Być może nie tak mało. Za wcześnie na ocenę, jaki odsetek uciekinierów, koczujących na przejściach granicznych z Mongolią stanowią dziś Buriaci i Tuwińcy (z Kałmucji jest do Mongolii nieco dalej), z pewnością jednak szczególnie oni mogą liczyć na życzliwe przyjęcie. Oni też odnajdą się w Ułan-Bator – obyczajowo i językowo, nierzadko odnawiając związki klanowe i rodzinne. Zaś argument moskiewskich cyników, którzy wysyłają do walki buriackich poborowych jako obojętnych na ukraińską sprawę, też może się okazać obosieczny. W Ułan-Ude można już usłyszeć ten sam argument, co w dagestańskiej Machaczkale: „Walka o jedność słowiańską, jak powtarza prezydent? A co nam do tego? To nie nasza wojna!”.
A może sprawy pójdą i o krok dalej? Idea „panmongolizmu” tliła się przez chwilę przed stu laty, bardziej w opiumowych rojeniach barona Sternberga niż w rzeczywistości. Co jednak stoi na przeszkodzie by ją – niczym kulkę opium – rozdmuchać? W Mongolii, prócz wspomnianego na wstępie Kongresu, czynny jest „Ruch na rzecz jedności narodu mongolskiego” w Buriacji – Ruch Jedności Nagadal oraz „Ludowa Partia Buriacko-Mongolska”. Owszem, były to przez lata formacje kanapowe, ale w wielkim stepie, gdzie od małego ćwiczy się jazdę, łatwiej niż gdzie indziej jednym skokiem z kanapy trafić w siodło…
Pieszczoty uszu
A najzabawniejsze jest w tym odwrócenie znaków. 123 lata temu, w roku 1899, wielki rosyjski filozof Władimir Sołowjow w swoim słynnym „Krótkim traktacie o Antychryście” zabawił się ułożeniem czterowiersza, opiewającego groźny – i wydumany – panmongolizm. W przekładzie Wiktora Woroszylskiego te cztery wersy brzmią następująco:
Choć imię dzikie – panmongolizm! –
Mnie jednak mile ucho pieści,
Jakby majestat wzniosłej doli,
Od Boga danej, w nim się mieścił…
Większość świata zna ten cytat nie z traktatu Sołowjowa, lecz z nierównie bardziej znanego, późniejszego o pokolenie wiersza Aleksandra Błoka „Scytowie” (1918), w którym został użyty jako motto.
Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie Scytowie, a gdzie cywilizacja mongolska – ale Sasza Błok postraszył Zachód tak, jak lubił.
Miliony — was. Nas — mrowie, mrowie, mrowie.
Spróbujcie, zmierzcie wy się z nami!
Tak, my — Azjaci! my — dzicy Scytowie
Z pożądliwymi skośnymi oczami!
I Zachód przestraszył się Scytów w budionnówkach, i bał się ich – przez wiek. Co jednak, jeśli w cztery pokolenia po Sołowjowie, w trzy po Błoku, panmongolizm zacznie pieścić uszy chińskie, europejskie i amerykańskie?
– Wojciech Stanisławski
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy