Napotkani w lesie „prawdziwi mężczyżni” okazują się też żałosnymi luzerami, choć niektórzy dysponują portfelami całkiem niezłej grubości. Cóż, pieniądze szczęścia nie dają…
Myślą państwo, że piwniczaki stanowią promil męskiej populacji w przekroju wiekowym między 16 a 40 lat? Może, ale ich krzywa rośnie. Ciekawych zapraszam na internetowe fora. Oni tam się skrzykują, wzmacniają w poglądach i szukają sposobów rozładowania nerwów. Ich agresja może przybierać naprawdę groźne formy, jak zawsze u desperatów.
Komunikat na „j”
Pamiętają państwo piosenkę Zenona Laskowika „Starych ni ma chata wolna”? Było o edukacji seksualnej w PRL-u. Okoliczności sprzyjające, tylko niejaki Zdzisio zadał bardziej doświadczonemu koledze kluczowe pytanie: „Stachu, jak to się robi?”.
Bartek (znaczy, incel) także ma zerowe kompetencje w kategorii zagadywania dziewczyn. Usiłuje zasięgnąć języka u starszych autorytetów. Dostaje radę: „Morał jest taki, że one mówią jedno, a robią drugie. A koniec końców i tak pójdą za testosteronem”. Tako rzecze ex-mąż takiej jednej, której potrzeby zmieniły się po przeprowadzce do Warszawy. No tak, seks w wielkim mieście stawia przed mężczyznami wyższe wymagania.
Co jest potrzebne, by dwie przeciwne płci doświadczyły satysfakcjonującego erotycznie spotkania? Jak stworzyć właściwy nastrój? Jakich użyć afrodyzjaków, jaki alkohol (lub wcale), co zaserwować na przystawkę? Jakie zastosować oświetlenie? Co jest muzycznym pewniakiem w podobnych sytuacjach? A jeśli w przyrodzie, to jakiej? Białej, zielonej, pożółkłej?
Na ten temat powstało tysiące poradników, a i bez nich wujek Google dostarcza wystarczająco dużo podpowiedzi, żeby każdy w dżungli erotyki się odnalazł i dał radę osiągnąć to, na co powstało dziesiątki określeń. Od poetyckich w rodzaju „horizontal mambo” po dosadne „ride” oraz całe mnóstwo slangowych określeń, których nie przytoczę z racji wdrukowanej w jaźń autocenzury.
Swoją drogą, wulgaryzmy stały się naszym słownikiem powszednim i weszły nawet na łamy poważnych periodyków, kiedyś czyszczonych z przekleństw w rodzaju „o, jasna cholerka”. Jak Snoopie, który wyrażając się niekorzystnie o kotach ostrzegał, że mogą paść „miękkie przekleństwa”.
Współcześnie szczególną karierę zrobił czasownik zaczynający się na literę „j”, zastępujący właściwie każde inne verbum. Nasz incel porozumiewa się z innymi incelami, używając wspomnianego słowa w najróżniejszych konfiguracjach. Ciekawe, że w tej słownikowej monotonii daje się jednak wyrzeźbić emocjonalne niuanse. Choć przyznajmy: większość ma zabarwienie negatywne.
Równie lapidarny jak wymiana zdań jest u Jana Mazura język wizualny.
Kropka, kropka, kreska, kreska, oto wyszła nam Tereska
Mazur to mistrz komiksu minimalistycznego, bogatego w treści pozostające w domyśle. Co do strony plastycznej, to jej prawie nie ma. „Kropka, kropka, kreska, kreska”, choć wydaje się rysowaniem infantylnym, bynajmniej nie jest przeznaczone dla najmłodszych. Przeciwnie, to wymaga intelektualnego treningu. Bardziej rozbuchani malarsko twórcy komiksu (tudzież ich fani) pogardliwie określają ten styl (?) mianem patyczaków.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Hodowałam kiedyś te bezskrzydłe, dzieworodne owady z docelowym przeznaczeniem: sukces w olimpiadzie biologicznej, do której wytypował mnie w liceum profesor od tego przedmiotu. Mnożyły się przez podział w słoiku i naprawdę były paskudne.
W rysunku satyrycznym polskim protoplastą patyczakowego vel minimalistycznego gatunku był Sławomir Mrożek i jego cykl „Przez okulary”. Potem pałeczkę przejął Stanisław Tym (a jakże, rysował!). W ślad za nimi – czy raczej równolegle – pojawiła się cała ławica niby-byle-jako-rysowników: Marek Raczkowski, Jan Koza, Bartosz Minkiewicz, Jacek Świdziński czy Jakub Dębski. Jan Mazur, rocznik 1988, dobił do peletonu w pierwszej dekadzie lat 2000.
Może ktoś z państwa odszukał tereny „Tam, gdzie rosły mirabelki”? (Wydawnictwo Komiksowe, 2017). Oczywiste nawiązanie do Ingmara Bergmana i jego filmu „Tam, gdzie rosną poziomki” (1957). Tyle, że 60 lat później i w innych realiach. Ale również podszyte nostalgią.
„Incel” utrzymuje się w jeszcze bardziej minorowym klimacie, niż story o tych spod mirabelek. Oni przynajmniej potrafili skrzyknąć się, żeby pomóc koledze w kryzysie zdrowotnym. A Bartek? Ani nikt do niego, ani on do nikogo nie jest w stanie wyciągnąć pomocnej dłoni. Zamknięci w swoich samotnościach, tworzą własne Nibylandie i nie mają pojęcia, jakby tu zerwać się z żabkowej smyczy.
Nie są w stanie wyrazić swojego smutku czy rozczarowania, ani w ogóle odnieść się do głębszych pokładów swego jestestwa, jako że dostępny im zasób słów nie sprzyja wyrażaniu czegoś więcej poza irytacją i bliżej nie uświadamianą tęsknotą za „normalnością”.
Gdyby przerobić „Incela” na mowę filmu animowanego, w wielu miejscach powstałby efekt stop klatki. Jan Mazur co i rusz zatrzymuje akcję, unika serwowania „myśli” bohaterów w dymkach, minimalizuje dialogi. Beznadziejnie?
Zapraszam do lektury „Incela”.
– Monika Małkowska
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
„Incel”, wyd. Kultura Gniewu, 2022 – najnowszy komiks Jana Mazura, autora m.in. „Końca świata w Makowicach” i „Tam, gdzie rosły mirabelki”, scenarzysty „Ostatniego pisarza” (rysunki Roberta Sienickiego), czy „Rycerza Janka” (rysunki Igor Wolski)