Jaki zatem Bratkiewicz feruje wyrok? Intelektualiści z kręgów współczesnej polskiej prawicy mogą się upierać, że szlachta sarmacka nie znosiła rosyjskiego zamordyzmu i miłowała wolność, lecz jest to bez znaczenia. W polskim tradycjonalizmie liczy się bowiem to, co łączy go z jego rosyjskim odpowiednikiem: wrogość wobec europejskich oświeceniowych standardów cywilizacyjnych.
Ignorancja czy karykatura?
Czytając wywody Bratkiewicza dotyczące polskiego romantyzmu oraz wyrosłych na jego gruncie innych prądów kultury polskiej, można się zastanawiać, czy politolog celowo przedstawia ich karykaturalny i wypaczony obraz, czy też po prostu wykazuje się ignorancją. Warto choćby przypomnieć, że mesjanizm polski XIX i XX stulecia to zjawisko wielonurtowe. Było w nim miejsce na piętnowanie wad narodowych – również tych, które wskazuje autor „Eurazjatyzmu na wspak” (jak zbiorowa megalomania).
A jeśli chodzi o dziedzictwo sarmatyzmu, to dziś można je dostrzec… w liberalnych kręgach III RP. Tak jak XVII-wieczna szlachta kontestowała wzmocnienie władzy królewskiej, tak obecnie rozmaici „obrońcy demokracji” strasząc Polaków widmem urojonej prawicowej dyktatury, gotowi są sparaliżować funkcjonowanie państwa.
Ponadto trzeba odnotować, że książka Jarosława Bratkiewicza roi się od prostackich klisz, spośród których na czoło wysuwa się przeciwstawianie oświeconego, postępowego Zachodu ciemnemu, zacofanemu Wschodowi. W gruncie rzeczy jest to odwrócony schemat stosowany przez postponowanych przez Bratkiewicza rosyjskich poczwienników. Oni bowiem materialistycznemu, zgniłemu Zachodowi przeciwstawiają uduchowiony, żywotny Wschód.
Rzeczywistość, jak wiadomo, jest jednak skomplikowana i wymyka się takiemu szufladkowaniu – niezależnie od tego, kto i jak szufladkuje. A zatem można dojść do wniosku, że Bratkiewicz uprawia demagogię. I robi to samo – tyle że ideologicznie à rebours – co współcześni rosyjscy „polittechnolodzy”, którzy rozpowszechniają w świecie wizerunek swojej ojczyzny jako konserwatywnej arkadii.
Trzeba też dodać, że Bratkiewicz zdaje się nie brać pod uwagę bardzo istotnego faktu. Carska Rosja importowała z Zachodu nie tylko zdobycze techniki, ale i… tradycjonalistyczne idee. Słowianofilstwo nie jest organicznym wykwitem kultury rosyjskiej. Owszem, narodziło się ono na gruncie rosyjskim, ale pod przemożnym wpływem niemieckiego idealizmu i niemieckiego romantyzmu. Było ono filozofią intelektualistów mających kontakt z myślą europejską, a nie katalogiem przesądów żywionych przez odizolowany od świata lud.
Dzika, wschodnia tłuszcza
Szwarccharakterem książki Bratkiewicza jest religijność Polaków. Autor zadziera nosa jak przystało na wyznawcę radykalnie oświeceniowego dyskursu. Kpi z pobożności maryjnej jako jednego z przejawów polskiego tradycjonalizmu – że niby Polacy nie pracują, tylko się modlą. Taka postawa politologa to przejaw anachronicznego naiwnego sekularyzmu, który prymitywnie zaprzecza temu, że człowieczeństwo ma także wymiar duchowy.