Jak pomogliśmy wygrać II wojnę światową. Polscy geniusze techniki
piątek,
18 czerwca 2021
Brytyjczycy chwalą się nowym 50-funtowym banknotem upamiętniającym Alana Turinga, jako człowieka który złamał szyfry Enigmy. Tymczasem podstawy dekryptażu niemieckiej maszyny stworzyli Polacy. Podobnie jak system naprowadzający angielskie okręty na U-Booty, innowacyjny peryskop czołgowy, wykrywacz min i wiele innych wynalazków. O czym mało kto wie.
Banknot z wizerunkiem Turinga do obiegu w Wielkiej Brytanii wchodzi 23 czerwca 2021. Zjednoczone Królestwo upamiętni w ten sposób genialnego matematyka, który poprzez złamanie niemieckich szyfrów Enigmy pozwolił aliantom znaczne przyspieszenie zwycięstwa nad III Rzeszą. Data emisji została zaplanowana nieprzypadkowo – to rocznica urodzin „ojca współczesnej informatyki”.
Na nowej polimerowej 50-funtówce znajdą się przede wszystkim symbole matematycznych równań i ośrodka Bletchley Park. W tym miejscu zespół pod jego kierownictwem rozgryzł treści komunikatów pozwalające aliantom na szybsze wygranie wojny.
Materiały promujące banknot są zdobione w barwy tęczy i nawiązują z do seksualnej orientacji Turinga. Homoseksualizm był wówczas w czasach jego życia w Wielkiej Brytanii przestępstwem – dlatego matematyk został skazany przez sąd za seks z nastolatkiem na terapię oraz odsunięty od badań naukowych, w których uczestniczył. Załamany, popełnił samobójstwo w 1954 roku.
Konie wyścigowe ciągnące wóz
Historię piszą zwycięzcy, tak samo jak scenariusze kinowych hitów. Kilka lat temu musieliśmy przełknąć gorzką pigułkę. W nagrodzonym Oscarami filmie „The Imitation Game” fakt, iż to Polacy w istocie pierwsi złamali szyfry Enigmy przemknął w jednym zdaniu. Scenarzysta Graham Moore nie miał ochoty zaznaczyć, że Turing oczywiście był geniuszem, ale wykorzystał dorobek naukowy matematyków z Poznania. A przecież to oni tuż przed wojną przekazali Brytyjczykom zasadę działania bomby kryptologicznej.
Mało tego, scenarzysta filmu pominął także postać Gordona Welchmana stojącego za sukcesem Turinga. Zrehabilitowała go dopiero BBC emitując w 2015 roku dokument „Bletchley Park: Code-breaking's Forgotten Genius” (czyli „ Zapomniany geniusz z Bletchley Park”). A to właśnie Welchmana warto szczególnie pamiętać, gdyż jako jeden z niewielu przyznawał, że Brytyjczycy nie ruszyliby z miejsca, gdyby w ostatnim momencie – w lipcu 1939 – nie uzyskali od Polaków szczegółów na temat wojskowej wersji Enigmy oraz sposobu jej obsługi.
Polscy matematycy jesienią 1939 roku opuszczali kraj wyjeżdżając do Francji, a następnie do Anglii, ale nie zostali w żaden sposób wykorzystani przez aliantów. Marian Rejewski i Henryk Zygalski (trzeci z nich, Jerzy Różycki, zginął w 1942 r. na Morzu Śródziemnym) nie mieli nawet wstępu do Bletchley Park. Pracowali od 1943 roku w jednostce radiowej Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych. Brytyjski kryptolog Alan Stripp napisał, że przydzielenie ich do pracy w tym miejscu było tym samym, co używanie koni wyścigowych do ciągnięcia wozu.
