Generalnie oddziały Gwardii Narodowej i wojska są używane do patrolowania i blokowania ulic oraz ochrony budynków, zwalniając z tych obowiązków przeciążonych pracą policjantów stanowych i lokalnych. Ustawa o Powstaniu (Insurrection Act) z 1807 r. daje co prawda prezydentowi USA prawo użycia wojska w bardziej drastyczny sposób, jednak dlatego uważana jest raczej za rozwiązanie ostateczne, rodzaj tzw. opcji nuklearnej, gdy zawiodą inne sposoby zaprowadzenia spokoju. Pod koniec pierwszego czerwcowego tygodnia sytuacja zdawała się stabilizować, a wizja żołnierzy z bagnetami na karabinach na ulicach miast – raczej oddalać.
Wśród sił lądowych USA, które już 28 maja otrzymały rozkaz przygotowania się do działań, są jednostki żandarmerii (Military Police). W kilku bazach oddziały liczące po ok. 200 żołnierzy postawiono w stan pełnej gotowości z zadaniem – gdy padnie rozkaz – dotarcia w dowolne miejsce na terytorium USA w ciągu czterech godzin. To jednostki lądowe wyspecjalizowane w działaniach policyjnych.
Przygotowani do działania „od ręki” są również żołnierze 82 Dywizji Powietrznodesantowej (tzw. Wszechamerykańska), stacjonujący na co dzień w Fort Bragg w Karolinie Północnej. To jednostka utrzymywana w stałej gotowości bojowej, gdyż – zgodnie z zaleceniem Pentagonu – jej oddziały muszą być „gotowe odpowiedzieć na kryzys w dowolnym miejscu na globie w ciągu 18 godzin” (to część tzw. szpicy – oddziałów szybkiego reagowania NATO). Jak pisałem wcześniej, co najmniej 200 spadochroniarzy przebywa w bazie wojskowej blisko Waszyngtonu, gotowych w każdej chwili wkroczyć na ulice stolicy. Jak donosili dziennikarze, żołnierze mają na swoim wyposażeniu bagnety – niby standard, jednak ich widok na ulicach mocno przypomniałby obrazki z tumultu lat sześćdziesiątych.
Do innych jednostek, które teoretycznie mogłyby zostać wykorzystane w miastach, należą kolejne dwie elitarne: 10 Dywizja Górska (stacjonuje w Fort Drum, stan Nowy Jork) oraz 101 Dywizja Powietrzno-Szturmowa (druga nazwa 101 Dywizji Powietrznodesantowej, tzw. Krzyczące Orły) z Fort Campbell w Kentucky. Jednym z większych zwolenników użycia popularnych „Krzyczących Orłów” jest senator z Arkansas Tom Cotton. Ten były kapitan sił lądowych USA napisał niedawno – poruszony skalą zniszczeń spowodowanych głównie przez anarchistów z Antify – że chętnie zobaczyłby „jakimi twardzielami są terroryści Antify, gdy staną twarzą w twarz z żołnierzami ze sto pierwszej powietrznodesantowej”. Jednostki, w której miał okazję służyć. Oby jednak senator musiał poczekać nieco dłużej na wynik tej ewentualnej konfrontacji.
– Jeremi Zaborowski z Chicago
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy