Odwrotu już nie ma. Nowa wojenna rzeczywistość
piątek,
4 marca 2022
My tu, w Przemyślu, harcerze i szkoły, wszystko robimy, żeby oni, z Ukrainy, mieli gdzie się schować, też paczki na drogę, a kto chce zostać, to będzie miał miejsce. Najbardziej żal nam małych dzieci. Jesteśmy tak blisko, wszystko widzimy – mówią dziewczyny. I na koniec: „harcerze przecież nigdy nie zawodzą”. No, nie zawodzą.
Jaki obraz można dostrzec zaraz na początku wojny, która toczy się w sąsiednim kraju, przyjeżdżając na granicę 48 godzin po inwazji Rosji na Ukrainę? Wkrótce przekonam się, że właśnie wówczas, jak na wywoływanych dawnej zdjęciach, wyłaniają się kontury, a potem cały zarys tego, co już za paręnaście godzin stanie się widoczne dla wszystkich.
Zdarzenia, ludzkie zachowania, przekazy medialne nie są jeszcze ani przeładowane szczegółami, ani nagromadzone w takim rozmiarze, jak teraz to widzimy. Przygraniczna, wojenna rzeczywistość dopiero zaczyna się kształtować. Ale odwrotu już nie ma.
Pierwsze i najważniejsze: Ukraińscy uchodźcy wojenni od samego początku rosyjskiej inwazji zyskują od nas pomoc. To ważne, że natychmiast: prywatnie od ludzi i zaraz, prawie też natychmiast, od polskiego państwa. Możemy się tym tylko szczycić. Kto podważa ten fakt, działa, być może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jak piąta kolumna.
Trzeci dzień wojny, Przemyśl
Przemyśl, a potem Medyka, kolejowe przejście graniczne, sobotnie przedpołudnie, 48 godzin po inwazji Rosji na Ukrainę.
Uchodźcy wojenni już przedostają się do naszego kraju, już jest ich sporo, ale to jeszcze nie ten tłum, który pojawi się kilkanaście godzin później.
Do Przemyśla na dworzec kolejowy, a potem na przejście graniczne w Medyce przyjeżdża w tym czasie kilka ważnych osób w państwie. Przylecieliśmy z nimi rano (troje dziennikarzy) z lotniska wojskowego w Warszawie, niewielkim samolotem Bryza. Oni przygotowują konkretną pomoc, my mamy to zobaczyć i podać dalej. Ale ten podział szybko się rozmywa i zaczyna się współdziałanie. To kolejna oczywistość.
W drodze pomiędzy Rzeszowem (gdzie lądujemy) a Przemyślem zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Kto chciałby tu zatankować, to się przeliczył, nie wypłaci też pieniędzy, bo bankomat informuje, że jest chwilowo nieodstępny. Słyszymy, że im bliżej granicy, tym powszechniejsze to zjawisko, ludzie już kupują benzynę na zapas i oczywiście wypłacają gotówkę.
Jedziemy dalej w kierunku Przemyśla, na dworzec kolejowy, a nasz kierowca wspomina lata 80. ubiegłego wieku, gdy jako młody człowiek, chcąc utrzymać rodzinę jeździł handlować „za granicę”. Pamięta, jak mu na „ polsko-ukraińskiej, .. nie, no „polsko- rosyjskiej, .. znaczy „polsko-radzieckiej” granicy rozpruli drutami fotele „w polskim fiacie”. „Normalnie dziurawili drutami, szukali, co tam mam w fotelach poukrywane”. Różne rzeczy się woziło, a wracało ze złotem.
Do miasta dojeżdżamyw mocno przyspieszonym tempie. Samochodów przy dworcu pełno, korek, policja kieruje ruchem, nasz kierowca trąbi, rozluźnia się, ustępują, parkujemy, bo miejsce mamy przygotowane.
Na dworcu, tak pięknie odresturowanym, że nie można się napatrzeć, są już też pierwsi zagraniczni dziennikarze ze światowych stacji telewizyjnych i radiowych. I napływają uchodźcy z Ukrainy, w tym kilka osób czarnoskórych, ale większość to kobiety z dziećmi.
W pomieszczeniach dworcowych rozłożono łóżka polowe, niektóre są zajęte przez przybyszy, przygotowane napoje dla nich, każdy może się częstować. Ale tłumów jeszcze nie ma. Jeszcze jest spokojnie.
W części restauracyjnej wydzielony stolik, to tam ważne sprawy załatwiają politycy. Podchodzę do młodego chłopaka z opaską Caritasu, którego od pewnego czasu obserwuję, bo przedtem stał dłuższą chwile przy metropolicie przemyskim abp Adamie Szalu wraz z grupą księży, również obecnych na dworcu.
Pytam go, czy to znaczy że już teraz Caritas włącza się tu w pomoc, razem z Kościołem. (Teraz po tygodniu, wiemy, że to oczywiste, ale wtedy jeszcze nic nie było wiadomo na 100 proc.) Zrozumiałam, że studiuje tutaj i przyjechał pomagać, głównie studentom, w tłumaczeniu i szukaniu miejsc noclegowych. Pytam, czy jego rodzina też tu jest.
– Moja rodzina jest tysiąc kilometrów stąd, za Kijowem, właśnie się dowiedziałem, że są w schronach, że lecą na nich bomy, więcej nic nie wiem, bo przerwało połączenie. Ja dopiero od wczoraj tu jestem na stacji i chcę pomagać razem z polskim Kościołem.
Chcę, by wiedział, że Polacy są razem z Ukrainą, i że potępiamy Putina. I pomożemy Ukraińcom, żeby był tego pewien. Mówię mu to. Odpowiada: „tak, niech Polacy z nami będą”. Jest głośno, nie wszystko dobrze słychać, muszę iść dalej.
Powoli zapełnia się przejście, korytarz pomiędzy salą z kasami biletowymi a restauracją, w której jesteśmy. Tworzy się taka długoterminowa, stała poczekalnia, na części łózek polowych siedzą, czasem leżą ludzie z Ukrainy z dziećmi i inni uchodźcy. Są zdezorientowani, ale spokojni.
Dla wschodnich sąsiadów nasz kraj jest swoistą Ukrainą Plus.
zobacz więcej
Od wiceministra zdrowia Waldemara Kraski dowiaduję się, że Ukraińcy, uchodźcy wojenni, którzy przekroczyli naszą granicę, po inwazji militarnej Rosji, po 24 lutego – wszyscy od ręki, jak się tylko zgłoszą do lekarza, szpitala, ambulatorium, uzyskują bezpłatną pomoc medyczną. Chodzi o wszelkiego rodzaju sprawy zdrowotne, od poważnych, po lekkie.
I wiem, że to niezwykle istotna deklaracja.
– Czy chodzi o takie sprawy, jak przedłużenie recepty czy o pomoc specjalistyczną, pediatryczną, jest przecież wiele kobiet z dziećmi, czy też np. o pomoc ginekologiczno-położniczą – wszystko będzie bezpłatnie zapewniane – deklaruje minister.
Ważne jest więc, by taka informacja docierała do zainteresowanych. Jak to sprawnie zrobić? To musi być szeroko kolportowana informacja, tak, aby uchodźcy nie bali się pytać i prosić o pomoc w sprawach swojego zdrowia, kiedy przyjeżdżają do nas, ze swoimi dziećmi.
Medyka: harcerze nie zawodzą
Dowiedujemy się, że Polska przygotowała specjalistyczny, medyczny pociąg, którym będą przewożeni ranni do Szpitala Narodowego w Warszawie. Na razie transport wiezie pomoc humanitarną. Przed ruszeniem w drogę na Ukrainę, pociąg sanitarny zostanie załadowany na kolejowym przejściu granicznym w Medyce.
Jedziemy więc. Na miejscu do rozładowania duża ciężarówka. Tworzy się „ciąg transmisyjny”, właściwie kilka ciągów. My też ruszamy z przerzucaniem puszek, konserw „gulasz angielski z Sokołowa”.
Zagaduję dziewczyny obok. To harcerki z 21. drużyny z Przemyśla, mówią, że tu są harcerze z różnych drużyn. – My tu, w Przemyślu, harcerze i szkoły, wszystko robimy, żeby oni, z Ukrainy, mieli gdzie się schować, też paczki na drogę, a kto chce zostać, to będzie miał miejsce. Najbardziej żal nam małych dzieci. Jesteśmy tak blisko, wszystko widzimy – mówią.
I na koniec: „harcerze przecież nigdy nie zawodzą”. No, nie zawodzą. A barszcz ukraiński po tym wysiłku dobrze smakuje.
Około 14.00 pociąg odjedzie z Medyki do Mościsk (obwód lwowski) na Ukrainę, ja zostaję, będę jeszcze obserwować ćwiczenia medyczne z wolontariuszami, ale koledzy dziennikarze pojadą dalej. To oni będą potem przekazywali pierwsze dramatyczne zdjęcia i reportaże z przejazdu pociągu specjalnego z mamami z dziećmi. I także ze swoich osobistych przeżyć.
Po tamtej stronie granicy
Patryk Osowski, dziennikarz portalu TVP.info napisał przejmujący reportaż o ludziach z pierwszego polskiego sanitarno-humanitarnego przewożącego setki ludzi z Ukrainy na polską stronę. I o wydarzeniach, które spotkały polską delegacje po drodze.
„Przed odjazdem pociągu w drogę powrotną do Polski z grupą dziennikarzy i polityków odwiedziliśmy pobliskie merostwo i szpital. Po drodze mijaliśmy niekończący się sznur aut. Głównie kobiety i dzieci stali w kilkudziesięciokilometrowej kolejce do przekroczenia granicy z Polską.”
Gdy wracali, eskortowała ich policja, ale i tak kilka razy byli zatrzymywani przez grupy obrony terytorialnej. Zagrodziła im też drogę grupa około 20 osób, głównie kobiet, które nie chciały ich dalej przepuścić. Rozmowy były „na ostro”, zarzucono im ucieczkę i wpychanie się bez kolejki. Nie wierzono, że jadą do pociągu, a nie na przejście graniczne.