Sport wyczynowy jest zajęciem ryzykownym. Ryzyko zawodowe jest akceptowane i w miarę przewidywalne. Nieprzekraczalne granice ustala organizm. Jednak sport na falach pandemii to rosyjska ruletka. Taka gra przekracza dopuszczalne granice.
I mniejsza o stan wyjątkowy, w tokijskiej wersji wręcz oryginalny. Mniejsza o rygory sanitarne, zamknięcie w pokojach, niechętne spojrzenia tubylców, milczące trybuny czy zakazy kontaktów towarzyskich., bo sportowcy, mimo wszystko, dawali radę.
Granice ludzkich możliwości?
Pod względem sportowym igrzyska w Tokio były udane dla wielu zawodników i drużyn. W tym także dla Polaków mimo siatkarskiej traumy. I głównie za sprawą lekkoatletów. Nie często na igrzyskach padają rekordy świata. W tej imprezie najważniejsze są medale, nie rekordy.
Każdy medal daje dożywotni tytuł medalisty olimpijskiego. I mniejsza o ten dodatek do emerytury. Ten tytuł to przepustka do kariery jak w przypadku Dawida Tomali w chodzie czy Patryka Dobka w biegu na 800 m.
A jeżeli kariera się kończy jest potwierdzeniem najwyższej marki jak to się stało Anitą Włodarczyk w rzucie młotem. Sam rekord bez medalu zawsze pozostawia niedosyt. Tak było z Aleksandrą Mirosław. Pobiła rekord świata we wspinaczce na czas i była czwarta.
Zapewne miała uczucia mieszane, ponieważ igrzyska to impreza specyficzna. Optymalne rozwiązanie to rekord i medal, gdyż parka najlepiej się trzyma. Lekkoatleci w Tokio, nie tylko nasi, dawali przykład jak to się robi. Padały historyczne wyniki.
Nie będę się nad nimi rozwodził, lecz o jednym muszę napisać. To rekord świata Norwega Karstena Warholma na 400 metrów przez płotki 45,94. Mam świadomość, że te cztery cyferki mogą nic nie mówić komuś, kto nie jest kibicem tej dyscypliny.
Dlatego trochę to rozwinę, dla lepszej czytelności. W tym sezonie tylko dwóch polskich czterystumetrowców przebiegło ten dystans poniżej 46 sekund. Ale bez płotków na bieżni, po tartanie równym jak stół, choć nie są słabiakami. Są olimpijczykami.
Zarówno wynik jak i talent Norwega można porównać jedynie do Usaina Bolta. Nominalnie Jamajczyka, praktycznie kosmity. Tacy sportowcy trafiają się raz na pokolenie a nawet raz na kilka pokoleń. Wywracają do góry nogami wszelkie statystyki i teorie.
Nazwa Tokio pozostanie w tabelach obok nazwiska Warholma. Przez pryzmat jego fenomenu będą opisywane i oceniane tak, jak to się dzieje z nazwą Pekin i nazwiskiem Bolt. Obaj przekroczyli tzw. „granice ludzkich możliwości”. Odświeżając zarazem odwieczne pytanie – gdzie one są?
Olimpijskie teorie względności
MKOl. zawalił temat bezpiecznych igrzysk. Od lat ten komitet koncentruje uwagę na olimpijskim biznesie z pominięciem zasad olimpizmu, które w tym przeszkadzają, lecz pierwszy raz w historii zrobił to tak otwarcie i z takim tupetem.
Skupienie na zyskach wymaga czujności. Stałego monitorowania rynku, testowania preferencji klienta, szukania produktów, które sprzedadzą się najlepiej. Stąd ciągłe korekty programu igrzysk. W Tokio debiutowały 4 nowe dyscypliny i aż 15 nowych konkurencji.