Jaki był pomysł Londynu na kilkanaście tysięcy zdemobilizowanych byłych członków Polskich Sił Powietrznych?
Polscy lotnicy, podobnie jak pozostali członkowie Polskich Sił Zbrojnych, byli problemem, który chciano rozwiązać między innymi poprzez wysłanie ich do Polski. Wielu Polaków zdecydowało się na taki krok, ale bardzo szybko zaczęły z kraju docierać informacje, jak wygląda nowy komunistyczny porządek. Dla wielu pozostał zatem wybór: zostać w Wielkiej Brytanii, czy też emigracja do Kanady, Stanów Zjednoczonych, czy Ameryki Południowej? O ironio, w brytyjskich archiwach zachowały się dokumenty mówiące o planach stworzenia cudzoziemskich jednostek do obrony kolonii wchodzących w skład imperium po wojnie. W ich skład mieli być włączeni między innymi Polacy i… niedawno pokonani Niemcy. Tylko części z naszych pozostałych na wyspie weteranów udało się wstąpić do RAF. Czasy dla polskich lotników stawały się ciężkie. Imali się różnych zajęć, jak choćby były dowódca dywizjonu 302 Mieczysław Mümler, który po wojnie został piekarzem, Eugeniusz Szaposznikow był kierowcą autobusu, a później właścicielem pieczarkarni, zaś Bolesław Drobiński, któremu powiedziano że na wyspy dostał się nielegalnie, hodował indyki.
Miał pan niepowtarzalną szansę poznać tych weteranów.
To był ogromny zaszczyt, gdy mogłem odwiedzać ich w domach, czy brać udział w rodzinnych uroczystościach. Była to także podwójna przyjemność, gdyż mogłem obcować z żywą historią. Często dochodziło do zabawnych sytuacji, gdy lotnik rozsiadał się w fotelu i wiódł opowieść, a z kuchni wychylała się małżonka, diametralnie korygując jego wersję. Wzruszające było i to, gdy weterani po wielu latach spędzanych na obczyźnie posługiwali się nadal piękną polszczyzną.
Często wracam do historii pilota, którego odnalazłem gdzieś w małym brytyjskim nadmorskim miasteczku. Korespondowaliśmy przez jakiś czas i mimo moich namów odpisywał, że nic już od życia nie oczekuje i jest już za późno na odwiedziny. Pomimo tego pojechaliśmy do niego z żoną, a wzruszenie i szczery uśmiech na jego twarzy potwierdziły tylko, że ta wizyta była mu bardzo potrzebna. Rozmowa i dzielenie się wspomnieniami dostarczyły mu dużo radości u schyłku życia. W trakcie jednego z kilku naszych spotkań wyłoniła się ciekawa historia, która jest dobrą ilustracją naszego wcześniejszego tematu – to jest tego, co działo się z Polakami w Wielkiej Brytanii i jak przewrotne bywały ich losy. Został zwerbowany przez brytyjski wywiad i wysłany do Niemiec z zadaniem obserwacji sowieckich samolotów. W międzyczasie jego brytyjska żona zgłosiła się do tej samej agencji z podaniem o pracę. Otrzymała odpowiedź, że nie mogą zaakceptować jej kandydatury, gdyż… jest żoną Polaka. Takich historii usłyszałem mnóstwo i mam cichą nadzieję, że kiedyś uda mi się te opowieści spisać i opublikować.
– rozmawiał Cezary Korycki
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy