuł na łamach „National Review” z czerwca 2017, wyliczający jednocześnie i dokumentujący źródłowo liczne afery Organizacji, zwłaszcza te finansowe
[8].
Jak też już wspominaliśmy
na łamach Tygodnika TVP, „The Wall Streat Journal” z 5 kwietnia br. postulował na swych łamach gruntowną reformę WHO, uniemożliwiającą „księgowe sztuczki”. Lub rozwiązanie Organizacji. W tekście tym wprost stwierdzono, że WHO od dawna chodząci na chińskim pasku (słynne i dość skandaliczne, bo nie poparte krytycznymi badaniami naukowymi, uznanie „medycyny chińskiej” za medycynę).
Według redakcji WSJ (bo to była opinia odredakcyjna) w ramach epidemii COVID-19 WHO także dosłownie „pieści się” (canoodle) z chińskimi władzami. Zarówno w kwestii danych dotyczących śmiertelności, jak i analiz klinicznych dotyczących zastosowanych terapii. Dopóki nie zakończy się śledztwo Kongresu USA, nie dowiemy się jak było, i czy te oskarżenia mają głębokie podstawy.
Chwilowo, decyzją prezydenta Trumpa z 14 kwietnia 2020, kurek z kasą został zakręcony i raczej nie zapowiada się, by zamierzano go odkręcić.
USA kontra Chiny
Spójrzmy na sprawę z perspektywy amerykańskiej. Organizacje oenzetowskie, jak WHO, są traktowane w w Stanach raczej z dystansem. A jeśli już z bliska, to raczej – z buta. Wszyscy chyba pamiętają barwny debiut prezydenta Trumpa na 72. Sesji Ogólnego Zgromadzeniu ONZ w Nowym Jorku we wrześniu 2017.
Udało mu się wtedy za jednym zamachem ukraść cały show dla USA, zdezawuować rolę ONZ, a do tego prawie wywołać trzy wojny światowe: z Iranem, Koreą Północną i Wenezuelą. Wzbudziło to podziw jednych sojuszników, jak Izrael, a zszokowało innych – jak Singapur
[9].