Kultura

Kończy 80 lat i żyje. Choć już ponad pół wieku temu, po wydaniu „Abbey Road”, spekulowano, że „Paul is dead”

W sobotę 18 czerwca 2022 Sir Paul McCartney, bo o nim mowa, niegdyś przedwcześnie uśmiercony przez miłośników teorii spiskowych, będzie obchodził okrągłe urodziny.

Teoria „Paul is dead” była pochodną beatlemanii, która w latach 60. XX wieku zawładnęła wyobraźnią młodzieży (i nie tylko). Zespół cieszył się ogromną popularnością. – Beatlesi przełamywali wszelkie bariery. Społeczne, muzyczne, kulturowe… – mówi Tygodnikowi TVP Roman Rogowiecki, dziennikarz, dyrektor muzyczny Polskiego Radia RDC, a prywatnie miłośnik Beatlesów, który przetłumaczył na język polski książkę „The Beatles. Antologia”. Rogowiecki dodaje, że jego muzyczne gusty to „3xB”: „Bach, Beethoven, Beatles”.

– Beatlesi stali się niekwestionowanymi celebrytami. Łączyli muzykę z aktorstwem [przypomnijmy takie filmy z lat 60., jak „Noc po ciężkim dniu”, „Na pomoc!” czy „Żółta łódź podwodna” – red.]. Podążali ścieżką wytyczoną przez Elvisa Presleya. Tylko z większym rozmachem. Byli artystami wielowymiarowymi. Oddziaływali nawet na politykę – mówi w rozmowie z Tygodnikiem TVP Krzysztof Stanisław Werner, prezes Fan Clubu The Beatles w Lublinie. Dodaje, że czwórka z Liverpoolu zmieniła branżę muzyczną. – Dotychczas muzykom wszystko dyktował producent. Mieli jedynie przyjść do studia, wykonać piosenkę i wyjść. Tymczasem Beatlesi kreowali swoje utwory, byli wizjonerami – dodaje.

Euforia, towarzysząca beatlemanii, sprzyjała pojawianiu się rozmaitych plotek, które rozpalały wyobraźnię fanów. Tak było z legendą „Paul is dead”. Trzymając się chronologii – krążyła ona w obiegu jeszcze przed wydaniem w 1969 roku albumu „Abbey Road”. Według niej, McCartney zginął w wypadku samochodowym w 1966 roku. Zaś jego miejsce w zespole zajął sobowtór – William Campbell.

W filmie paradokumentalnym „Paul McCartney zginął. Historia oszustwa”(2010) – zaznaczmy od razu: filmie absurdalnym – zebrano różne teorie dotyczące tej historii. Usłyszymy w nim głos z tajemniczych taśm, rzekomo Georga Harrisona, który postanowił zdradzić kulisy spisku. „Harrison” wyjawił, że za podstawieniem sobowtóra miał stać brytyjski wywiad (MI6). Zamierzał on udaremnić potencjalną falę samobójstw w społeczeństwie, która mogłaby nastąpić, gdyby rozeszła się informacja o rzekomej śmierci idola.

– W 1966 roku Paul McCartney rzeczywiście miał wypadek. Ale na motorowerze, do tego niegroźny. Trochę się potłukł i ułamał sobie ząb. Nagrano nawet kilka teledysków, które przez długi czas nie były opublikowane (wydano je w 2015 roku na DVD, w ramach edycji deluxe albumu kompilacyjnego „1+”), w których śpiewa on z ułamanym zębem – opowiada Krzysztof Stanisław Werner.

Natomiast Piotr Metz, dziennikarz Polskiego Radia i również miłośnik zespołu The Beatles, w rozmowie z Tygodnikiem TVP podkreśla, że szalona popularność czwórki z Liverpoolu, trudna do wyobrażenia w dzisiejszej rzeczywistości, powodowała, że wokół zespołu co chwilę pojawiały się przedziwne opowieści. – To były czasy sprzed ery internetu, więc jeżeli występowała szeptana propaganda, to nie można jej było szybko zweryfikować. A plotki rozchodziły się błyskawicznie – zaznacza dziennikarz.

Zamyślił się prowadząc samochód

Jak to się stało, że z pozoru niewinna (choć wyjątkowo niemądra) plotka przerodziła się w teorię spiskową? Iskrę wzniecił Tim Harper, 19-letni student dziennikarstwa na Uniwersytecie Drake w Des Moines (stan Iowa). W artykule opublikowanym na łamach pisma uniwersyteckiego „The Times-Delphic”, pt. „Is Beatle Paul McCartney dead?” [Czy beatles Paul McCartnej nie żyje?], opisał on domysły krążące po uczelnianym kampusie. Miały one sugerować, że w zespole The Beatles dzieje się coś niepokojącego, szczególnie z Paulem McCartneyem, który oszalał, a może nawet nie żyje.
Marzec 1969, ślub Paula McCartneya z Lindą Eastman. Fot. Keystone-France/Gamma-Rapho via Getty Images
Student zwracał uwagę na okładki albumów, zawierające rzekomo znaki, które miałyby potwierdzać domysły. Na przykład na okładkę płyty „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, która przedstawia Beatlesów, ubranych w kolorowe mundury. Otaczają ich podobizny znanych postaci, takich jak Marlene Dietrich, Marilyn Monroe, Marlon Brando, Oscar Wilde, Edgar Alan Poe czy Karol Marx. Autor artykułu zwrócił uwagę na tajemniczą rękę uniesioną nad głową McCartneya, sugerując, że znak ten, wśród starożytnych Greków bądź Indian, symbolizował śmierć.

Wskazywał też na tylną stronę okładki. Tam widnieje czwórka z Liverpoolu (już bez znanych postaci). Paul jako jedyny jest odwrócony plecami. To również wzbudzało niepokój. Tak jak to, że George Harrison rzekomo wskazuje na frazę jednej z piosenek: „Zamyślił się prowadząc samochód” (w rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca).

Harper napisał też o okładce albumie „Magical Mystery Tour” (1967). Okładka przedstawia Beatlesów przebranych za morsy, w nawiązaniu do utworu „I Am the Walrus” [Jestem morsem]. Rzekomo zawiera ona wskazówkę, że „to Paul jest morsem, a nie John (wykonawca piosenki”, a „podobno wikingowie uznawali morsy za symbol śmierci”.

Różne „poszlaki” miały dowodzić wielkiego oszustwa. Co więcej, artykuł sugerował, że w mistyfikację może być zaangażowany brat Paula – Mike McCartney.

Słowem, absurd. Niemniej tekstem zainteresowały się niektóre media. W 2013 r. w artykule „Plotka o śmierci gwiazdy pop rozpoczęła się w Drake”, opublikowanym w „The Times-Delphic, czytamy, że Tim Harper, po ukazaniu się artykułu, udzielił dwunastu wywiadów dla stacji radiowych „od Los Angeles po Chicago”. Miał otrzymywać 10 dolarów za pięć minut rozmowy telefonicznej.

Boso na przejściu

Prawdziwe szaleństwo nastąpiło jednak po premierze albumu „Abbey Road”, która odbyła się 26 września 1969 roku. 12 października do audycji Russa Gibba, DJ-a, prezentera stacji radiowej WKNR-FM z Detroit, dodzwonił się tajemniczy słuchacz – Tom. Oznajmił, że chce „porozmawiać o śmierci McCartneya”. I przedstawił „dowody”… Zasugerował między innymi, by uważnie przesłuchać piosenkę „Revolution 9”. Tyle że od tyłu – rzekomo słychać wówczas słowa: „Turn me on, dead man”. Zaskoczony prezenter podjął rozmowę, wyemitował również wskazany utwór.

Temat podchwyciły media. Teoria błyskawicznie rozprzestrzeniła się po Ameryce, a niebawem po całym świecie, budząc niepokój wśród fanów Beatlesów. Tak powstała legenda „Paul is dead”.

Oliwy do ognia, choć nieświadomie, dolał sam Paul McCartney, który w tamtym czasie postanowił zdystansować się od medialnego zgiełku. – To był okres, w którym John Lennon oznajmił, że odchodzi z The Beatles. Oficjalnie jeszcze nie ogłoszono, że zespół się rozpadł. Paul McCartney zaszył się w swoim gospodarstwie w Szkocji. Nie pokazywał się publicznie. Wielu fanom przeszła wtedy przez głowę myśl, że Paul może rzeczywiście nie żyje – opowiada Krzysztof Stanisław Werner.

Milczenie artysty rozpalało wyobraźnię miłośników teorii spiskowych. Doszukiwali się oni kolejnych symboli, „potwierdzających” domysły o jego śmierci. – Zbiór znalezionych wskazówek jest ogromny. Na przykład na okładce płyty „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” dopatrywano się symbolicznego pogrzebu artysty, gdzie zebrani żałobnicy stoją nad jego grobem pełnym kwiatów ułożonych w kształcie gitary basowej [na jakiej grał Paul – red]. Odbijano tę okładkę w lustrze, doszukując się ukrytych dowodów potwierdzających śmierć Paula. Niektórzy twierdzili, że na końcu piosenki „I Am the Walrus” (z albumu „Magical Mystery Tour”) słyszą słowa: „Paul is dead”. Oczywiście takie słowa tam nie padają, ale niedbałe odsłuchiwanie utworów przez fanów stanowiło tło dla rozprzestrzeniania się kolejnych plotek – kontynuuje prezes Fan Club-u The Beatles.

Mit Johna Lennona. Buntownik, idealista… hipokryta

Domagał się zniesienia własności choć sam miał pałac z siedmioma sypialniami.

zobacz więcej
Wnikliwie przestudiowano również okładkę najnowszego wówczas albumu „Abbey Road”, na której czwórka z Liverpoolu przechodzi przez przejście dla pieszych. Śmierci McCartneya miał dowodzić choćby papieros w prawej ręce artysty (wszak jest on leworęczny), a także to, że jako jedyny przechodzi przez ulicę boso. W tle stoi zaparkowany biały volkswagen garbus z rejestracją: „LMW 281F”. „LMW” interpretowano jako znak: „Linda McCartney weeps”, czyli że żona Paula – Linda „opłakuje męża”. Z kolei numer „281F” odczytywano jako „28 if”, a dokładne jako wiadomość: „Gdyby Paul żył, miałby 28 lat”. – To wszystko było fikcją, totalną bzdurą. Ale te teorie żyły własnym życiem – mówi Krzysztof Stanisław Werner.

Pogrzebałem Paula

Dwa lata temu ukazała się książka Ernesto Carbonettiego i Paolo Barona „Paul is dead: when The Beatles lost McCartney”. – Oczywiście ona nie jest na serio, autorzy bawią się plotkami. A „dowodów” potwierdzających teorię jest mnóstwo. Na przykład na końcu piosenki „Strawberry Fields Forever”, wykonywanej przez Johna Lennona, słuchacze doszukiwali się ukrytej frazy: „I buried Paul” [„Zakopałem/pogrzebałem Paula”]. Słuchali tego fragmentu w zwolnionym tempie i mówili: „Rzeczywiście to tak brzmi!”. Oczywiście nie było żadnego spisku – mówi Piotr Metz.

Dziennikarz muzyczny zaznacza, że rozprzestrzenienie się plotek o śmierci McCartneya jest również pokłosiem ludzkiej natury. – Jeżeli zakładamy sobie pewną tezę i zbieramy pod nią różne „dowody”, to nagle wszystko zaczyna się nam układać. Wielu ludzi ma również poczucie, że „wokalista śpiewa do mnie i o mnie” – mówi Piotr Metz. – W piosenkach Beatlesów doszukiwano się cudów; drugiego, trzeciego, czwartego, a nawet piątego dna. Ludzie odsłuchiwali je tysiące razy, aż w końcu wpadali w obsesję. Potęgował ją niepokój o zespół, który był już w schyłkowej fazie swojej działalności – dodaje.

Z kolei prezes lubelskiego Fan Club-u The Beatles podkreśla, że sami Beatlesi chętnie zamieszczali w swoich piosenkach aluzje i fałszywe tropy dla poszukiwaczy muzycznych teorii spiskowych. Chociażby w utworze „Glass Onion” z albumu „The Beatles” (zwyczajowo nazywanym Białym Albumem) John Lennon zażartował podając fałszywą wskazówkę, nawiązującą do kompozycji „I Am the Walrus”, że tak naprawdę morsem był Paul (a nie faktycznie on). – Beatlesi znali swoją wartość. Dlatego często podejmowali drobne gry z fanami. Puszczali do nich oko, nie stronili od żartów – dodaje.

– Beatlesom zdarzało się żartować na temat szczegółowego analizowania ich tekstów i różnych domysłów. Mieli tendencję do szyfrowania haseł, do zamieszczania w tekstach tzw. inside jokes. To był też okres psychodeliczny, gdzie teksty trochę odlatywały w kosmos, a zatem można było je interpretować na różne sposoby – tłumaczy Piotr Metz. – Na przykład utwór „I Am the Walrus” był inspirowany powieściami Lewisa Carrolla. Beatlesi bawili się słowem, które można było przykleić do każdej teorii – kontynuuje dziennikarz.

Wylał wiadro wody

– Teoria o śmierci Paula McCartneya była kompletnie absurdalna. Nie wiem, po co została wymyślona. Zresztą nie sądzę, by wielu ludzi w nią uwierzyło. Ona tylko przysporzyła McCarneyowi jeszcze większej popularności– mówi Roman Rogowiecki. ODWIEDŹ I POLUB NAS Można się zastanawiać, czy za teorią spiskową nie stali sami Beatlesi. I czy jej rozpowszechnienie nie było korzystne w kontekście sprzedaży albumu „Abbey Road”. – Gdy po raz pierwszy usłyszałem o tej teorii, pomyślałem, że gdyby Paul McCartney rzeczywiście umarł, to zostałoby to ogłoszone oficjalnie. I że może to być akcja piarowa wokół „Abbey Road”, płyty, która była zwieńczeniem działalności zespołu [w 1970 roku ukazał się jeszcze album „Let It Be”, który nagrywany był jednak wcześniej] – kontynuuje dyrektor muzyczny Polskiego Radia RDC.
Po chwili dodaje: – Media często przeinaczały słowa Beatlesów. Może ta plotka była więc pewnego rodzaju ich zemstą na mediach? Na zasadzie: „Skoro piszą o nas bzdury, to my im teraz podeślemy jeszcze większą bzdurę”. Ale to tylko spekulacje – rozważa Roman Rogowiecki.

