Historia

Bunt w Workucie. Rynsztokiem płynęła krew więźniów

„Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy szans, ale nie chcieliśmy ginąć jak Żydzi w gettach. To najgorsza śmierć, woleliśmy zginąć w walce, w ucieczce, w biegu…”

Fragment książki „Bunty w łagrach. Relacje polskich więźniów Gułagu”, opracowanej przez Agnieszkę Knyt, publikujemy dzięki uprzejmości Ośrodka KARTA.

Ust’-Usa – 1942, Igarka – 1947, Inta – 1949, Ekibastuz – 1952, Workuta, Norylsk – 1953... Workuta, Norylsk – 1953... [Tam] w sowieckim Gułagu, w czasach najgłębszego stalinizmu ludzie, zdawałoby się, skazani na powolne umieranie, póki system nie wyciśnie z nich ostatniej kropli potu na rzecz totalitarnego państwa – mieli odwagę, by się zbuntować. […] Ich relacje były nagrywane w ramach oddolnej, społecznej inicjatywy od 1988 roku (jeszcze w podziemiu) do połowy lat 90., już dla oficjalnie działającego Archiwum Wschodniego Ośrodka KARTA. Pochodzą z jedynej w Polsce tego rodzaju kolekcji relacji ustnych ponad 150 osób, które przeszły przez piekło Gułagu. […] Z tych okruchów pamięci podjęliśmy próbę opisania buntów w łagrach Norylska, Workuty i Kingiru w latach 1953 i 1954.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
MARIAN SNOPKO
Strajk rozpoczął się 12 lipca 1953, w ciepły, pogodny dzień. Pierwsza zmiana wyszła do pracy, ale do kopalni nie zjechała i wróciła do baraków pod konwojem. Drugiej zmiany już do pracy nie wyprowadzono. Zona została obstawiona wojskiem i ciężkimi karabinami maszynowymi. Od razu wybraliśmy komitet strajkowy, w skład którego wchodziły po dwie osoby z każdej narodowości, z Polaków – Stefan Józefowicz i pan Zwinogrodzki. Komitet udał się do naczelnika obozu i przedstawił mu nasze żądania. Ten przyjął ich dobrze i przekazał postulaty do wyższych władz – do generała Dieriewianko, który miał pieczę nad całą Workutą. Żądania nasze przedstawiały się następująco:
1) zabrać z obozu wszystkich stukaczy,
2) zabronić żołnierzom (rano i wieczorem przychodzili robić prowierkę – liczenie) wstępu na teren obozu,
3) oddać kaptiorkę (magazyn żywności, w którym było jedzenie na około trzy doby) pod zarządzanie komitetu strajkowego.
Komitet będzie także wyznaczał ludzi, którzy uruchomią w kopalniach wentylatory, by uniknąć wybuchów metanu. Najszybciej spełniono pierwsze żądanie – około dwudziestu donosicieli zamknięto w karcerze, a potem wywieziono ich. Podczas strajku byliśmy wszyscy bardzo spokojni, nikt nie podchodził do zony. Ponieważ jednym z żądań było wezwanie władz z Moskwy, chcieliśmy rozmawiać tylko z najwyższymi władzami z Kremla, czekaliśmy cierpliwie na ich przyjazd. W tym czasie nasz obóz stanął pierwszy, zastrajkowała cała Workuta. Mieliśmy bowiem łączność między obozami – informacje przekazywane były alfabetem Morse’a za pomocą lusterka. Odległości między obozami były niewielkie – 1–2 kilometry, więc każda wiadomość docierała w ciągu godziny, półtorej. Robiliśmy też latawce z ręcznie pisanymi ulotkami i choć je wyłapywano, to część poszła w świat.

MICHAŁ MILEWSKI
Kto był trochę śmielszy – zaraz go brali do komitetu. Przeważnie zaangażowali się tam Polacy. Kożuchowski (naprawdę Eryk Barcz), Edward Buca z Brześcia, z zawodu nauczyciel, Witek Ignatowicz z Grodna. Głównym przywódcą był Edek Buca; on powołał ten komitet. Nie był znany przed strajkiem – pierwszy wygłosił przemówienie, ładnie powiedział i od razu wynieśli go na przywódcę. Redagował nasze postulaty, wisiały na tablicy w obozie. Mimo że tam noc nie jest ciemna, latem słońce nie zachodzi, ale on wyznaczył delegatury, żeby nie spać, a kontrolować, chodzić po całym obozie, żeby w razie czego zameldować, wszystkich na nogi postawić[…].
Grafika: Ośrodek KARTA
ERYK BARCZ
[…] W drugim–trzecim dniu strajku do ogrodzenia zaczęły podchodzić grupki żołnierzy, oficerów i wykrzykiwać: „Kontrrewolucjoniści!”, „Czekacie imperialistów!”, „Szpiedzy wami rządzą!”. Uznałem to za prowokację. Zredagowałem kilka haseł, które miały być kontrą. Ściągnąłem do pomocy dwóch donosicieli. Myślałem – może mi ich ustrzelą. Przy bramie wywiesiliśmy wielki transparent na czerwonym płótnie: „My za rządem Malenkowa, Żukowa”. Metrowej wysokości litery drugiego hasła – „My za radziecką ojczyzną” – były widoczne przez lornetkę z całej Workuty. Każdą oddzielnie trzeba było mocować na dachu szpitala. Nikt nie chciał tam wleźć – za płotem stały już karabiny maszynowe. Wlazłem sam, w kąpielówkach. Trzecie, najbardziej radykalne hasło: „Swobodu nam, ugol rodinie” [Nam wolność, ojczyźnie węgiel] – napisałem pędzlem na dachu baraku. Natychmiast po wywieszeniu haseł prowokacje ustały. Zamurowało ich. To była moja własna inicjatywa, komitet nie brał w tym udziału […].

MARIAN SNOPKO
Na drugi czy trzeci dzień naszego oczekiwania jakiś oficer zaczął zza zony robić nam zdjęcia. Wtedy jeden z więźniów rzucił cegłą w aparat fotograficzny. Oficer natychmiast wydał rozkaz otwarcia ognia. Żołnierz w pobliżu niego nie chciał strzelać, więc sam diegtiarem puścił serię po ludziach. Kilku więźniów zginęło od razu, dwunastu–trzynastu było rannych, wybuchła panika. By nas uspokoić, aresztowano tego oficera, ale jak się potem dowiedziałem, tylko pozornie – szlify zachował, prze- wieziono go jedynie do innego obozu. Komitet wyznaczył ludzi z miechcechu [warsztatów mechanicznych], którzy poszli do kopalni i wykuli żelazne krzyże z tabliczkami. Pogrzeb poległych odbył się na drugi czy trzeci dzień – w zrobionych przez nas trumnach zbitych z desek obnieśliśmy ich trzy razy wokół obozu, a orkiestra obozowa (zazwyczaj przygrywała nam, jak szliśmy do pracy czy z pracy) grała marsza żałobnego. Za zoną czekała ciężarówka, na którą wyznaczona do pogrzebu brygada ustawiła trumny. Kiedy samochód w drodze na cmentarz mijał inne obozy, tam też grano marsza żałobnego.

ERYK BARCZ
Domagano się rozmów z komisją rządową, jeśli kopalnie mają ruszyć […]. Przed wartownię podjechały limuzyny. Na czele szedł generał Maslennikow, niski, brzuchaty, cały w orderach. Obok w granatowym mundurze z trzema dużymi gwiazdami, w czarnych butach z cholewami – Rudenko. Generał Dieriewianko w spodniach granatowych z czerwonymi lampasami – utkwiły mi w pamięci. Siedzieliśmy na ziemi, w pierwszym rzędzie Buca i jeszcze ktoś z komitetu. Maslennikow przedstawił się: „Ja gienierał armii Maslennikow, kandidat w czleny... – powymieniał cały szereg tytułów – i towariszcz Rudenko, zamiestitiel [zastępca] gienieralnogo prokurora Sojuza...”. Nic mi nie mówiło ani „Maslennikow”, ani „Rudenko”; siedziałem w dwunastym, piętnastym rzędzie. Chcieliście, oto macie, jesteśmy.

Na „białe niedźwiedzie”. 80 lat temu Sowieci rozpoczęli zsyłki Polaków

Chodzili po wagonach, nosząc pod rękami zmarzłe dzieci, niemowlęta, pytając się czy „zamierszczych rebiat nima”.

zobacz więcej
Ustanawiają poriadok sowieszczanija [porządek zebrania] – kto chce mówić, podnosi rękę do góry. Wstał Buca, wybełkotał, że nikt nie będzie mówił, wszystko napisane – i podał im rulon brystolu. Maslennikow rozwinął krawędź i podał oficerom do tyłu. Rulon znikł. Buca stał. Rudenko podszedł do niego i zaczął krzyczeć: „Ty kto?! Katorżnik, kontrriewolucyonier! Sadis’!” [Kim ty jesteś?! Katorżnikiem, kontrrewolucjonistą! Siadaj!]. Buca siadł skonsternowany. Po prawej stronie w płocie wyrąbana była dziura, a w niej karabiny maszynowe; tworzyły strefę ostrzału na wypadek, gdyby tłum próbował natrzeć. Powstał krzyk: „Beriowscy bandyci! Mordercy!”. Wszystko fatalnie się rozwijało; podniosłem rękę. Pustka w głowie, niczego nie przygotowałem. Zacząłem jak Maslennikow – cedzić słowa, każde oddzielnie: „Ja, Lech Kożuchowski, Polak z Warszawy, jako obywatel kraju zaprzyjaźnionego chciałbym być mediatorem między tymi oto skrzywdzonymi ludźmi a delegacją rządu radzieckiego. Miasta, kopalnie powstały rękami tych oto ludzi...”. Tak ciągnąłem – żeby ich ugłaskać, żeby mieć wejście. Z tyłu powstał tumult: „Prowokator!”, „Co on gada? Przecież my chcemy na wolność!”. Poderwał się Maluszenko, minister propagandy komitetu, i zaczął wyzywać komisję. Na to Maslennikow: „Obrażają nas, towarzysze, nie będziemy rozmawiać”. […] [Maluszenko] wrócił na miejsce, ja zmieniłem ton: „Te obozy nie są bardziej ludzkie niż Majdanek i Oświęcim. Na tej górce leży półtora tysiąca trupów! Mordowano nas, szczuto psami, morzono głodem...”. Natychmiast Rudenko zaczął przerywać. Mówiłem, on przerywał, ja głośniej i głośniej, aż go zagłuszyłem. „Ludzie oczekują decyzji rządu radzieckiego”. Nie powiedziałem „otworzyć bramy na wolność”, urwałem, podziękowałem za uwagę i siadłem. Wtedy Maslennikow powiedział dokładnie tak: „Waszu riecz s bolszym udowolstwijem słuszała by lubaja sowietskaja awditorija. Bolszoje wam spasibo” [Waszej mowy wysłuchałoby z wielką przyjemnością każde radzieckie audytorium. Bardzo wam dziękuję]. Rozwinął papier: „Rząd radziecki, kierując się względami humanitarnymi, postanowił” – i lista: za jeden dzień dobrej pracy darowuje się dwa lub trzy dni wyroku, będą płacić pieniądze, będzie oddzielny barak do widzeń z rodzinami, korespondencja... Skargi rozpatrzone zostaną indywidualnie. Ale, oczywiście, nie było mowy o wypuszczeniu na wolność. „A teraz do roboty. Ojczyzna potrzebuje węgla”. Odpowiedziała mu głucha cisza. Trwała na tyle długo, że zaczęli się zbierać. Wyszli. Tłum się rozszedł. […]
ERYK BARCZ
Wróciłem do baraku. Za chwilę przyszedł kolega, Matysiak. W imieniu Polonii – było tam kilkunastu Polaków – złożył mi gratulacje; że są dumni, że właśnie Polak itd. Wysłuchałem tego... Buca był też Polakiem, jego doradca Greczanik także. Trzech ludzi trzęsło tym strajkiem. Był to polski strajk. Niemców było w obozie czterystu – nie było ani jednego w komitecie; w ogóle nie brali udziału, siedzieli gdzieś w kącie. Wkrótce pojawił się wysłannik komitetu, powiedział, że uchwalono, że zaprasza się mnie do udziału w komitecie, na stanowisko, jak powiedział wyraźnie żartobliwie, ministra spraw zagranicznych. (Żartowaliśmy z siebie: „rząd tymczasowy”.) Zapytałem, czy protokołują zebrania. „Wszystko jest bardzo porządnie zapisywane”. – „Dla kogo? Dla NKWD?”. Przyjąłem stanowisko, zdecydowałem, że będziemy komunikować się przez łącznika, w ubikacji.

MICHAŁ MILEWSKI
1 sierpnia, rano, jeszcze spałem, drogą przechodziły zaraz za drutami kolumny wojsk – może po pięćdziesięciu ich tam było, może po setce nawet. Idą ze śpiewem z automatami, z karabinami maszynowymi. Oprócz tego, obóz miał formę prostokąta, na każdym narożniku postawili beczki, pookładali darniną i po trzy karabiny maszynowe poustawiali. Czyli w sumie dwanaście karabinów maszynowych, na narożnikach. Wtedy Kożuchowski wskoczył do baraku, mówi: „Szybko! Wszyscy przed bramę! Dziś rozstrzyga się nasz los!”. Za bramą klęczą żołnierze z automatami. Nad nimi drugi rząd z pepeszami. Na oko – grubo ponad pięciuset żołnierzy. A tu plac, nigdzie nie schowasz się. Droga główna od bramy, po bokach rowy, żeby woda miała gdzie spływać […].

ERYK BARCZ
[…] Skoczyłem po barakach, zachęcałem, wypędzałem, żeby było nas jak najwięcej. Tłumaczyłem: „Nie będą inni decydować za was, co będzie dalej”. Bałem się, że nie pójdą, ale szli. Wbiegłem do jakiegoś baraku, dwóch grało w szachy, obojętnie, spokojnie. Kopnąłem stół: „Tam!”. Zależało mi, żeby była tam siła, żeby nas nie rozszarpali, nie rozpędzili. Jak wróciłem przed bramę, stało tam co najmniej tysiąc ludzi. […] Otworzyła się brama. Do pierwszego szeregu zbliżyła się grupa oficerów, zaczęli fotografować. Ludzie zasłaniali twarze czapkami. Następnie weszło czterdziestu strażników bez broni. Nie bili – łapali za odzież, usiłowali wyciągać nas z tłumu. W tym momencie ludzie spięli się pod ręce. Nie sposób było nawet jednego wyszarpnąć. Tłum stał jak ściana. Żadnych okrzyków – niemy film. Przez megafony przeczytali ultimatum. Krótko: opuścić obóz, pod- dać się, wyjść w dolinę między wojsko. Bokami jak szczury zaczęli uciekać „ich” ludzie oraz ci, co nie chcieli ryzykować głową. Wybiegło może stu. Potem drugie i trzecie czytanie. Jeszcze dwudziestu uciekło. Nikt im nie przeszkadzał. I koniec, już więcej nikt nie wyszedł. Wtedy major, którego widziałem w komisji moskiewskiej, zaczął wołać do mnie: „Parień! Wychodi odin! Poka wriemia, wychodi! Goworiu tiebie – wychodi!” [Chłopaku! Wychodź sam! Póki czas, wychodź! Mówię ci – wychodź!]. Jestem przekonany, że to nie była taktyka; on mi współczuł. Wiedział, co będzie za chwilę […].

Grali w karty o życie tego, kto pierwszy przejdzie koło ich okien. To byłam ja

Była bita, przeżyła ciężkie śledztwo, po którym usłyszała wyrok: 10 lat katorżniczej pracy na Syberii. To była kara za konspiracyjną działalność Stefanii Szantyr.

zobacz więcej
MICHAŁ MILEWSKI
Taki grad kul zaczął gwizdać... […] „Nie bójcie się! Oni do góry strzelają, na postrach.” A – myślę – nie ma sensu żartować, odgrywać bohatera. Pierwszy na ziemię – wcisnąłem się, upadłem. A już na mnie zaczęły trupy padać. Czuję, że coś mi ciepło... Upadłem, rękę podłożyłem, bo droga żwirowana, patrzę – krew, ale bólu nie czuję. Wtedy zaczęli ludzie padać, zewsząd: „Oj, pomogitie, pomogitie!” [Oj, pomocy, pomocy!].

ERYK BARCZ
Otworzyli ogień ze wszystkich stron. Przez chwilę sądziłem, że to w powietrze, na postrach. Lawina przez kilka minut – po obozie, po barakach, po wszystkim. Obok mnie stary, zupełnie łysy Łotysz osunął się z roztrzaskaną głową. Poczułem uderzenie, rzuciłem się w prawo wzdłuż pierwszego szeregu. Stoczyłem się do rowu przy drodze. Jeszcze trafiło mnie w rękę […].

MICHAŁ MILEWSKI
To trwało dziesięć, może dwadzieścia minut; mnie się wydawało, że to godzina. Wreszcie ucichło. Wysuwam głowę spod trupów, ludzie pokotem leżą. Ale znów się otworzyła strzelanina i znów tak sypnęli gradem kul! Chyba zobaczyli, że jeszcze ludzie się poruszają, i wszystkich dobijają. Ucichło. Myślę – i tak dobiją, trzeba wyłazić. Wypełzłem spod trupów, wsunąłem się do rowu po bokach drogi. Tam rynsztokiem płynęła krew, ludzi jak śledzi było nałożone […].

ERYK BARCZ
Biegiem w głąb obozu. Ludzie zginęli w barakach, na pryczach... Wpadłem do ambulatorium, firaneczki poruszał wiatr, okna otwarte, czyściutko, bialutkie drzwi. Piękny, słoneczny dzień. Cisza, świat zupełnie odmienny od rzeczywistości sprzed kilku sekund. Kiedy robiono mi opatrunek, wbiegł człowiek, mózg mu wypływał między palcami. Osunął się, umarł. Za nim wbiegła masa rannych. Nosiło mnie, nie mogłem uleżeć. Zobaczyłem, że przemięka mi kurtka, więc ze stosu trupów ściągnąłem czystą. Znalazłem w niej przestrzelony święty obrazek. Wyszedłem na pomost przed ambulatorium, chciałem zobaczyć pole bitwy. Znosili stosy zabitych. Droga już prawie uprzątnięta z trupów, zmywali z niej krew. Za bramą wojsko, wypędzali ludzi w dolinę […]. Część ludzi wypędzono pomiędzy wojsko, ale większość została w obozie. Wyławiano aktywistów, resztę formowano w brygady, karmiono i wyprowadzano do pracy. Zdążyłem wziąć ze skrzynki chleb, łyżkę, usiadłem – i zostałem aresztowany.

MICHAŁ MILEWSKI
Co się stało z członkami komitetu? Witek Ignatowicz zginął podczas masakry, dostał dwie kule w piersi. Pytałem o pozostałych, ale nikt nic nie wiedział.

ERYK BARCZ
Po miesiącu przerzucili mnie do workuckiego więzienia. Wkrótce całym komitetem znaleźliśmy się w jednej celi. Po półrocznym śledztwie doręczono nam akt oskarżenia. Najcięższe przestępstwa antypaństwowe: „kontrrewolucja, sabotaż i antyradziecka organizacja”. Dość wiernie opisano przebieg buntu, na trzynastu stronach. Każdy dostał odbitkę. 31 grudnia 1953 sąd najpierw złożył nam życzenia noworoczne, następnie przeczytał wyrok. My do więzienia, oni świętować sylwestra […]
Były więzień obozu przy kopalni nr 29 w Workucie Witold Augusewicz ze swoją przyszłą żoną Jadwigą Olechnowicz na tle cmentarza, gdzie pochowano ofiary strajku w tym obozie. Fot. z książki „Bunty w łagrach” – archiwum prywatne Witolda Augusewicza/ Fotoarchiwum Gułagu Tomasz Kizny
MICHAŁ MILEWSKI
Kiedy [w 1955 roku] na kopalni numer 3 znów zastrajkowaliśmy, władze przerzucały nam prowokacyjne ulotki: „Zostaniecie zmasakrowani. Czy pamiętacie kopalnię numer 29?”.

JANUSZ GUTTRY
Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy szans, ale nie chcieliśmy ginąć jak Żydzi w gettach. To najgorsza śmierć, woleliśmy zginąć w walce, w ucieczce, w biegu. […] No i po strajku upłynął jakiś czas i znowu nic. Dopiero po roku, w maju, na kopalni siódmej została wysadzona podstacja. […] Ja byłem wtedy na drugiej zmianie, przyszła trzecia zmiana i powiedziała, że przyjechała komisja z Moskwy i że ogłosili amnestię dla niepełnoletnich, to znaczy – kto był sądzony poniżej wieku 18 lat, miał możliwość wyjścia, jeżeli odbył już połowę kary. No więc zacząłem liczyć i wychodziło, że odbyłem już połowę. Nie chciało mi się w to wierzyć.

Wspomnienia przedstawili:

MICHAŁ MILEWSKI – aresztowany 22 grudnia 1949 w Wilnie, skazany 12 stycznia 1951 za współpracę z Armią Krajową na 25 lat pobytu w łagrze. Od września 1951 w obozie w Workucie, współorganizator buntu. Do Polski przyjechał w 1958 roku.

ERYK BARCZ – ur. 1924 w Warszawie, członek Armii Krajowej, aresztowany przez NKWD 29 stycznia 1945, skazany w lipcu 1945 na karę śmierci, zamienioną na 20 lat pobytu w łagrze. Pod koniec 1955 roku przekazany władzom polskim. Zwolniony z obozu w październiku1956.

JANUSZ GUTTRY – ur. 1928 we Lwowie, harcerz, od 1942 roku w Armii Krajowej, aresztowany 22 czerwca 1945, skazany 1 marca 1946 (jako nieletni) na karę śmierci, zamienioną na 20 lat pobytu w łagrze. W lipcu 1946 wysłany do obozu w Workucie. W lutym 1955 zwolniony z łagru. W marcu 1956 przyjechał do Polski.

MARIAN SNOPKO – ur. ok. 1926. Członek Armii Krajowej, aresztowany 12 maja 1946 w okolicach Szczuczyna. Skazany na 20 lat pobytu w łagrze. Zwolniony w 1957 roku, wrócił na Nowogródczyznę, następnie przyjechał do Polski.

– wybrała i opracowała Agnieszka Knyt

Na podstawie rozmów nagranych przez Tomasza Gleba, Wiesława Krasnodębskiego i Małgorzatę Strasz


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Tytuł pochodzi od redakcji
Zdjęcie na okładce: Workuta (Komi ASRR), 20 kwietnia 1956. Robotnik lampowni w kopalni Kapitalnaja. Fot. zbiory Ośrodka KARTA, udostępnił Eryk Barcz
O książce

To jedyna w Polsce taka kolekcja: ustne relacje ponad 150 osób, które przeszły przez piekło Gułagu już po 1945 roku, po zakończeniu działań na frontach II wojny światowej. Byli młodzi i bardzo młodzi, niemal wszyscy byli żołnierzami Armii Krajowej, zazwyczaj wciąż działającymi w konspiracji niepodległościowej. Trudno przecenić dorobek Ośrodka KARTA w dziedzinie dokumentowania polskiej historii najnowszej: relacje opracowane w książce „Bunty w łagrach. Relacje polskich więźniów Gułagu” były nagrywane w ramach oddolnej, społecznej inicjatywy od 1988 roku, jeszcze w strukturach podziemnych, dla Archiwum Wschodniego Ośrodka KARTA. Niebywale cenne działanie pozwoliło zarejestrować wypowiedzi i wspomnienia ludzi skazanych przez komunistyczny system na powtórny wyrok – tym razem milczenia i zapomnienia. A przecież chodzi o grupę szczególną – nie tylko dlatego, że jej członkowie byli żołnierzami niepodległościowego podziemia, ale byli też przywódcami i organizatorami buntów w łagrach Workuty, Norylska i Kongiru w latach 1953 i 1954.

Buntów w łagrach, o czym się nawet nikomu nie śniło! Wnikliwe opracowanie pod redakcją Agnieszki Knyt, edukacyjne mapy pokazujące bezmiar katorgi, nieznane zdjęcia – to wszystko sprawia, że mamy do czynienia z książką niezwykłą. Opowieść o buntach w łagrach wciąż inspiruje. Zwłaszcza teraz, kiedy zza wschodniej granicy wciąż słyszymy o wywózkach obrońców ukraińskich miast – dokąd i na jakich warunkach, nie wiadomo.

A na czterdziestolecie Ośrodka KARTA – obchody trwają, wielka gala jesienią – składamy i gratulacje, i podziękowania.

– Barbara Sułek-Kowalska


Łagier w Workucie
Zdjęcie główne: Cmentarz więźniów przy kopalni nr 29 (obecnie „Jur-Szor”, na horyzoncie), gdzie pogrzebano więźniów zastrzelonych w czasie tłumienia strajku w Workucie. Fot. strona z książki „Bunty w łagrach”, zdjęcie Tomasz Kizny, wykonane w 1990 roku
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.