Cywilizacja

70 polskich firm buduje elektrownie atomowe. Za granicą

W kulminacyjnym momencie prac na budowie fińskiej słowni jądrowej przebywało 25 polskich firm, a język polski był najczęściej używanym językiem zagranicznym.

– Dla mnie kwestia bezpieczeństwa elektrowni jądrowej w Ostrowcu jest ważniejsza niż dla Litwy, Polski czy Niemiec – tak Aleksander Łukaszenka starał się uspokoić podczas niedawnej konferencji prasowej sąsiadów Białorusi. Najnowsza na świecie „jądrówka” powstała zaledwie 4 km od granicy z Litwą i 250 km od Polski. I kilka dni temu została zaopatrzona w pierwszy ładunek uranu.

Nasi wschodni sąsiedzi uporali się z budową elektrowni w rekordowym tempie. W zaledwie 9 lat. Już w trakcie samej budowy budziła wiele wątpliwości.

Podczas jej stawiania na placu budowy zginęło 5 osób. Pracownicy podwykonawców nie otrzymali wynagrodzenia. W 2016 r. korpus reaktora spadł z 7 metrów na betonową podstawę. Władze białoruskie przez miesiąc ukrywały ten fakt przed światem.

Niedługo później drugi korpus reaktora został uderzony o platformę kolejową. Uderzenie było tak niefortunne, że trafiło w elementy awaryjnego systemu chłodzenia reaktora. Nigdy nie został on wymieniony na nowy. Jakby tego było mało, to podczas próby uruchomienia systemu awaryjnego, pulpit sterowniczy po prostu spłonął.

Nic dziwnego, że Litwini są przerażeni. Tamtejsze Ministerstwo Zdrowia zamówiło już 4 mln tabletek jodu do rozdania dla swoich obywateli. I robiło co mogło na arenie międzynarodowej, by zablokować uruchomienie Ostrowca.
W Marcoule koło Awinionu w latach 50. XX wieku zbudowano francuski ośrodek produkcji paliwa jądrowego oraz trzy reaktory jądrowe. Fot. Gilbert UZAN/Gamma-Rapho via Getty Images
Ale, wbrew pozorom, nowoczesne elektrownie atomowe są niezwykle bezpieczne i najbardziej opłacalne ekonomicznie. – Wystarczy porównać cenę płaconą za energię elektryczną we Francji (17 euroentów/kWh), która stawia na prąd z elektrowni jądrowych i w Danii (30 eurocentów/kWh), która tego nie robi – przekonuje w rozmowie z Tygodnikiem TVP prof. Andrzej Strupczewski, ekspert Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w Wiedniu.

Polska jest jednym z nielicznych krajów Europy, który nie posiada własnego reaktora jądrowego. Wśród naszych sąsiadów nie mają go jedynie Litwini. I tylko dlatego, że w referendum zdecydowali o zamknięciu już istniejącego.

Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Białym Domu może bardzo przybliżyć nas do wybudowania własnej elektrowni. Próbujemy ją postawić od ponad 40 lat. Nie udało się to ani komunistom, ani żadnemu z kolejnych rządów III RP. Tym razem może nam się jednak powieść. Nawet nie ze względu na wielki zapał strony polskiej, ile determinację prezydenta Trumpa.

Bo rynek atomowy to niewyobrażalnie wielkie pieniądze. Już dziś szacuje się go na 36 mld dol., a do 2026 r. ma wynieść niemal 50 mld dol. Amerykanie niegdyś byli na nim pionierem. Dziś zostali daleko w tyle za firmami z Europy, Azji, a nawet Rosji. Polska może więc być dla nich idealnym punktem odbicia. I wejścia z powrotem do atomowej ekstraklasy. Co jeszcze bardziej ciekawe, polskie przedsiębiorstwa są w niej od dawna i budują elektrownie na całym świecie.

Świat stawia na atom

– Straciliśmy ogromny segment gospodarki. Kiedyś, w skali globalnej posiadaliśmy go w ponad 90 proc. Dziś, przy dobrych wiatrach, możemy liczyć na maksymalnie 20 proc. – żalił się na spotkaniu z prezydentem Donaldem Trumpem Edward McGinnis zastępca sekretarza Energii Jądrowej Departamentu Energii USA.

I rzeczywiście ma rację. Bo chociaż Stany Zjednoczone zdominowały eksport atomowy kilkadziesiąt lat temu, to dziś stoją w obliczu silnej konkurencji. Zarówno ze strony swoich sojuszników takich jak Francja i Korea Południowa, ale także przeciwników politycznych.

Bo to rosnąca dominacja Chin i Rosji niepokoi najbardziej administrację Białego Domu. Państwo Środka tylko u siebie buduje więcej reaktorów niż ktokolwiek inny na świecie. Ale wychodzi także za granicę, m.in. do Pakistanu czy Argentyny. Rosja z kolei proponuje swoje usługi Słowacji, Indiom, Turcji czy Bangladeszowi. We wszystkich tych krajach, z wyjątkiem Turcji, prace są na bardzo zaawansowanym etapie i nowe bloki powinny być oddane do użytku w ciągu najbliższego roku – dwóch.

Na chwilę obecną powstaje około 55 nowych jednostek mocy w 15 państwach, a 440 reaktorów energetycznych pracuje w 30 krajach. Łącznie, według wyliczeń Strupczewskiego, wytwarzają ok. 10 proc. energii elektrycznej świata.

Energia atomowa – „czysta, bezpieczna, daje nadzieję”

Jest bezpieczniejsza niż energia słoneczna – mówi Robert Stone, reżyser dokumentu „Obietnica Pandory”, który dowodzi, że to jedyną nadzieja dla świata. Dla ekologów to kontrowersyjna teza.

zobacz więcej
Reaktory starej daty kończyły swój żywot po 25 latach funkcjonowania. Najnowsze modele mogą służyć nawet 60 lat. W elektrowniach jądrowych współczynnik wykorzystania mocy w nich zainstalowanej wynosi ok. 90 proc. Dla porównania, w elektrowniach wiatrowych wynik ten, w najlepszych lokalizacjach, dochodzi do zaledwie 25 proc. Są również zero-emisyjne. Czyli niezwykle przyjazne środowisku.

Do tego bardzo tanie w eksploatacji. Według danych Narodowego Centrum Badań Jądrowych, koszty paliwa (czyli uranu) to zaledwie kilkanaście proc. w całej strukturze kosztów elektrowni. Dla porównania, w elektrowni węglowej paliwo to ok. połowa, a w gazowej aż 80 proc. wydatków.

Dlaczego zatem cały świat stawia na atom, a Polska nie jest w stanie zbudować nawet małej elektrowni? I to w przeciągu ponad 40 lat?

Trampki i uran

– Władze PRL definitywnie zaniechały dalszych prac po katastrofie w Czarnobylu – tłumaczy prof. Strupczewski, który uczestniczył wówczas w jej powstawaniu. – Mimo że nasza miała być zupełne innego typu i zupełnie innej technologii. Ukraińska była oparta na rozwiązaniach wojskowych, nadających się do produkcji plutonu militarnego, nasza była wyłącznie dla energetyki – dodaje.

Opinia publiczna przerażona jednak Czarnobylem nie chciała nawet słyszeć o projekcie „jądrówki” w Polsce. Przez to straciliśmy gigantyczne pieniądze i zmarnowaliśmy ogrom pracy. Bo Żarnowiec był ukończony w niemal 70 proc. Sam budynek był wybudowany do pierwszego piętra. Wszystkie urządzenia, nie dość że były zamówione, to już nawet wyprodukowane. Ponad 90 proc. tej produkcji pochodziło z rodzimych zakładów. Co więcej, wyszkolona była cała kadra inżynierów i specjalistów.

Z perspektywy czasu widać, że ówczesna decyzja była błędna. Jak wylicza Strupczewski, aż 23 reaktory tego samego typu, które miały stanąć na Pomorzu, są do dziś bezpiecznie i bardzo ekonomicznie eksploatowane w Finlandii, Czechach, na Węgrzech, Ukrainie, w Rosji i na Słowacji. Później po prostu byliśmy za biedni, by poważnie myśleć o energetyce atomowej

– Na poważnie wróciliśmy do tematu w 2009 r., kiedy to Ministerstwo Gospodarki przygotowało dokument nazywany Polityką Energetyczną Polski do 2030 r. – przekonuje Aleksander Szpor, kierownik zespołu energii i klimatu w Polskim Instytucie Ekonomicznym.

Chociaż ciężko jest nazwać poważnym podejście ówczesnego rządu do atomu. Według tego dokumentu, w bieżącym roku powinna być otwierana pierwsza polska elektrownia atomowa. Tymczasem to o wiele biedniejsza Białoruś cieszyć się będzie niedługo swoim reaktorem. A my nadal jesteśmy w punkcie zero.

– To smutne świadectwo, że Warszawa nie potrafi stworzyć konsekwentnie realizowanej polityki energetycznej – uważa Jakub Wiech z branżowego portalu Energetyka24.com.
Ruiny niedokończonej elektowni atomowej w Żarnowcu. Fot. Michal Fludra/NurPhoto via Getty Images
Jeszcze smutniejszym był fakt powstania wówczas, przed dekadą, dwóch spółek, które miały zajmować się budową elektrowni. PGE EJ1 i PGE EJ2. Na czele obu z nich stanął Aleksander Grad – wcześniej minister skarbu. Według medialnych doniesień inkasował wówczas ok. 100 tys. zł miesięcznie z tytułu zarządzania oboma podmiotami. Mimo tak astronomicznych kwot, nie udało mu się doprowadzić nawet do wyboru lokalizacji pod budowę elektrowni.

– Mieliśmy wówczas duże pretensje do władz centralnych, że na czele tak ważnego dla bezpieczeństwa państwa projektu stanął były szef fabryki trampek – ironizuje jeden z ekspertów rynkowych zajmujący się energetyką, chcący pozostać anonimowym.

Przespany został więc okres, kiedy mogliśmy realnie starać się o dofinansowanie tego typu inwestycji ze środków unijnych. Dzisiaj Komisja Europejska, zwłaszcza po katastrofie w Fukushimie, bardzo niechętnie patrzy na nowe instalacje atomowe. W związku z tym, o wiele droższe są również kredyty w bankach komercyjnych. A Polska potrzebuje dywersyfikacji energetycznej jak kania dżdżu.

Polacy dojrzeli

Bo aż 3 na 4 kWh (kilowatogodziny), które płyną do naszych gospodarstw pochodzą z przetwarzania węgla. Kamiennego lub co gorsza brunatnego. A uprawnienia do emisji CO2 z roku na rok są coraz droższe (to element polityki UE na rzecz walki ze zmianą klimatu – chodzi o całkowite odejście od węgla). Oznacza to, że co roku będziemy więcej musieli płacić za prąd. Chyba że zaczniemy wytwarzać go z Odnawialnych Źródeł Energii. Na razie jest to jedynie kilkanaście proc. naszej produkcji. Co gorsza sami wytwarzamy o wiele mniej prądu niż go konsumujemy. W 2019 r. nasze zużycie energii wyniosło 169 TWh. Chociaż jeszcze w 1990 r. nasze zużycie wynosiło zaledwie 135 TWh.

Aż 10 TWh musieliśmy w ubiegłym roku importować. Już czwarty rok z rzędu jesteśmy importerem energii netto. Tylko w 2019 r. wydaliśmy na prąd zza granicy ponad 2 mld zł. Tak potężna ilość terawatogodzin musiałaby być wyprodukowana w bloku energetycznym o mocy ponad 1,2 GW. Dla porównania największy blok węglowy w kraju czyli Kozienice ma moc 1,085 GW.

Eksperci wyliczają, że elektrownia atomowa o mocy 1,2 GW to koszt w granicach 20-30 mld zł. Wszystko zależy od technologii, finansowania i wykonawcy. Polski rząd również w 2019 r. przyjął Politykę Energetyczną Polski. Tym razem do 2040 roku. Mowa w nim o 2033 roku. Wówczas mielibyśmy uruchomić pierwszy blok elektrowni jądrowej o mocy 1-1,5 GW. Docelowo mielibyśmy mieć 6 takich bloków. Jak łatwo wyliczyć, łączna ich moc wynosiłaby wówczas do 6 do nawet 9 GW. Obecnie Polska ma moce produkcyjne na poziomie 46,8 GW. Nowe elektrownie całkowicie zaspokoiłyby nasz popyt wewnętrzny.

Do katastrofy elektrowni atomowej dojść już nie może

Barierą w rozwoju odnawialnych źródeł energii jest brak technologii jej magazynowania – mówi dyrektor Instytutu Chemii i Techniki Jądrowej.

zobacz więcej
A przede wszystkim znacząco obniżyły ceny prądu. Sprawdziliśmy, jak kształtowały się ceny energii elektrycznej na europejskich giełdach w III kw. 2018 i III kw. 2019 r. Okazuje się, że wszędzie dochodzi do spadków cen. Tylko w Polsce są one niemal identyczne.

Dla przykładu: W Niemczech cena spadła z 230 zł do 162 zł. W Szwecji z 229 zł do 162 zł a w Czechach i na Słowacji z 234 zł do 175 zł. U nas spadek był zaledwie o 2 zł. Z 252 zł do 250 zł. To wynik właśnie wysokiej emisji CO2 i wysokich cen węgla w Polsce. O wiele wyższych niż ceny rynkowe.

Elektrownia jądrowa znacząco pomogłaby nam zbić te ceny. Tym, bardziej, że ostatnie badania opinii publicznej pokazują, że już dojrzeliśmy do jej budowy. PGE EJ1 opublikowało sondaż przeprowadzony wśród mieszkańców gmin lokalizacyjnych. Czyli tych, gdzie można by było zbudować elektrownię (Choczewo, Gniewino i Krokowa). Dzisiaj za budową jest aż 71 proc. mieszkańców. To wzrost o 2 proc. w porównaniu do badania sprzed roku.

Co ciekawe, pierwszą elektrownię jądrową w Polsce wybudować może... prywatny inwestor. Michał Sołowow, jeden z najbogatszych Polaków i właściciel Synthos-u niespodziewanie zapowiedział w ubiegłym roku, że zamierza postawić blok o mocy 300 MW. W głównej mierze na potrzeby swoich zakładów chemicznych. Ale taka moc mogłaby swobodnie zasilić jeszcze cały pobliski Oświęcim.

I choć na samej zapowiedzi na razie się skończyło, to wielu ekspertów uważa, że może mu się udać.

– Małe reaktory jądrowe, jako opcja dla polskiej energetyki mogą okazać się elementem zmieniającym reguły gry, działając bardziej lokalnie i przez to w większym stopniu dostosowując się do modelu energetyki rozproszonej – tłumaczy Szpor. – Reaktory te są droższe w przeliczeniu na jednostkę wyprodukowanej energii, ale ich koszt inwestycyjny jest znacznie niższy niż dużych elektrowni jądrowych, a to stanowi jedną z głównych barier.

Jak branża kosmiczna

Ale polskie firmy już od dawna zarabiają na atomie. Jak wynika z raportu „Polish Industry for Nuclear Energy 2019", w ostatnich 10 latach było ponad 70 polskich przedsiębiorstw, które zrealizowały minimum jeden projekt dla zagranicznych elektrowni jądrowych.

I tak chociażby ZKS Ferrum i Rockfin przygotowują konstrukcje stalowe i tzw. skidy wspomagające pracę turbin. Energomontaż Północ Gdynia wyprodukowała środkową i górną część obudowy stalowej reaktora dla fińskiej Olkiluoto 3. Zresztą w Finlandii polskie firmy udzielały się niezwykle aktywnie. Bezpośrednio na miejscu prace montażowe wykonały np. Elektrobudowa, Polbau, Warbud, KMW Enginnering czy Gotech.

W kulminacyjnym momencie prac na fińskiej budowie przebywało 25 polskich firm, a język polski był najczęściej używanym językiem zagranicznym.
W budowie elektrowni jądrowej Olkiluoto w Finlandii brały udział polskie firmy m.in. Polbau, Elektrobudowa i Energomontaż-Północ Gdynia. Fot. Roni Rekomaa/Bloomberg via Getty Images
Bardzo widoczni byliśmy także we Francji. Przy realizacji projektu Flamanville obecny był m.in. Polimex Mostostal i Energop Sochaczew. Wyprodukowały one rurociągi obiegu wtórnego reaktora. Holduct i Berliner dostarczyły z kolei kanały HVAC i konstrukcje stalowe.

Warszawskie APS Energia wysłało do Indii stabilizatory zasilania UPS, które zostaną zamontowane w projekcie Kudankulam II. – To niezwykle wysokomarżowa branża. Ale też niezwykle wymagająca. Mowa tu o technologiach z najwyższej możliwej półki innowacji i wykonania. Porównywalne mogą być jedynie do branży lotniczej czy kosmicznej. Byłbym niezwykle rad, gdyby polskie firmy mogłyby realizować podobne inwestycje tutaj, w Polsce. Już przy polskiej elektrowni jądrowej – kończy Strupczewski.

– Karol Wasilewski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Elektrownia jądrowa w podgrodzieńskim Ostrowcu, październik 2019. Fot. Natalia Fedosenko\TASS via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.