„Wnuczek” zatrudnia taksówkarza. Nowe szczegóły w sprawie znanej metody wyłudzania pieniędzy
piątek,
26 lutego 2021
W zeszłym roku ofiarą bezczelnych oszustów padło już ponad 5 tys. seniorów. Stracili ponad 86 mln zł. Proceder rośnie z roku na rok, a polski wymiar sprawiedliwości wydaje absurdalnie niskie wyroki, zachęcając wręcz do kradzieży.
Jest godzina 8.30. W domu 82-letniej Janiny Grzędzińskiej z Suwałk dzwoni telefon. Zaspana kobieta podnosi słuchawkę i momentalnie serce podnosi się jej do gardła.
– Babciu ratuj! Zabiłem człowieka i do końca życia mogę pójść siedzieć. Mam kilka godzin, żeby się wykupić. Potrzebuję 80 tys. zł – słyszy błagalny, przerywany głos.
– To ty, Maciusiu? – pyta.
A złodziej już wie – jak to się mówi w ich slangu – że płotka łyknęła haczyk i teraz trzeba tylko odpowiednio wyciągnąć ją z wody, by nie zerwać żyłki.
– Tak! Jechałem trochę za szybko i potrąciłem kobietę. Policjant powiedział, że da mi szansę. Jeśli w ciągu kilku godzin dostanie odpowiednią sumę, to nie będzie sprawy, a ja będę wolny. Obiecuje, że wszystko ci oddam z procentem – po czym słuchawkę przejmuje drugi mężczyzna i potwierdza wersję „wnuczka”. – Tylko nic nie mów mamie. Jak ona się o tym dowie, to umrze na zawał. Wiesz, że jest bardzo wrażliwa – dodaje po chwili „Maciuś”.
Dokładnie w ten sam sposób, w przeciągu zaledwie kilku dni, oszukane zostały dwie kobiety. Obie mieszkają na tym samym osiedlu. Łącznie straciły 80 tys. zł. Dorobek życia.
Pani Janina jest po trzech udarach. Ma liczne przewlekłe choroby. W 1949 r. przyjechała z nowo powstałej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej do swojej pierwotnej ojczyzny. Od tamtej pory pracowała fizycznie w sklepach Społem. Aż do emerytury.
– Byłam oszołomiona – opowiada, wycierając łzy Grzędzińska. – Ja tak kocham swojego wnuczka, wszystko bym dla niego oddała. On niedawno skończył Uniwersytet Morski w Gdyni i miał wyruszyć w swój pierwszy rejs statkiem. Przecież ten wypadek zmarnowałby mu dopiero rozpoczynające się dorosłe życie.
Taksówkarz puka do drzwi
W mieszkaniu miała kilkanaście tysięcy złotych. Momentalnie po kopertę pojawił się Andrzej W., lokalny taksówkarz. Po drugą transzę przyszedł godzinę później, gdy mąż Grzędzińskiej wrócił z resztą pieniędzy z banku. Jak się okazało, kierowca był tzw. kurierem – osobą, która dostarcza gotówkę do prawdziwych złodziei. Profesjonalne gangi mają własnych, zaufanych szoferów. Ci naciągacze szukali firm zajmujących się przewozem osób przez wyszukiwarkę internetową. Dzwonili do przypadkowych osób. Dopiero za czwartym razem znaleźli chętnego.
Jak udało się nam ustalić, Andrzej W. przyjechał po „paczkę” najpierw do Wacławy Taraszkiewicz. Na polecenie człowieka, który dzwonił do niego z angielskiego numeru. Pakunek miał przewieźć z Suwałk do... Katowic. To 1,6 tys. km w dwie strony. 15 godz. jazdy autem.
Kilka dni później miał powtórzyć ten sam – absurdalny – kurs. Tym razem po paczki i koperty przyszedł właśnie do Grzędzińskiej. Z naszego śledztwa wynika, że mężczyzna na dwóch kursach zarobił 2,7 tys. zł. Za swoją miesięczną pensję pozbawił dorobku życia dwie schorowane emerytki.
Ustaliliśmy również, że wcześniej pracował w służbach mundurowych. Na wschodniej granicy. Musiał więc wiedzieć, w jakim procederze bierze udział. Albo przynajmniej się domyślać.
Dlaczego nie wydało mu się dziwne, że ktoś płaci olbrzymie pieniądze za przewiezienie kopert od starych, schorowanych ludzi? Dlaczego ci ludzie są niesamowicie zdenerwowani? Dlaczego, gdy oddają mu kopertę, to trzęsą się im ręce? Dlaczego, w czasie trwania kursu mężczyzna z angielskiego numeru dzwoni do niego kilkanaście razy? (Dotarliśmy do policyjnych bilingów).
Zadzwoniliśmy do taksówkarza Andrzeja W., chcąc go o to wszystko zapytać. Czy ma wyrzuty sumienia, dlaczego tak postąpił? Czy za miesięczną pensję warto jest rujnować czyjeś życie? Wacława Taraszkiewicz przyznała, że oddała wszystko, co miała. Pieniądze na trumnę i godny pochówek.
– Nie mam zamiaru niczego komentować – usłyszeliśmy jedynie od Andrzeja W. Rozłączył się i pojechał w następny kurs.
W tej sprawie głównego złodzieja nie udało się złapać. Oskarżony został jedynie Andrzej W., którego rozpoznały obie poszkodowane. Ale prawomocny wyrok, który zapadł w Sądzie Okręgowym w Suwałkach, jest równie bulwersujący jak samo oszustwo. Kara grzywny oraz konieczność wyrównania szkody obu kobietom w wysokości 20 proc. utraconej kwoty. Ze straconych 80 tys., dostaną 16 tys.
„Orzeczona kara zdaniem Sądu powinna skłonić oskarżonego do przemyślenia swojej postawy i dokonania swoistej refleksji” – czytamy w uzasadnieniu wyroku.
Wozili ochronę prezydenta USA, robili przeprowadzki, czaili się na lotniskach na kapitalistycznych klientów.
zobacz więcej
Już kilka dni później, w tym samym województwie, doszło do kolejnego bezczelnego przekrętu. 87-letnia kobieta straciła 20 tys. zł. Złodziejami okazała się para nastolatków. Sąd zdecydował, że odpowiadać będą z wolnej stopy.
Opłaca się kraść
– Ręce opadają! Cała nasza praca idzie na marne – lokalni policjanci nie kryją złości.
Ale niskie wyroki bądź łagodne traktowanie przestępców wyłudzających pieniądze od osób starszych nie jest domeną wyłącznie Podlasia. Co prawda ani prokuratura, ani Ministerstwo Sprawiedliwości nie prowadzą szczegółowych statystyk dotyczących akurat tych przestępstw, jednak wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego archiwum sądowego, by to potwierdzić.
Czworo oskarżonych: Olga Ł., Sebastian R., Sylwester S. i Dariusz Ł. zostało skazanych na kary trzech miesięcy więzienia. Kacper Ch. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata. To „kara” wymierzona dwa lata temu przez Sąd Rejonowy Lublin-Zachód kurierom z Lubelszczyzny. Sąd zwolnił ich także z zapłaty kosztów sądowych. Powód? „Nie są oni osobami majętnymi”.
W głośnej sprawie mafii z Wrocławia (ich kradzieże wyceniono na 1,2 mln zł), najsurowszym wyrokiem były 2 lata bezwzględnego pozbawienia wolności. Części hochsztaplerów sąd zawiesił wyroki bądź orzekł kary grzywny.
37-letnia Aneta M. z Krakowa została skazana na 2 lata więzienia. Okradła ludzi na 143 tys. zł. Wychodzi ponad 70 tys. zł na rok odsiadki. Za miesiąc w celi zarobi 6 tys. zł.
– Sądy są instytucjami ochrony prawnej i osoby w podeszłym wieku szczególnie jej potrzebują. Oszustwa „na wnuczka” są tak bardzo bulwersujące ze względu na wykorzystywanie słabości ofiar, że nie można pobłażać sprawcom tych przestępstw. Powinni odpowiadać surowo i faktycznie zadośćuczynić wyrządzonym krzywdom – uważa Agnieszka Borowska, rzecznik prasowy ministra sprawiedliwości.
Jeszcze dalej w ocenach idzie Maciej Lisowski, dyrektor Fundacji Lex Nostra, zajmującej się bezpłatną pomocą prawną dla poszkodowanych przez polski wymiar sprawiedliwości.
– Takimi wyrokami sędziowie tylko dają przyzwolenie do dalszego procederu – uważa. – Jeżeli wiesz, że z jednej strony masz możliwość zdobycia szybkich, łatwych i bardzo dużych pieniędzy, a z drugiej, że grozi ci za to śmiesznie niska kara, to czemu masz sam nie spróbować.
Konkurenci „Hossa”
I, wydaje się, że jego słowa są prorocze. Mimo że metoda oszustwa „na wnuczka” znana jest w Polsce od kilkunastu lat, to zarówno liczba ofiar, jak i suma skradzionych pieniędzy rośnie lawinowo.
W 2018 r. oszukano seniorów na 60 mln zł. W 2019 r. było to już 72 mln zł, a w ubiegłym roku padł swoisty rekord – 86 mln zł! Dlaczego piszemy, że to osoby starsze są oszukiwane? Bo tutaj statystyka również jest nieubłagana. Aż 44 proc. osób, które padły ofiarą metody „na wnuczka” to osoby w przedziale wiekowym 70-79 lat, a kolejne 36 proc. to ludzie powyżej 80 roku życia.
– Z pewnością seniorzy wymagają szczególnej ochrony społecznej, bo przestępcy wykorzystują to, że życzliwie chcą spieszyć z pomocą – tłumaczy Borowska. - Wiktymologia podpowiada nam, że bandyci zawsze wybierają łatwe cele.
Skoro Lisowski mówi o łatwych pieniądzach, a Borowska o łatwym celu to jasnym jest, że konkurencja na „rynku” rośnie błyskawicznie.
Dawno minęły czasy, gdy Arkadiusz Ł. ps. „Hoss” – twórca metody „na wnuczka” – był monopolistą. Stworzył prężnie działające przedsiębiorstwo do oszukiwania ludzi. Wieloetatowe.
Wynajmował apartamenty w polskich metropoliach jako miejsca pracy dla „telefonistów”. To osoby mające za zadanie wyszukiwanie i obdzwanianie potencjalnych ofiar. Wyszukują starzej brzmiące imiona w książkach telefonicznych. Gdy wyłowią płotkę, wysyłają do niej „odbieraka”. To z kolei młodzi ludzie mający grać przyjaciół „wnuczka”. Od odbieraków pieniądze przejmują wyżej stojący w hierarchii „kurierzy”. To już zaufane osoby „zarządu”. Oni przywożą gotówkę do szefów operacji.
Ale teraz za nielegalny proceder biorą się nawet nastolatki. Sami dzwonią, sami jeżdżą po gotówkę. Bądź, tak jak w suwalskim przypadku, wyszukują osoby, które zrobią to za nich.
Zmieniły się także metody. Złodzieje podszywają się m.in. pod policjantów. W Lublinie 92-letnia kobieta została poinformowana, że bierze udział specjalnej w akcji aspirant Magdaleny Żmudy. Wspólnie miały rozpracować gang.
– Aby zatrzymanie było możliwe potrzebna miała być pomoc seniorki. Fałszywa policjantka poprosiła o przekazanie oszczędności, które funkcjonariusze planowali wykorzystać w akcji zatrzymania niebezpiecznych oszustów – tłumaczy Kamil Gołębiowski, rzecznik KMP w Lublinie.
Kobieta poszła do banku, gdzie w skrytce przechowywała złote monety. Ruble i dolary. Ich całkowita wartość to 1,2 mln zł!
Metoda na biust
Popularnym stało się podszywanie pod pracowników administracji spółdzielni mieszkaniowej, wodociągów, pomocy społecznej czy nawet Narodowego Funduszu Zdrowia. W Biłgoraju 76-latek został okradziony metodą „na piersi”.