Nadmienia na marginesie, że współpraca z Beatlesami, ze względu na różnorodność utworów, musiała być dla marketingowców prawdziwym koszmarem – Proszę przyjrzeć się każdej z płyt Beatlesów. Tam każdy utwór jest zupełnie inny – zauważa.

Zdaniem Piotra Metza teoria „Pauls is dead” nie była chwytem marketingowym. – Absolutnie w to nie wierzę. Przypuszczam, że Beatlesi raczej byli zdumieni całym zamieszaniem. Oni zresztą nie potrzebowali dodatkowej reklamy, żeby sprzedać płytę. Popularność zespołu była ogromna. To był wręcz surrealizm. Na przykład podczas koncertów Beatlesi byli „atakowani” w garderobie przez dziesiątki dzieci na wózkach, sprowadzone przez rodziny, żeby mogły ich dotknąć. To był tego typu świat – opowiada.

Z teorią spiskową skonfrontowali się reporterzy magazynu „Life”, którzy udali się do Szkocji na farmę McCartneya. Artysta na ich widok wpadł w złość, wylał na dziennikarzy wiadro wody. Ale po chwili, w obawie przed skandalem, zgodził się na rozmowę i zdjęcia. Okładka „Life” z 7 listopada 1969 roku przedstawiała radosną nowinę: „Paul is still with us”. Fani Beatlesów mogli odetchnąć z ulgą. Choć zapewne niektórzy miłośnicy spisków wciąż pozostali nieprzekonani.

Nadal gra z Johnem Lennonem

Paul McCartney ma się dobrze. Do legendy o swojej śmierci odnosi się z humorem, o czym świadczy tytuł i okładka albumu z 1993 roku „Paul Is Live”. Cały czas jest aktywny zawodowo; wydaje kolejne albumy, gra koncerty. A przy tym utrzymuje niezwykle wysoki poziom. Jest swego rodzaju fenomenem. – Dla Paula McCartneya muzyka jest całym życiem. Nieustannie chce sobie udowadniać, że jest w formie. Prowadzi pod tym względem nieformalny wyścig z Mickiem Jaggerem. Sprawdził się we wszystkich możliwych dziedzinach muzyki, wydał swoje teksty w formie książki, do tego maluje…– wymienia Piotr Metz.

I przypomina, że był długi okres w życiu McCartneya, kiedy ten odcinał się od Beatlesów. Jednak ostatnio zmienił swoje podejście. – Widać, że pod koniec swojej kariery zaczyna godzić się z przeszłością, z całym światem. Obecnie na koncertach występuje nawet w duecie z Johnem Lennonem (wykorzystując archiwalne nagrania Lennona). Może to będzie ryzykowna teza, ale problemem McCartneya jest to, że musi się mierzyć z mitem Johna Lennona, który zginął tragicznie i został ogłoszony niemalże świętym. Od kilkudziesięciu lat niesie postbeatlesowski bagaż, co jest niezwykle trudnym zadaniem. Na pewno chciałby to przeskoczyć, ale to jest niemożliwe – komentuje Piotr Metz.

Roman Rogowiecki: – Paul McCartney to fantastyczny kompozytor. Napisał wiele świetnych piosenek. Oczywiście były momenty, kiedy nie komponował dobrych utworów. Ale kilka lat temu znowu się przebudził. Nikt nie daje tak dobrych koncertów jak McCartney, jeśli chodzi o repertuar, jego wykonanie, itd. Pod tym względem jest stopień wyżej niż Rolling Stones. Jego koncerty są spektakularne, zawsze przemyślane; gra na fortepianie, na pianinie, na basie… Ma już swoje lata, a nadal potrafi spędzić na scenie prawie trzy godziny. Bawi ludzi i sam się tym cieszy. Nie należy do artystów, którzy czekają aż koncert się skończy, by móc pójść do domu. Obserwuje reakcje publiczności. I skoro są pozytywne – gra dalej.

– Łukasz Lubański

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Na okładce albumu „Abbey Road” Beatlesi przechodzą przez przejście dla pieszych. Śmierci McCartneya miał dowodzić papieros w prawej ręce leworęcznego artysty, a także to, że jako jedyny przechodzi przez ulicę boso. W tle stoi zaparkowany samochód z rejestracją: „LMW 281F”. „LMW” interpretowano jako: „Linda McCartney weeps”, zaś „281F” odczytywano jako „„Gdyby Paul żył, miałby 28 lat”. Fot. Caters News / Forum
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.