Był zaprzeczeniem akademijnej drętwoty, ciemnych garniturków i przemówień. Dał się zapamiętać przede wszystkim jako Piszczyk z „Zezowatego szczęścia”. Właśnie mija pół wieku od jego śmierci.
zobacz więcej
Czy Bielicka poza sceną była towarzyska? Zdarzało się, że po występach prowadziliście nocne życie towarzyskie, jeśli nie wracaliście od razu do domu?
Zdarzało się, że chwilkę z nami posiedziała. Zjadła kolację, wypiła kieliszek swojej ulubionej trzygwiazdkowej Metaxy, ale zazwyczaj tylko jeden, bo jak mawiała – „jest już po nim taka pijaniutka”. Potem wracała do pokoju, żeby się wyspać, odpocząć.
Choć była bardzo uśmiechnięta, rozgadana, zarażała energią, tak naprawdę w głębi duszy była bardzo samotna. Ten, w którym się zakochała po rozstaniu z mężem, był żonaty, a gdy się rozwiódł, to nie dla niej, ale dla kobiety, z którą jak z Hanką romansował i która była z nim w ciąży. To był dla niej ogromny cios. Powiedziała sobie wtedy, że nigdy więcej żadnych miłości w jej życiu nie będzie. Mawiała, że to co od pasa w dół, jej nie interesuje.
Była tytanem pracy, nie widziała siebie w roli klasycznej żony, matki. Może dlatego, że była zodiakalnym Skorpionem, który jak coś robi, to na sto procent. Może wydawało jej się, że nie pogodzi tych dwóch ról, więc wolała zostać przy tej jednej, która była dla niej ważna, w której się spełniała…
Kobieta estrady.
Mówiliśmy o niej „syrenka warszawska”, „dobro narodowe” albo „nasza Bielisia”. Mało kto wie, że oprócz szkoły aktorskiej, Bielicka skończyła konserwatorium. Miała słuch absolutny, nigdy nie musiałem podawać jej tonu. Ona po prostu stawała i śpiewała. Zawsze mówiła, że trzeba śpiewać, że śpiew jest dobry na wszystko. Kiedy jeździliśmy razem autem, a w radio leciała piosenka Freddiego Mercury’ego, prosiła: „Podkręć głos, mój Freddie śpiewa. To straszne, że umarł na tę nową chorobę, AIDS, czy jakoś tak…”.
Myślę, że ona była kobietą estrady, ale też ta estrada była jej dzieckiem. Kiedy zasłabła w Pionkach na scenie, poprosiła mnie, żebym na jej pogrzebie zagrał właśnie tę piosenkę „Upływa szybko życie”, gdzie padają słowa: „Za dzień, za rok, za chwilę razem nie będzie nas…”.
Spełnił pan to życzenie?
Tak. Hanka zmarła 9 marca, pogrzeb odbył się 16. Żegnały ją tłumy, z kwiatów ułożono na grobie ogromny kapelusz. Ja śpiewałem, a wszystkim płynęły łzy. Ignacy Gogolewski powiedział wtedy: „Jedno trzeba ci przyznać, Haniu: frekwencję miałaś zawsze!”.
– rozmawiała Anna Bartosińska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy