Rozmowy

W ośrodku internowania wystawił „Dziady”

Pilnowali nas „klawisze” z reguły wrogo nastawieni do osadzonych. Ale zdarzył się wyjątek. Jeden z nich znał mnie z roli, którą grałem w „Czarnych chmurach” i pewnego dnie ofiarował mi wykonaną samodzielnie figurkę kominiarza. Podziękowałem, a po pewnym czasie nakłoniłem go, aby zrobił ryngraf z Matką Boską, który chciałem podarować na imieniny prymasowi Polski. Przemycony podczas odwiedzin mojej żony, prezent trafił w ręce solenizanta – wspomina internowanie w stanie wojennym Maciej Rayzacher, aktor, reżyser, opozycjonista w czasach PRL.

W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Telewizja Polska przygotowała cykl filmów dokumentalnych „Paszporty wolności” w reżyserii Sławomira Koehlera, przypominających sylwetki 13 zasłużonych działaczy antykomunistycznych, którzy po 1989 roku z różnych powodów pozostali w cieniu. Dokumenty emituje TVP Historia, która w niedzielę 12 grudnia o godz. 21:40 pokaże również Galę „Paszportów Wolności”, honorującą tych opozycjonistów.

Sylwetki działaczy podziemia można dodatkowo obejrzeć w specjalnym serwisie internetowym TVP – 13 grudnia – gdzie umieściliśmy również archiwalne materiały TVP, filmy dokumentalne i fabularne, teatry telewizji, programy, jak i publicystykę poświęconą polskiej drodze do wolności.

Na antenach TVP Historia, TVP Dokument: i TVP Kultura w rocznicę stanu wojennego można obejrzeć wiele filmów i programów na ten temat: zobacz szczegółowy plan.



TYGODNIK TVP: Jak pan zapamiętał
13 grudnia 1981 roku?

MACIEJ RAYZACHER:
Tuż po północy zaterkotał dzwonek przy drzwiach wejściowych. Zerkając przez wizjer, dostrzegłem twarz pana Zbyszka, funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa, który mnie już niejeden raz nachodził. „To niedługo będzie” – powiedział tylko, nakazując mi opuszczenie mieszkania. Ubrałem się, wziąłem przybory toaletowe i wsiadłem do stojącego pod domem samochodu, którym przewieziono mnie do dzielnicowej komendy Milicji Obywatelskiej przy ulicy Opaczewskiej. Zastałem tam już spore grono osób. Rozpoznałem pośród nich wielu działaczy związkowych. Zrozumiałem, że to jakaś większa operacja.

Policzono nas, zweryfikowano dane, po czym zapakowano po kilku do kilkunastu „suk”, które ruszyły w nocną drogę. Celu podróży nam nie ujawniono. Po kilkunastu, a może kilkudziesięciu minutach – na czas mało kto zwracał uwagę – konwój zaparkował w Białołęce. Tu ponownie przeszliśmy formalności identyfikacyjne, następnie oddaliśmy do przechowania nasze rzeczy, niczym więźniowie. W końcu rozlokowano nas w brudnych, chłodnych i zniszczonych celach, więc atmosfera zrobiła się nieco nerwowa, niemniej ciągle nie traciliśmy animuszu. Pojawiły nawet się opinie, że junta – bo zaznajomiono nas z decyzją o wprowadzeniu stanu wojennego i przejęciu władzy przez umundurowaną komunę – szybko spasuje, bo przecież Solidarność liczy aż dziesięć milionów ludzi… Bardziej baliśmy się o naszych najbliższych niż o siebie.

Po tygodniu zrobiono wam przeprowadzkę.
Pierwszy raz w życiu leciałem helikopterem. Nie wiedziałem, gdzie wyląduje. Krążyliśmy nad jakimś miastem i w pewnej chwili śmigłowiec zniżył wysokość, by pasażerowie zdołali odczytać napis: Koszalin. W ten sposób usiłowano nas chyba uspokoić, że nie jesteśmy wywożeni, jak obawiali się niektórzy, na „białe niedźwiedzie”. Samolot usiadł na płycie lotniska wojskowego w Mirosławcu, w pobliżu wiele lat później doszło do tragicznej katastrofy. Opodal funkcjonowało lotnisko należące do wojsk sowieckich stacjonujących w Polsce, toteż znów pojawił się w nas niepokój. Ku swej uldze, dotarliśmy do ogrodzonego terenu wojskowego ośrodka wypoczynkowego, jak głosiła tablica przy bramie.

To był specyficzny obóz internowania…

W dwupiętrowych pawilonach znajdowały się trzyosobowe pokoje, urządzone zgodnie ze standardem tamtej epoki. Drzwi do nich nie były zamykane, więc mogliśmy chodzić po całym budynku – zatrzaśnięte było tylko wejście do niego, pilnowane przez wartowników. Posiłki – skądinąd smaczne i obfite – wydawano nam w stołówce, gdzie mogliśmy się spotkać z internowanymi w sąsiednim gmachu. Przydzielono nam normę żywieniową przewidzianą dla oficerów na czas wojny. Mając w pamięci puste półki sklepowe, nachodziły mnie wyrzuty sumienia, że ja się objadam, a żona i dzieci być może przymierają głodem… Tymczasem rodziny internowanych rozumowały odwrotnie, toteż przysyłano nam paczki z cebulą oraz smalcem w rolach wiodących.

Kto był z panem zakwaterowany?

Bronisław Komorowski, wtedy historyk oraz Stanisław Ugniewski, szef zakładowej komórki Solidarności w Instytucie Badań Jądrowych w Świerku. Pilnowali nas wyłącznie „klawisze”, z reguły wrogo nastawieni do osadzonych. Ale zdarzył się wyjątek. Jeden z nich znał mnie z roli, którą grałem w „Czarnych chmurach” i pewnego dnie ofiarował mi wykonaną samodzielnie figurkę kominiarza. Podziękowałem, a po pewnym czasie nakłoniłem go, aby zrobił ryngraf z Matką Boską, który chciałem podarować na imieniny prymasowi Polski. Początkowo strażnik się wzbraniał, lecz udało mi się go przekonać. Przemycony podczas odwiedzin mojej żony, prezent trafił w ręce solenizanta. Dodam, iż ów strażnik w Sylwestra dostarczył nam dwie butelki radzieckiego „szampana” Sowietskoje Igristoje, a w Wigilię wychylił z nami toast czymś mocniejszym.

Ten dosyć sielski wizerunek koresponduje ze stwierdzeniem Janusza Szpotańskiego, wspominającego, iż w Jaworzu internowanych rozpinano na „pluszowym krzyżu”.

Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego chyba rozlokowywała nas nieprzypadkowo. Naukowcy i artyści trafili do Jaworza, robotnicy i chłopi do miejsc, gdzie znaleźli znacznie gorsze warunki bytowania. Najpewniej miało to zasiać nieufność w kręgu solidarnościowym i doprowadzić do podziałów. Wystosowaliśmy nawet do władz protest w tej sprawie.
Maciej Rayzacher i Pola Raksa w Teatrze Telewizji „Zlota kareta”, reż. Lech Komornicki, 1970 rok. Fot. TVP/EAST NEWS
Chyba został zignorowany, w przeciwieństwie do prośby religijnej.

Wraz z Bronisławem Komorowskim wymogłem na komendancie obozu cotygodniowe msze święte. Odprawiali je na zmianę ksiądz Zygmunt Gola – kapelan miejscowej jednostki wojskowej, który chodził w mundurze pułkownika i ciemnych okularach, jak Jaruzelski – oraz biskup Ignacy Jeż z diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Ten był bardzo sympatyczny, pełen współczucia dla nas – sam podczas II wojny światowej przesiedział kilka lat w znacząco gorszych warunkach, bo w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau. Na celebrowanych przez niego nabożeństwach była zdecydowanie większa frekwencja. Przybywali wierzący, ale także agnostycy, a nawet ateusze.

Mieliście zapewnioną opiekę zdrowotną?

Co pewien czas przyjeżdżał lekarz wojskowy, natomiast na wizyty stomatologiczne pacjentów wieziono do Oleszna, gdzie miało siedzibę dowództwo poligonu w Drawsku Pomorskim. Kontakt z dentystą umożliwił mi wysyłanie grypsów. Docierały do adresatów.

Po latach okazało się, że ów człowiek współpracował z wywiadem wojskowym. Pośród internowanych w Jaworzu byli też konfidenci.

Co najmniej dwóch: Lesław Maleszka i Henryk Karkosza. Prawda o nich też wyszła na jaw już w III RP.

Jak internowani radzili sobie z higieną?

Mieliśmy możliwość korzystania z łazienek, przyborów toaletowych nie brakowało, codziennie – niezależnie od aury – byliśmy wyprowadzani na spacery, regularnie odwiedzali nas fryzjerzy. To bodaj od nich dowiedzieliśmy się, iż po przeciwnej stronie jeziora, w Głębokiem, znajduje się drugi dom wczasowy, którego lokatorem był wówczas także internowany Edward Gierek razem ze swoją kamarylą.

Ale już bez Zdzisława Grudnia, w pewnym sensie też ofiary stanu wojennego [Grudzień był działaczem komunistycznym w PRL, usunięty z PZPR w czerwcu 1981, zmarł w styczniu 1982 w ośrodku internowania z powodu nieudzielenia pomocy medycznej - red.]. Wracając do Jaworza. Na nudę nie narzekaliście…

Jaruzel wyje melancholijnie

Internowani gotowali „czaj”, tak mocny, że działający niemal narkotycznie. Kawę zaparzali w zakręcanych i opatulanych swetrami słoikach, żeby była mocniejsza.

zobacz więcej
Jedni robili codzienne notatki, inni zajmowali się rozmaitym majsterkowaniem. Ponieważ wielu z nas miało doświadczenia pedagogiczne, między innymi w Towarzystwie Kursów Naukowych, organizującym u schyłku dekady tow. Sztygara Uniwersytet Latający, rozpoczęto systematyczne wykłady na rozmaite tematy. O historii opowiadali Marek Barański i Andrzej Rosner, o przyrodzie Tomasz Umiński, o ekonomii profesor Stefan Kurowski, o owadach Stefan Niesiołowski, o literaturze Jan Walc, o konspiracji podczas II wojny światowej – Władysław Bartoszewski. Bronisław Geremek nauczał języka francuskiego, Piotr Wierzbicki czytał swoje teksty, Janusz Szpotański deklamował swe satyry…

A pan wystawił mickiewiczowskie „Dziady”.

Konkretnie: sceny z ich trzeciej części. Sceną był korytarz, nieco szerszy przy ubikacjach, zaś za kostiumy posłużyły uniformy więzienne.

Obsady mógłby panu pozazdrościć niejeden reżyser.

Konradem był Bronisław Komorowski, Duchem – Tadeusz Mazowiecki, Kapralem – Wiesław Kęcik, Frejendem – Andrzej Drawicz, który chyba jako jedyny, prócz mnie, miał doświadczenie teatralne, bowiem współtworzył Studencki Teatr Satyryków. W przedstawieniu mimowolnie uczestniczyli również pilnujący nas strażnicy.

Teatralny ciąg dalszy w Jaworzu nie nastąpił?

Przygotowywaliśmy „Nie-Boską komedię” Zygmunta Krasińskiego, lecz do premiery nie doszło z powodu zwalniania z „internatu” kolejnych planowanych wykonawców. Rozkruszała się obsada, aż w marcu 1982 ja odzyskałem wolność.

Zanim zaczęto was wypuszczać, to czy ktoś rozważał ucieczkę?

Raczej nie. Zdawano sobie przecież sprawę, że ukrywanie się w podziemiu wymagało starannej współpracy szeregu osób i bardzo precyzyjnej logistyki. Za to obawialiśmy się, iż zmuszą nas do emigracji na Zachód. I w przypadku wielu działaczy związkowych tak się rzeczywiście stało.

Był pan jedynym aktorem na liście internowanych?

Nie. Ten sam los spotkał Halinę Mikołajską, dzięki której w 1976 zaangażowałem się w działalność opozycyjną w Komitecie Obrony Robotników, a także małżeński tandem z Trójmiasta: Halina Winiarska – Jerzy Kiszkis.
Wieczór promocyjny książki „Romaszewscy – autobiografia”, zorganizowany w Domu Spotkań z Historią w 2015 roku. Na zdjęciu od lewej Maciej Rayzacher, Agnieszka Romaszewska-Guzy i Zofia Romaszewska – córka i żona śp. Zbigniewa Romaszewskiego, autor wywiadu z rodziną Piotr Skwieciński i Piotr Zaremba. Fot. PAP/Marcin Obara
A jak to się stało, że wzięty aktor stał się w PRL-u opozycjonistą?

To plon domu rodzinnego. Pierwszym mężem mojej mamy był major Sewer Sokołowski, legionista, uczestnik kampanii bolszewickiej, szef gabinetu ministra spraw zagranicznych Józefa Becka, podkomendny generała Władysława Andersa i potem emigrant polityczny w Wielkiej Brytanii. Dzięki niemu poznała środowisko piłsudczyków i zaczęła w nim aktywnie działać. Z kolei mój ojciec był fabrykantem (produkowane przez niego gumki „Myszki” są rzewnie wspominane przez wielu wiekowych uczniów), zniszczonym w bitwie o handel, jaką z polecenia wszechpotężnego ministra przemysłu Hilarego Minca wytoczono pod koniec lat czterdziestych tak zwanej prywatnej inicjatywie. Od dziecka obcowałem z prawdziwą historią Polski.

