Historia

Ukraiński Zielony Klin, czyli sporne z Rosją ziemie nad… Oceanem Spokojnym

W początku XX wieku nad Amur i Rakiwkę przybywają trupy teatralne i obrotni wydawcy gazet, otwierają się ukraińskie licea i biblioteki, „Klub Ukraiński” funkcjonuje nawet w mandżurskim Charbinie. We Władywostoku swój związek zawiązują ukraińscy studenci, wszędzie kwitną lokalne Proswity, czyli towarzystwa oświatowe, a geografowie w Sankt Petersburgu spierają się, czy można mówić o „Dalekowschodniej Ukrainie”.

Gra na osłabienie wrogiego państwa poprzez wzniecenie niepokojów na jego terytorium jest stara jak świat – a im bardziej ma ono charakter imperialny i wielonarodowy, tym łatwiej uruchomić taką rewoltę na zapleczu. Nie stronili od niej królowie Anglii podczas wojny stuletniej i Habsburgowie, podbijając Europę. Brytyjczyków – którzy podczas „Wielkiej Gry”, toczonej z Rosją w Azji Środkowej przez cały wiek XIX, usiłowali osłabić panowanie carów wspierając rewolty od Kaukazu po Pamir – można by wręcz określić mianem „prometeistów avant la lettre” gdyby nie fakt, że Moskale sięgali po tę samą technikę, fundując synom Albionu plemienne powstania od Persji po Indie.

Polacy mają jednak szczególny dorobek w dostrzeganiu kolejnych narodów zniewolonych przez imperium carów i wspieraniu ich drogi do niepodległości. „Ruch prometejski” należy do trwałego dorobku II Rzeczypospolitej, nawet jeśli potencjały różnych zaangażowanych weń narodów były różne: więcej ważył w „ruchu prometejskim” udział działaczy ukraińskich, niż przedstawicieli zapomnianego dziś trochę baszirsko-tatarskiego Idel-Uralu, nadwołżańskiej efemerydy państwowej z roku 1918.

Inna rzecz, że co uchodziło Habsburgom i Windsorom, dziś jawi się jako działanie nie do przyjęcia – i kreowanie lokalnych rewolt, wspieranie, dyplomatyczne lub tym bardziej zbrojne, lokalnych separatyzmów spotyka się z potępieniem, łagodzonym co najwyżej strachem. Inicjatywy Rosji w Osetii, Naddniestrzu, na Krymie czy w Donbasie są oceniane jednoznacznie i poza dyktatorami Trzeciego Świata niewielu znajdować będą naśladowców.


To, że Rosja z taką ochotą posiłkuje się techniką wspierania separatyzmów i „historycznych żądań terytorialnych”, sama roztoczywszy panowanie na dziesiątki ziem spornych i narodów, które w dalszej lub bliższej przeszłości dążyły do autonomii lub niepodległości, w zależności od nastawienia można uznać za brawurę lub określić ostrzejszym słowem. Nikt z jej oponentów nie zamierza dziś sięgać po broń „prometejską”. Historycy i kartografowie jednak, jak cały świat zaniepokojeni nową odsłoną moskiewskiego imperializmu, na fali czarnego humoru nieraz przypominają kolejne obszary sporne, o które na dobrą sprawę ktoś o awanturniczym charakterze mógłby się któregoś dnia upomnieć. Jedni wspominają w tym kontekście ambicje sprzed wieku Ingrów i Karelów, drudzy licznych narodów muzułmańskich, ci najśmielsi zaś przypominają o prastarych ukraińskich ziemiach… nad Amurem.

Cztery barwy kozackich chutorów

Nie jest to postulat tak absurdalny, jak można by sobie wyobrażać – i aż tak pozbawiony podstaw prawnych. Oczywiście, w czasach Imperium Romanowów strumienie migracyjne z ziem ówczesnej „Małorosji” zmierzały w różne strony i trudno byłoby Kijowowi podnosić na tej podstawie jakiekolwiek pretensje. Po pierwsze – były to przemieszczenia najrozmaitszego charakteru, od syberyjskich zsyłek stosowanych jako represje, poprzez indywidualną zmianę zamieszkania w obrębie jednego państwa ze względów zawodowych czy osobistych, po masowe osadnictwo typu „kolonizacyjnego”. Tylko to ostatnie można by traktować poważnie – ale też, przy całej oczywistej ówczesnej odrębności małoruskich włościan na poziomie obyczaju czy języka, trudno mówić w ich przypadku o w pełni wykształconej ukraińskiej tożsamości narodowej. Po wtóre, tych „kolonizacji żyznych odłogów”, czasem wspieranych przez państwo, czasem podejmowanych spontanicznie, było wiele, więc chłopi znad Dniepru zwykle w ciągu pokolenia zlewali się z masą innych przybyszów i rusyfikowali. Historiografia wspomina, smacznym językiem, o czterech aż podobnych klinach osadniczych z XVIII, a czasem XIX wieku.
Mapa językowa Imperium Rosyjskiego na podstawie spisu powszechnego (jedynego przeprowadzonego w cesarstwie) z 1897: wyraźnie widać, że ciemnożółty (= ukraiński) dominuje, oprócz „Ukrainy właściwej”, na Kubaniu, na skrawkach Syberii i w prawym dolnym rogu mapy, tj. nad Amurem. Fot. Altes – dane za demoscope.ru, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38020366
Był więc, idąc od zachodu: Małynowyj Kłyn (co po polsku należałoby przekładać nie tyle jako „malinowy”, co „amarantowy”, ale przyjęło się to pierwsze określenie) – na Kubaniu, nad rzeką o tej samej nazwie, na Północnym Kaukazie. Co ciekawe, dążyły tam dwa strumienie osadnicze, początkowo całkiem odrębne: Kozaków oraz włościan. Ci pierwsi zdominowali jednak z czasem tych drugich, stąd kultura, osady i oddziały Kozaków kubańskich, formacji szczególnie frapującej specjalistów od Ameryki Łacińskiej.

Dalej na wschodzie rozciągał się Żółty Klin, chronologicznie zresztą najstarszy: na żółtych nadwołżańskich piaskach (stąd nazwa) carowie osadzać zaczęli Kozaków już w połowie XVII wieku, zaraz po pokoju perejesławskim. Do Kozaków dołączyli kupcy, szczególnie tzw. czumacy, handlujący czarnomorską solą (obarczony worem soli wół do dziś widnieje w herbie miasta Engels, w przedmarksistowskich czasach znanego jako Pokrowskaja Słoboda), potem zaś chłopi. Do dziś wiele ukraińskich osiedli można znaleźć w okolicach Astrachania, Wołgogradu (też zmieniał nazwy), Saratowa czy Samary.

Szary Klin – to pasmo ukraińskiego osadnictwa na pograniczu południowo-zachodniej Syberii i północnego Kazachstanu z drugiej połowy XIX wieku. Za tą kolonizacją w największej mierze stało państwo rosyjskie, szczególnie w okresie reformy stołypinowskiej, co świetnie opisał Jerzy Rohoziński w swojej ostatniej książce, traktującej o osadnictwie w „Wielkim Stepie”, za Stołypina i Stalina.

I wreszcie – Zielony Klin: największy, blisko milionkilometrowy, rozciągający się przede wszystkim na północ od dolnego Amuru, między ziemiami Jakutów a chińską Mandżurią, co zresztą dało początek pierwszemu historycznie ukraińskiemu określeniu tych terenów: Kozacy i chłopi ochrzcili go „Zakitajszcziną”, czyli „Ziemią – aż – za Chińczykami”.

W chwili jednak, gdy obok kozackich stanic wojskowych zaczęły wyrastać kolejne wioski, czyli pod koniec XIX wieku, Zakitajszczina stała się Zełenym Kłynem.

Małorosyjskie wsie nad Amurem

A wyrosło ich bez liku, zwłaszcza odkąd w roku 1882 z inicjatywy gubernatora Pawła Unterbergera zorganizowano bezpłatny przewóz morskich osadników: statki wypływały wprost z Odessy, by po żegludze przez – bagatela! – Dardanele, Morze Śródziemne, Kanał Sueski i Ocean Indyjski przybić we Władywostoku… Do roku 1905 na Daleki Wschód trafiło, według historyków ukraińskich, ponad 100 tys. osadników z guberni ukraińskich, przez kolejnych 10 lat – dalszych półtorasta tysiąca. Jabłonie kwitły, dzieci się rodziły i jakby nie liczyć, u progu Wielkiej Wojny udział Małorosjan/Ukraińców w populacji nadamurskiej szacowano na blisko 65%. Rosyjscy historycy nie podważają tej liczby, a co bardziej zapalczywi ukraińscy mówią wręcz o trzech czwartych całej populacji.
Wejście na pokład statku „Kherson” w porcie w Odessie przed podróżą na Daleki Wschód. Fot. Очерк возникновения и деятельности Добровольного флота за время 25-летнего его существования, СПб., 1903, Sainkt Petersburg, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1365345
Populacja – to dobre słowo, bo też do roku 1905 trudno mówić o wyraźnej odrębności narodowej. Zapomniany językoznawca i reporter rosyjski początku XX wieku Władisław Illicz-Switycz opisuje wprawdzie Ussuryjsk, jedno z większych miast regionu, jako „małorosyjską wioskę”, ale – wioskę właśnie. Główna ulica nazywa się, od popularnego ukraińskiego świętego, Nikolska, na niej – biało bielone chaty, często kryte słomą, nad rzeczką Rakiwką – młyn, wieczorem niosą się śpiewy… „Wydaje się, jakbyś znalazł się w Mirgorodzie z opowiadań Gogola” – podsumowuje Switycz. Gdyby znalazł się tam korespondent z Polski, pewnie widziałby sceny jak z płócien Jana Stanisławskiego.

Zmieniło się to, jak wszędzie, po rewolucji 1905, rozszerzającej prawa do używania języków narodowych w szkolnictwie i w druku, a zarazem stanowiącej wstrząs polityczny. Nad Amur i nad Rakiwkę przybywają trupy teatralne i obrotni wydawcy gazet, otwierają się ukraińskie licea i biblioteki, „Klub Ukraiński” funkcjonuje nawet w mandżurskim Charbinie. We Władywostoku swój związek zawiązują ukraińscy studenci, wszędzie kwitną lokalne Proswity, czyli towarzystwa oświatowe, a geografowie w Sankt Petersburgu spierają się, czy można mówić o „Dalekowschodniej Ukrainie”, bawiąc się po trosze kalamburem: „ukraina/okraina” to przecież po rosyjsku (podobnie jak po polsku) „ziemie, leżące na obrzeżach”. Wszystko to jednak pozbawione jest jakichkolwiek poważniejszych ambicji politycznych.

Aż do chwili, gdy przyjdzie apokalipsa. Czyli rewolucja i rozpad państwa.

Ruchów niepodległościowych pojawiło się wówczas na ziemiach upadłego imperium kilkaset, a ukraiński był jednym z potężniejszych. Inicjatywy niepodległościowe na terenie rdzennej Ukrainy są Polakom znane nie najgorzej, zarówno w wariancie sojuszu (Symon Petlura), jak i rywalizacji o sporne ziemie (Zachodnioukraińska Republika Ludowa, ZURL). A przecież były to tylko dwa najpoważniejsze z licznych ukraińskich przedsięwzięć niepodległościowych lat 1917-1921, wchodzących w zmienne i krótkie sojusze lub konflikty z komunistami „centralizującymi”, komunistami „ukrainizującymi” licznymi formacjami „białorosyjskimi” oraz ruchami niepodległościowymi innych narodów.

Niepodległa Ukraińska Republika Dalekiego Wschodu

Czy Kijów jest w stanie obronić się przed Moskwą? Ukraiński Dawid, rosyjski Goliat

W czwartek nad ranem Rosja zaatakowała Ukrainę. Oceniamy potencjały wojskowe obu państw.

zobacz więcej
Nie inaczej było w „klinach”. Kozacy kubańscy w pierwszych miesiącach wojny domowej w Rosji byli znaczącą (i niestałą) siłą, miotając się między utworzeniem krótkotrwałej Republiki Kubańskiej aż po warunkowe wsparcie Sowietów. Stanice Żółtego i Szarego Klinu również zbroiły się na potęgę, udzielając wsparcia to bolszewikom, to białym, to basmaczom, to idel-uralczykom. Najpoważniej jednak (dla Ukraińców) sytuacja wyglądała nad Amurem.

Najpoważniej – bo stała za nią największa siła, nie tylko zbrojna. Blisko pół wieku osadnictwa i dziesięciolecie względnej liberalizacji sprawiło, że powstały liczne struktury społeczne: szkoły, kooperatywy i spółdzielnie wiejskie. To z nich wywodzą się lokalne elity, które, jak całe społeczeństwo po rewolucji lutowej, zaczynają się organizować. Najpierw chodzi po prostu o stworzenie jakiejś lokalnej organizacji politycznej, temu służył „I Ogólnoukraiński Kongres Działaczy i Społeczników Dalekiego Wschodu”, zwołany w czerwcu 1917 roku.

Ale już pół roku później, w styczniu 1918, działacze zebrani w Chabarowsku na drugim już kongresie (tym razem był to po prostu i aż „Wszechukraiński Kongres Dalekiego Wschodu”) na serio apelują do władz Ukraińskiej Republiki Ludowej o forsowanie w rozmowach z bolszewikami stanowiska, iż Zielony Klin stanowi część ziem ukraińskich. Na poparcie nie było, rzecz jasna, szans – więc trzy miesiące później zdesperowani działacze postanawiają utworzyć niepodległe państwo ukraińskie nad Oceanem Spokojnym i utworzyć Ukraińską Armię Zielonego Klina pod dowództwem atamana Borysa Chreszczatyckiego! Zawiązuje się rząd, na którego czele staje Jurij Głuszko-Mowka, powstają komisje werbunkowe…
Premier Jurij Głuszko-Mowka i ataman Armii Zielonego Klina Borys Chreszczatycki (potem służył m. in. w Legii Cudzoziemskiej). Fot. http://www.svoboda-news.com/arxiv/pdf/2008/Svoboda-2008-37.pdf oraz PD-Ukraine -https://uk.wikipedia.org/w/index.php?curid=414360, Domena pibliczna, Wikimedia Commons
Oczywiście Ukraińcy nie byli jedyni. Na Dalekim Wschodzie przez długi czas skutecznie operowali „biali” zwolennicy odtworzenia przedrewolucyjnej Rosji: losy tych obszarów składają się na wielką, tragiczną epopeję z takimi bohaterami jak – zdradzony ostatecznie i wydany bolszewikom – admirał Aleksander Kołczak, żołnierze Korpusu Czechosłowackiego czy postać aż komiksowo malownicza, czyli baron Roman von Ungern-Sternberg, natchnienie autorów niezliczonych powieści sensacyjnych. Realnie z „białych” najdłużej utrzymał się na Dalekim Wschodzie (po części dzięki wsparciu Japończyków) nieco mniej malowniczy kozacki ataman Grigorij Siemionow. Na ambicje ukraińskie patrzał koso, za mało jednak miał sił, by tworzyć kolejny front: formacje Zielonego Klinu uczestniczyły więc, jak wszyscy zbrojni na tych obszarach, w toczącej się na bezkresach Syberii wojnie podjazdowej aż do jesieni 1922 roku, coraz bardziej marginalizowane zarówno przez bolszewików, jak i ostatnie już formacje „białych” pod dowództwem gen. Michaiła Diterichsa.

Po ostatecznym przejęciu kontroli nad tymi ziemiami przez Moskwę, udział populacji ukraińskiej znacząco zmalał. Już w 1926 roku, podczas pierwszego sowieckiego spisu powszechnego, stanowili zaledwie jedną czwartą całej ludności. Przyczyniła się do tego i organizowana przez władze „repatriacja” niepewnego elementu, i zasiedlanie Zabajkala nowymi grupami osadników, i represje polityczne. Były to jeszcze pierwsze lata nowej władzy – wyroki były więc, jak na Sowiety, łagodne: sam premier Jurij Głuszko został skazany na zaledwie trzy lata więzienia, chociaż zarzucono mu „próbę oderwania Dalekiego Wschodu od ZSRS”.
Tenże Głuszko nie złożył broni: w latach 30., pod zmienionym nazwiskiem, wyjechał na Ukrainę sowiecką, ukończył (w wieku 50 lat) studia na politechnice i zdołał nawiązać kontakt z sympatykami niepodległości, a jesienią 1941 wszedł w skład efemerycznej Ukraińskiej Rady Narodowej w Kijowie, działającej zaledwie przez miesiąc, po czym rozwiązanej przez Niemców w obawie przed jej rosnącą popularnością. Po Zielonym Klinie została flaga, krojem podobna do czeskiej, bardzo dosłowna: do żółto-błękitnych barw Ukrainy dołącza… zielony klin. Dziś to tylko zabawka weksylologów, ale kto wie, jakie byłyby reakcje Kremla, gdyby rozwinąć ją, bodaj na chwilę, na Placu Czerwonym?

– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Ukraińska demonstracja we Władywostoku w 1917 roku. Okres walk wyzwoleńczych. Fot. Невідомий - http://kobza.com.ua/doslidzhennja/4225-henotsyd-abo-chomu-znykaiut-ukraintsi-na-neosiazhnykh-prostorakh.html, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=42087833
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.