Czy można opinie gejowskiego aktywisty na temat Kościoła traktować poważnie? Czy jego książka jest wiarygodna?
Na te pytania nie ma prostej odpowiedzi. Dane liczbowe dotyczące rzekomej liczby homoseksualistów w Kurii Rzymskiej są nieweryfikowalne, szczególnie że sam autor przyznaje, iż nie mówi tylko o „aktywnych homoseksualistach”, ale także o ludziach, którzy jego zdaniem mogą nimi być, ale nie podjęli nigdy współżycia, a nawet o takich, którzy według niego nie uświadamiają sobie, że są w istocie gejami, a jedynie funkcjonują w męskich strukturach.
Tak skonstruowana definicja homoseksualizmu ułatwia szafowanie wielkimi liczbami. A przy okazji zaciera różnicę między męską przyjaźnią, przecież istniejącą a rzeczywistymi relacjami o podtekście czy wręcz treści homoerotycznej.
Identycznie ma się sprawa z delikatnymi – albo wcale niedelikatnymi – sugestiami o możliwej „homofilności”. Tym terminem określa Martel duchownych, którzy nie są aktywnymi homoseksualistami, ale jego zdaniem należą do kultury gejowskiej.
Hierarchów, których francuski działacz gejowski nie lubi, z łatwością oskarża o „homofilność” i to na przykład na podstawie analizy ich strojów (bo lubią staroświecki sznyt), obrazów, jakie wiszą w ich domach albo urody ich sekretarzy. Tego rodzaju analizy, choć mogą budzić emocje czytelnika, niewiele mają wspólnego z dowodami.
Analiza sieci gejowskiej
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że Martel nigdy nie posuwa się w tych sugestiach za daleko i jeśli nie ma dowodów, szczerze to przyznaje. Co robi wtedy? Zazwyczaj oskarża duchownego o związki ze skrajną prawicą...
Zdarza się także, że Martel w książce polemizuje z plotkami o rzekomym homoseksualizmie znanych postaci Kościoła i zdecydowanie je odrzuca. To akurat dowodzi, że choć książka pisana jest pod tezę, to nie jest tylko ideologiczną propagandą.
Ideologiczne są natomiast rozważania na temat rzekomej homofobii Kościoła, uznawanie jej za walkę wewnątrz gejowskiej rodziny czy przekonywanie, że wszystkie elementy moralności seksualnej Kościoła wynikają ze stłumionej gejowskiej seksualności celibatariuszy. Tego rodzaju tez nie da się ani uzasadnić, ani tym bardziej przyjąć. To wyłącznie próba przypisania instytucji, której się nie rozumie, intencji i opinii własnego środowiska.
Zarzuty te nie powinny jednak przesłaniać tych elementów książki, z którymi trudno polemizować. A tych jest wiele. Analiza sieci gejowskiej (Martel nie lubi używać określenia „homolobby”), wskazanie na to, jak ona działa i zmienia Kościół, ukazanie skutków skrywanej homoseksualności dla jednostek są mocnymi stronami tej książki.