Pierwszy alarmował świat o Holokauście. Na tropach Pileckiego
piątek,
4 września 2020
Dowódca komórki w organizacji obozowej w Birkenau Jan Karcz wkrótce zaczął informować o przybywających prawie codziennie transportach z całej Europy. Do Witolda zaczęła docierać groza ogromnej skali tego „przedsięwzięcia”. „Ciekawe, jakie myśli snuły się pod czaszką ss-mannów” – napisał później. „W wagonach było wiele kobiet i dzieci. Czasami dzieci w kołyskach. Tu mieli skończyć wszyscy naraz swe życie. Wieźli ich jak stado zwierząt – na rzeź!”.
Witold zapewne znał z BBC najnowsze wieści dotyczące szkolenia polskiej brygady spadochronowej, którą formowano w Szkocji w ramach przygotowań do alianckiej inwazji na kontynencie, ponieważ w rozmowie z Jasterem stwierdził, że jeśli dwustu spadochroniarzy wyląduje w pobliżu magazynów, będą mogli przejąć zapasy broni. Wtedy będzie można uzbroić więźniów.
Ucieczka została zaplanowana na sobotę, 20 czerwca. Miało do niej dojść w porze obiadowej, kiedy zarówno magazyn, jak i garaże powinny być puste. Do trójki uciekinierów dołączył czwarty – Józef Lempart, uczeń szkoły katolickiej, który udzielił im wszystkim błogosławieństwa, gdy w południe spotkali się na placu apelowym.
Kazik zorganizował wózek załadowany odpadami kuchennymi. Ten należało opróżnić na śmietniku znajdującym się przy głównej drodze, co dawało pretekst do opuszczenia obozu. Strażnicy tylko machnęli na nich niedbale i przepuścili.
Gaz do dechy
Gdy tylko brama zniknęła im z pola widzenia, uciekinierzy zmienili kierunek i dotarli do magazynu. Weszli do środka przez znajdujący się w bocznej ścianie zsyp węglowy. Magazynek z mundurami był zamknięty, więc Kazik musiał użyć siły i otworzył drzwi kopniakiem. Założył mundur starszego sierżanta i zabrał ze sobą jego broń.
Proszę sobie wyobrazić, że siedzi pani w pokoju pełnym ludzi i nagle pada pytanie: „Kto chce jechać do obozu koncentracyjnego?”. I pani podnosi rękę - mówi brytyjski autor.
zobacz więcej
Wszyscy ustalili już wcześniej, że jeśli zostaną zatrzymani, nie dadzą się wziąć żywcem. Eugeniusz popędził do garażu i przyprowadził samochód. Zatrzymał się przy bocznych drzwiach do magazynu, czekając, aż pozostali wsiądą do środka. Kazik zajął miejsce pasażera. Ruszyli.
Eugeniusz widział już szlaban punktu kontrolnego oddalony o jakieś dwieście pięćdziesiąt, trzysta metrów. Zdjął nogę z gazu. Sto metrów od strażników, a ci ciągle nie wyglądali na zaniepokojonych. Kazik rozpiął kaburę i położył rękę na pistolecie. Pięćdziesiąt metrów. Mogli już niemal zajrzeć do wnętrza budki posterunku. Jego czoło zrosił pot. Zatrzymał samochód.
– Kazik, rób coś – szepnął ochryple Jaster z tylnego siedzenia.
Kazik wychylił się za szybę i zaczął krzyczeć po niemiecku, żeby ktoś natychmiast otworzył bramę. Z budki strażniczej wypadł strażnik. Podbiegł do metalowego szlabanu i zaczął go unosić. Eugeniusz musiał walczyć z chęcią wciśnięcia pedału gazu do deski. Ruszył powoli, jakby nie działo się nic niepokojącego.
Na drodze uciekinierzy minęli Aumeiera, zastępcę komendanta, przebywającego akurat na konnej przejażdżce. Pozdrowili go zwyczajowym „Heil Hitler!”, na które Aumeier odpowiedział, unosząc rękę. A potem byli wolni.
Witold z niepokojem czekał, kiedy rozlegnie się dźwięk syreny alarmowej. Każda upływająca sekunda dawała mu nadzieję.
Władze odkryły ucieczkę czterech więźniów dopiero podczas wieczornego apelu. Aumeier klął, ile wlezie, besztając zgromadzonych więźniów, zdawszy sobie sprawę, że został wykiwany. Jednak po chwili rzucił swoją czapkę na ziemię i wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
Biały domek
Warszawa dalej milczała. Na początku lipca Niemcy przenieśli Rawicza (Kazimierz Rawicz, związany z ZWZ/AK – przyp.red) do innego obozu. Jego transfer oznaczał, że Witold znów de facto stał się przywódcą całej obozowej organizacji, a decyzja o działaniach zmierzających do wywalczenia sobie wolności należała do niego. Ostatnia niezbyt udana próba ucieczki z Birkenau potwierdziła tylko jego obawy, że powstanie w obozie głównym bez pomocy z zewnątrz skończy się rzezią. Uznał, że nie pozostaje im nic innego, tylko czekać, nawet jeśli to oznaczało pogodzenie się z kolejnymi egzekucjami.