Maszyny szyfrujące oparte na tych samych zasadach co Enigma były używane przez służby Wielkiej Brytanii jeszcze wiele lat po wojnie. Historia tego, kto i jak złamał kod, została utajniona. Brytyjczykom nie wypadało przyznać się do tego, że proces dekryptażu Enigmy został zapoczątkowany przez służby innego państwa, w dodatku znajdującego się wówczas po drugiej stronie żelaznej kurtyny.
Rejewski wrócił do Polski i cały czas inwigilowany przez UB zajmował podrzędne stanowiska w bydgoskich zakładach przemysłowych. Gdy w latach 70. XX wieku zaczęto mówić o sprawie Enigmy, rola Polaków nadal była pomijana. W książce „Bodyguard of Lies” Anthony Cave Brown napisał wręcz, że polski wkład sprowadzał się do wykradzenia egzemplarza z fabryki w Berlinie.
Dlatego też z wielkim niezadowoleniem w Londynie spotkała się książka Gustave Bertranda „Enigma, czyli największa tajemnica II wojny światowej". Biorący udział w słynnym spotkaniu w 1939 roku francuski oficer wywiadu dopiero w 1973 r. opisał, iż strona polska przekazała aliantom dokumentację łamania kodów. Rejewski od tego czasu przestał być anonimowy, zaczął publikować wspomnienia i artykuły o swojej pracy przed wojną, a Telewizja Polska zrealizowała w roku 1980 film i serial „Tajemnica Enigmy”.
Mimo tego informacje o gigantycznym wkładzie Polaków w sukces brytyjskich kryptologów z Bletchley Park jest nadal mało znany. Najważniejsza bitwa II wojny światowej, czyli bitwa o pamięć tym samym została sromotnie przegrana. Niewiele mogła pomóc książka „X, Y, Z. Prawdziwa historia złamania szyfru Enigmy” bratanka Turinga, sir Dermonta Turinga, który rzetelnie opisał przebieg tych prac i potwierdził dorobek Polaków.
Jak zatopić U-boota
Szyfry Enigmy były przez Niemców wykorzystywane przede wszystkim w operacjach Kriegsmarine, podczas operacji łodzi podwodnych, U-bootów zatapiających alianckie konwoje na Atlantyku. Ocean był dla losów wojny kluczowy, gdyż bez dostaw sprzętu z USA Wielka Brytania mogłaby nie przetrwać. Dekryptaż pozwolił na przechwytywanie rozkazów. Jednak dla skutecznego niszczenia okrętów podwodnych wroga cenniejszy był inny polski wynalazek.
Anteny namiarowe pozwalające okrętom aliantów na określenie lokalizacji U-bootów były autorskim rozwiązaniem inżyniera Wacława Struszyńskiego. Polak, który po wrześniowej ewakuacji pracował w Instytucie Łączności Admiralicji Brytyjskiej, stworzył system umożliwiający błyskawiczną identyfikację źródła wielkich częstotliwości, czyli U-Boota nadającego w trakcie wynurzenia. Na alianckich okrętach zainstalowano w czasie wojny aż 3 tysiące takich systemów.
Najciekawsze jest jednak to, że technologia została opracowana jeszcze w Polsce, przed wojną, gdy Struszyński pracował w Państwowych Zakładach Tele i Radiotechnicznych w Warszawie. Złożony w 1938 roku wniosek patentowy został pozytywnie rozpatrzony dopiero w roku 1943 przez... Urząd Patentowy Generalnego Gubernatorstwa. Sama antena została jeszcze podczas wojny skopiowana przez Niemców i wykorzystywana w namiernikach Adcock.
Niestety, ogromne zasługi polskiego inżyniera zostały po wojnie zapomniane przez Brytyjczyków. Gdy w 1955 nie chciał zrzec się polskiego obywatelstwa został zwolniony z Instytutu Łączności Admiralicji i podjął pracę w komercyjnej firmie English Electric.
Pieczarki za peryskop
Neville Chamberlain, Winston Churchill, Clement Attlee. Poczet wiarołomnych brytyjskich premierów.
zobacz więcej
Doświadczenia innego polskiego inżyniera potwierdzają, że o prawa do swoich wynalazków należy walczyć wszelkimi możliwymi sposobami. Zwłaszcza jeżeli projektuje się rozwiązanie wykorzystywane przez przemysł zbrojeniowy najważniejszych potęg.
Tak było z peryskopem zaprojektowanym przez majora polskich wojsk pancernych Rudolfa Gundlacha. Jego innowacja z roku 1936 zapewniała obserwatorowi z czołgu pełne (360°) pole widzenia bez zmiany pozycji. Patent został przed wojną wykorzystany w polskich tankietkach TKS i czołgach 7TP a także sprzedany brytyjskiej firmie produkującej lekkie czołgi Vickers -Armstrong (funkcjonował tam pod nazwą „Tank periscope Mk IV”). Po wybuchu wojny Brytyjczycy udostępnili technologię Amerykanom, którzy wykorzystali ją w swoich czołgach jako peryskop M6, powszechnie stosowany w najważniejszych alianckich pojazdach pancernych.
Z amerykańskich czołgów rozwiązanie skopiowali do swoich T-34 inżynierowie sowieccy. Wynalazek wrócił na ziemie polskie na gąsienicach „wyzwoleńczej” Armii Czerwonej, a z peryskopu korzystała nawet załoga Rudego 102 w „Czterech pancernych”.
W wojennej zawierusze nikt jednak nie pamiętał skąd pochodzi technologia. Z jej wartości doskonale zdawał sobie sprawę twórca. Major Rudolf Gundlach po wojnie przypomniał o swoich prawach i w 1947 roku wygrał z przed sądem proces odszkodowawczy za nielegalne wykorzystanie jego praw patentowych. Zasądzona suma była niebagatelna: 84 mln franków francuskich. Po opłaceniu kosztów procesowych i podatków, pozostało 17 mln franków (dziś to odpowiednik ok. 10 mln euro). Gundlach kupił za te pieniądze willę w miejscowości Le Vesinet pod Paryżem, gdzie prowadził plantację pieczarek.
Król dziękuje
Wkład polskich żołnierzy w zwycięstwo nad Hitlerem w czasie II wojny światowej, katalog bitew i przelanej krwi jest zasadniczo dobrze znany. Trzeba jednak otwarcie przyznać, iż z militarnego punktu widzenia nie był to wkład kluczowy. Polska była znaczącym sojusznikiem dla Churchilla tylko do 22 czerwca 1941 roku, czyli ataku Hitlera na ZSRR. Ale w tym właśnie roku nasz inżynier opracował wynalazek mający ogromne znaczenie na polu walki i pozwalający ocalić życie setek tysięcy żołnierzy i ludności cywilnej.
Mine Detector (Polish) Mark 1, czyli słynny „talerzowy” wykrywacz min to kolejna ważna polska innowacja II wojny światowej. Jego twórca, polski porucznik inżynier Józef Kosacki z Centrum Wyszkolenia Łączności Polskich Sił Zbrojnych opracował urządzenie w roku 1941 w szkockim Dundee, gdy grupa naszych żołnierzy na plaży nieopodal tego miasta zginęła na polu minowym.
Urządzenia po raz pierwszy użyto o do lokalizacji min przed bitwą pod El-Alamein w listopadzie 1942 roku, gdzie Afrika Korps wkopało blisko pół miliona min. Pozwoliło to na przemieszczenie wojsk alianckich i zwycięstwo w kluczowej bitwie kampanii w Afryce Północnej. Po sukcesie na polu walki brytyjskie zakłady zbrojeniowe rozpoczęły masową produkcję. Sama firma Cinema Television Ltd. wyprodukowała w czasie wojny 100 tys. wykrywaczy Kosackiego. Mine Detector wszedł w 1944 roku do standardowego wyposażenia wielu sił zbrojnych i pozostawał w użyciu aż do lat 90. XX w., także podczas wojny w Zatoce Perskiej i Iraku.