Tolerancja wymaga wzajemności
piątek,
5 lutego 2021
Życie bez dyskryminacji nie istnieje: dyskryminujemy przyjmując do szkół, do pracy, muzyków do orkiestr symfonicznych i zawodników do drużyn piłkarskich. Różnorodność kulturowa oznacza współistnienie różnych form dyskryminacji w ramach jednego organizmu.
W świecie współczesnym uderza w oczy zanik wartości i form. Prawdę wypiera, uznana za samoistną wartość, „subiektywna narracja”. Narracja nie stworzy społeczeństwa obywatelskiego, lecz może stworzyć tłum, anonimową zbiorowość jednostek niezdolnych do samodzielnego myślenia, działających pod wpływem impulsu i emocji rozbudzanych przez demagogicznych przywódców. Istotą demokracji jest umiar niezbędny, by porozumieć się z innymi; są nią podzielane wartości i konwenanse, które pozwalają osiągać kompromisy.
Sztafaż demokratyczny
Ideą, która rządzi demokracją jest wzgląd na wspólne dobro. Bez tego, działanie społeczne jest pozbawione reguł i podatne na manipulację. Państwo o słabych instytucjach, łatwo poddaje się anarchizacji. Upadek wartości prowadzi do dezintegracji społecznej, widocznej gołym okiem całym świecie zachodniej cywilizacji.
Także polska scena polityczna działa na zasadzie „wyłączonego środka”. Z jednej strony, radykalni zwolennicy obyczajowej wolności i równości, odrzucają tradycyjne normy i instytucje – populizm lewicowy. Z drugiej, radykalna tromtadracja za fasadą często fałszywej religijności, uczuć narodowych i „obrony suwerenności” – czyli „populizm prawicowy”. Każda z populistycznych ekstrem optuje za innymi partiami, ciesząc się poparciem innych środowisk i mediów.
Pierwsi oskarżają drugich o ciemnotę i zabobon; ci ostatni rewanżują się zarzutem narodowego zaprzaństwa. Odbywa się to w demokratycznym sztafażu: wolnych wyborów, niezawisłego (w pewnej mierze) sądownictwa, wolnych mediów, itp. Kiedy skrajne poglądy i emocje wchodzą na scenę polityczną jednymi drzwiami, demokracja wychodzi innymi.
Populizmy te różnią się pod wieloma względami. W pierwszym uczestniczą ludzie z dyplomami, dobrze sytuowani, którzy swe poglądy ujmują w kategoriach walki o „społeczną sprawiedliwość”, „równość”, „wolność człowieka”. Drudzy są często mniej wykształceni, gorzej sytuowani, a ich poglądy wyrażają się w hasłach narodowych. Mają jednak obecnie lepsze przełożenie na politykę państwa. Oba populizmy manifestują się na ulicach miast.
Uciszyć społeczeństwo
Ostatnie uliczne protesty w sprawie orzeczenia TK o przerywaniu ciąży spotkały się z różnymi ocenami, od krytycznych po entuzjastyczne. Wyraziciele tych ostatnich widzą w nich odrodzenie w Polsce społeczeństwa obywatelskiego. I mylą się. Społeczeństwo obywatelskie jest to zdolność do podjęcia przez zbiorowość konstruktywnego działania na rzecz wspólnego dobra. Jest to właściwość kultury politycznej narodu.
W tym rozumieniu społeczeństwo polskie było obywatelskim w latach 1980-1981 i później, kiedy organizowało się nie tylko w obronie ważnych wartości, ale także na rzecz praktycznych postulatów służących wspólnemu dobru. Pojawiło się jeszcze w 1989 r. w postaci spontanicznie powstających komitetów obywatelskich, które przeprowadziły kampanię wyborczą kandydatów Solidarności, tworząc podstawy do debaty o kluczowych problemach Polski.
Po 1989 roku wzgląd na wspólne dobro szybko ustąpił na szczytach władzy miejsca walce partykularnych interesów o zawłaszczenie państwa. Interesy te miały jeden wspólny interes: uciszyć społeczeństwo obywatelskie.
