Druga Rzeczpospolita walczyła o zmianę rolniczego charakteru kraju na rolniczo-przemysłowy. PRL walczył z zabobonnymi kułakami przeciwstawiając im chłoporobotnika albo dyrektora pegeeru z należytym wykształceniem i przynależnością partyjną. Trzecia RP wyrastała w traktowaniu wsi jako balastu, ekonomicznego i politycznego, a rozdrobnienie gospodarstw uznała za relikt nie do uratowania.
Wszystko to przeszłość. Przyszłość to wieś. Nie w skali krajowej, a globalnej. Kto nie przestawi swojego myślenia na te tory, będzie głodny i biedny.
Plagi nie tylko egipskie
Przed kilkoma tygodniami międzynarodowy serwis Forbes ogłosił, ze dotarł do listu polskiego premiera do europejskich przywódców w sprawie zwiększenia wsparcia dla europejskiego rolnictwa. Autorzy tekstu z zainteresowaniem relacjonowali argumenty Polaka: wieś i rolnictwo uratowały Europę przed niedoborami w czasie kryzysu.
Dodajmy, że powtarzany w radiu i telewizji, skierowany do mieszkańców komunikat o tym, że „doświadczenie innych krajów uczy, iż nie ma sensu gromadzić żywności” służy interesowi społecznemu, ale nie jest do końca prawdziwy. Epidemia w wielu miejscach na świecie wyczyściła na jakiś czas półki sklepowe z podstawowych artykułów spożywczych, takich jak makaron i mąka, albo wywindowała ich ceny.
W Azji produkty takie jak choćby tajski ryż błyskawicznie z ceny niskiej, powodowanej nadprodukcją, osiągnęły najwyższy poziom od 8 lat. Kontrakty terminowe na ceny pszenicy także osiągnęły dawno nie widziany poziom (spadki, owszem, zaliczyła kukurydza, ale to ze względu na jej szerokie zastosowanie w pozyskiwaniu biopaliw, na które obniżył się popyt).
Symbolem tego lęku na wieki pozostanie zapewne przekształcenie kilku amerykańskich kasyn w Las Vegas w „banki żywności”, do których ustawiały się wielokilometrowe kolejki samochodów.
Oczywiście, było to w dużym stopniu efektem paniki, przed którą ostrzega wspomniany komunikat, ale nie tylko. Perspektywa niedoborów żywności w wielu rozwiniętych krajach świata jest dziś postrzegana jako bardzo prawdopodobna. Ma to trzy główne – dość oczywiste – przyczyny.
Pierwszą są problemy z transgranicznym transportem towarowym. Nie został on tak drastycznie zablokowany jak przemieszczanie się ludzi, ale liczby robią wrażenie. Od spadków, jak choćby zmniejszony o jedną dziesiątą ruch w portach przeładunkowych, po całkowite odcięcie poszczególnych towarów od rynków światowych jak chociażby meksykańskiego piwa wszechobecnego do niedawna na rynku USA (nazwa najpopularniejszej marki, której warzenie obecnie wstrzymano – „Corony” – też nie pomogła).