Fragment książki „Kat polskich dzieci. Opowieść o Eugenii Pol” drukujemy dzięki uprzejmości Wydawnictwa Prószynski i S-ka.
Fotograf Józef Borkowski opowiada, że w 1962 roku jeden z ocalonych zwrócił się do ZBoWiD-u [koncesjonowana przez komunistyczne władze organizacja kombatantów II wojny światowej, ale tylko akceptowanych przez władze i tylko z walk i konspiracji antyniemieckiej – przyp.red.] z prośbą o zaświadczenie, że był więźniem obozu przy Przemysłowej. „Odpowiedziano, że nie wiedzą o istnieniu takiego obozu”. W tym samym ZBoWiD-zie Emilii Mańkowskiej (Kamińskiej) powiedziano, że „to było przedszkole, a nie obóz”. Nie chciano jej nawet z koleżankami wysłuchać. Przyjęto je dopiero w 1967 roku.
Eugenia Pol znalazła w tej organizacji przyjazne środowisko, choć zapewniała, że do niej nie należała. Wtedy rzeczywiście nie. „Zanosiłam im zdjęcia, aby mieli dowody”. Na jednym ze spotkań ze swym bratem Mieczysławem śpiewali piosenki. Opiniowała wnioski byłych więźniów Przemysłowej, którzy chcieli wstąpić do ZBoWiD-u.
Maria Gapińska (w obozie Pawłowska) twierdzi, że mówiła tam o zbrodniach Eugenii Pol, ale działacz Związku Franciszek Kubiak bronił wachmanki: „Powiedział, żeby zbrodniarzy nie szukać na swoim podwórku, a w NRF. Żebym dała spokój. Że ojciec oskarżonej jest zasłużony” – wspominała była więźniarka i się żaliła: „Kubiak ciągle koło mnie robił »wrogą robotę«”. „On ją stale krył i bronił” – podkreśla.
To celna uwaga. Franciszek Kubiak był wtedy wpływowy, wiarygodny wobec władzy komunistycznej. Zasiadał w Zarządzie Oddziału Łódzkiego ZBoWiD-u w Komisji Historycznej, ponieważ – co wzmacniało jego pozycję – był więźniem Sachsenhausen i Dachau.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
O zbrodniach Eugenii Pol Maria Gapińska próbowała opowiadać także w Komitecie Wojewódzkim PZPR i w prokuraturze, ale „wszędzie mówiono nie”. Aparat komunistycznego państwa chronił wachmankę. „Kubiak i Pol zrobili sobie wielką ucztę, aby zeznawać w procesie rehabilitacyjnym”.
Zasłona milczenia
Przez dwadzieścia lat nikt nie interesował się Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt, zatem Eugenia Pol mogła czuć się bezpieczna. „Gdybym miała coś na sumieniu, to nie zostałabym w Łodzi, a ja cały czas byłam na miejscu, nie ukrywałam się” – zeznała.
„Do jesieni 1965 roku na terenie m. Łodzi nic w zasadzie nie mówiono i nie pisano o obozie dla dzieci przy ul. Przemysłowej i nie prowadzono w tej sprawie żadnego postępowania wyjaśniającego” – przyznawała Tatiana Kozłowicz, historyk, kierownik Redakcji Obcojęzycznej Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. W 1965 roku Wiesław Jażdżyński wydał
Reportaż z pustego pola. Zawiera przekłamania. Eugenię Pol nazywa w nim obozową kucharką. Ale przyznał, że książkę napisał na podstawie materiałów ZBoWiD-u. „Oczywiście wprowadziłem również fikcję literacką. W materiałach Polowa była przedstawiona jako kucharka, która śpiewa piosenki”.
Wachmanka czytała
Reportaż…, ale nie zaprotestowała, gdy zauważyła, że autor nazwał ją kucharką. Na tym etapie życia swoją pracę w obozie przy Przemysłowej określała jako hańbę. Zaraz jednak dodawała, że trafiła tam „nie z własnej winy” i „nie z własnej winy” podpisała folkslistę.