Wprawdzie przy innej okazji Joachim von Ribbentrop mówił, że Morze Czarne to też morze, a nawet o – wydawałoby się kluczowej – kwestii eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej z Niemiec do Prus Wschodnich przez polskie Pomorze potrafił powiedzieć, że to można załatwić w nieokreślonej przyszłości.
Poseł polski w Berlinie Alfred Wysocki już latem 1933 roku zostawił notatkę z jednej z takich rozmów w sam raz ilustrującą wolność Wolnego Miasta: „Kanclerz powiedział mi, że wydał rozkazy dla Gdańska, by unikano sporów z Polską i wyraził przekonanie, że stworzona tam atmosfera przyniesie najlepsze rezultaty”.
Z czasem władze polskie zupełnie zrezygnowały z nadziei na załatwienie jakichkolwiek sporów z Wolnym Miastem Gdańskiem z jego władzami lub na forum Ligi Narodów. Zwracano się bezpośrednio do tego, kto wydawał rozkazy – w Berchtesgaden, Berlinie – lub do jego najbliższych współpracowników.
Jak się okazało, władze polskie postępowały pragmatycznie. W 1936 roku prezydent Senatu WMG Arthur Greiser udał się do Genewy i na posiedzeniu Rady Ligi Narodów zażądał odwołania Wysokiego Komisarza i nie powoływania następnego. To wolnościowe przemówienie – wobec Ligi Narodów, bo z Berlina przyjmował rozkazy – skończył głośnym „Heil Hitler!” z wyciągniętą prawicą. Rozbawionej sali posiedzeń Rady Ligi pokazał język. Cały świat wtedy zobaczył gdzie jest źródło wolności Freie Stadt Danzig.
Przed dojściem nazistów do władzy wolność w Wolnym Mieście Gdańsku miała tradycje bismarckowskich Prus, o co było tym łatwiejsze, że po wilhelmińskich Niemcach została cała administracja. Po 1933 roku to już była wolność z pieśni SA „Horst Wessel Lied”, gdzie – jak śpiewano – ulice były wolne dla brunatnych batalionów, a miliony patrzyły z nadzieją na swastykę kiedy nastanie dzień wolności. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne, a nawet tuż przed wojną, Polakom łatwiej było żyć w Berlinie, niż w Gdańsku.
Kibice gdańskiej Lechii, ci od rozwijania transparentu „Wolne Miasto” i inni nostalgiczni współcześni poszukiwacze swoich korzeni w przeszłości Gdańska opisanych tu pokrótce faktów nie znają z opowieści własnych dziadków. Dzisiejsza ludność Gdańska w większości napłynęła do miasta po wojnie z dawnych Kresów i z centralnej Polski. Na czymś chcą budować swoją tożsamość, a patos słowa „wolność” w nazwie Wolne Miasto Gdańsk ma swoją uwodzicielską siłę.
Nie jest to łatwa sytuacja, bo otwartość, różnorodność i twórcze ścieranie się kultur tutaj były, ale dawno, przed drugim rozbiorem polski. Gdańsk był wolny i podmiotowy wobec władzy centralnej w czasach Hanzy i później także, choć już nie tak zamożny, ale w tych najlepszych czasach nie miał „wolności” w nazwie. Freie Stadt Danzig, a i Gdańsk w zaborze pruskim, mają się nijak do retoryki i symbolicznych gestów władz miejskich oraz pozornie chwytliwych pomysłów nazewniczych deweloperów i hotelarzy.
– Krzysztof Zwoliński
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Korzystałem z książki: „Józef Wójcicki, Wolne Miasto Gdańsk 1920-1939”, wyd. MON 1976.