W ciągu godziny oglądania pornografii mamy do czynienia z większą ilością bodźców seksualnych, niż nasi dziadkowie przez całe życie. To gwałt na mózgu.
zobacz więcej
Żyjemy w czasach, gdy pornografia została wpuszczona oficjalnie do art-housowego kina Larsa Von Triera („Nimfomanka”), u Garpara Noe, który w „Love” pokazał wytrysk w 3D. Pornograficzne sceny nie szokują jak w kinie lat 70-rych u Bernarda Bertolluciego („Ostatnie tango w Paryżu”, „Wiek XX”) czy Nagisy Ōshimy („Imperium Zmysłów”). Dziś pornografia jest wszędzie. Jednak nie konserwatyści i chrześcijanie dają jej skuteczny odpór. „365 dni” spotkał się z protestami feministek, które domagały się wycofania go z Netflixa.
Brytyjska organizacja Pro Empower zajmującą się walką z niewłaściwym seksualnym traktowaniem kobiet na uczelniach wyższych w Walii i Anglii, uznała, że polski film „romantyzuje porwanie, przemoc seksualną i syndrom sztokholmski”. Brytyjska pisarka Anna Fearon napisała, że Netflix nie powinien zamieszczać filmów, które „ gloryfikują, promują i romantyzują męską przemoc”, pokazując, że jest ona akceptowalna jeżeli agresor jest przystojny.
Serwis nie tylko filmu nie usunął, ale też zapowiedział jego sequele. Można się jednak spodziewać, że będą one już nakręcone według standardów stacji.
Niedawno premierę miał polski serial w reżyserii Kaliny Alabrudzińskiej i Piotra Domalewskiego „Sexify”. Opowiadająca o trójce studentek pracujących nad aplikacją wspomagającą kobiecy orgazm produkcja również stała się hitem serwisu. Był to najchętniej oglądany film w takich krajach jak Indie, Jamajka, Argentyna i Liban oraz w wielu krajach europejskich od Niemiec po Hiszpanię.
Był to pierwszy serial, przy którym pracowały koordynatorki intymności, które dbały, by aktorzy nie musieli pokazywać części intymnych i by podczas takich scen nie zostały naruszone ich prawa do odmowy. Nowe standardy są pokłosiem rewolucji #Metoo. Podejrzewam, że gdyby te same zasady zostały narzucone przez obrońców tradycyjnej moralności, spotkałyby opór obrońców wolności artystycznej.
Czy również w sequelach „365 dni”, opowieści oskarżanej o budowanie kultury gwałtu, będą pracować specjaliści od cenzurowania scen erotycznych? To ciekawe, jak standardy serwisu streamingowego stojącego na czele obyczajowej rewolucji w popkulturze, zostaną pogodzone z filmem oskarżanym o romantyzowanie męskiej przemocy wobec kobiet oraz mizoginizm (recenzja w „Variety”).
Może w tym wymiarze nagrodzone Maliną i polskimi Wężami dla najgorszego filmu dzieło będzie miało wymiar „wyklętej produkcji”? Cóż, jakie czasy, takie „Ostatnie tango w Paryżu”. Ja jednak szczerze gratuluję polskim twórcom wejścia do światowej popkultury. Wiele osób krytykujących „365 dni” może o tym tylko marzyć.
– Łukasz Adamski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy