Jeszcze smutniejszym był fakt powstania wówczas, przed dekadą, dwóch spółek, które miały zajmować się budową elektrowni. PGE EJ1 i PGE EJ2. Na czele obu z nich stanął Aleksander Grad – wcześniej minister skarbu. Według medialnych doniesień inkasował wówczas ok. 100 tys. zł miesięcznie z tytułu zarządzania oboma podmiotami. Mimo tak astronomicznych kwot, nie udało mu się doprowadzić nawet do wyboru lokalizacji pod budowę elektrowni.
– Mieliśmy wówczas duże pretensje do władz centralnych, że na czele tak ważnego dla bezpieczeństwa państwa projektu stanął były szef fabryki trampek – ironizuje jeden z ekspertów rynkowych zajmujący się energetyką, chcący pozostać anonimowym.
Przespany został więc okres, kiedy mogliśmy realnie starać się o dofinansowanie tego typu inwestycji ze środków unijnych. Dzisiaj Komisja Europejska, zwłaszcza po katastrofie w Fukushimie, bardzo niechętnie patrzy na nowe instalacje atomowe. W związku z tym, o wiele droższe są również kredyty w bankach komercyjnych. A Polska potrzebuje dywersyfikacji energetycznej jak kania dżdżu.
Polacy dojrzeli
Bo aż 3 na 4 kWh (kilowatogodziny), które płyną do naszych gospodarstw pochodzą z przetwarzania węgla. Kamiennego lub co gorsza brunatnego. A uprawnienia do emisji CO2 z roku na rok są coraz droższe (to element polityki UE na rzecz walki ze zmianą klimatu – chodzi o całkowite odejście od węgla). Oznacza to, że co roku będziemy więcej musieli płacić za prąd. Chyba że zaczniemy wytwarzać go z Odnawialnych Źródeł Energii. Na razie jest to jedynie kilkanaście proc. naszej produkcji.
Co gorsza sami wytwarzamy o wiele mniej prądu niż go konsumujemy. W 2019 r. nasze zużycie energii wyniosło 169 TWh. Chociaż jeszcze w 1990 r. nasze zużycie wynosiło zaledwie 135 TWh.
Aż 10 TWh musieliśmy w ubiegłym roku importować. Już czwarty rok z rzędu jesteśmy importerem energii netto. Tylko w 2019 r. wydaliśmy na prąd zza granicy ponad 2 mld zł. Tak potężna ilość terawatogodzin musiałaby być wyprodukowana w bloku energetycznym o mocy ponad 1,2 GW. Dla porównania największy blok węglowy w kraju czyli Kozienice ma moc 1,085 GW.
Eksperci wyliczają, że elektrownia atomowa o mocy 1,2 GW to koszt w granicach 20-30 mld zł. Wszystko zależy od technologii, finansowania i wykonawcy. Polski rząd również w 2019 r. przyjął Politykę Energetyczną Polski. Tym razem do 2040 roku. Mowa w nim o 2033 roku. Wówczas mielibyśmy uruchomić pierwszy blok elektrowni jądrowej o mocy 1-1,5 GW. Docelowo mielibyśmy mieć 6 takich bloków. Jak łatwo wyliczyć, łączna ich moc wynosiłaby wówczas do 6 do nawet 9 GW. Obecnie Polska ma moce produkcyjne na poziomie 46,8 GW. Nowe elektrownie całkowicie zaspokoiłyby nasz popyt wewnętrzny.