Rozmowy

A w ogóle to po co to hospicjum?

Kiedy remontowałam ten szesnastowieczny budynek, żeby przygotować go do przyjęcia osób chorych, pojawiły się problemy natury prawnej. Celowo zostałam wprowadzona na grząski grunt. Specjalnie, żebym miała krach, żeby wstrzymać rozbudowę i remonty – wspomina s. Michaela Rak,  założycielka i dyrektor Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie.

Fragment książki „Mężczyźni mojego życia. O miłości, miłosierdziu i dobrym pomaganiu”, publikujemy dzięki uprzejmości krakowskiego wydawnictwa Esprit.

MAŁGORZATA TERLIKOWSKA: Porozmawiajmy o Litwie. Z Warszawy do Wilna można dojechać w ciągu kilku godzin. Z Podlasia, z Suwalszczyzny jeszcze szybciej. Za każdym razem, kiedy wjeżdżam do tego kraju, mam wrażenie, że to zupełnie inny świat. Jak wygląda dzisiejsza Litwa?

S. MICHAELA RAK:
Dzisiejsza Litwa jest znacznie nowocześniejsza niż była w 2008 roku, kiedy tu przyjechałam. System sowiecki u naszych sąsiadów panował znacznie dłużej niż w Polsce. Zresztą u nas, w porównaniu z Litwą, żyło się dużo lżej. Mieszkałam tuż przy granicy z Niemcami, z moich Lipian niedaleko było do Berlina. Kiedy wyjeżdżaliśmy za zachodnią granicę, patrzyłam na ten ład, na porządek, tam było tak pięknie. W Bawarii zobaczyłam wypielęgnowane ogrody, pięknie przyozdobione okna. Wszyscy się tym inspirowaliśmy. Zaczęliśmy to samo robić u nas, sprzątaliśmy podwórka, sadziliśmy kwiaty. Widziałam, że piękno, ład, porządek, jakaś taka elegancja pochodzą z Zachodu. Będąc tu na Litwie, widzę, że mieszkańcy tego kraju tak samo odbierają Polskę, jak my w czasach komunistycznych Zachód. Zarobki na Litwie są niższe niż w Polsce, a ceny w sklepach znacznie wyższe.

Czyli jak we wszystkich byłych krajach Związku Sowieckiego…

Tak, dlatego jest to ogromne wyzwanie dla mieszkańców tej ziemi. Zawsze mnie to zachwycało i cały czas zachwyca, że ci ludzie nie narzekają, nie płaczą, tylko podejmują wyzwania. Cechą charakterystyczną jest tu ogromnie silne poczucie własnej tożsamości. Żyjąc w Polsce, wiedziałam, że w dowodzie mam wpisane obywatelstwo, ale tak naprawdę poczułam się Polką dopiero tu, doświadczając poczucia polskości Polaków z Wileńszczyzny, a także zakotwiczenia w historii, wdzięczności dla osób, które tworzyły tamtą codzienność, a teraz tworzą naszą tożsamość. Litwini bardzo szanują swój kraj, na każdym kroku podkreślają swoją godność. Tutaj doświadczyłam, że można być jednością w różnorodności i można szukać dróg do tej jedności, mając poczucie różnorodności.

Tak jest też w naszej społeczności hospicyjnej. Polacy, Rosjanie, Litwini, Ukraińcy, Białorusini, katolicy, prawosławni, grekokatolicy, ale też wyznający islam Tatarzy czy Karaimowie, wyznawcy judaizmu, czy ateistka, która mówi, że nie wierzy w Boga, ale wierzy w godność człowieka. Pochylając się nad godnością człowieka, dają świadectwo miłości chrześcijańskiej. Różnorodność w jedności. Tego się tu nauczyłam, za to Bogu dziękuję. Podkreślam, że nie jest ważne to, kim jesteś, co sobie wpiszesz jako charakterystykę. Ważne jest, jakim jesteś człowiekiem (…).

Jak w ogóle Litwini czy urzędnicy litewscy zareagowali na to, że instytucje dla Litwinów będzie tworzyć czy tworzy Polka?

Hospicjum utworzyła Polka, ale z Litwinami, z mieszkańcami tej ziemi dla mieszkańców tej ziemi. To jest taki wymiar, powiedziałabym, jedności w różnorodności. Ja jestem Polką, ale większość pracowników hospicjum to Litwini. Statystycznie większość pacjentów jest narodowości litewskiej. My nie pytamy, czy jesteś Polakiem, tylko co mogę zrobić, żeby ci pomóc. Co mogę zrobić, żebyś się czuł szczęśliwszy?

W 2020 roku przy Hospicjum im. błogosławionego Michała Sopoćki dla dorosłych powstało pierwsze i jedyne na Litwie hospicjum dla dzieci. Fot. PAP/Valdemar Doveiko
Ludziom, którym pomagasz, zadajesz takie pytanie. A czy z ust litewskiego urzędnika choć raz usłyszałaś: „Co mogę zrobić, żeby siostrze pomóc?”.

Niestety nie. Kiedy remontowałam ten szesnastowieczny budynek, żeby przygotować go do przyjęcia osób chorych, pojawiły się problemy natury prawnej. Celowo zostałam wprowadzona na grząski grunt. Specjalnie, żebym miała krach, żeby wstrzymać rozbudowę i remonty. Poszłam na spotkanie z osobą decyzyjną, która mnie na tę minę wprowadziła.

To był urzędnik samorządowy. Wprost mu powiedziałam: „To jest kłamstwo, proszę to teraz wyprostować. Piszę odwołanie do wyższej instancji, tak być nie powinno”. On słuchał i w pewnym momencie powiedział: „A w ogóle to po co to hospicjum? Ty sobie wracaj do Polski i rób je w Polsce”. Uznałam, że nie warto się kłócić, ale zdecydowanie i dobitnie mu odpowiedziałam: „Proszę pana, w Polsce w każdym województwie jest po kilka hospicjów, a może i kilkanaście. Cała Polska ma ich kilkaset. A wy na Litwie nie macie żadnego. I to nie jest hospicjum polskie, tylko hospicjum tej ziemi. Ja panu nie życzę, żeby pan kiedyś był pensjonariuszem tego hospicjum. Proszę zmienić decyzję, bo to pan wprowadził mnie w błąd swoimi decyzjami”. Rozstaliśmy się, decyzje ostatecznie zostały zmienione, remont doprowadziłam do końca, dostałam zezwolenie na użytkowanie budynku. Ten człowiek jest teraz naszym wolontariuszem i zawsze powtarza: „Nie spodziewałem się, że tak będzie. Byłem przekonany, że Polka robi w Wilnie coś tylko dla Polaków”.

Pojawiały się też pretensje, że na budynku hospicjum wiszą flagi polskie…

Przyjechali nawet urzędnicy z Urzędu Miasta Wilna i przekonywali mnie, że nie ma na to zgody. Kazano mi zdjąć te flagi, a także tablice informacyjne na budynku hospicjum, które były napisane w języku litewskim, polskim i angielskim. Stojąc pod flagą, przyłożyłam rękę do serca i powiedziałam: „Ja jestem Polką. Tu bije moje polskie serce. Większość pieniędzy na ten dom przyszła z Polski, dlatego ja tej flagi nie zdejmę. Tu jest teren prywatny, proszę stąd odjechać”. Tablice i flagi wiszą do dziś… Bogu dzięki. Dom hospicyjny jest domem dla wszystkich.

Często spotykasz się z sytuacjami, w których zaszłości historyczne biorą górę?

Nie możemy akcentować zaszłości historycznych, tylko budować teraźniejszość. Jeżeli mi się wiedzie lepiej, to muszę zrobić wszystko, żeby drugiemu człowiekowi było tak samo dobrze. A skoro mamy wspólnie zrobić coś dobrze, to musi być wzajemność, otwarcie, prawda? Te stereotypy były wykorzystane przez różnych ludzi, którzy chcieli skłócić oba narody. Dziękuję Bogu, że obecnie i strona litewska, i polska już wiedzą, że to nie o to chodzi. Dziś musimy razem troszczyć się o nasze wspólne bezpieczeństwo, o NATO czy Unię Europejską. W naszych krajach obowiązują te same zasady, które powinny nas jednoczyć i w przestrzeni politycznej, i gospodarczej, i ekonomicznej, i edukacyjnej.

Jesteśmy w kraju, którego język dla obcokrajowca jest niepodobny do niczego. Doświadczyłam tego na mszy litewskiej, gdzie oprócz słowa „amen” niewiele zrozumiałam. Jak ty się odnajdujesz w tej przestrzeni?

Narutavičius i Narutowicz. Dwaj bracia, dwie kultury. Życie obu zakończył strzał

Ich starania na rzecz zgody między Polską i Litwą okazały się daremne.

zobacz więcej
Powiem szczerze, że nie nauczyłam się biegle mówić po litewsku. Dużo rozumiem, trochę mówię. Kiedy przyjmuję personel do pracy, jednym z wymogów, oprócz zawodowego przygotowania na poszczególne stanowiska, jest to, by każdy z nich mówił po polsku, po litewsku i po rosyjsku, tak by mogli swobodnie porozumieć się z każdym pacjentem. W efekcie z moimi pracownikami rozmawiam po polsku. Język litewski rzeczywiście nie należy do najłatwiejszych i jest dla mnie ogromnym wyzwaniem.

Sprawy urzędowe musisz załatwiać w języku litewskim?

Wszystko dzieje się po litewsku. W tym języku prowadzona jest też cała dokumentacja medyczna. Ja się śmieję, że moja zastępczyni to mój urzędowy język litewski. Ona jest moimi ustami. Jestem bardzo dumna, bo naszym wolontariuszem jest tłumacz prezydencki, który tłumaczy spotkania najwyższej rangi. Zawsze nas profesjonalnie wspomaga podczas szkoleń czy konferencji.

Jak się człowiek zapuści nawet w najbardziej odległe rejony Litwy i padnie hasło „siostra Michaela”, to nagle ludzie się ożywiają, kojarzą, wiedzą, o kogo chodzi.

To nawet nie jest kwestia „siostry Michaeli”. Ja na to patrzę zupełnie inaczej. To jest misja hospicyjna i to jest właśnie to, o czym mówiłyśmy. Każdy człowiek jest tym jedynym i każde miejsce, na którym staję, do którego zostałam posłana, jest tym jedynym. Jeżeli jestem teraz na Litwie, to jest to najważniejsze miejsce, na tej ziemi mam być przekazicielem iskry Bożej. Jeżeli przełożeni przeniosą mnie na inną ziemię, to znowu to miejsce ma być dla mnie najważniejsze. Nie mówię tutaj tylko o sobie, ja, siostra Michaela, ale to jest właśnie to, co każdy z nas powinien robić, czyli czynić szczęśliwą tę przestrzeń, w której obecnie jest ( …).

Współpracujesz i z Polakami, którzy tu mieszkają, i z Litwinami, nie dzielisz ludzi, nie pokazujesz, że Polacy są ci bliżsi i ich bardziej cenisz. Nie ma konkurencji między tymi dwoma narodami?

Ta przestrzeń dla mnie w ogóle nie istnieje. Człowiek, człowiek i jeszcze raz człowiek. „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mnieście uczynili”. Robię wszystko, żeby wywyższyć człowieka, który w tym oto momencie został mi dany przez Boga.

Z drugiej strony jest to taki teren, gdzie konflikty polsko- litewskie są zaognione i pojawienie się Polki, która coś robi, mogło być zarzewiem konfliktu.

Zawsze mówię, że jeżeli jest jakaś przestrzeń bólu, musimy się nad nią zatrzymać, powiedzieć „przepraszam”, „wybaczam”, „idziemy razem i coś wspólnie robimy”. Prawda wyzwala, nie można z prawdy robić jakiegoś muru, przez który nie da się przejść. Nie, trzeba ten mur rozwalić i w prawdzie znaleźć to, za co ja muszę powiedzieć „przepraszam”, „wybacz mi” albo „ja tobie wybaczam”. Wtedy jest wolność. Jeżeli jakieś zło się dokonało, to trzeba je nazwać, przyznać się do niego, zadośćuczynić za nie, uczynić tę przestrzeń wolną od tego, co było.
S. Michaela Rak z pacjentką. Fot. Henryk Przondziono / Gość Niedzielny / Forum
Czyli to też jest takie miejsce pojednania?

To jest wpisane w misję hospicyjną, to jest wpisane w misyjność każdego z nas. Zawsze musimy dążyć do pojednania i wzajemnie pokonywać trudności. Jako przykład przywołałabym wspólne uczestnictwo Polski i Litwy w NATO. Szukamy czegoś, co nas łączy, jednoczy i przygotowuje do wspólnego działania na wypadek jakiegoś zagrożenia. Obustronne obwinianie, ranienie, wyciskanie łez i zadawanie cierpienia już było. Teraz jest czas na budowanie pokoju i nadzieję.

Doświadczasz tego, spotykając się czy z urzędnikami litewskimi, czy z Polakami pracującymi na Litwie, że rzeczywiście istnieje dążenie do tego, by być ponad tymi ranami, ponad tymi wszystkimi złymi rzeczami?

Nie dokonuje się to jeszcze w pełni, ale jest coraz lepiej. Bardzo mnie to cieszy. Ufam, że ostatecznie nastąpi pełne pojednanie. (…)

Kościół litewski was wspiera? Czy to wy wspieracie ten Kościół, dając świadectwo miłości, służby, oddania drugiemu człowiekowi?

To nie jest Kościół litewski. To jest Kościół Chrystusowy. W Kościele nie ma narodowości. Jest język, w którym mówię do Boga. Ja jako Polka modlę się po polsku. Litwin będzie się modlił w swoim języku. Ale Kościół to Chrystus. On nie ma narodowości.

Współpracujecie z miejscowym episkopatem?

Oczywiście. To jest niesamowite wsparcie. Raz w miesiącu wszystkie organizacje charytatywne, instytucje kościelne, spotykają się w katedrze na wspólną modlitwę. My nie mamy być korporacją, nie mamy być wykonawcami zawodu. Mamy być świadkami ewangelicznymi, apostołami na obecne czasy. Tu nie ma konkurencji, jest przyjaźń.

Pamiętam sytuację, kiedy dostaliśmy telefon z naszej kurii biskupiej, że w Wilnie będzie prawa ręka Ojca Świętego, kardynał Pietro Parolin, i że chciałby spotkać się z naszymi chorymi. W program oficjalnej wizyty zostało wpisane hospicjum. Podobnie w program oficjalnej wizyty naszej pary prezydenckiej. Kiedy urząd prezydenta Litwy pełniła pani Dalia Grybauskaitė, regularnie spotykała się z chorymi, z pracownikami hospicjum. Przyjeżdżali do nas mnisi buddyjscy z Myanmaru, którzy chcieli u siebie stworzyć placówkę hospicyjną. Jako eksperci bierzemy udział w posiedzeniach komisji zdrowia litewskiego sejmu. Uczestniczymy w konferencjach, szkoleniach, jesteśmy w szkołach, na uczelniach, wszędzie tam, gdzie potrzebne są nasze doświadczenie i świadectwo.

Czujesz się tutaj u siebie czy obca?

Jestem u siebie. Wyjeżdżam do Polski, tu wracam.

Nosisz w swoim sercu Litwę?

Ja symbolicznie to określam, że tak jak serce ma dwie komory, tak ja mam dwie komory: polską i litewską, ale jedno serce. I jedno bez drugiego nie może żyć. Zawsze połączone, w relacji z krzyżem.

– rozmawiała Małgorzata Terlikowska

        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Tytuł od redacji, zdjęcie autorki PAP/Marcin Obara.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Esprit z Krakowa
O książce

Wierzyć się nie chce, ale to właśnie s. Michaela Rak, polska zakonnica , wprowadziła do języka litewskiego słowo „hospicjum”. Niezwykła postać ta siostra, która bardzo wcześnie poszła do zakonu, do mało znanego zresztą zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego, zapowiadanego przez s. Faustynę Kowalską, zanim jeszcze jej orędzie o Bożym Miłosierdziu rozeszło się po świecie i zanim, oczywiście, została świętą.

Siostra Michaela, z metryki Prakseda Marzena, najmłodsza córka w wielodzietnej rodzinie o skomplikowanych wojennych losach, przyszła na świat w Ziemi Lubuskiej, której wciąż jest wierna i o której pięknie opowiada. W rodzinnej miejscowości nie było zakonnic, więc jako dziewczynka chciała zostać...księdzem. Na osiemnaste urodziny dostała od mamy siekierę (a dlaczego, wyjaśnia w książce), poszła do szkoły gastronomicznej , więc umie zarządzać zbiorowym żywieniem dla pielgrzymów i pacjentów, jako zakonnica skończyła dwa fakultety, zorganizowała i poprowadziła hospicjum w Gorzowie Wielkopolskim i wtedy się dowiedziała, że jest potrzebna w Wilnie. Bo to miasto objawień św. Faustyny i jej kierownika duchowego ks. Michała Sopoćki, też już błogosławionego, nie ma hospicjum i nawet nie wie, co to jest.

Toteż s. Michaela zbiera manatki i jedzie do Wilna, gdzie zaczyna od zera, o czym też opowiada w książce. I to jak opowiada!

Ale „rozmowa z siostrą Michaelą nie jest łatwa” – deklaruje Małgorzata Terlikowska, doświadczona przecież autorka i redaktorka. I tłumaczy: „Poruszamy w niej wiele poważnych tematów nie tylko związanych ze śmiercią, umieraniem czy samotnością. Siostra opowiada także swoją trudną historię rodzinną, mówi też o wielu przeciwnościach, z którymi na różnych etapach życia musiała się mierzyć. Ale nie jest to książka pesymistyczna. Jest w niej wiele radości, nadziei, a także miłości i przebaczenia. Nie brakuje w niej uśmiechu, ciepła i serdeczności. Bo taka jest siostra Michaela. Kobieta spełniona, która swoimi pięknymi ciemnymi oczami patrzy na człowieka z miłością. Jak sama mówi, została powołana przez Boga, by temu człowiekowi służyć”.

– Barbara Sułek-Kowalska


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Premiera książki „Mężczyźni mojego życia. O miłości, miłosierdziu i dobrym pomaganiu”
Zdjęcie główne: Dyrektor Hospicjum im. błogosławionego Michała Sopoćki w Wilnie s. Michaela Rak przyjmuje pomoc od Polskiej Fundacji Narodowej. Fot. PAP/Valdemar Doveiko
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.