Amerykański historyk: Hiszpanie są zdania, że Franco zrobił i dobre, i złe rzeczy. To ciekawe, bo taka odpowiedź różni się od oficjalnej propagandy.
zobacz więcej
Na Falangę frankistowską złożyła się fuzja dwóch organizmów politycznych (falangistów i karlistów), a łącznie – czterech środowisk (falangistów, karlistów, monarchistów i chrześcijańskich demokratów). Nazwa obu ugrupowań była podobna, ale treść inna, w przypadku Falangi frankistowskiej – znacznie szersza i jeszcze bardziej eklektyczna.
Oczywiście to nie oznacza, że wśród zwolenników Franco w ogóle nie było faszystów. Wśród nich byli ludzie nawiązujący bezpośrednio do wzorców mussoliniańskich. Musimy jednak pamiętać, że nawet ci radykałowie polityczni po stronie frankistowskiej, sięgający najczęściej po frazeologię, estetykę faszystowską, mocno odżegnywali się od hitleryzmu. Choćby Ramón Serrano Súñer, sztandarowy przedstawiciel nurtu faszystowskiego w Hiszpanii, pod względem ideologicznym był daleko od nazizmu. Na przykład zupełnie nie był rasistą.
Czy obecnie w hiszpańskiej debacie publicznej wykorzystuje się epitety o faszystach?
Tak, przede wszystkim jest to dyskurs przedstawicieli radykalnej lewicy, kierowany do wszystkich, z którymi się nie zgadzają. Zresztą ma to miejsce nie tylko w Hiszpanii, ale ogólnie w środowiskach lewicowych Zachodu. Także w Stanach Zjednoczonych bardzo łatwo można zostać nazwanym faszystą. Na przykład za to, że jest się konserwatystą, przeciwnikiem gospodarki kolektywistycznej, zwolennikiem tradycyjnych wzorców moralnych (na przykład normalnego modelu rodziny, opartego na małżeństwie i wierności małżeńskiej) czy człowiekiem religijnym. Wszystkie tego typu wzorce mogą być napiętnowane jako faszystowskie.
Co więcej, gdy między sobą kłócą się przedstawiciele radykalnej lewicy, to również siebie nawzajem potrafią nazwać faszystami. Jest to przykład beztreściowego, bezmyślnego stosowania kalek propagandowych. Ta moda przenika również do Polski.
Chciałbym, żebyśmy ze sobą polemizowali, nawet kłócili się, ale w sposób bardziej rzeczowy. Jeżeli ktoś postanowi nazwać kogoś „faszystą”, to może niech określi, dlaczego to robi.
A jeżeli ktoś uważa, że dobro własnego narodu jest istotną wartością publiczną i z tego powodu jest określany „faszystą”, to przepraszam, ale należy w ogóle mieć wątpliwość, czy faszyści głosili to samo. Oni byli raczej zwolennikami rozwoju struktur państwowych i pod tym względem byli bardziej zbliżeni do socjalistów niż do nacjonalistów. Choć jednocześnie wśród faszystów byli oczywiście i włoscy nacjonaliści.
Trudno od wszystkich żądać szczegółowej znajomości historii Włoch czy historii ruchów politycznych XX wieku. Jednakże dyskurs publiczny powinien być bardziej rzeczowy. Niestety, tak jak już mówiłem, używanie określenia „faszyści” jako epitetu – w swej intencji wykluczające – jest w modzie, której geneza sięga działalności Kominternu w okresie międzywojennym, i w którą dzisiaj celują zwłaszcza radykałowie lewicowi, mający niestety nierzadko tendencję do wypłukiwania dyskursu publicznego z treści.
– rozmawiał Łukasz Lubański
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy