Historia

Roman Dmowski, ideolog polskiej lewicy. Z jego opiniami zgadzał się nawet Adam Michnik

Zmarły 80 lat temu, 2 stycznia 1939 roku, lider Narodowej Demokracji opowiadał się za nowoczesnością i postępem. Chciał demokratyzacji i westernizacji Polaków, a odrzucał konserwatyzm i tradycjonalizm.

Wśród ojców polskiej niepodległości nie brak co najmniej jednej postaci kontrowersyjnej. Chodzi o Romana Dmowskiego.

Do dziś Polacy są podzieleni w ocenie przywódcy Narodowej Demokracji. Jedni widzą w nim ideologa szowinizmu i ksenofobii, ciągnącego swoich rodaków na Wschód, inni – męża stanu, który swoje życie poświęcił dla ojczyzny oraz walczył o jej polityczną i kulturową podmiotowość względem sąsiadów.

Na te rozbieżności nakłada się też podział lewica – prawica. Upraszczając można przyjąć, że w czarnej legendzie Dmowskiego jest on wrogiem nowoczesności i postępu, które są dla lewicy świętościami. Te zaś w prawicowej wyobraźni kojarzą się z ekscesami najgorszych rewolucji wymierzonych w Kościół katolicki i tradycyjny ład moralno-społeczny.
W efekcie Dmowski w oczach czytelników „Gazety Wyborczej” to przerażający guru kiboli i nazi-skinów, natomiast słuchacze Radia Maryja upatrują w nim wzorowego Polaka katolika.

Tyle że on sam Polakiem katolikiem bynajmniej nie był. Urodzony w roku 1864 we wsi Kamionek (dziś to osiedle prawobrzeżnej Warszawy) syn drobnego przedsiębiorcy był dzieckiem swoich czasów. Miał światopogląd, który można określić mianem przyrodniczego.

W jakimś stopniu wiązało się to z wykształceniem Dmowskiego. Ukończył on bowiem biologię na Uniwersytecie Warszawskim i znalazł się pod wpływem modnych wówczas teorii: darwinizmu, ewolucjonizmu, scjentyzmu. Politykę postrzegał więc w kategoriach naturalistycznych – jako walkę o byt.

Nie w głowie mu więc były – co najmniej do lat 20. – koncepcje wyrastające z chrześcijaństwa. Kościół katolicki długo traktował instrumentalnie – jako instytucję wychowawczą, a nie wspólnotę wiernych. I głównie dlatego troszczył się o jego autorytet wśród Polaków.

Eksponat muzealny

Tak czy inaczej w dzisiejszej debacie publicznej w Polsce Dmowski występuje w roli eksponatu muzealnego, którego się używa w bieżących, lecz zarazem rytualnych sporach politycznych.

Jeśli zatem lewica chce opinię publiczną postraszyć widmem brunatnej recydywy nad Wisłą, to bije na alarm, że w III Rzeczypospolitej lider endecji jest wciąż honorowany. W roku 2006 Alina Cała, historyk kandydująca wówczas w wyborach samorządowych do warszawskiej rady miasta z listy partii Zieloni 2004, protestowała wobec postawienia w Warszawie pomnika Dmowskiego. Sześć lat później w sukurs poszedł jej Janusz Palikot, wówczas poseł na Sejm RP. Nazwał on przywódcę Narodowej Demokracji wprost „faszystą, hitlerowcem, antysemitą”.

Z kolei na prawicy są środowiska, które dążą do rekonstrukcji ruchu narodowo-demokratycznego (jak choćby Ruch Narodowy czy organizatorzy Marszu Niepodległości). Czerpią one z pism Dmowskiego treści, które dotyczą konfliktów na tle narodowościowym, a więc przede wszystkim antagonizmów polsko-żydowskich. W ten sposób starają się myśl lidera endecji wykorzystać jako argument za odrzuceniem modelu państwa wielokulturowego, czyli – w obecnych warunkach – przeciwko masowej imigracji z Ukrainy i krajów muzułmańskich.

Rzecz w tym, że uczestnikom rytuałów politycznych zaczyna umykać rzeczywistość. Jeśli używają oni Dmowskiego jako eksponatu muzealnego, to nie są w stanie dostrzec w jego dorobku intelektualnym tego, co naprawdę pozostaje aktualne i ważne. Tymczasem lider endecji okazał się prorokiem Polski, która wyłoniła się ze zgliszcz drugiej wojny światowej i trwa do dziś.

Roman Dmowski

Jego pogrzeb, w styczniu 1939 roku, stał się jedną z największych manifestacji narodowo-patriotycznych całego 20-lecia międzywojennego. Do dziś jego idee mają tyle samo zwolenników, co przeciwników. Twórca Narodowej Demokracji, przeciwnik Józefa Piłsudskiego.

zobacz więcej
Olbrzymią część społeczeństwa zamieszkującego terytorium II RP dotknęła zagłada. Natomiast decyzje, jakie zapadły w roku 1945 na konferencji jałtańskiej sprawiły, że granice państwa polskiego zostały przesunięte w kierunku zachodnim.

W rezultacie zniknęły warstwy społeczne i grupy etniczne, które tworzyły wielokulturowy pejzaż Polski. Bez szlachty i Żydów, ale za to pod butem reżimu komunistycznego, dawna Rzeczpospolita została zglajchszaltowana.

Taka właśnie Polska marzyła się Dmowskiemu. Choć przypuszczalnie nie chciałby on, żeby jej ustrojem był narzucony przez Sowiety komunizm, a droga do niej prowadziła przez ludobójstwo.

Szlachta hamuje postęp

Dmowski formułując pod koniec XIX wieku swoją koncepcję nacjonalizmu konstatował między innymi: na gruzach porządku feudalnego powinien się ukształtować nowoczesny naród polski. Stawiając czoła wyzwaniom gospodarki kapitalistycznej, Polacy nabiorą znaczenia w świecie, co pozwoli im stopniowo odzyskać swoje państwo. A w awangardzie tych procesów ma się znaleźć polski stan trzeci – mieszczaństwo i chłopstwo.

Inaczej było – zdaniem Dmowskiego – z polską szlachtą i mniejszościami etnicznymi, zwłaszcza Żydami. Szlachta to warstwa hamująca postęp. Jest anachroniczna i megalomańska. Pilnuje swoich dawnych przywilejów oraz pogrąża się w sarmackich i romantycznych złudzeniach. Natomiast jeśli chodzi o mniejszości, to polski stan trzeci dzielą z nimi różnice nie tylko kultur, ale i interesów, szczególnie ekonomicznych. A to w obrębie jednego państwa oznacza mieszankę wybuchową, rozsadzającą wspólnotę polityczną od wewnątrz.

W „Myślach nowoczesnego Polaka” (1903) Dmowski postawił tezę, że w I Rzeczypospolitej szlachta zrujnowała miasta, doprowadzając to państwo do upadku. W obawie o utratę władzy na rzecz polskiego stanu trzeciego, nie pozwoliła mu ona włączyć się do polityki. Sprzyjała natomiast mieszczaństwu żydowskiemu – żywiołowi nastawionemu na pomnażanie swojego bogactwa, a nie na troskę o dobro Polski.

Wyjaśnienia wymaga też stosunek Dmowskiego do Rosji. Pokutuje opinia, że przywódca Narodowej Demokracji był rusofilem. Zasiadał przecież jako poseł w rosyjskiej Dumie Państwowej przez dwie kadencje.

Ale dla Dmowskiego to była wyłącznie taktyka. Swoją współpracę z caratem uważał za środek do celu, jakim miało być odzyskanie przez Polaków swojego państwa, które rozwijałoby się w oparciu o wzorce zachodnie (zwłaszcza brytyjskie). Według Dmowskiego, Rosja była krajem barbarzyńskim. W tym zresztą upatrywał dla Polaków szansy – że górując nad Rosjanami cywilizacyjnie, będą mogli wobec nich ten atut wykorzystywać.
Lewicowy intelektualista Jan Sowa zauważa, że I Rzeczpospolita usadowiła się na Dzikich Polach, z dala od zachodnich ośrodków rozwoju cywilizacyjnego. Roman Dmowski mógłby takiej interpretacji dziejów tylko przyklasnąć. Na zdjęciu: Dzikie Pola oraz ziemie ruskie I Rzeczypospolitej na mapie Beauplana z 1648. Fot.Wikimedia
Tak więc Dmowski opowiadał się za nowoczesnością i postępem. Chciał demokratyzacji i westernizacji Polaków, a odrzucał konserwatyzm i tradycjonalizm. I to bynajmniej nie stało w sprzeczności z jego antysemityzmem, na który skądinąd trzeba patrzeć z perspektywy historycznej. Prawdopodobnie w obliczu Holokaustu Dmowski – jak wielu endeków – zrewidowałby swoje nastawienie do Żydów.

Na paradoks zakrawa zatem fakt, że w III RP spadkobiercami tego, co jest najbardziej istotne w dorobku przywódcy Narodowej Demokracji nie są rekonstruktorzy endecji, lecz... lewicowi intelektualiści. Ci przecież nie kryją negatywnego stosunku do polskiego nacjonalizmu. Przykładem mogą być socjolodzy Jan Sowa i Krzysztof Iszkowski oraz filozof Andrzej Leder.

Jan Sowa w „Fantomowym ciele króla. Peryferyjnych zmaganiach z nowoczesną formą” (2011) przepuszcza atak na relikty Polski szlacheckiej, które dają o sobie znać w III Rzeczypospolitej. W książce tej czytamy między innymi, że „miejsce w międzynarodowym podziale pracy, które zajęła Polska na skutek zdominowania jej gospodarki przez system folwarczno-pańszczyźniany, okazało się na dłuższą metę fatalne. Dzisiaj z imperium zbożowo-ziemniaczanego Polska przerodziła się w mini-imperium AGD i montowni samochodów”. W wizji Sowy przekleństwem Polaków okazała się epoka jagiellońska. I Rzeczpospolita usadowiła się bowiem na Dzikich Polach, z dala od zachodnich ośrodków rozwoju cywilizacyjnego. Dmowski mógłby takiej interpretacji dziejów tylko przyklasnąć.

Zadomowić się na Zachodzie

Podobnie zgodziłby się z Krzysztofem Iszkowskim. Ten w „Ofiarach losu. Innej historii Polski” (2017) dał wyraz swojemu ubolewaniu nad dalekosiężnymi skutkami bitwy pod Legnicą w roku 1241. Przedstawił więc ich alternatywny scenariusz. A w nim książę śląski Henryk II Pobożny, zamiast zginąć, pokonał Mongołów. Następnie zaś zjednoczył ziemie polskie po rozbiciu dzielnicowym – o blisko 80 lat wcześniej niż to się stało faktycznie.

Jakie to miałoby przynieść konsekwencje? Polska – uważa Iszkowski – dzięki tym zyskanym ośmiu dekadom zdążyłaby zadomowić się w granicach, w których istnieje dziś. To by oznaczało, że poprzez swoje położenie geograficzne związałaby się z Zachodem, a tym samym wzięłaby udział w wielkiej przygodzie nowoczesności: zdobyczach kolonialnych i rewolucji przemysłowej. Jednocześnie uniknęłaby 600-letniej „ruskiej przygody” – obecności na Kresach – którą zafundowali jej Jagiellonowie.

Od Marksa do Neymara

Pierre de Coubertin był rasistą. A olimpiady zostały zawłaszczone przez perwersyjną hybrydę partnerstwa publiczno-prywatnego – mówią Jan Sowa, Krzysztof Wolański, autorzy książki „Sport nie istnieje”.

zobacz więcej
Jest wreszcie Andrzej Leder, autor głośnej „Prześnionej rewolucji. Ćwiczeń z logiki historycznej” (2014). W książce tej stawia on tezę, że nowoczesność Polakom zaserwowali najeźdźcy z III Rzeszy i Związku Sowieckiego. Doprowadzili oni do zniknięcia szlachty i Żydów. Społeczeństwo polskie zostało zatem przeorane, lecz nie przepracowało tego, co się z nim stało (radykalną zmianę „prześniło”).

Znamienne, że Leder w wywiadach wprost powołuje się na myśl lidera endecji. Aż się prosi przywołać dwa cytaty z wypowiedzi filozofa.

W roku 2013, w rozmowie z portalem „Krytyki Politycznej” mówił: „W Polsce kulturową stawką jest to, czy 70 procent byłych chłopów będzie udawać, że jest szlachtą, co jest aktualnie realizowanym scenariuszem, czy przynajmniej część z tych ludzi powie sobie, że ich tożsamość jest przeciwko szlachcie, że szlachta to jest jednak popaprana tożsamość. W tym sensie jestem sojusznikiem Dmowskiego, nie ma lepszego krytyka szlachetczyzny”.

Michnik podziwia Dmowskiego

Rok później na łamach „Gazety Wyborczej” kontynuował tę myśl: „Dmowski nienawidził kultury dworkowej. Pisał, że polski inteligent ze szlacheckim rodowodem jest niezwykle wyrafinowany, bo przyjął z Zachodu całą kulturę i edukację, ale jest barbarzyńcą w sensie społecznym. Nie umie pracować, nie umie realizować żadnych celów społecznych. Żyje z pracy innych w sposób całkowicie bierny i gnuśny. Trafił w sedno. Szlachecka tożsamość zwalnia całkowicie z odpowiedzialności. Gnuśność społeczna”.

Świadome lub nieświadome posiłkowanie się myślą przywódcy Narodowej Demokracji przez polskich lewicowych intelektualistów sięga jednak wcześniejszego okresu niż czasy III RP. Były takie chwile, w których tak znany tropiciel „demonów” polskiego nacjonalizmu, jak Adam Michnik oddawał hołd endecji.
„Trudno dziś nie podziwiać przenikliwości publicystycznej Dmowskiego (...) Nikt tak odważnie nie umiał się rozprawić ze złudzeniami, z samookłamywaniem się, z rachubami na bezinteresowną pomoc Europy" - pisał Adam Michnik w 1981 roku. Zdjęcie z marca '81. Fot PAP/Teodor Walczak
W „Rozmowie w Cytadeli” (1981) pisał on: „Trudno dziś nie podziwiać przenikliwości publicystycznej Dmowskiego czy [Jana Ludwika] Popławskiego. Nikt chyba w całej historii polskiej myśli politycznej nie opisał tak jasno i przejrzyście konfliktowego charakteru stosunków Polski z sąsiadami. Nikt tak odważnie nie umiał się rozprawić ze złudzeniami, z samookłamywaniem się, z rachubami na bezinteresowną pomoc Europy – tak dworskiej, jak i plebejskiej – z naiwną wiarą, że hasło »za naszą i waszą wolność« może zastąpić myśl polityczną, z równie naiwnym przekonaniem, że młode nacjonalizmy aspirujące do suwerennych państw na terytorium etnicznie mieszanym mogą nie być wzajemnie konfliktowe”.

Czy więc w roku 2019 Polakom potrzebne jest dziedzictwo Dmowskiego? Tak – ale jako narzędzie demitologizacji fałszywych przekonań na własny temat.

Przywódca Narodowej Demokracji chciał bowiem uczyć swoich rodaków głównie sztuki radzenia sobie w rządzącym się brutalnymi regułami nowoczesnym świecie, a nie poprawiać im samopoczucia bajkami o potężnej Polsce.

– Filip Memches

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Roman Dmowski
(1864-1939), polityk i publicysta, przywódca Narodowej Demokracji (endecji).

W roku 1893 utworzył Ligę Narodową, a w 1895 był współzałożycielem Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego. Razem z Zygmuntem Balickim i Janem Józefem Popławskim położył podwaliny pod polski nacjonalizm jako program modernizacji narodu polskiego. Był przeciwnikiem polskiego ruchu socjalistycznego i jego rewolucyjnych metod w realizacji dążeń niepodległościowych.

Nie lubił sejmokracji i importowanych idei. Ostatni Sarmata

Piłsudskiego „lewicowość” i „prawicowość” w ogóle nie interesowały.

zobacz więcej
Za największe zagrożenie dla Polaków ze strony zaborców uważał politykę germanizacyjną Prus. Był zwolennikiem współpracy z Rosją, licząc na to, że dojdzie do konfliktu imperium Romanowów z Niemcami, który okaże się szansą na niepodległość Polski.

Po wybuchu pierwszej wojny światowej postawił na sojusz francusko-rosyjski. W stolicach zachodnich państw Ententy ubiegał się o poparcie dla polskich aspiracji niepodległościowych. W roku 1917 został prezesem Komitetu Narodowego Polskiego – organizacji uznanej przez państwa Ententy za przedstawicielstwo Polaków. Przyczynił się do powstania we Francji Błękitnej Armii – polskiej ochotniczej formacji wojskowej, która stała się potem podstawą odradzającego się Wojska Polskiego.

Następnie był delegatem Rzeczypospolitej na konferencję paryską w roku 1919. Złożył podpis pod traktatem wersalskim. Jego twarda postawa negocjacyjna odegrała olbrzymią rolę w kształtowaniu granic Polski (zwłaszcza zachodnich).

W II Rzeczypospolitej przez półtora miesiąca (od października do grudnia 1923 roku) pełnił urząd ministra spraw zagranicznych w rządzie Wincentego Witosa. Po zamachu majowym przeszedł do opozycji. W roku 1926 założył Obóz Wielkiej Polski, a dwa lata później – Stronnictwo Narodowe.

Od czasów zaborów był nieprzejednanym przeciwnikiem Józefa Piłsudskiego. Ten bowiem odrzucał jakąkolwiek współpracę z Rosją i u progu pierwszej wojny światowej postawił na walkę o niepodległość Polski u boku Austro-Węgier. Dmowski nie zgadzał się też z wysuniętym przez Piłsudskiego projektem państwa polskiego jako wielonarodowościowej federacji. Optował bowiem za modelem państwa narodowego.
Dmowski. Polak nowoczesny
Zdjęcie główne: W oczach lewicowych czytelników „Gazety Wyborczej” Roman Dmowski to przerażający guru kiboli i nazi-skinów. Na fotografii demonstraci z kampanii "Giertych Musi Odejść", którzy protestowali pod pomnikiem Romana Dmowskiego 24 lutego 2007. Fot. PAP/Radek Pietruszka
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.