Co do tematu: były ostatnio w Warszawie trzy kolejne, teatralne wersje „Matki Joanny od Aniołów” Jarosława Iwaszkiewicza. To wielka pokusa w prawie postchrześcijańskiej rzeczywistości sięgnąć po motyw egzorcyzmów. Teraz dostaliśmy dramat Johna Whitinga, który zajął się autentyczną XVII-wieczną historią histerii zakonnic z francuskiego Loudon, zakończoną spaleniem księdza Grandiera. Iwaszkiewicz dopisał jakby jej dalszy ciąg, przenosząc w polskie realia.
Whiting nie był pierwszym, który podjął ten temat (zaczęło się od Aleksandra Dumasa). Potem były kolejne wersje, łącznie z operą Krzysztofa Pendereckiego, i sławnym filmem Kena Russella. Dramat napisał Whiting współcześniejszym językiem od epoki, w której się to naprawdę działo.
Łatwo odczytywać go w duchu schematycznie antykościelnym, a tak naprawdę antyreligijnym – zwłaszcza, gdy podejmuje się jego zagrania Teatr Dramatyczny obwieszający się proaborcyjnymi błyskawicami. Ale deklaruję: to tak naprawdę tekst piekielnie wieloznaczny, jak i ten Iwaszkiewicza. Choć tradycyjnemu katolikowi zadający trudne, kłopotliwe pytania. I tak też go nam podano.
Anna Wieczur-Bluszcz świetnie zbudowała nastrój grozy oszczędnymi aktorskimi kreacjami oraz muzyką Tomasza Stawieckiego. Można się zastanawiać, jaka forma artystyczna w ogóle powstała. Nie wymienia się nazwiska operatora kamery, a przecież to jest filmowane nie tak nieruchomo i przypadkowo jak przy okazji zapisów technicznych. Pokazując nam czasem tylko kawałki twarzy postaci, operator wychwytuje markowane, ale nieustannie obecne emocje, niekiedy nawet wielkie. To on dokonuje wyboru – prawie jak w Teatrze Telewizji.
Trudno w te emocje wątpić obserwując kreację Modesta Rucińskiego jako Grandiera – tak wspaniałą, tak pulsującą ludzkimi uczuciami, pomimo ich stłumienia przez konwencję czytania. A poza tym m.in. Robert Majewski, Krzysztof Szczepaniak, Mariusz Drężek, Mariusz Wojciechowski, Maciej Wyczański, Marcin Stępniak, gościnnie Grzegorz Małecki – oni i wszyscy inni w świetnej formie i na ogół bez fałszywego tonu. Także znakomita Karolina Charkiewicz i zasługująca na oklaski na stojąco Marta Król jako Matka Joanna – postać najbardziej tajemnicza, nie do uchwycenia i pełnego rozszyfrowania.
Darowałem sobie końcową debatę z byłymi księżmi nagraną wraz z przedstawieniem – mnie wystarczy teatr, publicystykę o historii i religii jestem sobie w stanie znaleźć sam. Wobec obecnego ideowego przesłania Dramatycznego pozostaję często na antypodach. A przecież łączy nas, w każdym razie w tym przypadku mocno połączyła, literatura. Pośrednikiem był zaś jednak – internet.
Co dalej z on linem?
Niektóre teatry zaoferowały w tym samym czasie zwykłe spektakle, czasem za pieniądze, czasem za darmo. Wyróżnię dwa. Ateneum miał mieć w listopadzie premierę „Ławy przysięgłych”, sztuki czeskiego pisarza Ivana Klimy. Przeniesiono ją do internetu – przez dwa świąteczne dni można było oglądać spektakl po wykupieniu wirtualnych biletów.