Pieniądz cyfrowy: tańszy, bezpieczniejszy, do walki z szarą strefą i… kontroli obywateli
piątek,
26 czerwca 2020
XVII–wieczna Szwecja była pierwszym państwem w Europie, który wyemitował banknoty. W 2023 roku chce być pierwszym, które zrezygnuje z obiegu gotówki w gospodarce. Czy w jej ślady pójdą inne kraje?
Pieniądz oczywiście nie śmierdzi, ale w czasach COVID–19 znacznie ostrożniej wyciągamy go z portfela – dotykane przez setki rąk banknoty i bilon zdają się być łatwiejszym „przekaźnikiem” wirusa, niż nasza własna karta kredytowa/debetowa czy smartfon. Inna sprawa, jakie zagrożenie powodują wpisywanie PIN-u na terminalu czy używanie telefonu w sklepie. W każdym razie pandemia jeszcze przyspieszyła technologiczną rewolucję w obiegu pieniądza, która od lat się dzieje się na naszych oczach, a wedle ostatnich trendów zmierza do… świata bez gotówki.
Najpierw rezygnowaliśmy z rozliczeń w tradycyjnej formie, uzyskując pensje czy świadczenia już nie w kasie, lecz na konto i wydając je przelewami, czekami, kartami, a teraz płacąc BLIK-iem i telefonem czy zegarkiem. Już i urzędy upowszechniają płatności bezgotówkowe, a kartą można zapłacić nawet za mandat w policyjnym radiowozie albo za frytki w budzie nad Bałtykiem. Banki prowadzą ponad 34 miliony rachunków osobistych (ROR), a kart płatniczych jest więcej niż mieszkańców kraju – ponad 40 milionów. Elektroniczne systemy rozliczeń upowszechniły się tak szybko, że spada nawet liczba bankomatów.
Skandynawia bez gotówki
W sztokholmskim muzeum kwartetu ABBA, który wylansował hit lat 70. „Money, Money, Money”, bilet wstępu można kupić wyłącznie elektronicznie. W wielu punktach usługowych, gastronomicznych i sklepach nie przyjmuje się szwedzkich koron. Co więcej, ponad połowa oddziałów bankowych także jest bezgotówkowa. Nawet luterańskie wspólnoty szczycą się, iż większość ofiar zbierana jest terminalem! W języku szwedzkim sama „płatność gotówką” (kontant betalning) nie oznacza wręczenia pliku banknotów, ale płatność kartą lub przelewem w chwili otrzymania towaru, np. przy zakupie samochodu.
Szwedzi w dziedzinie ekonomii są w awangardzie, w sumie od wieków. Po fiasku najazdu na Rzeczypospolitą, w roku 1661 wyemitowano tam pierwsze europejskie banknoty. Cztery wieki później państwo ma być pierwszym, w którym z tych banknotów się zrezygnuje.
Konkretna data nie została dotąd podana, ale Niklas Arvidsson, profesor Królewskiego Instytutu Technologicznego i autor książki „Building a Cashless Society” twierdzi, że abdykacja gotówki w jego kraju nastąpi w roku 2023 – wtedy to placówki handlowe zaprzestaną jej przyjmowania. Faktycznie, w handlu u Szwedów dominują płatności zbliżeniowe i niezwykle popularna aplikacja Swish. – Jedynym ograniczeniem w tym procesie są białe plamy na mapie sieci telekomunikacyjnej, gdzie nie ma dostępu do Internetu – mówił Arvidsson w rozmowie z BBC na temat nadchodzącego „kraju bez gotówki”
Podobne deklaracje płyną z innych skandynawskich krajów. Choćby w Danii, gdzie już 3 z 5,8 miliona obywateli używa aplikacji mobilnej banku narodowego, wykonując ponad 90 mln transakcji rocznie. Płatności gotówkowe mają mniej niż połowę udziału w handlu.
Według danych World Cash Report dotyczących płatności, mamy w Europie wyraźną różnicę upodobań pomiędzy północą a resztą kontynentu. W Hiszpanii czy Włoszech ponad 85 proc. operacji handlowych nadal odbywa się gotówką. Nawet w Niemczech czy Austrii ten udział jest wysoki: odpowiednio 80 i 86 procent.
– Wszystko jednak przemawia za tym, że ekonomia bez gotówki zagości na świecie szybciej niż nam się wydaje. Szwecja, Norwegia czy Dania zdecydowanie zmierzają w tym kierunku, ale co najważniejsze, Chiny bardzo intensywnie pracują nad cyfrowym juanem, który w wielu miejscach świata może wyprzeć dolara – ocenia Krzysztof Piech, profesor Uczelni Łazarskiego, specjalista z zakresu innowacyjności i polityki gospodarczej.
Wielki Brat na sterydach
Śmiertelność na poziomie jednego procent populacji dla Polski oznaczałoby stratę „finansową” rzędu sześciu lat PKB – wylicza ekonomista Wojciech Paczos z Cardiff University.
zobacz więcej
Nie bez powodu to państwa skandynawskie są najbliżej rezygnacji z tradycyjnego obrotu pieniężnego. Mają wysokie podatki i cła, ale także obsesję walki z nielegalnym obrotem ekonomicznym czy pracą na czarno. Gospodarka bezgotówkowa wydaje się definitywną „czapą”, którą na szarą strefę może nałożyć państwo.
Na tym poligonie to eliminacja gotówki staje się wyjątkowo skutecznym narzędziem fiskusa. Bo jak tu płacić pod stołem nielegalnemu robotnikowi, skoro pieniędzy nie będzie mógł legalnie wydać? Przestępcy mogą mieć problem z legalnym kupnem samochodu lub domu, a najpierw z wewnętrznymi „rozliczeniami” między uczestnikami procederu. Nawet „pranie brudnych pieniędzy” w punktach usługowych i gastronomicznych staje się niewykonalne, gdy każda operacja pozostawia po sobie cyfrowy ślad w systemie informatycznym monitorowanym przez państwo. Pozwala to na analizę dużych zbiorów danych i szybkie wyłapanie ponadstandardowych przepływów gotówki oraz wydatków bez pokrycia w otrzymywanym wynagrodzeniu czy aktywach.
Tego rodzaju rozwiązania stanowią też inne zagrożenie. Są doskonałym sposobem na kontrolę obywateli. W Skandynawii wydatki na alkohol, które państwo (!) oceni za zbyt duże w zestawieniu rachunku bankowego, mogą spowodować zainteresowanie opieki społecznej. Państwo kontroluje także transfery pieniężne, które emigranci np. z Polski przesyłają do rodzinnych krajów. Gdy są zbyt duże, kończy się to pisaniem wyjaśnień w urzędzie.
Tak wygląda nowoczesność i pieniądze w formie cyfrowej, a nie kopertowej. Co prawda wiele osób chętnie sięgnie po nie pod hasłem: „łatwiej, praktyczniej i nie mam nic do ukrycia”, w końcu masowo sprzedajemy swoją prywatność na Facebooku czy Instagramie. Ale dla wielu takie rozwiązania to przekraczanie kolejnych granic – uderzenie systemu w wolność jednostki i całych społeczeństw, w rzekomo słusznej sprawie. Jak w „Roku 1984” George’a Orwella, gdzie przeinaczanie faktów „sprzedano” ludziom jako Ministerstwo Prawdy, a śledzenie i egzekucje jako Ministerstwo Miłości. Cyfrowe płatności są bowiem źródłem niezwykle skutecznej j inwigilacji.
Hans–Christian Faerden to założyciel norweskiego stowarzyszenia „JA til kontanter” (pol. Tak dla gotówki). Według niego cyfryzacja pieniądza w dużej mierze przypomina właśnie scenariusz opisany przez Orwella w słynnej antyutopii. Faerden używa ciekawej metafory, nazywając Wielkiego Brata uzbrojonego w cyfrowe zasoby danych „Wielkim Bratem na sterydach”.
Według Faerdena są także inne argumenty przeciwko gospodarce bezgotówkowej. – Likwidacja gotówki i cyfryzacja pieniądza w systemach bankowych zaburzy równowagę nie tylko między obywatelami a rządem, ale przede wszystkim między rządem a systemem bankowym. I to oczywiście na niekorzyść państw – mówi Tygodnikowi TVP, podkreślając, że jego organizacja zdołała wygrać pierwszą batalię w parlamencie i dzięki niej w Norwegii nadal można płacić gotówką. – Inna sprawa, że pomimo przepisów banki realizują swoją politykę i maksymalnie utrudniają tradycyjne formy wpłat. Gdybym miał płacić swoje rachunki gotówką, zbankrutowałbym z powodu samych opłat – dodaje.
Kampania mająca obrzydzić pieniądz tradycyjny jednak trwa, podobna do tych w innych dziedzinach: nadaje się im skojarzenia negatywne, czyli „dorabia gębę”. Gdy Bank Norwegii wyemitował nowy banknot 1000 koron, na którym motyw marynistyczny (wzburzone morskie fale) zastąpił wizerunek słynnego malarza Edwarda Muncha (te banknoty mają zostać wycofane z obiegu w 2020 roku), gazeta „Aftenposten” podsumowała złośliwie, że przecież i tak tego numizmatycznego dzieła sztuki będą używać tylko emeryci i… przestępcy.
– Nic nie wskazuje na to, że będzie to nasz ostatni banknot w historii – zaznacza jednak Faerden. I stanowczo zaprzecza, jakoby utrzymywanie gotówki umożliwiało oszustwa i sprzyjało przestępcom: – Po pierwsze, gotówka to obecnie 2 proc. wszystkich cyrkulujących pieniędzy, a po drugie, największe nadużycia finansowe i kryzysy w ostatnich latach były wywołane przez spekulacje wielkich banków, a nie obrót prawdziwym pieniądzem.
19,5 miliarda monet
Będziemy płacili librą Facebooka albo walutą chińską. Chyba, że powstanie narodowy pieniądz cyfrowy.
zobacz więcej
Dylematy ze Skandynawii prędzej czy później pojawią się w debacie publicznej w Polsce. Gorszy pieniądz wypiera lepszy – twierdził Mikołaj Kopernik w traktacie „Monetae cudendae ratio” (pol. Rozprawa o urządzeniu monety) z 1526 r. Parafrazując tę zasadę można zapytać: czy w takim wypadku płatność elektroniczna wyprze papierową? Jeżeli państwo kiedykolwiek będzie chciało wprowadzić ideę w życie, posłuży się zapewne najważniejszym argumentem – kosztowym.
Produkcja, obsługa i obieg gotówki w gospodarkach europejskich krajów szacowane są na ok. 1 proc. PKB. W przypadku Polski byłoby to ok. 20 miliardów złotych – to znacząca kwota, równa jednej piątej budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia lub połowie wydatków na program 500+ (zaplanowanych w budżecie państwa na 2020 rok). Rezygnując z tradycyjnego pieniądza dokonalibyśmy więc iście kopernikańskiego przewrotu, zastępując 2,5 miliarda banknotów i 19,5 miliardów monet znajdujących się w obiegu w Polsce danymi zgromadzonymi na serwerach NBP.
– Płatności bezgotówkowe wyjątkowo szybko zaadaptowały się w naszym kraju, ale zupełne wycofanie gotówki z gospodarki to melodia przyszłości. Poza tym spowodowałoby to niezadowolenie osób starszych, ale także wszystkich tych, którzy zgromadzili oszczędności, jak to się mówi, „w skarpecie” – zauważa prof. Piech. Specjalista od innowacyjności i polityki gospodarczej ostrzega przy tym, że pieniądz elektroniczny nie jest wcale aż tak tani, jak twierdzą jego entuzjaści: – Prowizje ze wszystkich operacji bezgotówkowych pobierają międzynarodowe korporacje, czyli VISA i MasterCard. W skali naszego społeczeństwa to miliardowe zyski, które powinny przecież zostawać w Polsce.