Historia

Miał wyraziste rysy i wyrazistą duchowość. Został zamęczony w KL Auschwitz

Młody ksiądz odmówił wygłoszenia „szyderczego” kazania, podeptania swojego różańca – zmuszony do wejścia na beczkę z fekaliami, po prostu się modlił. I w tej beczce oprawcy utopili skatowanego kijami duchownego.

Postanowili, że sami ufundują tę tablicę – bez pomocy czynników oficjalnych, bez funduszy samorządowych czy dotacji z IPN. Mieszkańcy podkarpackiej wsi Siedliska i mazowieckiego miasteczka Czerwińsk nad Wisłą upamiętnili ks. Józefa Kowalskiego, w brutalny sposób zamordowanego 80 lat temu w KL Auschwitz.

W Siedliskach się urodził, w Czerwińsku odbywał nowicjat w zgromadzeniu księży salezjanów. W 1999 roku został beatyfikowany w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Miał zaledwie 31 lat, kiedy zginął. Pamięć o nim – i o jego śmierci z rąk niemieckich oprawców – jest wciąż żywa w rodzinnej miejscowości, gdzie mieszkają jego krewni i powinowaci.

– To wspaniała postać, zarówno jako przykład intensywnego, spełnionego życia z wyraźnie określonym celem, jak i przykład pięknej patriotycznej i kapłańskiej postawy w obliczu śmierci – mówi redaktor Jaromir Kwiatkowski, znakomity dziennikarz z Rzeszowa, więc też z Podkarpacia, autor wielu reporterskich książek i inicjator tej tablicy. Książkę o księdzu Józefie Kowalskim napisał kilka lat temu, ale znajomość z męczennikiem zawarł już w 1999 roku, kiedy napisał o nim pierwszy reportaż, wtedy z okazji beatyfikacji.

– Jeśli nie zadbamy teraz o pamięć o ofiarach II wojny światowej, to następne pokolenie już może nie wiedzieć, o co chodzi – podkreśla. – A każdy z tamtych 108 męczenników na pewno wart jest upamiętniania.

Salezjańska edukacja

Ponieważ ksiądz Józef Kowalski był salezjaninem – nota bene, pierwszym polskim salezjaninem, który został błogosławionym – to z promocją swojej książki „Miał być i jest świętym” jej autor przyjechał także do Czerwińska, gdzie salezjanie są usadowieni od przedwojny. Ksiądz Kowalski podczas swego pobytu uczył czerwińskich wychowanków łaciny, greki, liturgii, muzyki i śpiewu.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     – W latach 20. i 30. XX wieku salezjanie oddali ogromne usługi polskiej oświacie i wychowaniu – mówił prof. Jan Żaryn w wystąpieniu poprzedzającym odsłonięcie tablicy. – W zakładach wychowawczych na terenie całej Polski kształcili się chłopcy z niezliczonych rodzin, których nie było stać na lepszą szkołę, w dodatku z dala od domu. Znajdowały się wśród nich prawdziwe diamenty, szlifowane później w ciągu lat nauki jak właśnie ks. Józef Kowalski z podrzeszowskiej wsi, nie mówiąc o ks. Auguście Hlondzie (1881-1948) ze śląskiej rodziny, kardynale i wybitnym prymasie Polski czy jego sekretarzu, równie wybitnym patriocie abp. Antonim Baraniaku, którego okupiona męczeństwem odmowa składania fałszywych zeznań w stalinowskim więzieniu nie pozwoliła władzy oskarżyć kardynała Stefana Wyszyńskiego. Ale daleko nie wszyscy pochodzili z biednych rodzin, skoro znajdował się wśród nich także zaprzyjaźniony z ks. Janem Bosco, założycielem zgromadzenia salezjanów książę August Czartoryski, wnuk księcia Adama z Hotelu Lambert, więc spadkobierca wielkiej patriotycznej tradycji z tej kuźni polskości, którą razem ze swym majątkiem wniósł do zgromadzenia. W pewien sposób beneficjentem tego, co dał zgromadzeniu książę August Czartoryski, był także błogosławiony ksiądz Józef Kowalski – konkludował prof. Żaryn w bogatym w osobiste odniesienia wystąpieniu.

– W takiej salezjańskiej rzeczywistości wyrasta Józef Kowalski i gdyby nie wojna, ta rzeczywistość stawiałaby go w rzędzie takich osobowości, które budowały Polskę swoją wiedzą, talentem, pracowitością i innymi przymiotami, które niemiecki okupant wyłuskiwał błyskawicznie i dlatego tak systemowo likwidował polskich duchownych – zaznaczył prof. Żaryn, przypominając, że Niemcy bardzo szybko określili polskie duchowieństwo jako „zbiorowego wroga”.

Dość przypomnieć, że w samym tylko niemieckim obozie KL Dachau zginęło 761 polskich duchownych wszystkich wyznań, przez całą wojnę zaś ponad 2800 kapłanów.
Twórcą tablicy zawieszonej w Czerwińsku jest rzeźbiarz Konrad Koch, przez żonę spokrewniony z bł. księdzem Józefem Kowalskim. Fot. Barbara Sułek-Kowalska
– Właśnie dlatego potrzebne są takie tablice – mówi Tygodnikowi TVP ks. Łukasz Mastalerz, salezjański proboszcz z Czerwińska. – Żeby i w ten sposób prowadzić edukacje na każdym poziomie, także wśród tych wszystkich, którzy tak chętnie odwiedzają naszą bazylikę i może przeczytają napis na tablicy.

Bo turyści, i pielgrzymi ciągną tutaj chętnie. Miejsce jest atrakcyjne, zarówno jako najstarszy, romański jeszcze zespół klasztorny (1155 rok) jak i punkt przeprawy przez Wisłę króla Władysława Jagiełły, kiedy szedł pod Grunwald. A dla pielgrzymów bazylika ma wartość ogromną i niewymierną, bo tutaj od 1612 roku lat znajduje się słynący łaskami – i przy tym wielkiej piękności – wizerunek Matki Bożej Pocieszenia Pani Mazowsza namalowany na wzór obrazu Matki Bożej Salus Populi Romani z rzymskiej bazyliki Santa Maria Maggiore, już w 1648 roku uznany za cudowny. Ukoronowany w 1970 roku przez prymasa Stefana Wyszyńskiego wizerunek musiał być rok później jeszcze raz koronowany, bo korony padły łupem złodzieja świętokradcy. Ale dzięki temu pojawił się tutaj przyszły papież kardynał Karol Wojtyła.

– W ten sposób czerwińska bazylika stała się dziś miejscem – relikwią, gdzie w przeszłości spotykali się ludzie dziś znani jako święci Kościoła katolickiego – ujmuje rzecz proboszcz Łukasz Mastalerz.

Dodajmy jeszcze, że krakowski kardynał Karol Wojtyła dobrze pamiętał z pierwszych lat okupacji spędzonych na krakowskich Dębnikach, w salezjańskiej parafii, młodego księdza, o wyrazistych rysach i wyrazistej duchowości, czemu dał wyraz nie tylko przed beatyfikacją. Pisał po latach – co przytacza w swej książce Jaromir Kwiatkowski – „wspominam księży salezjanów, z których w czasie wojny pozostali jedynie stary proboszcz i inspektor prowincji, natomiast wszyscy inni zostali wywiezieni do Oświęcimia”.

Pobożny, pracowity, wesoły

W swojej książce red. Kwiatkowski zebrał wzruszające – i fascynujące – świadectwa żywego kultu tego męczennika, którego imię nosi teraz także szkoła w rodzinnej miejscowości. Ale i na odsłonięcie tablicy przyjechała do Czerwińska duża grupa parafian z Siedlisk, w tym także członkowie rodziny błogosławionego księdza.

Widoki, jakich nie ma Amazonka

Rozpoczęciem sezonu rzecznego jest Wiślany Różaniec.

zobacz więcej
– U nas w Siedliskach codziennie modlimy się w miejscu urodzenia księdza Józia, bo nasz kościół stoi w miejscu jego domu rodzinnego – mówi Krystyna Bednarz, której babcia była siostrą mamy księdza. – Często u nas się mówi, że to ksiądz Kowalski uratował nasze zbiory od burzy, uratował nas od pożaru czy w innych sytuacjach, których przecież nie brakuje. Przed kościołem stoi figura Matki Bożej, którą mama księdza Józia ufundowała, kiedy Józio chorował i został uzdrowiony. W każdy czwartek jest u nas nowenna za jego wstawiennictwem i miło pomyśleć, że teraz tutaj w Czerwińsku tez będą go wspominać.

Ksiądz Józef Kowalski zaraz po swoich święceniach kapłańskich w 1938 roku został sekretarzem inspektora – czyli głównego przełożonego regionalnego – krakowskiej prowincji salezjanów. Miał masę obowiązków, ale też masę możliwości rozwoju. Jak pisze Jaromir Kwiatkowski, młody ksiądz „w czasie wolnym od obowiązków sekretarza angażuje się w pracę duszpasterską w parafii na Dębnikach, gdzie prowadzi chór młodzieży męskiej, uczy śpiewu gregoriańskiego, organizuje spotkania sportowe dla zaniedbanych chłopców, często chodzi do „pogotowia opiekuńczego”, gdzie przebywają chłopcy zatrzymani przez policję. Jest pobożny, pracowity, wesoły i uczynny.

Dlatego może być dobrym przykładem na dzisiejsze czasy – podkreśla autor książki, zaskoczony jej popularnością, bo szykuje już piąte wydanie. Ale też nie ukrywa, że postawa księdza w obozie, jego obrona wiary za cenę życia robią ogromne wrażenie, bo młodzi ludzie jednak nie zdają sobie sprawy z realiów niemieckiego obozu KL Auschwitz-Birkenau.

Zawody z okrucieństwa

Grupa krakowskich salezjanów, a wśród nich ks. Józef Kowalski, zostaje aresztowana 23 maja 1941 roku pod pretekstem przynależności do organizacji podziemnej i kolportażu bibuły i już 26 czerwca wywieziona do KL Auschwitz. Dzień później salezjanie trafiają do karnej kompanii, gdzie kilku niemieckich strażników urządza sobie zawody z okrucieństwa, w których ginie czterech duchownych. Interweniuje sam komendant obozu.

Ksiądz Kowalski wraca na tzw. wolny blok: mordercza praca, organizacja zakonspirowanej modlitwy, pomaganie ludziom, ukryte msze. Jego postawa irytuje Niemców. Ksiądz Kowalski był już przeznaczony na transport do KL Dachau, ale wypatrzony przez oprawców – esesmana, znanego z innych zbrodni Gerharda Palitzscha i kapo Józefa Mitasa – został przez nich przeznaczony na „ćwiczenia z pogardy”. Ci dwaj zadali mu powolną męczeńską śmierć, a wcześniej skazali na ból i upokorzenia.

Młody ksiądz znany był wśród więźniów z modlitwy, która wielu dawała siłę do przeżycia jeszcze jednego dnia, znany był z umiejętności głęboko utajonego roznoszenia Komunii Świętej, o której wtajemniczeni więźniowie mówili, że to „chleb życia”. Oprawcom odmówił wygłoszenia „szyderczego” kazania, odmówił podeptania swojego różańca – zmuszony do wejścia na beczkę z fekaliami, po prostu się modlił. – Takiej modlitwy jeszcze świat nie słyszał – przytacza opinie innego więźnia Jaromir Kwiatkowski. I w tej beczce oprawcy topią skatowanego kijami księdza.

– Jego historia to także historia jego oprawców – przypomina prof. Jan Żaryn. – A historia jego wielkiego serca i dobroci, którą się dzielił jest zarazem historią tego potwornego, niepojętego zła, jakiemu został poddany i jakie wtedy się panoszyło. Przykład księdza Józefa Kowalskiego daje nam szansę, byśmy unikali zła – i szli drogą do zbawienia, a nie do zatraty.
Jaromir Kwiatkowski (na zdjęciu z krewną bohaterskiego kapłana) zapowiada audiobook – nagrał go rzeszowski aktor urodzony w Siedliskach, od dawna związany z modlitwą za przyczyną ks. Józefa Kowalskiego. Fot. Barbara Sułek-Kowalska
W tym także tkwi siła takich tablic, jaka 3 lipca pojawiła się w Czerwińsku, do którego turyści przyjeżdżają szukać śladów historii sprzed wieków, gotyckich sklepień i romańskich portali. Ale nigdy przecież nie wiadomo, kto i kiedy zagłębi się w treść takiej tablicy i wyciągnie własne wnioski.

A na zakończenie jeszcze taka wstrząsająca wiadomość: otóż „skrupulatni” i „porządni” niemieccy urzędnicy odesłali pod ostatni adres – salezjański, krakowski – ów nie-podeptany różaniec wraz z resztą rzeczy po zamordowanym Polaku. Dziś to relikwia przechowywana w krakowskiej Prowincji Salezjanów, choć Jaromir Kwiatkowski marzy, by stały się relikwią dostępną dla wszystkich wiernych. – Bo z każdym spotkaniem z czytelnikami coraz bardziej się przekonuję, jaki potencjał ma ten święty, jak jego przykład działa na ludzi – podkreśla dziennikarz.

– Barbara Sułek-Kowalska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


(Zbieżność nazwisk przypadkowa)
Zdjęcie główne: Bazylika Zwiastowania Najświętszej Marii Panny z najstarszym, romańskim jeszcze zespołem klasztornym w Czerwińsku nad Wisłą. Fot. Renata i Marek Kosińscy/Forum
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.