Przy inicjatywach tego rodzaju zawsze pojawia się pytanie o szale, na których leżą starania o wizerunek kraju i najzupełniej prywatne obowiązki. Wiadomo, jak fatalnie przesunięte są w świecie proporcje zasług i win, jeśli idzie o obraz Polski i Polaków w latach drugiej wojny światowej i o skalę udziału poszczególnych Polaków w Zagładzie.
Na całkowitą ignorancję w kwestii przebiegu wojny 1939 roku i okupacji, w kwestii dysproporcji kar i represji za ukrywanie Żydów (Belgia – kara pozbawienia wolności lub grzywna; Polska – wyrok śmierci dla całej rodziny osoby ukrywającej) nakładają się kolejne przekłamania:
• „nadreprezentacja” procesów o kolaborację z Niemcami, w tym współudział w Zagładzie, procesów, organizowanych w pierwszych powojennych latach przez nowe władze również z powodów politycznych. Brak zainteresowania władz PRL upamiętnianiem polskich Sprawiedliwych.
• żywe zainteresowanie uczestników europejskich „gier o wizerunek” opisaniem możliwie wielu polskich szmalcowników.
• publikacje badaczy ostatnich lat, w których emocje biorą nieraz górę nad dociekliwością.
Potrzeba polemiki z takim wizerunkiem jest oczywista. Na wystawie „Zawołani po imieniu” wybrzmiewa ona wyraźnie, nie tylko za sprawą jej „dwujęzyczności” (przekład tekstów i objaśnień na język angielski to już dziś wystawienniczy standard, nieczęsto jednak napisy w obu językach są tej samej wielkości), ale i perswazyjności niektórych cytatów i aranżacji,
Zestawienie kar za ukrywanie Żydów w poszczególnych krajach okupowanej Europy, emocjonalna deklaracja polsko-żydowskiego pisarza Romana Fristera (
Jakie ja mam prawo ich potępić? Dlaczego niby mieli oni ryzykować życie własne i swoich rodzin dla żydowskiego chłopca, którego nie znali? Czy ja zachowałbym się inaczej? Znałem odpowiedź również na to pytanie. Nie podniósłbym nawet małego palca, aby im pomóc. Wszyscy bali się jednakowo!) są pewnie adresowane w pierwszej kolejności dla turystów, którzy skręcą na wystawę, idąc Krakowskim Przedmieściem. W Polsce dysproporcje kar, jak i powszechność zagrożenia są znane, nieraz przywoływane, również jako usprawiedliwienie czyjejś bierności czy obojętności.
Czy to zadziała? Nie wiem. Niebanalne rozwiązania ekspozycyjne (litania nazwisk zabitych Polaków, uruchamiana przyciskiem, dzięki której rzeczywiście dokonuje się, aż nazbyt literalne, „zawołanie po imieniu”), ich rozmach (dwujęzyczne ulotki-książeczki z biogramami zabitych) mogą się okazać jednym z wielu kamyków, od których zmieni bieg lawina łatwych zagranicznych osądów.