Felietony

Polscy liberałowie przeglądają się w zwierciadle endecji

Tak jak XVII-wieczna szlachta kontestowała wzmocnienie władzy królewskiej, tak obecnie rozmaici „obrońcy demokracji” strasząc Polaków widmem urojonej prawicowej dyktatury, gotowi są sparaliżować funkcjonowanie państwa.

W głównym nurcie polskiej polityki brak środowisk, które reprezentowałyby – przynajmniej jawnie – opcję prorosyjską. Historia i geografia przyczyniły się do tego, że Rosja jako państwo postrzegana jest w Polsce XXI wieku jako odwieczne zagrożenie. Termin „ruski agent” to dziś jeden z najcięższych epitetów w polskiej debacie publicznej.

Kwestia niebezpieczeństwa ze Wschodu jest zatem w III Rzeczypospolitej istotnym wątkiem w narracji obozu patriotyczno-niepodległościowego, nazywanego też – z uwagi na to, że kultywuje on etos polskich zrywów narodowych – „prawicą insurekcyjną”. W obozie tym powszechna jest opinia, że Rosję względem Europy charakteryzuje cywilizacyjna odmienność. Przekonanie to lapidarnie oddaje fragment ułożonej w okresie powstania styczniowego „Pieśni Strzelców” pisarza Władysława Ludwika Anczyca: „Do Azyi precz, potomku Dżyngishana. Tam żywioł twój, tam ziemia carskich gal”.

Poleca Adam Michnik

W tym kontekście zaskakująco brzmi teza, którą stawia Jarosław Bratkiewicz w swojej książce „Eurazjatyzm na wspak. Polscy tradycjonaliści przeglądają się w zwierciadle Eurazji i udają, że to nie oni”. Już sam ten tytuł mówi bardzo dużo. Bratkiewicz stwierdza, że choć obóz patriotyczno-niepodległościowy szermuje antyrosyjską retoryką, to cechuje go mentalność rodem ze Wschodu.

„Eurazjatyzm na wspak” zachwalany jest przez socjolog profesor Jadwigę Staniszkis oraz byłych szefów polskiej dyplomacji: profesora Adama Daniela Rotfelda oraz Radosława Sikorskiego. Pozycja została wydana przez Universitas w serii „Poleca Adam Michnik” (i może nic w tym zaskakującego, skoro w książce nie brak czołobitnych gestów autora wobec redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, którego traktuje on wręcz jak bożyszcze).
Jarosław Bratkiewicz „Eurazjatyzm na wspak. Polscy tradycjonaliści przeglądają się w zwierciadle Eurazji i udają, że to nie oni”, Universitas, Kraków 2021
Doktor habilitowany Jarosław Bratkiewicz (rocznik 1955) jest politologiem, sowietologiem, rosjoznawcą. W latach 2007-2015 pełnił prominentne funkcje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych: w roku 2007 został dyrektorem Departamentu Wschodniego, a w 2010 – dyrektorem politycznym resortu. Jego biogram na okładce książki podaje, że ukończył z wyróżnieniem Moskiewski Państwowy Instytut Stosunków Międzynarodowych (MGIMO), pracował w Polskiej Akademii Nauk oraz działał w podziemiu wydawniczym.

Można zatem przyjąć założenie, że mamy do czynienia z publikacją napisaną przez człowieka uchodzącego wśród liberalnych – obecnie opozycyjnych – elit III RP za godny lansowania autorytet w zakresie wiedzy o relacjach polsko-rosyjskich.

I pamflet, i panegiryk

W opasłej, liczącej około 750 stron, książce roi się od cytatów i przypisów. Nie jest to jednak rozprawa naukowa. Mamy tu bardziej do czynienia z pamfletem publicystycznym i jednocześnie – jak się okazuje w części poświęconej polityce III RP lat 2007-2015 – propagandowym panegirykiem na cześć grupy trzymającej władzę w Polsce wtedy, kiedy autor był wysokim rangą urzędnikiem MSZ (jest więc element politycznego narcyzmu).

Można odnieść nieodparte wrażenie, że rozważania Bratkiewicza nad dziejami podporządkowane są tak naprawdę jego uczestnictwu w bieżących awanturach politycznych nad Wisłą. Ucieleśnieniem zła w oczach politologa jest oczywiście rządząca teraz Polską prawica. Jako głównego środka perswazji używa on szyderstwa. Przy tym książka obfituje w kolokwializmy i knajackie słownictwo.

Państwo zabite przez równość i demokrację

Stanisław August Poniatowski górował nad słynnym Giacomo Casanovą, który w pamiętnikach przyznaje się do stu metres. Królowi Stasiowi historycy liczą mocno ponad trzysta.

zobacz więcej
Jest w niej jednak coś intrygującego – metodologia Bratkiewicza to broń obosieczna. Używając jej wobec ludzi takich, jak on, czyli polskich establishmentowych liberałów XXI wieku, można doszukać się ich ideowego pokrewieństwa z formacją polityczną, z którą oficjalnie nie chcą być oni kojarzeni. Ale o tym później.

Sąd nad sarmatyzmem

Zacznijmy od tego, że książka Bratkiewicza to wielki sąd nad sarmatyzmem i romantyzmem – zjawiskami, które ukształtowały polskie narodowe imaginarium. W epoce piastowskiej – uważa autor – Polska była zwrócona w kierunku zachodnim i budowała swoją potęgę w oparciu o europejskie wzorce cywilizacyjne. Zmiana na gorsze nastąpiła – zdaniem politologa – za panowania Jagiellonów.

Wielkie odkrycia geograficzne otworzyły nowy rozdział w historii Starego Kontynentu, którego zachodnia część zaczęła czerpać zyski z zamorskich kolonii i globalnej wymiany handlowej. Na arenę dziejów wkroczył nowy ważny aktor – mieszczaństwo. Przecierało ono szlak kapitalistycznej nowoczesności. Tymczasem I Rzeczpospolita poszła inną ścieżką. Podjęła terytorialną ekspansję w stronę wschodnią i postawiła na gospodarkę ekstensywną. Spowodowało to regres Polski i w rezultacie jej upadek.

Kreśląc taką wizję dziejów, Bratkiewicz podkreśla rolę czynników kulturowych. Wskazuje, że polska szlachta odrzuciła europejskie wartości – takie jak pragmatyzm oraz racjonalizm – i wybrała tradycjonalistyczną mitologię. Kiedy społeczeństwa zachodnie, dzięki twardemu stąpaniu po ziemi oraz pracowitości, rosły w siłę i pomnażały swój dobrobyt, Polacy bezproduktywnie wywijali szabelkami i popadali w religijne uniesienia.
Szlachta w sarmackich kontuszach z karabelami; zdjęcie zrobione we Lwowie około 1920 roku, reprodukcja Fot. FoKa / Forum
Jaki był tego ciąg dalszy? W XIX stuleciu – twierdzi Bratkiewicz – paradygmat polskości został ustanowiony przez poezję romantyczną. Zaciążyło to mocno na kolejnych pokoleniach Polaków aż do XXI wieku. Ich głowy rozpalały bohaterszczyzna, martyrologia, mesjanistyczne przeświadczenie, że Polska to „Chrystus Narodów”, o czym świadczą zarówno straceńcze, samobójcze powstania, jak i rytuały obozu patriotyczno-niepodległościowego po katastrofie smoleńskiej.

Według Bratkiewicza to, co się stało z I Rzecząpospolitą za panowania Jagiellonów spowodowało orientalizację polskiej szlachty. Zamiast modernizować się na modłę europejską, grzęzła ona coraz głębiej w obskurantyzmie, który mentalnie zbliżał ją do Rosji. To właśnie w imperium carów – mimo reform Piotra I Wielkiego i innych postępowych przedsięwzięć – tradycjonalizm okazał się istotnym wektorem dziejotwórczym. Zawieruchy historyczne nie zmiotły w Rosji antyliberalnych i antyzachodnich uprzedzeń, kolektywizmu zwanego sobornością, słowianofilskiego mistycyzmu.

Nie lubił sejmokracji i importowanych idei. Ostatni Sarmata

Piłsudskiego „lewicowość” i „prawicowość” w ogóle nie interesowały.

zobacz więcej
Jaki zatem Bratkiewicz feruje wyrok? Intelektualiści z kręgów współczesnej polskiej prawicy mogą się upierać, że szlachta sarmacka nie znosiła rosyjskiego zamordyzmu i miłowała wolność, lecz jest to bez znaczenia. W polskim tradycjonalizmie liczy się bowiem to, co łączy go z jego rosyjskim odpowiednikiem: wrogość wobec europejskich oświeceniowych standardów cywilizacyjnych.

Ignorancja czy karykatura?

Czytając wywody Bratkiewicza dotyczące polskiego romantyzmu oraz wyrosłych na jego gruncie innych prądów kultury polskiej, można się zastanawiać, czy politolog celowo przedstawia ich karykaturalny i wypaczony obraz, czy też po prostu wykazuje się ignorancją. Warto choćby przypomnieć, że mesjanizm polski XIX i XX stulecia to zjawisko wielonurtowe. Było w nim miejsce na piętnowanie wad narodowych – również tych, które wskazuje autor „Eurazjatyzmu na wspak” (jak zbiorowa megalomania).

A jeśli chodzi o dziedzictwo sarmatyzmu, to dziś można je dostrzec… w liberalnych kręgach III RP. Tak jak XVII-wieczna szlachta kontestowała wzmocnienie władzy królewskiej, tak obecnie rozmaici „obrońcy demokracji” strasząc Polaków widmem urojonej prawicowej dyktatury, gotowi są sparaliżować funkcjonowanie państwa.

Ponadto trzeba odnotować, że książka Jarosława Bratkiewicza roi się od prostackich klisz, spośród których na czoło wysuwa się przeciwstawianie oświeconego, postępowego Zachodu ciemnemu, zacofanemu Wschodowi. W gruncie rzeczy jest to odwrócony schemat stosowany przez postponowanych przez Bratkiewicza rosyjskich poczwienników. Oni bowiem materialistycznemu, zgniłemu Zachodowi przeciwstawiają uduchowiony, żywotny Wschód.


Rzeczywistość, jak wiadomo, jest jednak skomplikowana i wymyka się takiemu szufladkowaniu – niezależnie od tego, kto i jak szufladkuje. A zatem można dojść do wniosku, że Bratkiewicz uprawia demagogię. I robi to samo – tyle że ideologicznie à rebours – co współcześni rosyjscy „polittechnolodzy”, którzy rozpowszechniają w świecie wizerunek swojej ojczyzny jako konserwatywnej arkadii.

Trzeba też dodać, że Bratkiewicz zdaje się nie brać pod uwagę bardzo istotnego faktu. Carska Rosja importowała z Zachodu nie tylko zdobycze techniki, ale i… tradycjonalistyczne idee. Słowianofilstwo nie jest organicznym wykwitem kultury rosyjskiej. Owszem, narodziło się ono na gruncie rosyjskim, ale pod przemożnym wpływem niemieckiego idealizmu i niemieckiego romantyzmu. Było ono filozofią intelektualistów mających kontakt z myślą europejską, a nie katalogiem przesądów żywionych przez odizolowany od świata lud.

Dzika, wschodnia tłuszcza

Szwarccharakterem książki Bratkiewicza jest religijność Polaków. Autor zadziera nosa jak przystało na wyznawcę radykalnie oświeceniowego dyskursu. Kpi z pobożności maryjnej jako jednego z przejawów polskiego tradycjonalizmu – że niby Polacy nie pracują, tylko się modlą. Taka postawa politologa to przejaw anachronicznego naiwnego sekularyzmu, który prymitywnie zaprzecza temu, że człowieczeństwo ma także wymiar duchowy.
„Kazanie Skargi” pędzla Jana Matejki. Fot. Wikimedia
A swoją drogą czytając wymądrzanie się Bratkiewicza na temat katolicyzmu Polaków, przypomina się pewna wypowiedź przypisywana Jurijowi Gagarinowi, która krąży jako anegdota (brak wiarygodnych źródeł, że pochodzi z jego ust). Słynny sowiecki kosmonauta po swojej ekspedycji w przestrzeni kosmicznej miał rzec: „Patrzyłem i patrzyłem, ale nie zobaczyłem Boga”.

Zastanawiająca jest pespektywa, którą w „Eurazjatyzmie na wspak” przyjął Jarosław Bratkiewicz. Z książki wylewa się pogarda nie tylko wobec politycznych przeciwników autora, ale i ich wyborców. Oto głosujący na „dobrą zmianę” beneficjenci programu Rodzina 500+ są przedstawieni jako leniwe pospólstwo, które zamiast ciężką pracą zarobić na utrzymanie swojego potomstwa (lub – jak możemy sobie sami dopowiedzieć – w ogóle go nie płodzić), daje się korumpować finansową pomocą przez swoich faworytów.

Z kolei w innym miejscu Bratkiewicz ze zrozumieniem, a może nawet z aprobatą przywołuje to, co na temat Polaków uważał XVIII-wieczny król Prus (rozbiorca Polski), Fryderyk II Wielki: „Swawole szlacheckiej braci w teatrze gładko wpisują się w wielotomowe dzieje pieniactwa i warcholstwa – czyli w historię głupoty w Polsce. Nie może tedy dziwić, że (…) fundator salonu intelektualnego w swoim pałacu Sans Souci [prawidłowa pisownia tej nazwy – Sanssouci – FM], widząc, jak na scenie polskiej facecja przeistacza się w politykę, a polityka w burdę, nie miał wątpliwości, że szlachecka wataha z podgolonymi łbami to Irokezi Europy”.

Roman Dmowski, ideolog polskiej lewicy. Z jego opiniami zgadzał się nawet Adam Michnik

Przeciwnicy prawicy straszą Polaków widmem endecji. A równocześnie sami formułują myśli bliźniaczo podobne do poglądów lidera Narodowej Demokracji.

zobacz więcej
Trudno oprzeć się myśli, że perspektywa, którą przyjął autor powyższego cytatu to punkt widzenia „elit kompradorskich”. Owo używane w politologii, socjologii i publicystyce określenie, stosowane jest zazwyczaj w odniesieniu do lokalnej warstwy rządzącej, która pełni funkcję pośrednika między swoimi rodakami a kolonizatorem, choć tak naprawdę nimi rządzi z jego nadania, by mu służyć.

Nic zatem dziwnego, że w „Eurazjatyzmie na wspak” Polacy nieraz jawią się jako dzika i nieokrzesana zbiorowość – wschodnia tłuszcza, która nie dorosła do obowiązujących w zachodnich demokracjach standardów cywilizacyjnych.

Epigon Dmowskiego

Jarosław Bratkiewicz rozprawiając się z dziedzictwem sarmatyzmu i etosem polskich powstań, powołuje się na dorobek XIX-wiecznej krakowskiej szkoły historycznej. Jeśli chodzi zaś o problem orientalizacji polskiej szlachty, to podnosił go w XX stuleciu historyk Feliks Koneczny – dziś postać politycznie niepoprawna. Bratkiewicz kilkakrotnie cytuje fragmenty jego prac.

Natomiast politolog całkowicie przemilcza człowieka, którego w niejednej kwestii jest po prostu epigonem. Tym kimś jest współzałożyciel i czołowy ideolog Narodowej Demokracji, Roman Dmowski. Jest to spora niespodzianka zważywszy na to, że tacy liberałowie jak Bratkiewicz potępiają polski nacjonalizm. A Dmowski bądź co bądź położył podwaliny pod ten nurt polityczny.

Oczywiście w „Eurazjatyzmie na wspak” próżno szukać tego, co obecnie teoretykowi polskiego nacjonalizmu się wypomina. Chodzi tu głównie o antysemityzm. Bratkiewicz rzecz jasna nie jest antysemitą – wręcz przeciwnie, zarzuca Polakom, że mają na sumieniu winy wobec Żydów (polityka II Rzeczypospolitej wobec mniejszości narodowych, „antysyjonistyczna” kampania roku 1968). Powtarza ojkofobiczne argumenty wielokrotnie już przemielone na łamach „Gazety Wyborczej”.
Członkowie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości przed pomnikiem Romana Dmowskiego w Warszawie. Fot. PAP/Paweł Supernak
Natomiast krytyka, którą formułuje politolog pod adresem sarmatyzmu i romantyzmu to powielanie tego, co Dmowski napisał choćby w opublikowanych w roku 1903 „Myślach nowoczesnego Polaka”. W książce tej lider endecji między innymi oskarżył polską szlachtę o to, że zrujnowała polskie miasta, doprowadzając I Rzeczpospolitą do upadku. Dmowski chciał, żeby sprawy w swoje ręce wziął polski stan trzeci. To w mieszczaństwie i chłopstwie pokładał on nadzieję na modernizację ziem polskich.

Pokutuje opinia, że Dmowski był rusofilem. Jej uzasadnieniem miałoby być to, że przez dwie kadencje zasiadał on jako poseł w rosyjskiej Dumie Państwowej. Tymczasem polityk tę swoją aktywność traktował tylko jako środek taktyczny do celu, czyli odzyskania przez Polaków swojego państwa, które rozwijałoby się w oparciu o zachodnie rozwiązania polityczne i gospodarcze (zwłaszcza brytyjskie). Natomiast Rosja w oczach Dmowskiego była krajem barbarzyńskim.

Aż zdumiewa więc to, że Jarosław Bratkiewicz zupełnie pomija pisma lidera Narodowej Demokracji. Ale gdyby tak w odniesieniu do wywodów politologa użyć metodologii, którą on stosuje wobec współczesnej polskiej prawicy, to mogłaby powstać książka „Endeckość na wspak. Polscy liberałowie przeglądają się w zwierciadle endecji i udają, że to nie oni”.

Na marginesie zresztą można przypomnieć, że kiedy w roku 2008 nastąpił zwrot w polskiej polityce wschodniej skutkujący zbliżeniem z Rosją i poluzowaniem stosunków z Ukrainą, pojawiły się głosy, że w Warszawie zaczęto realizować doktrynę Romana Dmowskiego. Znany ukraiński historyk, współpracownik paryskiej „Kultury”, profesor Bohdan Osadczuk wyrażając rozczarowanie takim stanem rzeczy w Polsce, mówił o neoendeckiej wolcie i rezygnacji z doktryny Giedroycia.

Tyle że porównywanie polskich establishmentowych liberałów XXI wieku do Dmowskiego, to wyrządzanie mu krzywdy. Ów mąż stanu bowiem – przy wszystkich zastrzeżeniach, które można mieć do tego, co mówił i pisał – to jeden z ojców odrodzonego niepodległego państwa polskiego. Zasługuje w Polsce na pomniki.

A opcja polityczna, której apologetą w swojej książce jest Jarosław Bratkiewicz, pozostawiła po sobie frazesy o „ciepłej wodzie w kranie”. I – wbrew zapewnieniom o sukcesach podjętego w roku 2008 dialogu z Rosją – poniosła w jednej sprawie dotkliwą porażkę. To oddanie pola Federacji Rosyjskiej w zakresie kontroli nad śledztwem, które miało wyjaśnić przyczyny katastrofy smoleńskiej.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Stroje polskie kontusze sarmackie na wystawie w Muzeum Narodowym. Fot. Mariusz Makowski/FORUM
Zobacz więcej
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pożegnanie z Tygodnikiem TVP
Władze Telewizji Polskiej zadecydowały o likwidacji naszego portalu.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Sprzeczne z Duchem i prawem
Co oznacza możliwość błogosławienia par osób tej samej płci? Kto się cieszy, a kto nie akceptuje?
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Autoportret
Andrzej Krauze dla Tygodnika TVP.
Felietony wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Totemy Mashy Gessen w wojnie kulturowej
Sama o sobie mówi: „queerowa, transpłciowa, żydowska osoba”.
Felietony wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Książki od Tygodnika TVP! Konkurs świąteczny
Co Was interesuje, o czych chcielibyście się dowiedzieć więcej?