Po Czerwcu’76 bez wahania wsparłem raczkujące struktury politycznej opozycji – szczególnie blisko współpracując z Haliną Mikołajską, kolejnym kolegą po fachu Piotrem Zaborowskim oraz małżeństwem Romaszewskich. Kolportowałem drugoobiegowe publikacje (w domu miałem ich magazyn, ulokowany w tapczanie córki), wspierałem ludzi prześladowanych przez komunę, brałem udział w niezależnych przedsięwzięciach artystycznych.

Skutkowało to załamaniem pana kariery aktorskiej.

Zygmunta Hübnera – wtedy dyrektora mego macierzystego Teatru Powszechnego w Warszawie, a dziś jego patrona – wielokroć wzywano na „dywanik”, nakazując przydzielać Rayzacherowi wyłącznie role halabardników. A kiedy TVP chciała przenieść na ekran sławny spektakl „Lot nad kukułczym gniazdem” (niezapomniana kreacja Romana Wilhelmiego) bez mojego w nim udziału, Hübner się nie zgodził. Z kolei reżyserzy przygotowywanych filmów otrzymywali jasną instrukcję: zatrudnienie mnie oznacza zablokowanie produkcji. Przerzuciłem się wówczas na występy poetyckie w kościołach, od Bałtyku po Tatry. Ciekawych szczegółów odsyłam do traktującego o tym dokumentu telewizyjnego w reżyserii Włodzimierza Gołaszewskiego pt. „Czarne chmury nad aktorem”.

– rozmawiał Tomasz Zbigniew Zapert

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Maciej Rayzacher – aktor, reżyser, współpracownik Komitetu Obrony Robotników. Współtwórca wydawnictwa drugoobiegowego „Wolna Taśma” i działacz lokalnego Komitetu Samoobrony Chłopskiej. Po wprowadzeniu stanu wojennego internowany – od 13 grudnia 1981 do 20 marca 1982. Po zwolnieniu działał w podziemiu, organizował pomoc dla represjonowanych i ich rodzin, brał udział w tzw. Mszach za Ojczyznę. W III RP radny dzielnicy Ochota oraz Warszawy. Zagrał między innymi w filmach: „Lunatycy”, „Kardiogram”, „Zaraza”, „Człowiek z marmuru”, „Miś”, „Wyklęty” oraz serialach „Najważniejszy dzień życia” i „Czarne chmury”.
Czarne chmury nad Aktorem
W 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Telewizja Polska przygotowała cykl dokumentów „Paszporty wolności” w reżyserii Sławomira Koehlera. Filmy przybliżają sylwetki 13 zasłużonych działaczy antykomunistycznych, którzy po 1989 roku z różnych powodów pozostali w cieniu. Bohaterowie „Paszportów wolności” zostali wyłonieni we współpracy z NSZZ „Solidarność”, Instytutem Pamięci Narodowej, Stowarzyszeniem „Godność” oraz Stowarzyszeniem Wolnego Słowa. Dokumenty emituje TVP Historia, która w niedzielę 12 grudnia o godz. 21:40 pokaże również Galę „Paszportów Wolności”, honorującą tych opozycjonistów.

Sylwetki działaczy podziemia można też obejrzeć w specjalnym serwisie internetowym TVP – 13 grudnia – gdzie umieściliśmy również archiwalne materiały TVP, filmy dokumentalne i fabularne, teatry telewizji, programy, jak i publicystykę poświęconą polskiej drodze do wolności.

Na antenach TVP Historia, TVP Dokument: i TVP Kultura w rocznicę stanu wojennego można obejrzeć wiele filmów i programów na ten temat:

TVP Kultura:

12.12 g. 11:15 Trzeci Punkt Widzenia (jednym z tematów będzie stan wojenny)
13.12 g. 23:55 Śmierć jak kromka chleba
13.12 g. 22:35 Kronos – Stan wojenny
14.12 g. 18:25 Co dalej? – 13 grudnia – narodziny polskiej ponowoczesności. Początek dyktatury panświnizmu

TVP Dokument:
13.12 g. 20:10 Portrety dokumentalne. Robert Kaczmarek
13.12 g. 20:45 Towarzysz generał idzie na wojnę
13.12 g. 22:10 Defilada zwycięzców
13.12 g. 23:05 Jazz na Kalatówkach

TVP Historia:

10.12 g. 16:05 Kobiety wolności
10.12 g. 20:00 Teatr Historii – Notatki stanu wojennego
11.12 g. 19:00 Giganci historii – Karnawał Solidarności
12.12 g. 21:40 Paszporty wolności – Gala
13.12 g. 9:30 Towarzysz generał idzie na wojnę
13.12 g. 21:00 Spór o historię – Stan wojenny
13.12 g. 21:40 Ostatni prom
16.12 g. 16:10 Taśmy bezpieki (premierowy odcinek o Solidarności)
POWRÓT DO POCZĄTKU
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.