Oczywiście rozmaite folie nadal wypełniają metalowe puszki z konserwami czy kartonowe opakowania na napoje, co zasadniczo uniemożliwia ich pełną biodegradację. Podobnie wielki problem stanowi tzw. folia spożywcza, bo nie można jej recyklować, tak samo jak cienkich torebek foliowych, bowiem zapychają sortery śmieci do recyklingu, bardzo szkodząc samemu procesowi.
Czym innym jest też pełna biodegradacja (samoistna z czasem), a czym innym kompostowalność – do której warto dążyć, bo jest prostsza. Czy to w kompostowniku ogrodowym (zbudujmy go sobie ze starych palet, bo kompost musi być tworzony przy dostępie powietrza, a nie kupujmy tych plastikowych koszmarków zwanych kompostownikami), gdzie temperatury są mimo dzielnej pracy mikroorganizmów niższe od 50 st. C, czy w przemysłowym, gdzie są wyższe. Tworzywa powinny być oznaczone, czy wymagają kompostowników przemysłowych (wrzucamy do bioodpadów), czy można je skompostować „w domu i zagrodzie”.
– Plastik jest tani i jest wszędzie, a bioplastik stanowi jedynie 1 proc. globalnego rynku – podsumowuje Michał Kruszyński. – Zmiana tego stosunku wymaga wielu wysiłków komercjalizacyjnych czy na polu innowacji, ale też działań popularyzatorskich, edukacyjnych i marketingowych, żeby ludzie, a także firmy zrozumieli, że w dłuższej perspektywie jest to rozsądniejsze – zaznacza.
Najbardziej ekologicznie byłoby wcale nie pakować, ale do tego chyba już nie ma powrotu w naszym kręgu cywilizacyjnym. Mnie się marzą w sklepach dystrybutory na produkty chemii gospodarczej. Przychodzę z własnym opakowaniem i kupuję na objętość lub na wagę. Marzy mi się powrót do słoików, słoiczków i butelek z kaucją. Marzą mi się opakowania wypełnione w całości, a nie w połowie. I wreszcie marzy mi się szeroki wybór materiałów do pakowania, biodegradowalnych, a zwłaszcza kompostowalnych, których ceny nie zwalałyby z nóg.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Nowe wytwory myśli ludzkiej, zwane biotworzywami, muszą zastąpić innowację sprzed 70 lat, która okazuje się dziś zabójcza. Głównie przez masowość zastosowania: od worków na śmieci, przez sprzęt jednorazowy w medycynie po klocki dla dzieci. Użycie plastiku trzeba ograniczyć – najłatwiej chyba i najmniej boleśnie, pozbyć się plastikowych opakowań, a nie wenflonów czy strzykawek jednorazowych albo izolatorów elektrycznych.
W poszukiwaniu tzw. zrównoważonych rozwiązań nadeptujemy na odciski licznym „grubym misiom” od wydobycia i handlu ropą oraz wschodzącej od dwóch dekad potędze gospodarczej, która jako współautorce swego sukcesu powinna postawić pomnik wtryskarce, pozwalającej odlać z plastiku absolutnie wszystko, w tym 90 proc. barachła. Po drugiej stronie tej plastikowej wojny stoją regiony bogate i świadome problemu, jak EU oraz biedne – afrykańskie i azjatyckie, które kiedyś brały europejskie śmieci wraz z opłatą za składowanie, aby zarabiać, a dziś zaczynają przez to cierpieć biologicznie, fizycznie, zdrowotnie. Dosłownie są przywalone tymi śmieciami. Twarde legislacje antyplastikowe wprowadza zatem tak Francja, jak i Indonezja.
Legislacja już zlikwidowała boom na wszystko jednorazowe. Plastik był demonstracją nowoczesności, ale teraz to tylko „siara i wiocha”, żeby to ująć językiem mojej młodości, gdzie plastikowe reklamówki z nadrukiem z Pewexu czy niemieckiego tygodnika „Bravo” były dowodem na bywanie w świecie. My wywozimy do lasu, Niemcy wywożą do nas… Wszyscy liczą na to, że gdzieś się upchnie i „to zniknie”. Otóż plastik nie znika. Odwrotnie niż biotworzywo.
– Magdalena Kawalec-Segond
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy