Twórca teorii, iż przyznanie się oskarżonego może stanowić decydujący dowód winy (za co otrzymał Nagrodę Stalinowską). Był autorem masowej czystki (1937) przeprowadzonej w centrum i terenowych oddziałach Prokuratury Generalnej.
Wiosną 1939 Wyszynski stracił posadę prokuratora generalnego ZSRR. W latach 1939–1944 był wiceprzewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych, a jednocześnie od 1940 wicekomisarzem spraw zagranicznych. W latach 1949–1953 minister spraw zagranicznych.
Po śmierci Stalina odsunięty od wpływów i zesłany do USA jako przedstawiciel ZSRR w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Zmarł nagle w Nowym Jorku na atak serca.
TYGODNIK TVP: Skąd w pańskiej prozie stała obecność Rosji, zwłaszcza sowieckiej?
STEFAN TÜRSCHMID: Najpewniej wynika to mojej biografii. Pod koniec lat 70. ubiegłego stulecia należałem do tajnej organizacji antykomunistycznej Ruch, utworzonej w Łodzi. Po rozbiciu ugrupowania w wyniku agenturalnej infiltracji, spędziłem niemal rok w więzieniu. To doświadczenie pogłębiło moją ciekawość historii, szczególnie najnowszej. Pasjonowałem się ją zresztą już w czasach szkolnych, usiłując przeczytać wszystko, co dotyczyło dziejów wschodniego sąsiada PRL. Mam na myśli także literaturę emigracyjną. Po pióro sięgnąłem jednak dopiero na emeryturze. Wcześniej brakło czasu, bo pracowałem, jako trener hippiki, co wiązało się z wyjazdami
Dlaczego wziął pan na warsztat akurat Andrieja Wyszynskiego?
Ponieważ to wyjątkowo odrażająca postać. Trudno o niej myśleć bez inwektyw i epitetów. Ma na sumieniu tysiące ludzkich istnień. Nie tylko gorliwie realizował zbrodnicze dyrektywy Stalina, lecz samemu wyróżniał się aktywnością w kreowaniu terroru.
Powtarza pan pogłoskę o jego pokrewieństwie w Prymasem Tysiąclecia, kardynałem Stefanem Wyszyńskim ...
Nie wykluczam tego, lecz ta sprawa wymaga gruntownych badań genealogicznych. Obecnie, kiedy archiwa w Rosji ponownie zostały praktycznie zamknięte dla cudzoziemców, trudno będzie tę hipotezę potwierdzić. Nazwisko Wyszynski niewątpliwie jednak sugeruje domieszkę polskiej krwi w żyłach „Tancerza”.
Dlaczego właśnie tak zatytułował pan swą książkę?
Bo taniec stanowił hobby opisywanego. Liczne przekazy potwierdzają, iż Wyszynski doskonale radził sobie na parkiecie, niezależnie od rytmów i partnerek. Pytanie tylko, czy starczyło mu czasu na kultywowanie swej pasji.