Cywilizacja

Książka usunięta z Amazona. Cenzura w barwach tęczy

Z przestrzeni publicznej rugowane są opinie uznane za niewygodne dla społeczności LGBT. Dziś jednak, aby się pozbyć niewygodnych książek, nie potrzeba już stosu. Wystarczy kliknięcie wymazujące publikację z bazy danych.

Amazon, największa internetowa księgarnia świata, która na swoich cyfrowych półkach oferuje „Main Kampf” w kilku wersjach językowych, manifest „Unabombera” Teda Kaczynskiego czy dzieło założyciela kościoła scjentologicznego L. Rona Hubbarda, wycofała ze swojej oferty książkę amerykańskiego konserwatysty dr Ryana T. Andersona, filozofa polityki, szefa think tanku Ethics and Public Policy Center. Według platformy licząca blisko 400 stron publikacja „When Harry becomes Sally” (pol. „Kiedy Harry został Sally”), której bibliografia liczy 50 pozycji odnoszących się do badań naukowców, jest sprzeczna z polityką firmy, gdyż promuje... transfobię.

Usunięcie ze sprzedaży pracy kwestionującej m.in. zasadność zmiany płci osób niepełnoletnich można uznać za kolejny etap wojny kulturowej. Paradoks polega tylko na tym, iż postulaty autora w części amerykańskich stanów i krajach Europy Zachodniej już stają się obowiązującym prawem, a podawanie nieletnim leków hamujących dojrzewanie zaczyna być delegalizowane. I dzieje się tak, pomimo że część środowisk LGBT uznaje terapię hormonalną za prawo człowieka.

Indeks ksiąg zakazanych

Nie pomogły sprzeciwy republikańskich senatorów. Książki Andersona dziś już nie można znaleźć w zbiorze Amazona. Nie ma jej ani w wersji cyfrowej, ani papierowej, jak i używanych kopii.

Działanie internetowej księgarni jest tym bardziej perfidne, iż po wpisaniu tytułu Amazon podsuwa pozycje przedstawiające alternatywny światopogląd, w tym prace stanowiące polemikę z Andersonem: (z parafrazą pierwowzoru w nazwie) „Let Harry Become Sally: Responding to the Anti-Transgender Moment” (pol. „Pozwól Harry'emu stać się Sally: odpowiadając na moment antytranspłciowości”), a także „The End of Gender: Debunking the Myths about Sex and Identity in Our Society” (pol. „Koniec płci: obalanie mitów o seksie i tożsamości w społeczeństwie”).

W przypadku książki Andersona postawa księgarni jest tak stanowcza, bo wymusiły to środowiska broniące dobrego imienia społeczności trans (reprezentantów czwartej litery skrótu LGBT, który dziś rozszerza się do LGBTQI, czyli lesbijki, gejów, osoby biseksualne, transseksualne, queer i interpłciowe). Ich zarzuty wobec autora sprowadzają się, w skrócie, do tego, że przedstawia on zjawisko dysforii płciowej jako zaburzenie psychiczne i lansuje poglądy wspierające zakaz zmiany płci.
Ryan T. Anderson jest filozofem polityki, szefem konserwatywnego think tanku Ethics and Public Policy Center. Fot. Matthew Staver/For The Washington Post via Getty Images
Tymczasem Anderson opiera się głównie na pracach amerykańskiego psychiatry prof. Paula McHugh z Johns Hopkins School of Medicine. Twierdzi, że nie ma żadnych medycznych przesłanek do twierdzenia, iż istnieje tzw. „trzecia płeć”. Uważna lektura jego książki pozwala ocenić, że stanowisko autora dalekie jest jednak od transfobii. Anderson z respektem odnosi się do osób cierpiących na faktyczną dysforię płciową, akceptując możliwość kuracji i operacji, ale tylko u dorosłych, którzy po przejściu odpowiedniej terapii psychologicznej będą nadal zdeterminowani(ane), by przejść zabieg.

Jego argumentacja wydaje się być jeszcze bardziej przekonująca niż w opisywanej wcześniej na naszych łamach książce „Irreversible Damage: The Transgender Craze Seducing our Daughters” Abigail Shirier.

Czy zaburzenie tożsamości płciowej jest zaraźliwe? Transgenderowy szał na uczelniach

W poprzedniej dekadzie w USA były tylko dwie kliniki zmiany płci, a obecnie jest ich aż 65.

zobacz więcej
Tam autorka dużo więcej miejsca poświęciła emocjom rodziców i dramatom, które rozgrywają się między matkami i córkami, gdy nowy rodzaj mody (a może po prostu kryzys tożsamości współczesnej młodzieży) skłania wiele z nastolatek do kwestionowania swojej płci, definiowania się jako osoby trans, lub tzw. niebinarne, choć nie istnieją żadne medyczne przesłanki pozwalające postawić diagnozę dysforii płciowej. Rozsądni lekarze wykazują, iż modny dziewczęcy „transgenderyzm”, biorąc pod uwagę liczby, jest fenomenem statystycznie podejrzanym. Faktycznie istniejąca tzw. dysforia płciowa dotyka 0,005–0,014% męskich narodzeń i tylko 0,002–0,003% żeńskich.

Tymczasem właśnie wśród młodych kobiet liczba terapii hormonalnych i zabiegów chirurgicznych, w tym usunięcia piersi, wzrasta lawinowo, podobnie jak liczba klinik serwujących dzieciom terapię hormonalną hamującą dojrzewanie.

Anderson zaleca, by poważnie się zastanowić nad tym, jak opłakane mogą być skutki systemowego wsparcia terapii płciowej osób niepełnoletnich. Najbardziej przerażają relacje osób, które dokonały tranzycji jako 15-16-latki, a teraz już jako dorosłe kobiety próbują wrócić do swojej biologicznej płci. A to niezwykle trudny proces, gdyż terapie wpływają na zaburzenia w budowie kości (skład kości kobiety i mężczyzny także jest różny!), rozregulowują procesy fizjologiczne i wcale nie redukują stanów depresyjnych.

Zarówno Shrier, jak i Anderson przedstawili poglądy, nie tylko rodziców, ale i naukowców. I za to zostali napiętnowani jako heroldzi transfobii. W przypadku autorki – dziennikarki „Wall Street Journal” – działania cenzury miały bardziej zawoalowaną formę. Amazon zablokował uruchomienie reklam w ramach platformy, a większość poczytnych amerykańskich magazynów odmówiła zrecenzowania jej książki. Praca Andersona została po prostu usunięta.


W ogóle wydaje się, że tęczowa cenzura zatacza coraz szersze kręgi, a rewolucja trans pożera kolejne dzieci, także w Polsce. Gdy działaczka Lewicy Urszula Kuczyńska udzieliła „Wysokim Obcasom” wywiadu, w którym zasugerowała, że niekoniecznie zgadza się na zastępowanie słowa „kobieta” słowami „osoba z macicą”, wylało się na nią wiadro pomyj. Oskarżono ją o transfobię.

Jeszcze większą grozą powiało, gdy z portalu „Gazety Wyborczej” usunięto list matki nastolatki, która opisując życie swojej córki, przedstawiła mniejszości seksualne jako nową subkulturę. Redakcja zapowiedziała szkolenie dla zespołu, które przeprowadzi (nomen-omen) fundacja Trans-Fuzja.

Feministki przeciw trans

Refleksja, jak to często bywa, przychodzi po czasie. Niedawno 23-letnia Brytyjka, Keira Bell pozwała służbę zdrowia za to, że terapia zrujnowała jej życie, doprowadzając do nieodwracalnych zmian w organizmie. W odpowiedzi Sąd Najwyższy orzekł, iż w Wielkiej Brytanii osoby poniżej 16. roku życia nie powinny przyjmować środków blokujących dojrzewanie płciowe. Szwedzki instytut Karolinska ogłosił, że przestaje podawać takie medykamenty nieletnim. Tego rodzaju terapie zostały już też zakazane w kilku amerykańskich stanach.
Rok 2018. Zawody Diamentowej Ligi w Paryżu. Bieg na 800 metrów kobiet. Na czele Caster Semenya z RPA. Fot. Mustafa Yalcin/Anadolu Agency/Getty Images
Na Zachodzie działaczki feministyczne i lesbijki coraz częściej nie chcą uznawać mężczyzn czujących się kobietami za przedstawicielki własnej płci, a tym samym blokują dopuszczenie ich do damskich toalet, szatni i rywalizacji sportowej. Przekonują, że wstęp do szatni i toalet może być nadużywany przez męskich ekshibicjonistów i seksualnych przestępców. Co ciekawe, w wyklętej przez aktywistów LGBT i Amazona książce „When Harry Becomes Sally” Anderson przytacza szokujące przykłady potwierdzające absurdalność nowych przepisów.

Dopuszczenie osób trans do rywalizacji sportowej z kolei burzy ducha fair play, bo sportowiec, choćby w sercu i duchu był kobietą, ma ścięgna mięśnie i stawy mężczyzny, silniejsze i wytrzymalsze od kobiet.

Panie i panowie na ringu, stadionie i torze. A co z transseksualistami?

Organizm mężczyzny, bez względu na to kim się on czuje, i jakie wybrał sobie imię, będzie produkował określone dawki testosteronu.

zobacz więcej
Część aktywistek zaczyna głośno mówić o konieczności usunięcia literki „L” ze skrótu, argumentując, że odejście od biologicznego definiowania kobiety i przyjęcie kategorii gender jest kolejną dyskryminacją kobiet. Powstała już nawet „Deklaracja Praw Kobiet w Oparciu o Płeć Biologiczną” podpisana przez członkinie 343 organizacji feministycznych z 13 krajów. Jej treść także jest spójna z tezami Andersona.

Fahrenheit 451

Taki obrót rzeczy musi być bardzo niewygodny dla ruchu lobbującego za wolnością wyboru. A jak wiadomo środowisko LGBT, choć niejednorodne, jest bardzo wpływowe. Cieszy się wsparciem polityków, biznesu, platform cyfrowych i wielkich koncernów medialnych. W oryginalnych produkcjach Netfliksa czy Amazon Studios nie ma już praktycznie seriali, w których nie byłoby „lokowania” osób LGBT. Podobnie rzecz się ma z rozmaitymi kampaniami i akcjami w mediach społecznościowych, takimi jak emblematowanie zdjęć profilowych czy firmowe celebracje tzw. Pride Month.

Na razie wszystko więc wskazuje na to, iż — parafrazując Józefa Stalina — w miarę postępów walka o płeć będzie się zaostrzać. Prawdopodobnie jeszcze w tym roku w USA w życie wejdzie „Equality Act” (zastąpi słynną ustawę o prawach obywatelskich z 1964 r.), który ma nadać pełnię praw nie tylko osobom o odmiennej orientacji seksualnej, ale przede wszystkim innej niż binarna tożsamości płciowej. Gdy tak się stanie, problemem będą choćby katechizmy i książki religijne głoszące, że małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny.

Ale zanim to nastąpi, przed szereg wychodzi wielki biznes. Usunięcie książki o której piszemy, uzasadnione zostało koniecznością poszanowania odmienności. Można więc uznać, iż działanie firmy, która jest dominującym podmiotem na rynku wydawniczym w USA i Europie Zachodniej — a lada moment także w Polsce — przypomina realizację dystopijnej wizji Raya Bradbury’ego z powieści „Fahrenheit 451”.

Owe 451 stopni (233°C) oznaczało temperaturę, w której zaczynał płonąć papier. Czytanie było zakazane, a egzemplarze książek palone. Powieść z 1953 roku krytykowała indoktrynację telewizji, zakaz samodzielnego myślenia i… czytania.

Przeszło 70 lat później z przestrzeni publicznej rugowane są opinie uznane za niewygodne dla społeczności LGBT, ale przecież nadal zgodne z wartościami obowiązującymi w społeczeństwie i wskazujące na zagrożenia związane z lansowaniem nowinek medycznych opartych o ideologię. Dziś, aby się pozbyć niewygodnych książek, nie potrzeba stosu. Wystarczy kliknięcie usuwające publikację z bazy danych. Nie potrzeba także totalitarnego państwa. W liberalnej demokracji i czasach dyktatu platform cyfrowych wystarczy odpowiednio silne lobby. Takie, którego światopogląd jest zbieżny z kulturą wybranej mniejszości i akceptowane przez prezesów rady nadzorczej.

— Cezary Korycki

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Fot. Sharon McCutcheon z Pexels
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.