Inna kobieta Emerald Fennell dostała nagrodę za scenariusz filmu „Obiecująca. Młoda. Kobieta”. Była nominowana także w kategorii reżyseria. Ten film akurat widziałem. Jest sprawnie zrobiony, ale przecież ta makabreska jest podszyta taką nienawiścią do mężczyzn, wszystkich mężczyzn, że odczuwam niepokój o kierunek, w jakim zmierza popkultura. Skądinąd za potępienia, po raz setny, gwałcicieli też łatwo doczekać się pochwał.
Nie znam „Nomadlandu”. Nie wiem, na ile nagrodzono go „za wagę społecznej tematyki”, a na ile za poziom artystyczny. Słyszę na ten temat sprzeczne opinie znawców. Muszę za to przyznać, że aktorka Frances McDormand i reżyserka Chloe Zhao były jednymi z nielicznych osób obecnych na tej gali unikających pseudorewolucyjnego tonu. Podobnie jak Brad Pitt i stary Harrison Ford, który wręczając nagrodę za montaż, wdał się w dowcipne dywagacje na temat historii montowania „Blade Runnera”.
Kiedy to samo w Polsce?
Ta debata jest dobrym przyczynkiem do polskich dylematów i klimatów. Kiedy, broniąc nielicznych filmów o „wyklętych”, głosiłem, że waga tematu powinna przynajmniej umożliwić ich dopuszczenie do festiwalu w Gdyni, słyszałem od naszych krytyków: liczy się tylko poziom artystyczny. Dziś z filmowej centrali padają słowa stawiające na piedestale ideologiczny cel sztuki filmowej. Trzeba przyznać, że choć polscy filmowcy nie stronią od politycznych deklaracji, choć chętnie piętnują obecną władzę, tak otwarcie nie powołują się na ideowe kryteria. Nawet jeśli to akt hipokryzji, pamiętajmy: hipokryzja to hołd składany cnocie.
Nie wiadomo tylko, jak długo polski świat filmowy w takiej postawie wytrwa. Frances McDormand życzyła nam wszystkim, abyśmy jak najszybciej spotkali się w kinach. Podzielam tę żarliwość, ale stawiam pytanie: jakie to będzie kino?
Na razie wiemy, że oglądalność oscarowej gali zmniejszyła się o 58 procent w stosunku do zeszłego roku – a już wtedy była rekordowo niska. W grę wchodzić mogą różne czynniki: zaaferowanie pandemią, mniejsza wystawność imprezy przeniesionej na zabytkowy dworzec w Los Angeles, skromniejsza produkcja filmowa w dobie kataklizmu. Czy także pewne znużenie jednostronnością polityczną przekazu?
Przecież poprawne politycznie filmy święcą triumfy na cyfrowych platformach, a rasowe emocje są autentyczne . A jednak mam poczucie, że jakaś epoka się kończy, a nowe nie będzie lepsze. Nadzieja tylko w tym, ze masowość filmowych produkcji uchroni je przed największymi szaleństwami. Nie wszyscy widzowie za szaleństwami nadążają.
– Piotr Zaremba
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy