Ukraińcy w Polsce. Kto jest kim
piątek,
26 sierpnia 2022
W interesie mniejszości ukraińskiej byłoby „ulokowanie” swych przedstawicieli we wszystkich liczących się polskich partiach politycznych.
Do niedawna, mniejszość ukraińska odgrywała w Polsce dość skromną rolę. Teraz jednak, wraz z napływem najpierw migrantów ekonomicznych, a od lutego – także uchodźców, sytuacja może się radykalnie zmienić.
Jeszcze kilka lat temu, zgodnie ze spisem powszechnym z 2011 r., w Polsce żyło około 39 tys. Ukraińców, a mówiąc ściśle – obywateli polskich narodowości ukraińskiej. Ale później zaczęły przybywać do naszego kraju setki tysięcy migrantów, szukając tu pracy. Zgodnie z raportem Urzędu ds. Cudzoziemców z grudnia 2021 r., liczba obywateli Ukrainy posiadających ważne zezwolenia na pobyt w Polsce przekroczyła 300 tys. osób. Pozostali przyjeżdżali – i wyjeżdżali, ale grupa deklarująca chęć pozostania na stałe, rosła. A w ostatnich latach kilka tysięcy z nich otrzymało polskie obywatelstwo. Ci ludzie chcą być aktywni, także w sferze społecznej i politycznej.
Uchodźców jest zapewne około dwóch milionów. Większość deklaruje chęć powrotu do kraju. Ilu zostanie na stałe w Polsce? Szacunki są rozmaite, w maju raport NBP mówił, że chce pozostać 16 proc., czyli ponad 300 tys. To oznacza, że liczba Ukraińców żyjących w Polsce wzrośnie do ponad pół miliona, przybędzie też na pewno posiadaczy polskich paszportów.
Akcja Wisła i jej skutki
Przed II wojną światową Ukraińcy stanowili ponad 15 proc. obywateli Polski. Ale wojna zmieniła wszystko. Polsko-sowiecka granica znalazła się na Bugu i Sanie, dzieląc obszary zamieszkane i przez Ukraińców, i przez Polaków.
Bardzo wielu naszych rodaków w ramach tzw. repatriacji zostało przesiedlonych do Polski w nowych, powojennych granicach. I podobnie, liczni Ukraińcy wysiedleni zostali do ZSRR. Było kilka etapów „repatriacji”. W pierwszym w drugiej połowie 1944 r. wyjechało z Polski blisko 20 tys. Ukraińców, czyli ponad 5 tys. rodzin. Kolejne trzy organizowane były do 1946 r. Część opornych mieszkańców ziem południowowschodnich wysiedlano siłami Grupy Operacyjnej „Rzeszów” w składzie czterech dywizji piechoty oraz Wojsk Ochrony Pogranicza, Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, milicji i funkcjonariusz urzędów bezpieczeństwa. Łącznie podczas całej tej operacji wysiedlono 480 tysięcy osób czyli 122 tys. rodzin.
W Bieszczadach wciąż jednak mieszkali Ukraińcy, a także Łemkowie i Bojkowie (niektórzy uznający się za Ukraińców, inni – za członków odrębnych narodów). I aktywnie działała UPA. Stąd decyzja Biura Politycznego KC PPR z 1947 r. o przymusowych ich przesiedleniu na tzw. Ziemie Odzyskane. Niewykluczone zresztą, że decyzja w tej sprawie zapadła wcześniej w Moskwie. Oczywiście, ówczesne Wojsko Polskie mogło bez problemu zlikwidować UPA, liczącą w Bieszczadach około 2,5 tys. ludzi, nie organizując żadnych przesiedleń – ale zapadła decyzja polityczna. Ogółem przesiedlono około 140 tysięcy osób.
W efekcie, Ukraińcy znaleźli się na Mazurach, Pomorzu Zachodnim i Dolnym Śląsku. I dlatego w Górowie Iławieckim (woj. mazursko-warmińskie) funkcjonuje Zespół Szkół z Ukraińskim Językiem Nauczania (w tym liceum), jak również cerkiew grekokatolicka; Ukraińcy w tym mieście stanowią znaczącą grupę. Podobnie w Białym Borze w województwie zachodniopomorskim – tam też jest podobny zespół szkół, cerkiew grekokatolicka, a także ogromny pomnik – głowa Tarasa Szewczenki. Są też szkoły z językiem ukraińskim w Legnicy, Bartoszycach (woj. mazursko-warmińskie) oraz Przemyślu. To pokazuje rozproszenie ludności ukraińskiej.
W rozproszeniu
Takie rozproszenie powodowało, że mniejszości ukraińskiej dość trudno było się zorganizować i angażować w działalność polityczną. Białorusini stanowią zwartą grupę w woj. podlaskim i być może dlatego łatwiej było im na przykład wybierać swoich posłów na Sejm – ich przedstawiciele z reguły startowali z list lewicy (np. Edward Czykwin czy Jan Syczewski), nawet jeśli byli aktywnymi działaczami prawosławnymi.
Natomiast jeśli chodzi o Ukraińców, to w znacznej mierze kandydowanie ich przedstawicieli do Sejmu i nawet sejmików wojewódzkich zależało od decyzji konkretnej partii politycznej, która chciała przyjąć ich na swoje listy – ze świadomością, że muszą oni przede wszystkim zdobyć głosy Polaków. Najbardziej znanym z tej grupy był Mirosław Czech (UW, PO).
Dobrym przykładem zaangażowania mniejszości ukraińskiej były wyniki wyborów samorządowych w 2010 r. 13 jej przedstawicieli wybrano do rad powiatów na terenie województw pomorskiego, warmińsko-mazurskiego i zachodniopomorskiego, 30 do rad gmin. Na urząd wójta lub burmistrza wybrano 6 osób, a ponadto Ukraińcy pełnili funkcje starostów i wicestarostów w powiatach zamieszkanych przez zwarte ich skupiska.
To wszystko pokazuje realną siłę mniejszości ukraińskiej w naszym kraju. Nie więcej niż jeden poseł na Sejm, pojedynczy radni sejmików wojewódzkich i ponad czterdziestu radnych powiatowych oraz gminnych. Jednak jeśli liczba obywateli RP narodowości ukraińskiej się zwiększy, sytuacja może ulec diametralnej zmianie.
Najważniejsza – historia?
Do 1956 roku o tym, że w Polsce są jacyś Ukraińcy, w ogóle nie mówiono. A oni żyli w traumie, rozrzuceni po całej Polsce, inwigilowani przez bezpiekę. Dopiero potem komunistyczne władze pozwoliły im założyć Ukraińskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne (UTSK), przymknęły też oczy na faktyczne funkcjonowania Kościoła greckokatolickiego (choć bez własnej hierarchii). Na przełomie lat ’60 i ’70 SB prowadziły sprawę „Ortodox”, podczas której m.in. zbierano informacje o działalności duchowieństwa greckokatolickiego i nastrojach wiernych. Mimo to w latach 1957-1980 wyświęconych zostało 21 kapłanów greckokatolickich.
W 1990 r. UTSK przekształciło się w Związek Ukraińców w Polsce na czele którego stoi obecnie Mirosław Skórka (od 2021 r., wcześniej był to Piotr Tyma). Tak naprawdę jedynym miastem, w którym Ukraińcy żyli i w przeszłości, jest Przemyśl – ale też z rozmaitych względów właśnie to miasto było przez lata miejscem sporów polsko-ukraińskich, a po stronie ukraińskiej jako strona występował związek. Bardzo długo trwały jego starania o przejęcie Domu Ukraińskiego (Narodnyj Dim), zbudowanego ze składek Ukraińców w 1904 r. Doszło do tego dopiero w 2011 r.
Działania związku (poza kwestiami bytowymi mniejszości ukraińskiej i sprawami kultury oraz oświaty) w znacznej mierze dotyczyły najbardziej dramatycznych wydarzeń w historii stosunków polsko-ukraińskich. W 1995 r. organizacja złożyła do Sejmu projekt ustawy przyznający członkom UPA, którzy byli więzieni w czasach stalinowskich, uprawnienia kombatanckie. Postulowała też, aby państwo polskie wypłaciło odszkodowania ofiarom Akcji Wisła. Podobno też – pisał o tym w Rzeczpospolitej” Jan Żaryn – ZUwP wystąpił do IPN, by uznał „polskie zbrodnie, jakich Polacy dopuszczali się przez lata na narodzie ukraińskim”.
W 1995 r. doszło do porozumienia w sprawie określając upamiętnienia Ukraińców, poległych w Polsce – także członków UPA. Uzgodniono, że miejsca pamięci powinny być związane z faktycznym miejscem pochówku, a napisy na płytach i pomnikach muszą być dwujęzyczne i nie mogą godzić w uczucia Polaków. Ale w ostatnich latach doszło do niszczenia takich miejsc przez nieznanych sprawców. Związek usilnie walczył o ich odtworzenie. Wszystko to powodowało, że – być może niesłusznie – Związek Ukraińców w Polsce kojarzony był przede wszystkim z najtrudniejszymi problemami w naszych najnowszych dziejach.
Oczywiście, ZUwP nie był jedyny. Działał Związek Ukraińców Podlasia, powstały z oddziału ZUwP; jego powstanie wynikło z konfliktu wewnętrznego, ale obecnie obie organizacje współpracują. Wychodziły ukraińskie czasopisma, m.in. pismo ZUwP „Nasze Słowo”. Funkcjonował Kościół greckokatolicki z abp Eugeniuszem Popowiczem na czele, mający jednak zaledwie ponad osiemdziesięciu duchownych, przy liczbie wiernych szacowanej na 55 tys. Można jednak powiedzieć, że wszystkie te organizacje i struktury nie były przygotowane na napływ tysięcy migrantów, nie mówiąc już o uchodźcach.
Dla wschodnich sąsiadów nasz kraj jest swoistą Ukrainą Plus.
zobacz więcej
Migranci i uchodźcy
Chcący pracować w Polsce przybysze z Ukrainy z pewnością nie myśleli o zaangażowaniu się w jakąkolwiek działalność, poza zarabianiem pieniędzy. Co więcej, wielu z nich przyjeżdżało i wyjeżdżało, potem znów wracało. Trudno więc było mówić o jakiejś ciągłej obecności w Polsce.
Ale wkrótce się okazało, że chcieliby pójść w niedzielę do cerkwi. Prawosławni mieli do dyspozycji w Warszawie dwie świątynie; niedawno przybyła trzecia. Grekokatolicy mogli pójść do bazylianów na Miodową – albo jechać do Przemyśla lub innych miast gdzie znajdowały się cerkwie tego obrządku. Ale zamiast 55 tys. wiernych na msze grekokatolickie chciało się wybrać kilkaset tysięcy ludzi… Ale pojawiło się wsparcie ze strony Kościoła rzymskokatolickiego i tworzenie parafii przy kościołach katolickich, także w Warszawie. I potrzeba „importu” duchownych z Ukrainy.
Przybysze zza wschodniej granicy potrzebowali też wsparcia i opieki. Związek Ukraińców w Polsce nie był na to przygotowany – tak pod względem liczby działaczy, jak i lokalowym czy posiadanych finansów. Pojawiło się zasadne pytanie, czy ZUwP – organizacja mniejszości narodowej – stanie się też przedstawicielem migrantów ekonomicznych? Czy „zagospodaruje” także tych, którzy zdecydują się pozostać w Polsce na stałe?
Jeśli tak, to jedynie częściowo. Owszem, do związku zaczęli przystępować Ukraińcy – przyjezdni zza wschodniej granicy, powierzano im nawet różne funkcje. ZUwP zaczął się otwierać na ludzi innych niż jego dotychczasowi członkowie: urodzonych na wschód od Bugu i Sanu, dla których akcja „Wisła” nie była osobistym doświadczeniem ich rodziców i dziadków, ale historią znaną jedynie z książek.
Równolegle zaczęły jednak powstawać zupełnie nowe organizacje – z reguły fundacje. Fundacja „Nasz Wybór” stworzona została jeszcze w 2009 r., jak sama o sobie pisze – „przez Ukraińców i ich przyjaciół Polaków, aby pracować na rzecz ukraińskich migrantów w Polsce, pomagać im w integracji z polskim społeczeństwem i polską kulturą, a także zapoznawać Polaków z kulturą ukraińską”. Jej celem jest „pomoc w integrowaniu ukraińskich migrantów z polskim społeczeństwem, wspieranie rozwoju kontaktów kulturalnych, oświatowych, ekonomicznych i politycznych między Polską i Ukrainą oraz upowszechnianie wartości demokratycznych i społeczeństwa obywatelskiego”. Prezesem fundacji jest Myrosława Keryk, z zawodu historyk i socjolog, koordynatorka projektów w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN, redaktorka naczelna miesięcznika „Nasz Wybir”.
Inna duża organizacja to Fundacja Ukraina we Wrocławiu, przedstawiająca się jako „otwarta platforma dla edukacji oraz integracji”, działająca od 2013 r. „z ludźmi i dla ludzi w autentycznym wielokulturowym klimacie Wrocławia”. Prezesem zarządu jest Artem Zozulia, ekonomista, w latach 2014-22 dyrektor Konsulatu Honorowego Ukrainy we Wrocławiu. Fundacja Ukraina ma największą liczbę osób zatrudnionych, poza biurem także w Instytucie Praw Migrantów oraz Centrum Ukraińskim Kultury i Rozwoju.