Muzyk, który się nie sprzedał. Założyciel kultowego polskiego zespołu rockowego nie żyje
piątek,7 stycznia 2022
Udostępnij:
W wywiadzie dla czasopisma muzycznego żartował, że gdyby nie został heavymetalowym gitarzystą, to byłby milicjantem, bo mógłby się równie mocno wyżyć.
Przyznam się, że fanem heavy metalu byłem dość krótko. Ale to wystarczyło, żeby wieść o tym, że 4 stycznia 2022 roku zmarł Andrzej Nowak, gitarzysta grup TSA i Złe Psy, skłoniła mnie do wspomnień.
Jeśli mowa o tym pierwszym zespole – dziś legendzie polskiego heavy metalu – to dla widzów TVP rozpoznawalną postacią jest jego wokalista Marek Piekarczyk (choćby jako juror w programie „The Voice of Poland”). Tymczasem założycielem i liderem TSA był właśnie Andrzej Nowak.
Przychodzi mi do głowy czas siódmej, ósmej klasy podstawówki, może początek liceum. A zatem była to pierwsza połowa lat 80., już po Karnawale Solidarności – okres wyzierającego z peerelowskiej beznadziei boomu rockowego, który przyniósł na krajowym podwórku rozgłos tak różnym ekipom, jak Brygada Kryzys, Lady Pank, Maanam, Oddział Zamknięty, Perfect, Republika.
W gronie tym nie zabrakło też TSA. Zagadkowe trzy litery oznaczały skrót od nazwy Tajne Stowarzyszenie Abstynentów. I był to ze strony członków grupy po prostu zgryw, a nie poważna deklaracja.
Głośna i ostra muzyka, jaką jest heavy metal (w uszach mam jeszcze utwory między innymi AC/DC, Iron Maiden, Judas Priest), nie kojarzy się bowiem z ludźmi, którzy stronią od używek. Natomiast na myśl przychodzą lubujący się w ekstremalnych przeżyciach długowłosi mężczyźni w czarnych skórzanych kurtkach. Ich atrybutami są harleye.
Mnie akurat markowe motocykle nigdy nie interesowały. Zresztą w Polsce epoki stanu wojennego i nieco później chyba stanowiły one raczej przedmioty marzeń. Bardziej zaś dostępna była muzyka.
Utwory TSA puszczano w radiu i wydawano na płytach. Bo choć w PRL heavy metal korespondował z emocjami zbuntowanych nastolatków, skierowanymi także przeciw dziadersom z PZPR, to jednak – przynajmniej bezpośrednio i jawnie – nie wchodził w kolizję z politycznym systemem.
Ale to nie oznacza, że członkowie TSA byli od otaczającej ich rzeczywistości odwróceni. Skoro wspominam Andrzeja Nowaka, to chcę przywołać wywiad z nim w miesięczniku „Non Stop” z lipca 1984 roku. Jeśli mnie pamięć nie myli, dziennikarz zapytał go w końcówce rozmowy o to, jaki zawód byłby dla niego odpowiedni, gdyby nie został heavymetalowym gitarzystą. Nowak z charakterystycznym dla siebie specyficznym poczuciem humoru odpowiedział, że milicjantem, bo mógłby się równie mocno wyżyć.
Cechą, która wyróżniała zmarłego w tym tygodniu muzyka na polu aktywności publicznej, była z pewnością przekora. W III Rzeczypospolitej mnóstwo artystów rockowych okazało się konformistami, którzy stadnie podążali drogami wskazanymi im przez dyktatorów mód ideologicznych i światopoglądowych. Powszechnym zachowaniem wśród tych osób stało się wyszydzanie katolicyzmu i polskiego patriotyzmu. Wydawało im się, że są odważnymi kontestatorami, a tak naprawdę płynęli z prądem.
Na tle tego towarzystwa postawa Andrzeja Nowaka (i również Marka Piekarczyka) była zgoła inna. Świadczy o tym choćby awantura wokół kawałka „Urodziłem się w Polsce” Złych Psów – kolejnego heavymetalowego projektu gitarzysty.
W roku 2012 Radio Opole – któremu wtedy, zdaje się, szefowali nominaci liberalno-lewicowego układu w mediach publicznych – podjęło decyzję o niepuszczaniu tego utworu na swojej antenie. Piosenka bowiem została przez decydentów rozgłośni określona jako „szowinistyczna i niemedialna”.
Tygodnik TVPPolub nas
W sukurs zaś im przyszła „Gazeta Wyborcza”. Na jej łamach Piotr Pacewicz dał wyraz dezaprobacie dla kawałka. Znamienne jest to, co tak bardzo ubodło publicystę. Oto cytat: „W piosence »Złych psów« [pisownia oryginalna] pada 105 słów (licząc szczekanie łoł łoł łoł na koniec utworu), w tym – 20 razy »Polska«, »polski« itp. Polskość musi być zagrożona skoro twórcy proszą, by »Polska ocalała«. Zapowiadają, że będą »wojować i wygrywać« i pokażą »wszystkim w koło« (bez konkretów, co i komu pokażą)”.
Andrzej Nowak pozostał sobą. Można powiedzieć, że – w odróżnieniu od wielu ludzi z jego branży – się nie sprzedał. Dawał się we znaki współczesnej dulszczyźnie, którą gorszy to, co naturalne i normalne.
A mógł przecież podążyć tą samą ścieżką, co inny heavymetalowy artysta – Adam „Nergal” Darski. Ten swoimi satanistycznymi bluźnierstwami sprawił, że stał się w III RP celebrytą. Widać Nowak miał inne priorytety. I tym samym autentycznie płynął pod prąd. Szkoda, że to już przeszłość.