Ten fenomen pojawił się zresztą w tym czasie nie tylko w Rosji. Większość Europy Wschodniej, od Finlandii po Grecję została, począwszy od roku 1915, zaryglowana okopami – im dalej jednak od linii frontu, tym trudniej było o dyscyplinę. Bandy maruderów terroryzowały zaplecze na ziemiach kontrolowanych przez Habsburgów (Bośnia, Szumawa, Słowacja) i Romanowów (Azja Środkowa, Powołże). Zjawisko to na poziomie „ponadnarodowym” opisał jako pierwszy niemiecki historyk Jochen Böhler, jego tropem zaś poszedł m.in. Maciej Górny w pracy „Nasza wojna”. Młodym mężczyznom, którzy napatrzyli się śmierci i nauczyli robić bronią, nie uśmiechał się powrót ani pod rozkazy kaprala, ani do rodzinnej wioski – przyczajali się więc w lasach, czując, że trony zaczynają się chwiać w posadach.
Różne były losy tych setek tysięcy maruderów po 1917. Część udało się (na jakiś czas) wciągnąć w szeregi rewolucji lub zrywów narodowych – na etapie, gdy w grę wchodziło obalenie
ancien régime’u. Część osunęła się w pospolity bandytyzm lub lawirowała (jak „machnowcy” i dziesiątki pomniejszych atamanów ukraińskich) między przeciągającymi co i raz frontami i armiami. Większość, wyszumiawszy się, wracała do wsi, po drodze zawłaszczywszy część przynajmniej pańskich majątków – i, oczywiście, chowając obrzyna na strychu.
I to właśnie stało się udziałem ogromnej większości wsi rosyjskiej – przynajmniej w jej europejskiej części, zwłaszcza na żyźniejszych obszarach na południe od Moskwy. W miasteczku rozklejano proklamacje, rozstrzeliwano burżujów lub komisarzy, czasem ktoś puszczał je z dymem – wieś dochodziła do siebie po latach rekwizycji i poborów, wreszcie nie niepokojona przez urzędników. Kilku autorów, opisujących tamte lata w Rosji, dotknęło tego fenomenu anarchicznej, zielonej wolności: Boris Pasternak, Igor Newerly, Michaił Szołochow, Józef Mackiewicz. Wszyscy oni są zgodni: w latach 1918-1919 w mieście można było szukać doktora, zegarków lub, kto bogatszy, nauczyciela dla dzieci. Ze strony miasta nic jednak nie groziło.
Do czasu.
Timur i jego rekwizycje
Włodzimierz Lenin od początku zdawał sobie sprawę, że Moskwa i Piotrogród nie wygrają bez rekruta i bez ziarna. W sytuacji jednak, gdy biali otaczają bolszewików niemal ze wszystkich stron, gdy odpadła niemal cała Ukraina – nie ma mowy o systematycznym pozyskiwaniu zasobów ludzkich ani spożywczych. Władzę sowiecką stać wówczas jedynie na cząstkowe, desperackie wypady do chlebonośnych guberni.