Oprócz wszystkiego, czym sport jest, jest on także międzynarodowym językiem emocji, którego nie trzeba się uczyć, bo zna go i rozumie każdy mieszkaniec planety. Pewnie dlatego większość dyscyplin terytorialnych przekroczyła granice państw, stając się globalnymi.
Ten proces jest niepowstrzymany, a jego liczne formaty są dostępne całej ludzkości. Dziś nie ma czegoś takiego jak sporty regionalne w sensie dosłownym, czyli zamknięte w szklanej bańce jednej zbiorowości, chociaż w każdym przypadku właśnie od tego się zaczynało.
Rzecz jasna i dzisiaj na świecie istnieje mnóstwo gier i zabaw ludowych, tyle że poza głównym nurtem dyscyplin, zatem szerzej nieznanych, bez kontaktu z obecną definicją sportu, który stał się show businessem.
Tak więc nadal istnieją różne igrzyska, ale nie ma tendencji do zamykania się na własnym podwórku, pocieszania własną oryginalnością, wręcz przeciwnie. Kto tylko może i potrafi, stara się przebić na główną scenę, co wymaga dużo wysiłku i dużych pieniędzy.
Wyłamać bark czy urwać nogę?
Na przykład taekwondo jest narodowym sportem Korei. Bite 40 lat zajęły Koreańczykom próby eksportu tej dyscypliny. Drukowali podręczniki w różnych językach. Kręcili filmy szkoleniowe. Kształcili trenerów i wysyłali ich w świat. Aż taekwondo zostało dyscypliną olimpijską.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
To była polityczna decyzja władz, w ramach państwowej propagandy i oczywiście za publiczne pieniądze, gdyż żadne państwo nie ma własnych. Cel osiągnięto, bo świat się dowiedział, że istnieje taki sport i przyjął go do rodziny olimpijskiej.
Jednak wskazywanie źródeł pochodzenia określonej dyscypliny nie zawsze jest tak oczywiste, jak w przypadku taekwondo czy innych azjatyckich formuł walki. Ten kłopot dotyczy m.in. najbardziej popularnego sportu na ziemi, jakim jest piłka noża.
W powszechnej opinii za ojczyznę futbolu uchodzą Wyspy Brytyjskie. Lecz gdy w starożytnych Chinach, Japonii, Meksyku, Egipcie, Rzymie czy Grecji ludzie grali w piłkę, w Anglii nikt nie wiedział, że istnieje tak fajna zabawka, jak piłka.
Do tej pory nie wiadomo, jak ani kiedy dokładnie piłka na Wyspy trafiła. Może przywieźli ją Rzymianie, może Celtowie, a może Sasi, Duńczycy lub Normanowie? I nie wiadomo na czym wówczas polegał konkretnie ten sport. Z grubsza i ogólnie był mieszanką rugby i futbolu.
Można było kopać nogą, rzucać ręką oraz szarżować ciałem na przeciwnika. Piłkę szyto ze świńskiego pęcherza, wypełniano grochem, co miało swoje znaczenie, bo miało swoją wagę. Średniowieczna futbolówka ważyła tyle, co „piłka lekarska” współcześnie.
Nic dziwnego, że trudno było zdecydować, co lepsze? Czy lepiej rzucać i wyłamać sobie bark? Czy lepiej kopać i urwać sobie nogę? Pasja wymagała okiełznania. Należało uregulować przepisy, ogarnąć sprzęt, wytyczyć boiska. I tak też zostało zrobione.
Spory na temat ręką czy nogą trwały długo, aż w końcu zapadły decyzje. Powstały odrębne przepisy dla rugby i piłki nożnej i odrębne federacje pod koniec XIX wieku. Dla wymagających wykonano ukłon, bo w rugby można i ręka i nogą...
Od 1174 roku naszej ery, gdy na różnych kontynentach zaczęły się zabawy z piłką, do roku 1871, gdy rugby i futbol wzięły rozwód, minęło dokładnie 697 lat. Co obrazuje ewolucyjny charakter drogi od lokalnego folkloru do igrzysk globalnych.
Zresztą piłka nożna chyba nigdy nie była regionalną rozrywką, bo każdy, kto kopał nogą dodawał coś od siebie. Majowie wiązali tę grę z religią. Inni z obrzędami ludowymi. Formy bywały różne lecz rodzaj gry miał w sobie potencjał uniwersalny, co ma istotne znaczenie dla udanej transformacji.
Produkt made in USA
Ciekawe, że nie da się tego powiedzieć o futbolu amerykańskim, który także ewoluował z rugby i też wybił się na niepodległość jako odrębna dyscyplina. Za ojca tego futbolu uznawany jest Walter Chauncey Camp, dziennikarz sportowy i trener.