Spekulacje, że Putin miałby zrobić wyjątek dla polskich jabłek czy jogurtów w konsekwentnej polityce sankcyjnej prowadzonej od siedmiu lat, są bez sensu. Moskwa i z drogą żywnością zapewni sobie miażdżące zwycięstwo w wyborach do Dumy. Po drugie zaś, co miałoby z tego wynikać dla Polski? Oprócz prawdopodobnego popsucia sobie relacji z Ukrainą czy krajami bałtyckimi, zniszczenia solidarności regionu wobec Rosji (a przecież tyle mówimy, że Niemcy niszczą solidarność budując Nord Stream 2) oraz osłabienia własnej pozycji w UE/NATO?
Strefa „czasowo zbuntowana”
Trudno by było wytłumaczyć nagły zwrot w polityce Polski wobec Rosji. Pomijając fakt, że obecny rząd tylko by wzmocnił fałszywą narrację opozycji, że jest „ruską agenturą”. Nawet gdybyśmy poszli tokiem „realnego” myślenia – i nie oglądając się na kraje sąsiednie zaczęli rozmawiać z Rosją – to skąd założenie, że zyskamy na tym tak, jak Berlin czy Paryż?
Dla Moskwy Polska nigdy nie będzie takim samym potencjalnym partnerem, jak Niemcy czy Francja. Czy nawet Austria. Polskę na Kremlu wciąż postrzegają jako strefę wpływów rosyjskich tylko czasowo „zbuntowaną”. Celem Rosji nie jest korzystna współpraca z Polską, jak z Niemcami czy Francją. Celem Rosji jest ponowne osadzenie w Polsce namiestnika. Dla Moskwy Polska może być tylko jednym z dwojga: albo wrogiem, albo wasalem.
Zwolennicy otwarcia się na dialog z Rosją, gdy ich tezy są punktowane jedna za drugą, zasłaniają się koniecznością zorganizowania „debaty eksperckiej” na temat przyszłości stosunków Polski z Rosją. Co jeszcze ich łączy, niezależnie od zajmowanych oficjalnie pozycji w środowisku dziennikarsko-eksperckim? Powrót do mitu o „korzyściach” gospodarczych płynących z ocieplenia relacji z Rosją.
Podkreślają, że Rosja jest jednym z najważniejszych partnerów gospodarczych dla Polski. Sęk w tym, że skala wymiany handlowej (pomijając to, że Polska jest na minusie) wynika głównie z importu rosyjskiego gazu, który zostanie wstrzymany wraz z wygaśnięciem kontraktu jamalskiego z końcem 2022 r. Pojawiają się też głosy, że trzeba wrócić do Trójkąta Kaliningradzkiego, czyli trójstronnej współpracy Polski, Niemiec i Rosji.
Oczywiście ze strony obecnych władza Polski takie ruchy byłyby samobójcze politycznie i szkodliwe dla polskiej racji stanu. Po pierwsze, w ten sposób „dobra zmiana” tylko by potwierdziła tezę opozycji, że realizuje de facto cele polityki rosyjskiej, że jest proputinowska. Po drugie, wszelkie próby podjęcia „dialogu” z Rosją, co oznacza jednostronne ustępstwa bez gwarancji wzajemności, w obecnej sytuacji są sprzeczne z polskim interesem narodowym. Wiadomo, czym skończył się reset z lat 2009-14.
– Grzegorz Kuczyński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy