Marchwicki zostaje stracony w areszcie śledczym w Katowicach, a pochowany jako NN w Katowicach-Panewnikach. Obok grobu innego seryjnego mordercy, Bogdana Arnolda.
Ale czy aresztowany, osądzony i stracony Marchwicki naprawdę był polskim Tedem Bundy? Wątpliwości pojawiły się w latach 90. Mówić zaczęli nie tylko członkowie zespołu „Anna”, w tym prokurator, który odmówił udziału w procesie, ale głos zabrały również dzieci Marchwickiego, twierdząc, że do zeznań przeciwko ojcu nakłoniła ich matka.
W 2001 roku Telewizja Polska wyprodukowała serial dokumentalny „Paragraf 148. Kara śmierci”, poświęcony m.in. sprawie Wampira z Zagłębia. W materiale przedstawiono archiwalne nagrania oraz wypowiedzi osób, które twierdzą, iż Marchwicki został niesłusznie osądzony i stracony. Taką samą tezę przedstawiono w filmie dokumentalnym z 1998 roku „Jestem mordercą”.
Wielu podkreśla, że Marchwicki nie był dobrym człowiekiem. Miał zapędy sadystyczne, znęcał się nad żoną, stosował wobec niej przemoc psychiczną i fizyczną. Uwielbiał się nad nią pastwić, miał skrzywione podejście do seksu i kobiecego ciała. Miał uderzać ofiary nie łomem czy żelaznym prętem, lecz pejczem do praktyki BDSM (od czterech angielskich słów: bondage, discipline, domination i subbission, które kolejno oznaczają: związanie, dyscyplinę, dominację i uległość). Według ekspertów pejcz nie mógł spowodować takich obrażeń, jakich doznały zaatakowane kobiety.
Dlaczego więc pomimo braku dowodów, negatywnych ekspertyz, odcisków palców i nie do końca pasującego portretu psychologicznego Marchwicki został skazany? Czy musiał zastąpić prawdziwego Wampira z Zagłębia, czyli Olszowego, który popełniając samobójstwo rozszerzone uniknął kary? A może, jak uważają niektórzy, Zdzisław stał się kozłem ofiarnym z powodu swojego brata Jana i jego domniemanych powiązań ze Służbami Bezpieczeństwa?
– Maria Radzik
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy