Pontus Euxinus, czyli „morze gościnne” Starożytnych nie przypadkiem jest „Czarne” – nie tylko w oczach Polaków, Ukraińców i Rosjan, lecz również Turków („Karadeniz”) i Rumunów („Marea Neagră”). Ta czerń – to czerń siarczków, powstających w warunkach beztlenowych. Piaszczyste i skaliste brzegi są miłe dla turystów, ale jeśli patrzeć w otchłań – nic prócz czerni się nie zobaczy.
Płótno z czasów Justyniana
I to właśnie uczyniło z Morza Czarnego – w dodatku przemierzanego od niepamiętnych czasów przez Hellenów, Rzymian, Pontyjczyków i Bizantyjczyków, Ottomanów i Kozaków, Brytyjczyków i Rosjan – rezerwat statków i okrętów na skalę światową. Prowadzony od roku 2016 przez specjalistów z University of Southampton projekt Black Sea MAP pozwolił na odkrycie ponad 60 wraków zachowanych w stanie – jak określają to właściciele antykwariatów – „wystawowym”. Bizantyjskim i tureckim żaglowcom, parowcom z XIX wieku nie tylko nie brakuje żadnej z części kadłuba, nie tylko zachowały się maszty: w mocnym świetle kamer można dostrzec rzeźbione ręcznie ozdoby na burtach, odtwarzać sploty olinowania, utkanie żaglowego płótna…
Jedna rzecz nie zmieniła się od XIX i XX wieku: lokalizacja większości z wraków nadal utrzymywana jest w tajemnicy. Zanim bułgarscy, rumuńscy i brytyjscy badacze zdołają zinwentaryzować tysiące przedmiotów, miną lata i nie można dopuścić, by statki te stały się przedmiotem rabunku.
Beztlenowy „koc” nie chroni jednak przed jedną zmianą: przed mechanicznym butwieniem. Drewno okrętów sprzed tysiąca lat wygląda na nienaruszone, zachowało ślady dłuta, ale mocniej naciśnięte – ugięłoby się jak gąbka, a potem rozpadło na kawałki. Naukowcy badają więc okręty w większości przypadków zdalnie, przy pomocy kamer i mikro-łodzi podwodnych; trening w poruszaniu się w zatopionych jednostkach jest im potrzebny, nie mogą jednak ćwiczyć w kruchych jak z mokrej tektury kogach.
Dlatego też można uznać, że spoczywający od 14 kwietnia na dnie Morza Czarnego, na wysokości 45°10'43.39″N i 30°55'30.54″E krążownik rakietowy Moskwa może się w przyszłości okazać poważnym atutem nie tylko dla broniącej się przez moskiewskim najazdem Ukrainy, lecz i dla archeologii śródziemnomorskiej.
Blisko dwustumetrowy okręt, największy zatopiony w działaniach wojennych od czasu wojny falklandzkiej (1982) obronę przeciwrakietową miał, jak się okazało, nie najlepszą. Z pewnością jego nadbudówki wykonano ze stali na tyle solidnej, że przez lata służyć mogą czarnomorskim archeologom do treningu, zanim zabiorą się za wraki bardziej wartościowe dla dziejów naszej cywilizacji.
– Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy