Kultura

Szukacie teatralnej perfekcji? Jedźcie do Torunia!

„Murder for Two” miało swoją premierę w roku 2011 w szekspirowskim teatrze w Chicago. Potem wjechało na Broadway i jest tam do dziś. To jeden z owych magicznych teatralnych przebojów komediowych granych przez lata, w wielu krajach świata. Pomysł, aby je przywieźć do Polski, jest dziełem Anny Wołek, dyrektorki Teatru Muzycznego w Toruniu.

Od dawna forsuję prostą tezę: poczucie, że wraz z odchodzeniem starych mistrzów kończy się sztuka aktorska, jest może i zrozumiałe. Powstają wyrwy nie do zapełnienia. Oni nam się kojarzą ze świetnym repertuarem, z wybitną literaturą, z rozmaitymi konwencjami, także z literackim kabaretem, o które dziś coraz trudniej. A i oni sami bywali niepowtarzalni. Natomiast nie mam wrażenia, jakoby po nich nic już nie było.

Szukacie aktorskiej wirtuozerii dziś, teraz? Ona jest do znalezienia we wszystkich aktorskich pokoleniach. A jeśli szukacie szczególnie dużej dawki, jedźcie do Torunia. Kujawsko-Pomorski Teatr Muzyczny wystawił tam „Morderstwo dla dwojga” , musical, który od kilku lat robi furorę na Brodwayu. Dostajemy tu wszystko, o czym można zamarzyć: znakomity tekst, ale też popis teatru w stanie czystym. Teatru brawurowej rozrywki, szalonej zabawy. Która wszakże może być zabawą tylko dzięki aktorskiej perfekcji. A tę osiąga się poprzez ciężką pracę.

Surrealizm z Nowej Anglii

Joe Kinosian napisał muzykę, a Kellen Blair – libretto kompletnie odjechanego, dziejącego się w zawrotnym tempie pastiszu kryminału w stylu Agathy Christie. Mamy morderstwo na znanym pisarzu dokonane w jego domu, i mamy dochodzenie, które prowadzi policjant Marcus Moscowicz, który musi do czegoś dojść bardzo szybko, bo zaraz przyjedzie doświadczony detektyw. A Moscowicz (chyba Polak) do odznaki detektywa dopiero aspiruje.

Klimat momentami surrealistycznych, choć markujących jakieś realia dialogów jawi się jako zaskakująco angielski. A jednak to nie Anglia, lecz amerykańska Nowa Anglia. Przypomina się klasyka rodem z „Arszeniku i starych koronek” Josepha Kesselringa z 1939 roku (potem sfilmowanych). Skądinąd to ciekawe, że współcześni autorzy tak świetnie czują i oddają regionalny klimat.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Ci autorzy każą to grać zaledwie dwóm aktorom – to może największy cymes tego tekstu. Jeden jest policjantem, za to drugi musi zagrać wszystkie pozostałe postaci, głównie podejrzanych, którzy znaleźli się w tym domu. To droga do pełnej umowności, bo ten drugi zmienia się co chwila, często z faceta w kobietę (a nawet dziecko), i my mu musimy uwierzyć – oczywiście w szczególny, czysto teatralny sposób.

Na dokładkę zaś obaj protagoniści wybrzękują całkiem skomplikowane melodyjki na pianinie. I chwilami śpiewają. Kiedy jeden wyśpiewuje niektóre kwestie (nazwijmy je ariami), drugi akompaniuje. To skądinąd przyczynek do wybuchających czasem absurdalnych dyskusji o błahości zawodu aktorskiego. Spróbowalibyście połączyć to wszystko w ciągu dwóch i pół godzin? No właśnie…

„Murder for Two” miało swoją premierę w roku 2011 w szekspirowskim teatrze w Chicago. Potem wjechało na nowojorski Broadway i jest tam do dziś. To jeden z owych magicznych teatralnych przebojów komediowych granych przez lata, w wielu krajach świata.

Olśniewająca umowność

Pomysł, aby to przywieźć do Polski, jest dziełem Anny Wołek, dyrektorki Teatru Muzycznego w Toruniu. Ona to zobaczyła w Nowym Jorku, ona rozmawiała z obydwoma twórcami musicalu. Ona też przetłumaczyła tekst. To jednak znamienne, jeden z reżyserów, którym zaproponowano realizację „Morderstwa dla dwojga”, odpowiedział, że w Polsce to niewykonalne. W domyśle: nie znajdzie się odpowiedniego teamu.
Dekoracje Wojciecha Stefaniaka są niby realistyczne – ot kawałek pomieszczenia w amerykańskim domu, a przecież w centralnym punkcie sceny mamy obrotowe, okrągłe podwyższenie, a na nim pianino. Fot. teatrmuzyczny.torun.pl
A jednak okazało się to całkowicie wykonalne. Z najlepszymi wykonawcami, jakich można sobie wyobrazić. Na zdrowy rozum aktorów, którzy się z czymś takim uporają, powinna czekać ogólnopolska sława.

Reżyserii podjęła się aktorka Agnieszka Płoszajska, która robiła już dla istniejącego od ośmiu lat Teatru Muzycznego w Toruniu inne spektakle. Postawiła na pełną, olśniewającą umowność – aktorzy muszą nieustannie pamiętać, żeby dać krok nad trupem, którego nie widzimy, a drzwi do salonu państwa Whitney w odpowiedniej chwili dają się przesuwać.

Dekoracje Wojciecha Stefaniaka są niby realistyczne – ot kawałek pomieszczenia w amerykańskim domu, a przecież w centralnym punkcie sceny mamy obrotowe, okrągłe podwyższenie, a na nim pianino. Nie raz i nie dwa ten krąg będzie wprawiany w ruch. Raz przez czterdziestolatka Macieja Makowskiego, raz – przez trzydziestolatka Marcina Sosińskiego (obaj wyglądają skądinąd młodziej).

Bez wątpienia Marcin Sosiński, dziś aktor Teatru Muzycznego w Łodzi, szczególnie nakręca naszą wyobraźnię, bo jego aktorska misja zagrania tylu postaci jest po prostu niezwykła. Jego zdaniem jest ich aż 13. Ja naliczyłem 12: żona pisarza Whitneya, psychiatra doktor Griff, baletnica panna Lewis, małżeństwo sąsiadów, Steff Whitney, bratanica zamordowanego, trójka członków chóru chłopięcego, dziewięciolatków, ukryty w łazience strażak, pokazana w scenie retrospektywnej kochanka Marcusa Vanessa oraz przez chwilę partner Marcusa Lew (przez większość przedstawienia obecny tylko w teorii). Możliwe jednak, że kogoś pominąłem.

Sosiński nie próbuje zmieniać charakteryzacji ani stroju, cały czas występuje w czarnym ubraniu z kamizelką (kostiumy Wanda Kowalska). Żeby zmienić rolę czasami przesuwa się odrobinę na scenie. Zresztą te przemiany bywają tematem oddzielnych surrealistycznych żartów. Osiąga wszystko samą modyfikacją timbre’u głosu, mimiki i mowy ciała. Niesamowite są te jego transformacje. Zdążamy się wręcz przyzwyczaić do niektórych przynajmniej bohaterów jako do odrębnych bytów. Na tym polega czysty teatr!

Sosiński to dziś spec od musicali. Ale przez dobre kilka lat był aktorem-lalkarzem. Ma rację Andrzej Mastalerz, że lalkarstwo to szczególnie dobra szkoła wyobraźni. Zarazem ten sam Sosiński jest też weteranem dubbingu. Mój Boże, to istny człowiek orkiestra.

W polskim teatrze jest przyzwolenie na patologie. Choćby takie jak donosy

W spektaklach, w których króluje relatywizm i brzydota, kłamstwo i zło, raczej mnie państwo nie zobaczycie - mówi aktor.

zobacz więcej
Kilka jego „numerów” zapamiętuje się szczególnie. Choćby popisy w roli seksualnie podniecającej baletnicy (kapitalny taniec – choreografia Michał Cyran). I on przy tym nie udaje na siłę ponętnej kobiety. Jak to się więc dzieje, że mu wierzymy? Że kupujemy konwencję?

Albo te wszystkie sekwencje z trzema chłopcami z chóru, których gra niemal równolegle. Albo upierdliwy głos wdowy pani Dalii. Skądinąd same w sobie celne, arcyzabawne dialogi nasyca aktor własnym komizmem i żywiołowym wigorem. To rola warta wszelkich nagród.

Maciej Makowski w konwencjonalnym stroju amerykańskiego policjanta w cywilu gra „tylko” Marcusa, co jednak oznacza, że też jest cały czas na scenie. To znakomity aktor dramatyczny, ale także weteran literackiego kabaretu, który zachował się w polskiej przestrzeni dzięki takim zjawiskom jak Kabaret na Koniec Świata czy telewizyjny La La Poland.

Nieraz pisałem o nim jako o „amancie charakterystycznym”. Niezbyt przerysowanymi gestami, grymasami twarzy, tonacją głosu potrafi wyczarowywać iście Montypythonowski surrealizm. Robi to lekko, smacznie, z wyczuciem. Tak jest i tu.

Melancholijna niezgrabność Marcusa Moscowicza staje się tworzywem dla ciągu rozkosznych aktorskich etiudek tak świetnie zgranych z zupełnym odjazdem kolejnych kreacji Sosińskiego. Oni kontrastują ze sobą – i bardzo dobrze! Zarazem kiedy grają i akompaniują sobie nawzajem obaj aktorzy odrywają się od wszystkich swoich postaci. Stają się także naszymi przewodnikami po tamtym zwariowanym świecie.

Nie śpiewają jak zawodowi wokaliści, ale tu konwencja piosenki aktorskiej w zupełności wystarczy. Zgrali się świetnie jako dwuosobowe kombo. Czuje się ich radość z tworzenia takiego teatru. Ja ją wyczułem już w filmikach wrzucanych na Facebooka z prób.

Hołd dla magików

Co można powiedzieć? Tylko złożyć hołd takim magikom. Znajomy aktor, który wraz ze mną był na premierze, zauważył, że ten spektakl powinno się pokazywać w szkołach aktorskich jako wzorzec z Sèvres takiej rozrywki i takiej sztuki aktorskiej. Podpisuję się rękami i nogami. Trzeba odnotować, że rolę Marcusa na zmianę z Makowskim gra Wojciech Łapiński, jeszcze student. Musi być, sądząc choćby po wyglądzie, całkiem innym Moscowiczem. Obiecuję sobie obejrzeć to jeszcze raz – z nim w obsadzie.
Ten spektakl to wzorzec z Sèvres takiej rozrywki i takiej sztuki aktorskiej. Na zdjęciu: Maciej Makowski jako detektyw Moscowicz i Marcin Sosiński w jednym z 12 swoich wcieleń. Fot. teatrmuzyczny.torun.pl
No właśnie, to tylko pytanie: czy skromny Teatr Muzyczny w Toruniu będzie w stanie wykreować to arcydzieło na stałą pozycję, czy spowoduje, że ruszą na to tłumy? Czy spróbuje samemu wyruszyć z tym w Polskę?

Reakcją widowni na premierze był żywiołowy entuzjazm, rzadki dziś w takiej skali w polskim teatrze. Zafundowano skądinąd tej widowni dodatkowe atrakcje, choćby głosowanie w przerwie z wpisywaniem na karteczkach nazwiska mordercy. Bo tekst wprawdzie jest mocno odrealniony, ale magia zagadki, jeśli przyjąć wszystkie umowności pastiszu, pozostawała z nami niemal do końca.

Życzę Teatrowi Muzycznemu sukcesu. Widziałem już wasze produkcje, choćby całkiem przyzwoitego „Hemara”. Mam poczucie, że na tej niewielkiej scenie, do której trzeba się wspinać na piąte piętro (za to we wspaniałej toruńskiej historycznej kamienicy), szanuje się rzemiosło. Tym razem to jednak coś więcej – to Boże szaleństwo!

A może to wyzwanie nie tylko dla Torunia? Co by się stało, gdyby TVP znalazła receptę na przeniesienie tego spektaklu do swojego Teatru, największego w kraju? Wart jest tego.

Teatr żyje, nawet jeśli w innych swoich fragmentach jest redukowany, pozbawiany dawnych zadań i walorów związanych z dobrą literaturą. Ten akurat rodzaj teatru nie moralizuje, nie poucza, nie wzywa do niczego ze sceny. Wciąż za to umie czarować. Wciąż umieją to robić polscy aktorzy, i to niekoniecznie celebryci o najgłośniejszych nazwiskach. Gratulacje dla wszystkich twórców spektaklu!

– Piotr Zaremba

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Zdjęcie główne: Maciej Makowski i Marcin Sosiński w spektaklu „Morderstwo dla dwojga” w Teatrze Muzycznym w Toruniu . Fot. teatrmuzyczny.torun.pl
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.