Dekalog dobrego człowieka
piątek,
10 września 2021
Postulował wprowadzenie do porządku społecznego miłości – kategorii spoza systemów politycznych i ekonomicznych. „Nie przez nienawiść powstanie nowy porządek na świecie. Może on zrodzić się tylko przez miłość”, gdy sprawiedliwość i każdy kodeks życia publicznego, prywatny czy obywatelski, konstytucje czy kodeks pracy, „serce dostanie” – podkreślał Prymas Tysiąclecia.
„Sprawdzianem miłości ku Bogu jest stosunek do ludzi” – pisał prymas w liście pasterskim, wzywając do budowania na miłości relacji w rodzinie, szkole, pracy, życiu politycznym. Apelował o pełnienie uczynków dobroci, wzywał do miłości społecznej, do tworzenia „kultury serc”. Swoje przesłanie ujął w dziesięciu punktach tak zwanego
ABC Społecznej Krucjaty Miłości:
„1. Szanuj każdego człowieka, bo Chrystus w nim żyje.
Bądź wrażliwy na drugiego człowieka, twojego brata.
2. Myśl dobrze o wszystkich – nie myśl źle o nikim. Staraj
się nawet w najgorszym znaleźć coś dobrego.
3. Mów zawsze życzliwie o drugich – nie mów źle o bliźnich.
Napraw krzywdy wyrządzone słowem. Nie czyń rozdźwięku
między ludźmi.
4. Rozmawiaj z każdym językiem miłości. Nie podnoś głosu.
Nie przeklinaj. Nie rób przykrości. Nie wyciskaj łez. Uspokajaj
i okazuj dobroć.
5. Przebaczaj wszystko – wszystkim. Nie chowaj w sercu
urazy. Zawsze pierwszy wyciągnij rękę do zgody.
6. Działaj zawsze na korzyść bliźniego. Czyń dobrze każdemu,
jak byś pragnął, aby tobie czyniono. Nie myśl o tym,
co tobie jest kto winien, ale co ty jesteś winien innym.
7. Czynnie współczuj w cierpieniu. Chętnie spiesz z pociechą,
radą, pomocą, sercem.
8. Pracuj rzetelnie, bo z owoców twej pracy korzystają inni,
jak ty korzystasz z pracy drugich.
9. Włącz się w społeczną pomoc bliźnim. Otwórz się ku
ubogim i chorym. Użyczaj ze swego. Staraj się dostrzec potrzebujących
wokół siebie.
10. Módl się za wszystkich, nawet za nieprzyjaciół”/…/
Upominał się o wszystkich
W życiu Stefana Wyszyńskiego miłość do bliźniego wyrażała się w wieloraki sposób i na wielu płaszczyznach /…/. Nie znaczy to, że nie bywał krytyczny czy nawet ostry w słowach, ale starał się – i tak uczył księży, do czego za chwilę wrócimy – prawdę głosić z miłością, idąc za słowami świętego Pawła: „Prawdę czyńcie w miłości”. Nigdy nie niszczył ludzi.
Ksiądz Bronisław Piasecki, ostatni kapelan prymasa, wspominał: „Najgorsze określenie, jakie słyszałem z jego ust na temat »trudnego« księdza, brzmiało: »A to gałgan jeden«”. W brewiarzu Wyszyński trzymał obrazek Matki Bożej z wypisanymi na odwrocie imionami i nazwiskami księży, którzy odeszli z kapłaństwa. Modlił się za nich codziennie. „Czas to miłość!” – powtarzał często prymas i rozdawał go ludziom. Całe dnie, od rana do nocy, co doskonale obrazuje dziennik Pro memoria, miał wypełnione spotkaniami. Tysiącami spotkań rocznie. Rozmawiał z ludźmi wszelkich stanów, środowisk, kondycji. Nie tylko w czasie wizytacji duszpasterskich, podróży w różne części kraju, ale przede wszystkim w czasie niezliczonych godzin audiencji udzielanych w siedzibach swych dwóch archidiecezji – w Warszawie i Gnieźnie. W Gnieźnie, gdzie starał się spędzić kilka dni w każdym miesiącu, księża wiedzieli, że prymas urzęduje od godziny dziewiątej do trzynastej i każdy może do niego przyjść /…/.
Po obiedzie zawsze zachodził do kuchni, by podziękować za posiłek siostrom elżbietankom, które prowadziły prymasowski dom. Dużo o stosunku Stefana
Wyszyńskiego do ludzi mówią jego przyjaźnie, zawiązane jeszcze przed wojną, które pielęgnował w dalszym ciągu jako prymas. Do grona przyjaciół należeli: Roman Kadziński, nauczyciel języka polskiego, którego córka Katarzyna była chrześnicą prymasa; matka Róża Czacka, założycielka zakładu dla niewidomych w Laskach i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, współpracująca z księdzem Władysławem Korniłowiczem, duchowym ojcem księdza Wyszyńskiego; Antoni Marylski, także związany z Laskami, który jako siedemdziesięciosiedmiolatek, na dwa lata przed śmiercią, przyjął święcenia kapłańskie z rąk prymasa; a przede wszystkim Maria Okońska, założycielka „Ósemki”.
Miłość bliźniego realizowała się w życiu Stefana Wyszyńskiego na wiele sposobów, ale przede wszystkim w głoszeniu Ewangelii – miłości Chrystusa do człowieka. Siłą prymasowskiego przepowiadania prawdy była siła miłości, z jaką ją głosił.
„W głoszeniu prawdy Bożej zachowajcie miłość – pisał do kapłanów na pół roku przed aresztowaniem. – Każdy ma odczuć: ten kapłan kocha ludzi! A więc nie jątrzyć, nie dzielić ludzi, nie przeciwstawiać ich sobie, nie wywoływać przygnębienia. Ale raczej godzić i uspokajać, jednoczyć i łączyć, zespalać w obliczu Boga, podnosić na duchu i dźwigać. (…)
Kościół żyje przez dwadzieścia wieków na ziemi dzięki temu właśnie, że umiał skupiać wokół siebie ludzi i budować przyszłość, choćby na ostatnim kamieniu dobra, jaki pozostał jeszcze w duszy (…), że umiał stanąć przy człowieku, choćby ten stał pod szubienicą”. Wiedział, i mówił o tym księżom, że chory świat potrzebuje „bardziej absolwentów i doktorów miłości niż socjologów i polityków”.
Miłość bliźniego kazała prymasowi walczyć o prawo do wyznawania wiary w Boga, które w PRL było łamane, ale także o wszystkie inne prawa człowieka, przede wszystkim o prawo do życia w wolności, prawdzie, poszanowaniu godności. Z tych samych powodów Stefan Wyszyński upominał się o wszystkich krzywdzonych przez systemy społeczno-
-polityczne – czy to przez kapitalizm, czy przez komunizm.
Ksiądz związkowiec
„Inteligencja nasza nieraz, nieświadomie może, przygotowuje grunt dla komunizmu, a sobie szafot” – pisał w 1938 roku ks. Wyszyński.
zobacz więcej
W okresie międzywojennym jako kapelan Chrześcijańskich Związków Zawodowych we Włocławku podnosił wiedzę i samoświadomość robotników w czasie wykładów na Chrześcijańskim Uniwersytecie Robotniczym, wstawiał się za nimi w rozmowach z właścicielami fabryk, nie tylko w sprawach materialnych, ale także w kwestii poszanowania godności, wspierał materialnie – prowadził sekcję budowy domów i pomagał w zakładaniu przyfabrycznych żłobków.
Przed wojną popierał postulaty reform społecznych, a po wojnie nie sprzeciwiał się im. Widział błędy i kapitalizmu, który w centrum stawiał zysk, i komunizmu, który w miejscu Boga umieścił kolektyw. On sam zawsze, jak nakazywała katolicka nauka społeczna i chrześcijańska antropologia, upominał się o człowieka.
Postulował więc wprowadzenie do porządku społecznego miłości – kategorii spoza systemów politycznych i ekonomicznych. „Prawdziwa odbudowa i przebudowa społeczna
zacznie się również wtedy, gdy sprawiedliwość serce dostanie” i namaszczona będzie miłością, gdy „każdy kodeks życia publicznego, czy to prywatny, czy obywatelski, konstytucje czy kodeksy pracy, będą przeniknięte duchem miłości” – mówił w listopadzie 1956 roku na Jasnej Górze. „Nie myślcie, najmilsi, że to utopia. Wszystkie utopie, które się zrodziły z niepokoju człowieka szukającego nowego i lepszego współżycia społecznego, są właśnie szukaniem miłości. Poczujemy się w pełni wolni i w prawdzie dopiero wtedy, gdy wszystkie moce w naszym życiu osobistym, rodzinnym, społecznym
i zawodowym, politycznym i nawet tak skłóconym dzisiaj życiu międzynarodowym odkryją serce”.
Mając na uwadze zaproponowany przez marksizm porządek społeczny, który opierał się na walce klas, czyli nienawiści, podkreślał: „Nie przez nienawiść powstanie nowy porządek na świecie. Może on zrodzić się tylko przez miłość”. Miłość – niesiona przez Społeczną Krucjatę Miłości – miała odmienić każdego człowieka, a przez to doprowadzić
do przemiany społecznej. Do powstania „nowych ludzi plemienia”, jak mówił prymas wiele lat później, bo w lutym 1981 roku:
„Nie trzeba się oglądać na innych, na tych lub owych, może na polityków, żądając od nich, aby się odmienili. Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy prawdziwie się odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musieli się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Nie idzie bowiem w tej chwili w Ojczyźnie naszej tylko o zmianę instytucji społecznej, nie idzie też o wymianę ludzi, ale idzie przede wszystkim o odnowienie się człowieka. Idzie o to, aby człowiek był nowy, aby nastało »nowych ludzi plemię«”.
Z miłości do ojczyzny
Jednym z rodzajów miłości bliźniego jest miłość ojczyzny. W hierarchii wartości Wyszyńskiego znajdowała się ona wysoko. Za świętym Ambrożym prymas stawiał ją na drugim miejscu, zaraz po miłości Boga. Łączył miłość Kościoła i narodu.
„Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej” – te słowa Wyszyńskiego często się przywołuje, gdy mowa o jego patriotyzmie.
Wypowiadał je w dramatycznym momencie – we wrześniu 1953 roku, kilka dni przed własnym aresztowaniem. Przewidując to, do czego doszło kilka dni później, mówił: „Gdy będę w więzieniu, a powiedzą wam, że Prymas zdradził sprawy Boże – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas ma nieczyste ręce – nie wierzcie. Gdyby mówili, że Prymas stchórzył – nie wierzcie. Gdy będą mówili, że Prymas działa przeciwko narodowi i naszej Ojczyźnie – nie wierzcie”. A potem padło właśnie to słynne zdanie, tak wiele mówiące o jego autorze: „Kocham Ojczyznę więcej niż własne serce i wszystko, co czynię dla Kościoła, czynię dla niej”.
Prymas kochał Polskę. Mówił o ojczyźnie w sposób, który dziś słyszy się rzadko. Tak mówiły pokolenia, które zaznały życia pod zaborami. Stefan Wyszyński Niepodległą witał jako siedemnastolatek. Wiedział, co znaczy brak możliwości uczenia się ojczystego języka i ojczystej historii. W jego szkole na ścianie zamiast portretów królów polskich wisiały podobizny rosyjskich carów. Jako dojrzały kapłan poznał życie pod okupacją niemiecką i radziecką. Z II Rzeczypospolitej wyniósł szacunek dla niepodległego państwa jako politycznej formy życia narodu. I choć Polska Rzeczpospolita Ludowa nie była
suwerennym państwem, była jednak państwem polskim, dlatego dla prymasa, jak zauważa dr hab. Paweł Skibiński, stanowiła pewną wartość, bo pozwalała katolikom uczestniczyć w życiu społecznym oraz unikać zagrożenia zewnętrzną interwencją
ZSRR.