Stosowane obecnie pojęcia „prawicy” i „lewicy”, mają inną treść niż jeszcze przed kilkudziesięciu laty. Wówczas termin „prawica” odnosił się do ideologii zachowawczych; „lewica” dążyła do przebudowy stosunków społecznych, kwestionując instytucje praw własności i wolnokonkurencyjnego rynku, żądając społecznej sprawiedliwości i redystrybucji dochodów za pośrednictwem państwa. Główna linia konfliktu przebiegała miedzy Kapitałem a Pracą; a jego rozwiązaniem było upaństwowienie środków produkcji. Realizacja tego ideału w ustroju komunistycznym okazała się ślepą uliczką.
Myśl prawicowa wyrastała z koncepcji Edmunda Burke’a, Alexisa de Tocqueville’a, czy krakowskiej szkoły historycznej. Główną podstawą teoretyczną orientacji lewicowej był marksizm, zawierający teorię rozwoju ludzkości i model ustroju kapitalistycznego, z którego wynikał niechybny kres tej formacji i pojawienie się nowego ustroju, który uwolnić miał twórczy potencjał człowieka. Lewica miała więc teorię rozwoju społecznego, która zawierała, ujęte w postaci praw nauki, hipotezy o dynamice związków między ekonomią, polityką i świadomością społeczną.
Bez znaczenia jest, że jej podstawą były fałszywe przesłanki. Ważne, że dzisiejsza lewica, poza pobożnymi życzeniami, żadną teorią nie dysponuje, a także nie jest w stanie zaproponować konstruktywnych idei.
Lekceważenie instytucji
Tradycyjny podział na lewicę i prawicę ma się więc nijak do obecnego podziału sceny politycznej. Wyznaczają go teraz kwestie obyczajowe: płeć, preferencje seksualne, stosunek do aborcji, do instytucji rodziny, związków jednopłciowych i prawa do adopcji przez nie dzieci; stosunek do imigrantów; kryzysu klimatycznego, narodu i państwa. Ogólnie ujmując, ideologia lewicy neguje, na gruncie fundamentalizmu aksjologicznego, spuściznę historyczną i cywilizacyjną Zachodu.
Marks jej nie negował. Przewidywał tylko, że zgodnie z „odkrytymi przez niego prawami”, ostatecznym efektem rozwoju będzie dezalienacja człowieka. Uznanie lewicy, szczególnie jej „tęczowej” wersji, za „neomarksistowską” jest nieporozumieniem. Jej ideowym ojcem jest raczej Zygmunt Freud, zaś ideą wiodącą, by użyć jego terminologii, uwolnienie libido, reszta – to gołosłowne slogany.
Jest projekt, aby kobieta w trudnej sytuacji, która straciła pracę i nie ma z czego żyć, mogła usunąć ciążę nawet w ósmym miesiącu. Już we wtorek w parlamencie debata o tym, czy należy ograniczyć ochronę życia nienarodzonego.
zobacz więcej
Podobnie, jak „stara” lewica, nowa ma na sztandarach hasła społecznej „równości” i „sprawiedliwości”, dodając do nich ideologię dżenderyzmu, klimat i ekologię. Drogę realizacji tych celów widzi w prawodawstwie, choć idea państwa narodowego, instytucji stanowiących i egzekwujących prawo, jest jej wroga; dąży do redystrybucji majątku narodowego, lecz nie zajmuje ją sposób, w jaki jest on tworzony; popiera otwarcie granic dla imigrantów, lecz pomija związane z tym materialne i społeczne koszty. Postulaty te dotyczą tylko pośrednio podstawowych instytucji kapitalizmu. Niemniej, owo egzotyczne połączenie anarchizmu z etatyzmem jest dla liberalnej demokracji zabójcze.
Lekceważenie instytucji jest wspólną cechą obu populizmów. Populizm prawicowy, niszczy podstawy instytucjonalne państwa - przede wszystkim władzę sądowniczą; populizm lewicowy powołuje się wybiórczo na demokrację i rządy prawa dopóty, dopóki służy to realizacji jego celów, ale odmawia tych samych praw swoim przeciwnikom. O ile obecnie prawicowi populiści mają dominujący wpływ na politykę państwa, o tyle lewicowi przeważają w sferze instytucji kultury - przede wszystkim instytucji akademickich.
Pod tym względem Polska jest integralną częścią Zachodu. Podział sfery publicznej między dwa populizmy wystąpił we wszystkich państwach tego kręgu cywilizacyjnego, niezależnie od poziomu rozwoju gospodarczego, organizacji państwa, czy tradycji kulturalnej. Wszędzie następuje rozpad umiarkowanego centrum. Przy czym stroną ofensywną jest populizm lewicowy, a w swoich działaniach dąży do wymuszenia na władzy ustawodawczej stworzenia instrumentów prawnych, które dałyby jego wyznawcom specjalne przywileje. Rozważmy kilka przykładów.
Wolność w jednym kierunku
Środowisko LBTQ żąda – w niektórych przypadkach z powodzeniem - delegalizacji terapii dla osób o skłonnościach homoseksualnych, które chciałyby tę orientację odmienić. Zakaz ten pozbawiłby te osoby swobody wyboru w tym zakresie. Jednocześnie, żąda się formalnego uznania prawa wyboru tożsamości płciowej niezależnie od wieku i czynników biologicznych, oraz zniesienia wszelkich utrudnień na drodze zmiany płci. Hasło wolności działa więc tylko w jednym kierunku.
Pojęcie równości ewoluowało w trakcie historii: od równości w rozumieniu praw cywilnych, przez dążenie do wyrównania warunków startu, aż po walkę na rzecz wyrównania osiągnięć. Odrzucona ostatnio w referendum szesnasta poprawka do konstytucji stanu Kalifornia zawierała postulat zobowiązania instytucji publicznych i akademickich do uwzględniania, przy podejmowaniu decyzji o zatrudnieniu i przyjmowaniu na studia: rasy, płci, koloru skóry, pochodzenia etnicznego i narodowego.
Ten postulat to dalszy ciąg programu Affirmative Action, który – w przypadku instytucji akademickich – ma wyrównać szanse dostępu dla studentów pochodzących z historycznie dyskryminowanych zbiorowości. Oznacza obniżenie wymagań i wyłączenie kryteriów merytokratycznych w sferze instytucji publicznych. Opór wobec tych inicjatyw stawiają głównie imigranci z Azji, którzy nie mają wątpliwości, że Ameryka jest krajem otwartych szans.
Sfera prywatna i publiczna
Kierowniczka Działu ds. Bezpieczeństwa i Równego Traktowania - Bezpieczni UJ poinformowała ostatnio w Radio Eska, że transpłciowi i niebinarni studenci i studentki Uniwersytetu Jagiellońskiego bojąc się braku akceptacji nie brali udziału w zajęciach online, a w końcu dopadło ich załamanie nerwowe. Powodem miało być używane w trakcie zajęć imię: czy występować pod imieniem formalnym, czy używanym w związku z subiektywną tożsamością płciową?
Dzięki pani Kierowniczce, osoby te mogą teraz funkcjonować w systemach informatycznych UJ pod tymi drugimi. Z formalnego punktu widzenia wybrana tożsamość płciowa należy do sfery prywatnej tak długo, aż nie wprowadzi się jej do dokumentów studenta lub studentki (a co z osobami „niebinarnymi”?). Uniwersytet jest instytucją publiczną i w stosunkach służbowych ważne jest to, co jest w papierach.
Czy problem jest tak poważny w UJ, że konieczne było powołanie Działu ds. Bezpieczeństwa i Równego Traktowania? Czy występowanie pod formalnym imieniem jest rzeczywiście tak traumatyczne?
Zaciera się granica między sferą prywatną, a sferą publiczną. Isaiah Berlin uważał, że schyłek tej pierwszej „oznaczałby śmierć cywilizacji wraz z systemem moralnym, na którym się opiera”. Zainteresowanie wykładowcy studentem dotyczyło dotąd głównie postępów w nauce, obecnie musi on wchodzić głęboko w prywatne przeżycia studenta.
Zubożenie kultury
Ta przyjmująca postać formalną wrażliwość na subiektywne odczucia jest odłamkiem trendu zwanego „poprawnością polityczną”, który od pięćdziesięciu lat drąży życie publiczne Zachodu. Niegdyś język służył porozumiewaniu się. Dobre maniery nakazywały brać pod uwagę uczucia innych, poprzez unikanie tematów drażliwych i taki dobór słów, by nikogo nie urazić.
Poprawność polityczna jest oddolnie narzuconą cenzurą, która eliminuje z debaty publicznej treści, niezależnie od ich prawdziwości i znaczenia dla życia publicznego. Niby ma pełnić tę samą funkcje, co dobre maniery, lecz istotne jest to, co je różni. Wolny człowiek sam decyduje o słowach, których chce użyć i tematach, które zamierza poruszyć. Dobre wychowanie polega na wyrobieniu w człowieku wrażliwości na innych, bez ograniczania jego wolności i bez ingerowania w kulturowy zasób narzędzi komunikowania się.
To nie wypełnianie religijnego Prawa, lecz łaska Boża zbawia człowieka. Może on ją przyjąć lub odrzucić.
zobacz więcej
Poprawność polityczna stanowi nieformalne ograniczenie wolności słowa, ale stopniowo przyjmuje postać sformalizowaną. Coraz częściej zdarza się, że ludzie o poglądach różniących się od ideologii lewicowo-populistycznej tracą z tego powodu stanowiska. Miało to na przykład miejsce ostatnio wobec osób, które ośmieliły się twierdzić, że „nie tylko życie czarnych się liczy”. Eliminując pojęcia i związane z nimi treści, poprawność polityczna prowadzi do zubożania kultury. Dobry rzemieślnik dba o narzędzia pracy. Współcześni humaniści bezmyślnie je niszczą.
W Wielkiej Brytanii, powołując się na ideę równości, lewicowi populiści uzyskali prawny zakaz działalności katolickich ośrodków adopcyjnych. Ośrodki te – na gruncie religii, która uznaje, że małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny – odmawiały prawa do adopcji dzieci związkom jednopłciowym. Obok ośrodków katolickich istniały też inne ośrodki tego typu, które takich ograniczeń nie stosowały. Ich działalność nie pozbawiała więc osób wchodzących w związki homoseksualne prawa do adopcji dzieci.
Co bardziej istotne, na poziomie doktryny Kościoła katolickiego, wartością nadrzędną jest dobro dziecka, a nie równość dostępu do usługi. Stąd, zanim przyzna się związkom jednopłciowym prawo adopcji dzieci, należałoby rzetelnie zbadać wpływ takich warunków wychowawczych na rozwój dziecka. W sytuacji, kiedy postmodernizm kwestionuje pojęcie prawdy i zastępuje je subiektywną narracją, badacz, który podjąłby się takiego zadania, naraziłby się na inwektywy i utratę zatrudnienia.
Tyrania mniejszości
Życie bez dyskryminacji nie istnieje: dyskryminujemy przyjmując do szkół, do pracy, muzyków do orkiestr symfonicznych i zawodników do drużyn piłkarskich. Różnorodność kulturowa oznacza współistnienie różnych form dyskryminacji w ramach jednego organizmu. Istota problemu dotyczy natury kryteriów, ich kulturowej zasadności.
Jeżeli mogą istnieć ośrodki adopcyjne, które nie dyskryminują związków jednopłciowych, to zasada wolności religii powinna umożliwić istnienie ośrodków, które dyskryminację stosują. Dziwne, że promowana przez to środowisko zasada „multi-kulti”, czyli wielokulturowości, nie ma tu zastosowania. Jednym słowem, LGBT i ruch feministyczny podchodzą do idei praw człowieka wybiórczo, żądając dla siebie praw, których odmawiają innym.
Ten najbardziej wokalny, zorganizowany odłam populistycznej lewicy, manifestuje swe aspiracje na marszach równości, gdzie wzywa do tolerancji. Marsze te obfitują w sceny wulgarne, obsceniczne i gorszące, oraz w akty profanacji wyrażające pogardę uczestników dla tradycyjnej moralności i religii. Ich ideą przewodnią jest prowokacja. Społeczności, które nie zgadzają się, by do nich dopuścić, uznane są za nietolerancyjne i pozbawia się je dostępu do środków publicznych.
Podstawą tolerancji jest szacunek dla drugiego człowieka. Z niego wypływa uznanie jego prawa do posiadania własnych przekonań i kultywowania własnych wartości. Ale wymaga to wzajemności.