Rozmowy

Jeden drugiego nie wyda. Klerykalizm to swego rodzaju kultura korporacyjna

Z ostatnich badań wynika, że za niewiarygodne zastało uznanych 10 procent zgłoszeń. To dużo. Patrząc na to, co dzieje się w społeczeństwie, uważam, że skala fałszywych zarzutów będzie rosła. Oskarżenie kogoś o wykorzystanie dziecka będzie po prostu dobrym sposobem na zaszkodzenie mu – na odegranie się na przykład na mężu, na wujku, na sąsiedzie, na księdzu – mówi psycholog i terapeutka Ewa Kusz.

Ewa Kusz, wicedyrektor Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie 30 września została powołana przez papieża Franciszka do Papieskiej Komisji ds. Ochrony Małoletnich na pięcioletnią kadencję. Dzięki uprzejmości wydawnictwa eSPe z Krakowa publikujemy fragment książki „Ja ci wierzę” – rozmowy, jaką z Ewą Kusz przeprowadziła latem tego roku Małgorzata Terlikowska.

MAŁGORZATA TERLIKOWSKA: Widzę, ale też słyszę od księży, jak nieumiejętne działanie proboszcza podcina skrzydła tym młodym chłopakom, którzy wychodzą z seminarium pełni zapału, jeszcze niezniechęceni. Takie zderzenie z rzeczywistością naprawdę bardzo wielu z nich wpędza w depresję, bo zupełnie nie potrafią się odnaleźć w kapłańskim życiu. To, z czym się stykają, nijak ma się do tego, czego uczono ich w seminarium.

EWA KUSZ:
To, o czym mówisz, też znajduje odzwierciedlenie w moich badaniach. W historii księży, których badałam jako podejrzanych o wykorzystywanie małoletnich – jeżeli to nie są młodzi kapłani – często pojawiają się kolejne parafie, w których te relacje kapłańskie, powiedzmy, nie były najlepsze. Tutaj ewidentnie widać różnicę, jeśli chodzi o księży zakonnych i diecezjalnych.

Czy do rektorów seminariów zaczyna docierać, że jednak trzeba by ten program formacji seminaryjnej zmienić? Że należy położyć większy akcent na formację ludzką, by w przyszłości wyeliminować potencjalne zagrożenia? Czy w ogóle jest świadomość, że ta zmiana jest konieczna?

Myślę, że coś się na pewno zmienia, ale wygląda to bardzo różnie w zależności od miejsca. Problem w tym, że by ta zmiana się dokonała, nie wystarczy świadomość. Trzeba mieć dobrze przygotowanych formatorów, a obydwie szkoły formatorów – zarówno jezuicka, jak i salwatoriańska – nie podejmują w sposób wystarczający tematyki wykorzystania seksualnego.

Czy homolobby kryło księży pedofilów?

Tylko ujawnienie nieformalnych struktur i twarde przestrzeganie zakazu święcenia gejów, jaki wydał Benedykt XVI, może realnie oczyścić Kościół ze skandali seksualnych.

zobacz więcej
Może trzeba zacząć odpowiadać na rzeczywiste problemy, a nie fruwać w obłokach? Po tej dygresji wróćmy jednak do sprawców [nadużyć seksualnych – red.]. Czy ta niedojrzałość, o której wspomniałaś, to jest jedyny czynnik ryzyka po stronie sprawców?

To jest czynnik główny. Z tej niedojrzałości wynika brak wglądu w siebie. Ktoś taki ma trudności społeczne, więc łatwiej mu nawiązać kontakt z osobami młodszymi. W tej relacji jest bardziej atrakcyjny niż w relacjach poziomych z kolegami czy z innymi dorosłymi. Tym zaburzeniom towarzyszą różne uzależnienia, w tym uzależnienie od seksu. Na początku taka osoba nie potrzebuje partnera seksualnego. Zazwyczaj zaczyna od autoerotyki, dopiero z czasem potrzeba jej silniejszych bodźców. Wśród sprawców oczywiście zdarzają się też osoby, które mają zaburzenia preferencji seksualnej albo inne problemy seksualne. Bywa i tak, że osoba pobożna, która ma jakieś problemy seksualne i nie jest zdolna do nawiązania relacji z kobietą, z różnych powodów stwierdza: „Nie dam rady zbudować związku, a chcę jakoś sensownie spędzić życie. Może zostanę księdzem lub pójdę do zakonu”. Niestety, taki wybór wcale problemów nie rozwiąże, lecz je jeszcze wyostrzy.

Nieraz słyszałam takie sugestie: „Nie interesujesz się dziewczynami, to pewnie masz powołanie”. Nie wiem, czy ludzie wciąż tak myślą. W każdym razie kiedyś nieraz okazywało się, że to niekoniecznie była dla takiej osoby właściwa droga, bo problem się nie rozwiązywał, lecz potęgował.

Na pewno brakuje porządnego screeningu powołaniowego – dobrego rozeznania, czy kandydat do seminarium faktycznie ma powołanie, czy po prostu przed czymś ucieka. A jeśli mówimy o czynnikach ryzyka po stronie sprawców, to niewątpliwie należy do nich zaliczyć silnie obecną w Polsce kulturę klerykalną, przejawiająca się choćby w narcyzmie duchownych czy ich poczuciu władzy.

A jakie są czynniki ryzyka po stronie ofiar?

I w tym wypadku ważna jest sytuacja rodzinna. Jeśli relacje w rodzinie są prawidłowe, ta sytuacja jest czynnikiem chroniącym dziecko. Jeśli w relacjach rodzinnych występują jakiekolwiek dysfunkcje, dziecko doświadcza jakichś braków, wówczas może poszukiwać zaspokojenia poza domem. Jeśli zostało wychowane w środowisku religijnym – będzie poszukiwało tego w takim środowisku. Dziecko doświadczające problemów w relacji rodzinnej, jak już wspominałyśmy, będzie podatne na różnego typu przemoc, głównie psychiczną, w tym także na wykorzystanie seksualne. W środowisku religijnym idzie ono w parze z wykorzystaniem duchowym. Bardziej podatne na to są dzieci słabsze, odrzucone, z niepełnosprawnością, nieodczuwające bezpieczeństwa w więzi z matką i innymi bliskimi dorosłymi. Często pochodzą one z domów z silną dominacją mężczyzny.

Inny czynnik ryzyka, na który wskazują badacze tej tematyki, to silny związek rodziców z Kościołem przy niskim statusie społecznym. Objawia się on „ślepym” przestrzeganiem przykazań i nakazów oraz naiwnym i całkowitym zaufaniem księżom. Skutkiem tego jest niejednokrotnie bezkrytyczne podporządkowanie siebie i całej rodziny danemu kapłanowi, który w ten sposób dostaje wszelkie możliwości, żeby wykorzystać tak rodzinę, jak i dziecko dla własnych celów. Nierzadko ksiądz staje się przyjacielem lub też dobroczyńcą rodziny. Traktowane to jest jako wyróżnienie dla niej i wzmacnia jej znaczenie w otoczeniu. Ksiądz zaprzyjaźniony z rodziną ma okazję poznać niezaspokojone potrzeby dziecka, dzięki czemu łatwiej może na nie odpowiedzieć. Rodzice idealizują sprawcę, „bratają się” z nim, więc dziecko nie ma się do kogo zwrócić, gdy zostanie wykorzystane. Skoro ksiądz jest dla rodziny taki wspaniały, nie może być niczemu winny. Jedynym winnym jest dziecko.

Kościół przez bardzo wielu ludzi traktowany jest jako miejsce bezpieczne. Ktoś, kto ma trudne relacje w domu czy w szkole, w Kościele znajduje sobie wspólnotę ludzi, którzy myślą podobnie jak on i nie konfrontują go z czymś trudniejszym. Nie twierdzę, że jest to złe, tylko że to jest świetne środowisko do manipulowania. Dodatkowym atutem takiej wspólnoty może być charyzmatyczny duszpasterz, który przyciąga zagubione osoby, mówiąc im, co mają w życiu robić, jak mają funkcjonować.
Książka ukazała się nakładem wydawnictwa eSPe z Krakowa
Odpowiedzialność zrzucają na kogoś innego – ktoś im powie, na jakie mają iść studia, czy wyjść za mąż, czy pójść do seminarium lub zakonu…To jest bardzo niebezpieczna forma kierownictwa duchowego.

Rozmawiałam ostatnio z dwiema osobami skrzywdzonymi we wspólnotach. Te osoby zaangażowały się w grupy religijne, szukając w nich uzdrowienia. Nie ma nic dziwnego w tym, że ludzie czegoś takiego szukają, niektórzy przecież po to przychodzą do psychologa. Wszystko zależy od rozsądku tych, którzy prowadzą takie grupy. Ci liderzy, kierownicy duchowi powinni ludzi tylko właściwie podprowadzić, bo odpowiedzi na ważne pytania każdy musi sobie udzielić sam. Taka praca polegająca na towarzyszeniu w podejmowaniu decyzji wymaga jednak od lidera czy kapłana sporo czasu, ale też pewnego dystansu. Dystansu wobec siebie. Taka osoba nie jest ani guru, ani jakimś szefem, nie zna też jedynej właściwej drogi do Pana Boga.

Ostatnio miałam dużo kontaktów z osobami zranionymi, które opowiadały mi, że kapłani, a także świeccy liderzy prowadzący takie grupy jako pomoc proponują osobie skrzywdzonej seksualnie modlitwę wstawienniczą z nałożeniem rąk. Dla takich osób dotyk kapłana, dotyk mężczyzny jest traumatyczny. Jeśli odmawiają, nieraz słyszą zarzut, że odrzucają bliskość Boga. Tłumaczę im wtedy, że to nie jest jedyna forma modlitewna i że Pan Bóg nie jest przemocowy. Mają prawo odmówić i spotykać się z Bogiem w takiej formule, jaka jest dla nich dobra.

Jeśli jakiś silny osobowościowo lider rości sobie pretensje do decydowania o życiu innych ludzi, wskazuje – a są też takie wspólnoty – kto z kim ma się ożenić czy za kogo wyjść za mąż, to jest to już patologia. Patologia duchowości, o której pisał wspominany już nieraz przeze mnie ks. Krzysztof Grzywocz. Reasumując, czynniki po stronie osób pokrzywdzonych to są głównie deficyty, które te osoby próbują w jakiś sposób uzupełnić?

W taki sposób można wykorzystać nie tylko dzieci czy młodzież, ale również osoby dorosłe. Potrzeba przynależności nierzadko prowadzi taką osobę do grupy religijnej, która oferuje jej namiastkę relacji rodzinnych, bezpieczeństwa i akceptacji. Młody człowiek ma poczucie, że przynależy do elity. Nie zauważa przy tym, że grupa przyjmuje albo już ma charakter sekty, z wszystkimi patologicznymi cechami.
        ODWIEDŹ I POLUB NAS     A te czynniki ryzyka ze strony kultury, o których mówiłaś?

Mam na myśli kilka rzeczy. Podzielę się swoimi refleksjami, bo to jest coś, co wymaga przebadania. Na razie mamy tylko analizę publicystyczną. Moje spostrzeżenia dotyczą wszystkich krajów postkomunistycznych, ale skoncentruję się na Polsce.

W naszym kraju Kościół odgrywał bardzo ważną rolę jako instytucja stojąca w kontrze do ówczesnej rzeczywistości. To było miejsce sprzeciwu. Ta pozycja Kościoła przez lata kształtowała w ludziach postawę klerykalizmu. Warto zastanowić się, jaką rolę w danej społeczności pełnił czy pełni nadal proboszcz. Pamiętam reakcję mojej koleżanki z Niemiec, która trafiła już jakiś czas temu do jednej z niewielkich miejscowości na południu Polski. Tam na mszy usłyszała, jak proboszcz zarządził, że w dniu nieświątecznym mają być zamknięte sklepy. I tak się stało. Koleżanka Niemka była w totalnym szoku. To jest właśnie ten pewien rodzaj kultury, w której od wieków kapłan, proboszcz nie tylko wyznaczał kierunek moralny, lecz także pełnił funkcję społeczną.

Elementem kultury klerykalnej jest też to, że przez wiele lat temat wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży przez duchownych był zamiatany pod dywan. Księża sprawcy byli przenoszeni z parafii na parafię, czasem za granicę. Obowiązywała solidarność korporacyjna: ty na mnie nie donoś, bo ja mogę donieść na ciebie.

Myślę, że tutaj też splata się wiele wątków. Faktycznie klerykalizm jest swego rodzaju kulturą korporacyjną. Podobne mechanizmy występują w każdej innej zamkniętej grupie zawodowej. Jeden przeważnie drugiego nie wyda. Podobnie prawnik, sędzia… Księża w dekanacie raczej pojadą zastąpić pijanego kolegę, który jest sam na parafii, niż powiedzą przełożonym, że jest pijany. Po co mówić biskupowi? Trzeba tu wziąć pod uwagę społeczny brak zaufania do jakiejkolwiek władzy. Wszyscy załatwiamy sprawy na naszym własnym podwórku. Nie mamy kultury przejrzystości, jasności. Władza ma swoją wiedzę, którą się nie dzieli, a na dole trzeba siedzieć cicho i robić swoje. Do seminariów, zakonów, przychodzą ludzie z takiego społeczeństwa, nie przychodzą z innego.

Kilka lat temu prowadziłam zajęcia z klerykami w jednym z seminariów, to był sam początek ich studiów. Dopiero przyszli, nie mieli jeszcze kontaktu z klerykami z wyższych lat. Jeden z nich przyznał, że są takie problemy, o których z przełożonym się nie rozmawia. Byłam w szoku. Oni od samego początku już o tym doskonale wiedzieli, że tak po prostu trzeba funkcjonować (…).

Często w mediach katolickich możemy się spotkać z opiniami, że w zasadzie problemu nie ma i że wykorzystywanie małoletnich przez księży to temat zastępczy. Zawsze pojawia się w takich wypadkach argument, że to wrogowie Kościoła rozdmuchują takie sprawy, żeby Kościół zniszczyć. Czy rzeczywiście pojawiają się fałszywe oskarżenia? Jest ich dużo?

Oszust nie pomoże prawdziwym ofiarom pedofili

Kto poinformuje papieża Franciszka, że człowiek, którego pocałował w rękę wcale nie jest ofiarą?

zobacz więcej
Trzeba sięgnąć do badań ISKK (Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego – przyp. red). Z ostatnich wynika, że za niewiarygodne zastało uznanych 10 procent zgłoszeń. To dużo. Patrząc na to, co dzieje się w społeczeństwie, uważam, że skala fałszywych zarzutów będzie rosła. Oskarżenie kogoś o wykorzystanie dziecka będzie po prostu dobrym sposobem na zaszkodzenie mu – na odegranie się na przykładna mężu, na wujku, na sąsiedzie, na księdzu. Spodziewam się, że liczba fałszywych oskarżeń przez jakiś czas będzie rosnąć, a potem może wszystko wróci do normy. (…)

Podsumowując, jak oceniasz działania Kościoła – powołanie różnych instytucji, delegatów, wyznaczenie duszpasterzy osób skrzywdzonych? Czy to rzeczywiście przynosi realną zmianę? A może to tylko takie PR-owe zagranie, żeby zamknąć usta krytykom Kościoła?

To zależy, jak definiujemy, czym jest Kościół. Mnie nie wszystko się podoba, niektóre działania uważam za czysto PR-owe. Z powodu niektórych decyzji już cierpimy, bo okazały się wydmuszką. Myślę, że znacząca część ludzi zaangażowanych w te kwestie – duszpasterze, delegaci, kuratorzy, wielu świeckich – to osoby realnie zatroskane. Jeśli popatrzymy globalnie, to jeśli chodzi o działania na poziomie prewencji czy interwencji, Kościół robi jednak znacznie więcej niż ogół społeczeństwa.

Czego zatem społeczeństwo może się nauczyć od Kościoła, jeśli chodzi o radzenie sobie z problemem wykorzystywania seksualnego dzieci i młodzieży?

Na pewno, jak pomagać osobom skrzywdzonym. Jedna z nich, wykorzystywana i w domu, i w Kościele, która trochę pisuje w mediach społecznościowych, przyznaje, że na terapię dostaje pieniądze od Kościoła. Kto by jej pomógł, gdyby sprawcą nie był duchowny? Gdzie mogłaby się zwrócić o pomoc? W różnych diecezjach i różnych zakonach różnie to wygląda, ale w Kościele choć próbuje się zadbać także o sprawców. To jest kolejna rzecz. W społeczeństwie niewiele się też dzieje w kwestii prewencji – o szkolenia, o przygotowanie osób, które pracują z dziećmi i młodzieżą, dba właściwie chyba tylko Fundacja „Dajemy Dzieciom Siłę”, czyli organizacja pozarządowa. Wiele jest jeszcze rzeczy do zrobienia. W Kościele też jesteśmy na początku tej drogi, ale przynajmniej nie siedzimy z założonymi rękami, tylko coś próbujemy robić.

– rozmawiała Małgorzata Terlikowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Ewa Kusz jako psycholog i terapeutka zajmuje się tematyką i pomocą osobom wykorzystanym seksualnie, także w strukturach kościelnych od 2009 roku. Prowadzi gabinet terapeutyczny w Katowicach, jest biegłą sądową w Sądzie Okręgowym w Gliwicach.

Jak przypomina KAI w 2013 roku była project managerem pierwszej grupy 60 duchownych i świeckich w Polsce szkolonych w formule e-learningu przez rzymskie Centrum Ochrony Dziecka na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim. Współtworzyła polskie Centrum Ochrony Dziecka (COD) w Krakowie i jest współautorką programu pierwszych w Polsce studiów podyplomowych: Profilaktyka przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży. Z ramienia COD jest odpowiedzialna za projekt współpracy międzynarodowej Sieci ds. Ochrony Małoletnich w Kościołach Europy Środkowo-Wschodniej (ReteEco) i przy tym projekcie współpracowała też z Papieską Komisją ds. Ochrony Małoletnich, która we wrześniu 2021 r. w Warszawie zorganizowała konferencję regionalną.

Dwukrotnie, na zaproszenie Benedykta XVI, była audytorką synodu biskupów biskupów: w 2008 r. na temat „Słowo Boże w życiu i misji w Kościoła”, a w 2012 r. „Nowa ewangelizacja dla przekazu wiary chrześcijańskiej”. Papieska Komisja ds. Ochrony Małoletnich została powołana do istnienia w 2014 r. jako organ doradczy papieża. Od reformy Kurii Rzymskiej promulgowanej w marcu 2022 r. przez papieża Franciszka Papieska Komisja weszła w skład Dykasterii ds. Nauki Wiary. Jej przewodniczącym jest kard. Seán O’Malley, arcybiskup Bostonu.

Tytuł od redakcji
Zdjęcie główne: Grupa młodych zakonników kleryków na ulicy Szerokiej na Krakowskim Kazimierzu. Fot. PAP/Jerzy Ochoński
Zobacz więcej
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Zarzucał Polakom, że miast dobić wroga, są mu w stanie przebaczyć
On nie ryzykował, tylko kalkulował. Nie kapitulował, choć ponosił klęski.
Rozmowy wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
W większości kultur rok zaczynał się na wiosnę
Tradycji chrześcijańskiej świat zawdzięcza system tygodniowy i dzień święty co siedem dni.
Rozmowy wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Japończycy świętują Wigilię jak walentynki
Znają dobrze i lubią jedną polską kolędę: „Lulajże Jezuniu”.
Rozmowy wydanie 15.12.2023 – 22.12.2023
Beton w kolorze czerwonym
Gomułka cieszył się, gdy gdy ktoś napisał na murze: „PPR - ch..e”. Bo dotąd pisano „PPR - Płatne Pachołki Rosji”.
Rozmowy wydanie 8.12.2023 – 15.12.2023
Człowiek cienia: Wystarcza mi stać pod Mount Everestem i patrzeć
Czy mój krzyk zostanie wysłuchany? – pyta Janusz Kukuła, dyrektor Teatru Polskiego Radia.