W tym czasie Niemcy robili wszystko, aby Auschwitz z regionalnego ośrodka eksterminacji przemieniło się w główne centrum ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Wcześniejszy rozkaz Himmlera, który chciał zapełnić Birkenau Żydami mającymi stać się tanią siłą roboczą, spowodował konieczność znalezienia odpowiedzi na pytanie, co robić z osobami zależnymi od wysyłanych do obozu mężczyzn w sile wieku, a pozostawionymi w miejscu ich wcześniejszego zamieszkania.
Himmler postanowił, że odtąd do obozu trafiać będą całe rodziny. Selekcja dokonywana będzie już na miejscu, zaraz po przyjeździe. Osoby nienadające się do pracy – matki z dziećmi, osoby chore i starsze – będą trafiać do gazu.
Na przełomie czerwca i lipca władze obozu spodziewały się przybycia do obozu stu dwudziestu pięciu tysięcy Żydów ze Słowacji, Francji, Belgii i Holandii. Drugi dom w lesie w pobliżu Birkenau został w czerwcu przebudowany na komorę gazową (nazwaną odtąd dla odróżnienia od czerwonego „białym domkiem”, ponieważ jego mury pokrywała biała farba).
Pietrzykowski przetrwał w Auschwitz nie tylko katorżniczą pracę, głód i chłód, ale także kilkadziesiąt walk bokserskich, które stoczył za drutami.
zobacz więcej
Dwie komory wystarczały, aby w tym samym czasie zagazować cały transport, czyli około dwóch tysięcy Żydow. Pierwszy transport Żydów, który miał być próbą systemu doraźnej selekcji, przybył ze Słowacji 4 lipca.
Pociąg zatrzymał się półtora kilometra od głównej bramy Birkenau. Rampa rozładunkowa została obsadzona uzbrojonymi po zęby esesmanami. Tysiąc Żydów wyprowadzano z pociągu, pozbawiano wszystkich bagaży i ustawiano w kolejkach do inspekcji. Lekarze z SS ocenili, że tylko trzysta siedemdziesiąt dwie osoby nadawały się do pracy. Ci zostali poprowadzeni do biura rejestracji, obsadzonej w dużejczęści przez polskich więźniów w budynku administracyjnym w Birkenau.
Resztę uformowano w kolumnę, która skierowała się w stronę nieodległego lasku.
Nowa makabra
Dowódca komórki w organizacji obozowej w Birkenau Jan Karcz wkrótce zaczął informować o przybywających prawie codziennie transportach z całej Europy. Do Witolda zaczęła docierać groza ogromnej skali tego „przedsięwzięcia”.
„Ciekawe, jakie myśli snuły się pod czaszką ss-mannow” – napisał później. „W wagonach było wiele kobiet i dzieci. Czasami dzieci w kołyskach. Tu mieli skończyć wszyscy naraz swe życie. Wieźli ich jak stado zwierząt – na rzeź!” .
Mówił o „nowej makabrze”. Postrzegał tę zbrodnię w kategoriach egzystencjalnych, jako kryzys człowieczeństwa. „Zabrnęliśmy – kochani moi – zabrnęliśmy straszliwie. Straszna rzecz – bo nie ma na to słowa… Chciałem powiedzieć – »zezwierzęcenie«… lecz nie! jesteśmy od zwierząt o całe piekło gorsi!” .
Gdy w lipcu liczba ofiar rosła w zastraszającym tempie, organizacja w obozie otrzymała zakodowaną prośbę Napoleona (Segiedy, cichociemnego i kuriera Armii Krajowej, który jako pierwszy wywiózł raporty Pileckiego do Londynu – przyp. red.) o dowody nazistowskich zbrodni.
Zadanie zaszyfrowania wiadomości powierzono Stanisławowi Kłodzińskiemu, pielęgniarzowi rewiru noszącemu okulary o grubych szkłach i zachowującemu się jak naukowiec. Witold musiał zdecydować, jakie informacje powinny zostać przekazane podziemiu w pierwszej kolejności. To on jest prawdopodobnie autorem listu opisującego realizowany konsekwentnie tego lata program eksterminacyjny w Auschwitz.
List rozpoczynał się opisem nieudanej próby ucieczki więźniów z kompanii karnej i codziennych egzekucji, które nastąpiły po niej. Potem autor przechodził do kwestii masowego gazowania Żydów. „Żydzi (…) są wytruwani masowo; trudno ustalić jest nam cyfrę, ale jest ona ogromna, tak że nie mogą nadążyć wywozić ubrania po zatrutych. Leży ich koło komór gazowych około 15.000, mimo że co dzień wywozi się je furami”.
Obóz śmierci
Autor listu opisał przygnębienie więźniów. „Życie w obozie jest obecnie bardzo ciężkie, ludzie przygotowani są na najgorsze. Słychać głosy, że jeśli mamy wyginąć, to nie umierajmy jak barany, że trzeba coś działać”.
Publikacja za zgodą wydawcy. Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Jack Fairweather jest brytyjskim pisarzem i dziennikarzem. Był między innymi szefem biura „The Daily Telegraph” w Bagdadzie i fotoreporterem „The Washington Post” w Afganistanie. Jest autorem książki „Ochotnik” – pierwszej napisanej po angielsku biografii Witolda Pileckiego. Oprócz tego ma na koncie dwie pozycje poświęcone wojnom w Afganistanie i Iraku: „The Good War” i „The War of Choice”. Jest laureatem wielu nagród dziennikarskich. Jego książka „Ochotnik” została uhonorowana w 2019 roku jedną z najbardziej prestiżowych brytyjskich nagród literackich Costa Book Award.