Ten widok nie wywoływał dobrych skojarzeń. Oto mężczyzna jest wleczony przez rozwrzeszczaną gromadę aż do portu, gdzie, przy aplauzie obecnych, zostaje zrzucony z nabrzeża do wody. Jakiś czas jeszcze unosi się na powierzchni – dość, by nieobznajmieni z jego postacią mogli podziwiać jego staroświecki, elegancki strój.
To, co wydarzyło się 7 czerwca w Bristolu, przywodzi na myśl drastyczne, znane z historii, literatury i filmu, opisy linczu, i jest to skojarzenie aż nadto czytelne, nawet jeśli wiemy, że do wody wrzucono nie żywego człowieka, tylko ściągniętą z cokołu figurę z brązu. Edward Colston, bohater wydarzeń, nie żyje przecież od blisko trzystu lat. Czym zasłużył sobie niegdyś na pomnik i czym teraz tak bardzo zawinił?
Handlarz niewolników i filantrop
Właściwie tym samym. Zasłużył, bo jego praca i zgromadzony majątek przyczyniły się do bogactwa i rozkwitu Bristolu. Zawinił, bo majątek ten zbudował między innymi na handlu niewolnikami. Jego statki przewiozły z Afryki zachodniej do Ameryki około 100 tys. ludzi. Nie ma znaczenia, że działo się to w czasach, gdy niewolnictwo praktykowała połowa świata, a myśl, że posiadanie człowieka na własność nie jest rzeczą właściwą, dopiero zaczynała kiełkować.
To, że teraz przypomniano sobie o przewinach Colstona, jest właściwie dziełem przypadku czy też splotu okoliczności. Gdyby wydarzenia w Minneapolis (gdzie, przypomnijmy, podejrzewany o oszustwo czarnoskóry George Floyd zmarł podczas akcji zatrzymania przez policję, przyduszony kolanem przez białego funkcjonariusza) nie pociągnęły za sobą gwałtownego uaktywnienia się radykalnych organizacji, działających pod hasłem zwalczania rasizmu, Colston nie niepokojony przez nikogo, stałby nadal na swoim miejscu.
Pomnik wystawiono pod koniec XIX wieku, by uhonorować charytatywne dzieło Colstona. Za zarobione pieniądze budował on bowiem w Bristolu, swym rodzinnym mieście, najrozmaitsze instytucje pożytku publicznego – szkoły, ochronki, przytułki. Dlatego, jak bez wątpienia trafnie zauważył ktoś z grona jego współczesnych wrogów, na dobrą sprawę należałoby rozebrać bardzo wiele bristolskich budynków, które powstały dzięki jego pieniądzom.
Tego wymagałaby konsekwencja w działaniu, bo cóż jest dobrego w filantropii, jeśli uprawia ją rasista? Ale ponieważ jest to niewykonalne, jako narzędzie zemsty i kary musi wystarczyć pomnik.
Churchill na Indian i Murzynów patrzył z góry
Czy posiadacze i handlarze niewolników byli rasistami? Pewnie tak, skoro w niewolnikach widzieli nie ludzi, lecz towar i narzędzie pracy. Ale ponieważ właściciele niewolników dawno przeszli do historii, bo niewolnictwa wszędzie zakazano, uderzenie w to, co po nich pozostało, ma niewielki walor propagandowy. Z tego punktu widzenia znacznie bardziej użyteczni okazali się rasiści. Bo rasistą można być – czy za takiego zostać uznanym – zawsze i wszędzie.